Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Sayonara76

Strzelała do mnie...

Polecane posty

Gość Sayonara76

Wczoraj by to szczególny dzień... Zacznę od początku. Od kiedy zrozumiałem, że moja nadzieja umarła, a Ona oddała się w wir nowego związku, nota bene ze swoim byłym kochankiem, wiedziałem, że muszę ją wymazać z mojego życia i świadomości. Okazało się jednak to arcytrudnym zadaniem. Pomimo wielu zastosowanych technik terapeutycznych i duchowych musiałem mierzyć się z nowymi faktami związanymi z ich związkiem. Ona ciągle powtarzała mi, że go nie kocha i ma to tylko charakter przyjacielski. Gdzieś to rodziło we mnie nić nadziei... Nie przeszkadzało Jej to jednak zapraszać go na noce do domu i na weekendy. Niestety w ten weekend widziałem ich razem, roześmianych i szczęśliwych. Trzymali się za ręce, całowali i przytulali. Nie byłem tym zaskoczony. Czytałem Jej listy do niego pełne emocji, uczuć i pragnienia bliskości.(Ona czytając ze mną te listy tłumaczyła mi, że to tylko tak ciepła forma wyrażania się do sympatycznego kolegi...) Mimo to kiedy ich zobaczyłem otrzymałem bolesny cios. Tak naprawdę potrzebowałem tego by zrozumieć, by wiedzieć i by być... Nie spałem trzy noce katując się tymi obrazkami. Ciągle rozmyślałem o tym co by było gdyby, co Ona czuje do niego?, dlaczego nie Ja? w czym On jest lepszy ode mnie? Dziesiątki kotłujących się myśli, pytań powodowały, że czułem się jak na haju... Byłem ciągle uniesiony i czułem się napompowany ołowianym powietrzem w okolicy serca... Ten ciężar w środku ma charakter ciężkiej mgły, ciągle mnie zmusza do zadręczania. Mogłem to przerwać... w każdej chwili... Ale chciałem się z tym zmierzyć dla samego siebie. Chciałem zrozumieć i zaakceptować ten fakt... Jeśli Ona tak czuje i tego pragnie, ma do tego prawo... Nie mogę mieć o to do niej żalu. Niestety męczyło mnie coś innego. Za każdym razem kiedy z nią rozmawiałem wymyślała nowe powody rozstania, najpierw, że ją osaczyłem, później że mnie nie kocha i potrzebuje samotności... (skąd ja to znam...), następnie, że mi nie może zaufać i jestem kłamcą, że nie może mi wybaczyć moich błędów itd...Czułem, że za wszelką cenę chce oddalić od siebie jakąkolwiek winę za mój ból i cierpienie... Próba ratowania związku Podjęliśmy próbę naprawienia naszego związku po rozstaniu. Na początku grudnia się spotkaliśmy i razem poszliśmy na wymarzony koncert CREE. Trwało to trzy miesiące. Starałem się jak nigdy w życiu. Opiekowałem się jej mieszkaniem, jej dziećmi, i nią samą. Nie liczyły się pieniądze, ani mój czas, ani moja praca. Zrezygnowałem z siebie dla Niej. Ona jednak ciągle czegoś oczekiwała - zrezygnuj z bloga, nie pisz na facebooku, nie rozmawiaj ze znajomymi, wykasuj numery telefonów kobiet itd.. Kochałem ją, wiedziałem czego pragnę i ciągle wierzyłem w naszą idealną przyszłość. Stosowałem się do wszystkiego co mogło by sprawiać jej przykrość lub ból... Prowadziliśmy miłe życie - koncerty, agua parki, kolacje, obiady, kino, wyjazdy w góry... romantyczne wieczory ... jak w cholernej bajce... Ja wróg wczesnego wstawania, budziłem się z Nią o 6 rano i zasypiałem z Nią o 23... Czułem w sobie pozytywną odmianę, wiedziałem, że to przełomowy moment w moim życiu. Chciałem dawać i nie oczekiwałem niczego w zamian... oprócz jednego wyjątku. Ustaliśmy wspólnie, że nie będzie się kontaktować ze swoim poprzednim kochankiem (z którym czuła się nieszczęśliwa i niespełniona - tak mi przedstawiała z nim relację) Już sylwester był znamienny. Ustaliliśmy, że nie będziemy pić alkoholu ani innych używek. Upiła się bardzo szybko... I tak rozpoczął się jej "godowy taniec". Pytała wszystkich nie przejmując się moją obecnością CZY ON, CZY JA? KTÓREGO WYBRAĆ? Kiedy zwróciłem jej uwagę, powiedziała, że nic nie rozumiem. O 24.00 była tak zajęta, że zapomniała mi życzeń złożyć. Oczywiście zadzwoniła do niego ukrywając się w toalecie Następnego dnia upiła się kolejny raz i wyrzuciła mnie z sylwestra. Zadzwoniła o 5 rano i poprosiła bym przyjechał. Porozmawialiśmy sobie o tym co się stało. Przeprosiła mnie i zdecydowała, że chce być ze mną. Zamieszkaliśmy razem u niej w mieszkaniu. Mimo moich starań, czułem, że Ona nie uczestniczy w naszym życiu. Była wyciszona i zamknięta. Ciągle zmęczona i wycofana. Starałem się rozmawiać i reagować. Na szczęście przyszły jej urodziny. Sprawiłem jej niespodziankę i wtedy wszystko się zmieniło. Była czuła i oddana. Mówiła mi o swojej miłości... W naszym świecie zaświeciło słońce... Zaczęliśmy rozmawiać, planować i marzyć o przyszłości... Ten stan trwał dwa tygodnie. Nagle się coś zmieniło. Znów się stała wycofana i agresywna. Nie mogłem dłużej czekać i zareagowałem. Okazało się, że znów miała z nim kontakt. Codzienne rozmowy, że to tylko przyjacielskie rozmowy, że potrzebuje z nim rozmów i Jaj namawiania bym to zaakceptował bo to nic złego... Walczyłem ze sobą, ale się zgodziłem... Bałem się ją zniewolić i osaczyć... Niestety rzeczywistość okazała się być bolesna... Pisała do niego czułe i emocjonalne listy, planowała z nim przyszłość, dzwoniła do niego po kilkanaście razy dziennie ( tylko w pracy) lub kiedy wychodziła z domu. Kiedy to odkryłem kolejny raz zaproponowałem rozstanie. Zgodziła się. Po czym znów poprosiła bym jednak został i że chce jeszcze jednej próby. Poprosiła mnie również bym napisał do niego list bo ukrywała przed nim, że się jesteśmy razem. Po ustaleniu wersji listu wysłałem go do niego. Zareagował szokiem ale zachował się przyzwoicie. Niestety Ona wtedy wpadła w panikę emocjonalną po wysłaniu listu zaczęła wydzwaniać do niego kilkanaście razy dziennie.Definitywnie myślała o jego cierpieniu. Nie mogła się z tym pogodzić. Była przygaszona. Nie wiedziała co ma zrobić. Czułem, że nie mogę dłużej spokojnie się temu przyglądać. Miałem wyrzuty sumienia, że Ona cierpi... Wiedziałem, że musi podjąć w sobie decyzję i nie potrafi. Używała argumentów serca i umysłu... Niestety ciągle mnie okłamywała i oszukiwała... Poprosiła mnie o zezwolenia na wychodzenia i spotykanie się z przyjaciółkami. Oczywiście nigdy jej tego nie zakazywałem. Ale dla przydania dramatyczności jej potrzebom wybrała taką formę mi tego zakomunikowania. Nie było jej 4 dni z rzędu. Kiedy wiedziała, że przesadza powiedziała mi, że niedzielę spędzimy razem. W niedzielę zakomunikowała mi, że musi się udać do jednej przyjaciółki na regulację brwi ale zaraz wróci. Nie było jej trzy godziny. Zadzwoniła do niego w tym czasie osiem razy! Kolejne terminy nie miały sensu... Zabrałem ją do samochodu i wyjaśniłem jej, że nie możemy tak żyć, że ja się nie zgadzam na życie w cieniu kłamstw ... Powiedziała mi wszystko. Że się z nim umówiła i że go bardzo potrzebuje, ale w przyjacielskim charakterze... Powiedziała mi również, że mnie nie kocha... że próbowała, lecz nie potrafi... Do dziś słyszę dźwięk wypowiadanych przez nią tych słów. Jakby zabrzmiały wszystkie dzwony świata... Jakby pękły wszystkie góry.... Zrozumiałem, że to koniec. Mimo to zagubiony w mojej miłości starałem się z nią rozmawiać... Ona już w sobie podjęła decyzję. Wróciliśmy do domu poprosiła mnie bym zostawiła ją na chwilę sam bo musi zadzwonić do przyjaciółki. Natychmiast zadzwoniła do niego i powiedziała mu, że ze mną zerwała. Żeby już się nie martwił i niedługo się zobaczą... Wyprowadziłem się od niej. Podczas wyprowadzki rozliczyłem się z nią z pożyczonych pieniędzy. Policzyła mnie co do złotówki zapominając że przez trzy miesiące na moich barkach leżały wszystkie wydatki związane z życiem (wyżywienie, wyjazdy, kolacje, alkohol, itd). Ale najciekawszą częścią rozliczenia był rachunek, który wystawiła mi za mieszkanie u Niej. 500 zł za miesiąc plus 120 zł za prąd. Zapomniała doliczyć wody, wywozu śmieci, amortyzacji itd. Oczywiście zapłaciłem. Żeby oddać mi pożyczone pieniądze musiała skombinować stosunkowo wysoką kwotę bym się wyprowadził. Była zdeterminowana. Rozliczyła się ze mną. Ciągle powtarzała mi, że mnie nie kocha i potrzebuje teraz samotności i harmonii. Już kilka dni później przyjechał do niej i spędził u niej noc. Pozostały jednak u Niej moje rzeczy. Umówiliśmy się i przyjechałem po nie. Nie miałem się gdzie zatrzymać a dopiero od następnego dnia miałem wynajęte mieszkanie. Poprosiłem więc o to by tą jedną noc spędzić u Niej. Wpadła we wściekłość i nie zgodziła się... Wiedziała, że nie będzie tego wieczoru mogła z nim swobodnie rozmawiać. Dlatego spuściła mnie... Dała mi 200 zł na hotel i kazała się wynosić... OSTATNI AKT Rozmawiałem z nią przez ostatnie dni kilka razy przez telefon. Ciągle pytałem o jej uczucia do niego? Co zamierza zrobić? Prosiłem ją o to by przerwała moje cierpienie i powiedziała mi, co do niego czuje. Wiedziałem, że jeśli go kocha pozwoli mi to wyzbyć się cierpienia i zapomnieć. Wynurzała się na temat czytania książek i życia w samotności i poszukiwania sensu życia. Atakowała mnie irracjonalnymi sytuacjami, które miały wpłynąć na jej decyzję(np: Przestała mnie kochać bo mieszkaliśmy razem, a powinniśmy osobno). Łapała się mglistych i niejasnych powodów by mnie zdyskredytować i nie dopuszczała w żaden sposób rozmowy na ten temat. Kiedy wybijałem jej argumenty z ręki natychmiast mówiła, że rozmowa nie ma sensu i kończyła. We wszystkich rozmowach cały czas oczywiście podkreślała moją winę. W dramatyczny sposób błagała mnie bym udał się do psychiatry i leczył się. Ciągle podkreślała, że mam ogromny problem ze sobą, ale tego nie widzę. Mówiła, że kłamała tylko mnie, że to ja jestem kłamcą, że nie może mi ufać itd... Oczywiście mówiąc mi to spędzała z nim całe wieczory i dnie.... Doszło do tego, że zaczęła mi w pewien sposób grozić... Wczoraj odbierałem mój telewizor. Wkurzyła się kiedy mnie zobaczyła pod swoim blokiem. Zaczęła od złości i krzyków. Nie oddzywałem się. Poprosiłem ją o spokój i zakomunikowałem jej, że chcę tylko zabrać telewizor i znikam. Pozwoliła mi wejść do domu i zażądała 200 zł jako warunku wydania telewizora. Dodała również, że będzie mnie pilnować bo mi nie ufa i mogę jej założyć podsłuchy. Oskarżyła mnie również o to, że włamałem się do jej komputera ( to tak na początek) Starałem się nic nie mówić. Ale chciałem się z nią pożegnać bez pytań i ciągłego narzekania. Wszystko co mówiłem odrzucała. Cała jej postawa była nastawiona na NIE. Buchała negatywną energią. Miałem wyciszony i spokojny głos. Mówiłem Jej o powodach zachowania się ludzi w takich sytuacjach. Chciałem wytłumaczyć jej zdenerwowanie i wykazać się zrozumieniem. Nie używałem przymiotników, nie oceniałem, nie podliczałem, nie przerywałem jej kiedy mówiła. Tak naprawdę wypowiedziałem do niej dwa pełne zdania. Ona zdawała się być w innym świecie. Każde słowo było dla niej kłamstwem, oskarżaniem... Ciągle mi mówiła jakim jestem chorym człowiekiem. Obarczyła mnie całą winą naszego rozstania. Wymieniła następujące powody ; Kłamanie i brak Jej zaufania... Zarzuciła mi nawet, że śmiem ją porównywać do mnie. Powiedziała, że "wszyscy" (jej kochanek, jej przyjaciółka i ONA) uważają mnie za kłamcę i musi na mnie uważać. Nie umiała jednak patrzeć mi w oczy, była najwyraźniej rozdarta wewnętrznie. Przybrała formę ataku by zagłuszyć w sobie resztki rozsądku. Strzelała do mnie oskarżeniami niczym karabinem maszynowym, raniła jak szalony chirurg skalpelem. A ja o nic ją nie oskarżyłem, nie miałem do niej żadnych pretensji. Czułem, że chce wewnętrznie się rozgrzeszyć oskarżając mnie. Nie używałem żadnych emocji (czasem kiedy cierpiałem uznawała, że się na niej w ten sposób mszczę i wywieram na Niej wyrzuty sumienia). Postanowiłem jednak, że nie będę komentował tego, co mówi, że nie będę jej prowokował i walczył. Ona ma walkę w sobie. Mam wrażenie, że zagubiła się w swoich odczuciach i emocjonalnych doznaniach. Przytuliła mnie czule po czym zażądała bym podał jej adres mojego zamieszkania. Dodała również, że nigdy nie przyjdzie zobaczyć czym się teraz zajmuję nawet jeśli miałbym jej zapłacić. Kiedy wyjeżdżałem spod jej bloku zobaczyłem jej kochanka, który szedł do niej... Kiedy odjeżdżałem poczułem ulgę... Nie zrobiłem nic przeciwko Niej podczas tego spotkania. W żaden sposób Jej nie uraziłem. Pozytywna nastawienie oraz wybaczenie mają ogromną moc... Życzę jej odnalezienia własnej drogi oraz oświecenia w szczęściu kochania siebie... Cisną się pytania. Co źle zrobiłem, dlaczego Ona mnie oskarża, czemu widzi tylko moją winę... Czemu wreszcie wszystkich okłamuje?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przeczytałam i napiszę tak: ja nie rozumiem chłopie, jak możesz tęsknić i chcieć być z tak zmanierowaną kobietą, w dodatku manipulującą bez przerwy Twoimi uczuciami. Powiedziała Ci, że wszystko skończone. Czy to nie jest powód by o niej zapomnieć i zająć się własnym życiem, nie w chaosie i notorycznym oszustwie z jej strony, ale w spokoju ducha. Takie sytuacje na pewno bardzo zaniżają poczucie własnej wartości. Zastanawiam się więc, po co Ci one ? Czy Ty naprawdę nie rozumiesz, że nie żyjesz na tym świecie po to, żeby Cię zrównywano z ziemią ?, żeby Twoje wartości nie miały żadnego znaczenia ? Otrząśnij się chłopie. Kobiet są miliony, a wśród nich zdarzają się perełki. Warto więc takich szukać, a nie poprzestawać na kobiecie, która nigdy nie będzie miała szacunku do Ciebie, co już udowodniła swoim zachowaniem. Pocierp w milczeniu, a za jakiś czas poszukaj innej kobiety, takiej, dla której Twoje wartości, Twoje potrzeby są ważne na równi z jej. Bo do tanga trzeba dwojga :D 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sayonara76
oreore dziękuję

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×