Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość olga1304

Czy można zaakceptować nadwagę?

Polecane posty

Gość olga1304

Witajcie! Mój problem polega na tym, że mam 160cm i ważę 68 kg (pamiątki po ciąży) i wciąż jestem nieszczęśliwa z tego powodu. Wciąż próbuję się odchudzać i mi nie wychodzi. Jestem tym zdołowana, nie żyję teraźniejszością, nie cieszę się życiem, wciąż myślę tylko o czasach "kiedy znów będę miała moją normalną wagę (55kg)" - o ile w ogóle to kiedyś nastąpi. Postanowiłam sobie, że to zmienię. Zaakceptuję siebie taką jaką jestem, kupię ubrania w których będę wyglądać ładnie, zadbam o kondycję, przestanę się ważyć codziennie i zacznę znów cieszyć się życiem, niezależnie od rozmiaru. Ale czy to w ogóle możliwe? Wiem, że są grubsze osoby, które nie przejmują się tak strasznie swoim wyglądem i chciałabym się dowiedzieć jak to zrobić. Jak iść ulicą i nie myśleć, że wszyscy patrzą na mnie i myślą "o jaki grubas". Wiem, że mam problem z głową, ale chciałabym naprawdę wyjść z tego błędnego koła. Niewykluczone zresztą, że jak zajmę się życiem, a nie dietami to może samo coś spadnie, w końcu kiedyś bez cudów trzymałam wagę... Pomóżcie, wy którym się udało zaakceptować siebie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość olga1304
up...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość olga1304
To niesamowite, że nie ma tu ani jednej osoby jakiej szukam. Może ta akceptacja siebie wcale nie jest taka oczywista :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć, ja Ciebie rozumiem. Też nie akcptuję siebie i mam tego dosyć. Chciałabym to zmienić, chciałabym patrzeć na siebie w lustrze i mówić "ehh rozmiar 42 pasuje do mnie idealnie". Ale ja tak nie potrafię. Kiedy próbowałam siebie zaakceptować i nie przejmować się dietami, to znów jadłam co chciałam i tyłam. I teraz mam taki efekt, że ważę prawie 76 kg, uda porasta mi cellulit, mam rozstępy na bokach i mega niską samoocene. A w ciąży jeszcze nie byłam. Dlatego nie potrafię zaakceptować nadwagi i muszę coś ze sobą zrobić. Są kobiety które tak żyją, są nawet grubsze. Wolą jeść, cieszyć się smakiem i nie kładą nacisku na wygląd. Mają to gdzies. I w sumie im zazdroszczę, bo noszą sobie ten rozmiar 42-44, a może i większy, jedzą co chcą, są uśmiechnięte i zadowolone z życia. I jeśli nawet tak chciałabym żyć, to otoczenie mi na to nie pozwala. Mój mąż powiedział mi, że tęski za moim "zgrabnym tyłeczkiem" - kiedy ważyłam 58-62 kg. Moja koleżanka cały czas chudnie, mówi jak to czuje się świetnie i jeszcze dostała się do finału MISS Wielkopolski, mój tata powiedział, że mi się przytyło, a moje siostry są takie szczupłe, moja teściowa jest na wieczniej diecie, a mój teść jest wiecznie oceniający i podreśla jak te panie z TV pięknie wyglądają. I jak tu zaakceptować siebie? Taka presja. Poza tym ja też podobałam się sobie, jak ważyłam to 15 kg. Dlatego muszę coś z tym zrobić. Pewnie moja wypowiedź specjalnie Ci nie pomogła, ale wierz mi, że Ciebie rozumiem. Bo chciałabym mieć to wszystko gdzieś, ale nie mogę. Muszę schudnąć. Dla siebie, dla innych... Smutne to, wiem... :( :( :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gallla
pewnie ,ze lepiej być szupłym niż grubym ale ....:) Jeśli rozważam problem swoej wagi , a wierzcie mi , że przy moim wzroście 158 cm jest ona dużo za duża to tylko w kontekście zdrowia . Tylko i wyłącznie . Odchudzanie ise dla kogoś , dla spełniania życzeń innych uwążam za totalne nieporozumienie . Ponadto zawsze będize ktoś kto będzie szczuplejszy , ładniejszy ale i taż mlodszy niz ja i porównywanie siebie mija sie z celem . Można być kobietą przy kości , możan być kobietą grubą ale pełną wewnętrzego spokoju i piękna . I szczerze mówiąc bardziej na tym mi zalęzy niż na wadze :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość karulia
jak sama się sobie nie podobasz z takim ciałem jakie masz, to zadne przemyslenia kobietek z kafe ani afirmacje tego nie zmienią. pozostaje schudnąć albo już zawsze mieć kompleksy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość olga1304
Tylko, że u mnie akceptacja siebie to klucz do wszystkiego. Nie chcę tak żyć jak teraz, wciąż się ograniczać i szybko łamać. Chcę sobie od czasu do czasu zjeść ciasto czekoladowe albo kebaba bez tych okropnych myśli, że mi nie wolno. Zwłaszcza, że wcale nie chudnę, a wręcz tyję. Bo ustalam dietę, trzymam ją 3 dni, a potem się łamię i kilka dni objadam. Bez sensu to wszystko. Żeby było śmieszniej już raz w życiu to przechodziłam. W liceum miałam nadwagę i wpadłam w to samo błędne koło co teraz. Ale było bardziej hardcorowo bo byłam młoda i nie myślałam o zdrowiu tylko o schudnięciu, więc nawet nie wspomnę co się wtedy działo. Rozregulowałam organizm i zamiast chudnąć tyłam i tyłam. Przed maturą waga pokazała 69 kg. I wtedy nadszedł ten moment kiedy postanowiłam przestać wariować. Olałam diety, przestałam się ważyć, zaczęłam jeść normalnie. Mogłam w końcu zjeść schabowego bez wyrzutów sumienia. Zajęłam się życiem, uczyłam się i dużo wychodziłam z domu. Potem matura - big stres i żołądek jak supełek. Następnie egzaminy na studia, nowy facet z którym wieczorami chodziliśmy na spacery lub jeździliśmy na rowerach. Zupełnie nie myślałam co mi wolno, czego nie, jadłam co chciałam, cieszyłam się życiem. We wrześniu spotkałam wychowawczynię z LO. Zapytała mnie co ja takiego zrobiłam, że tak strasznie schudłam. Zatkało mnie. Nic nie zrobiłam! Może ciuchy były luźniejsze, ale jakoś nie zaprzątałam sobie tym głowy bo tyle się działo... W domu po raz pierwszy od tamtego dnia w którym ważyłam 69 kg i w którym rzuciłam odchudzanie stanęłam na wadze.... i oczy wyszły mi z orbit. Ważyłam 55 kg!!! Długo tą wagę trzymałam nie żałując sobie niczego. Potem 2 lata byłam za granicą i pracowałam w fast-food co dało mi 62 kg. Po powrocie do kraju waga znów zaczęła spadać i było już 58 kiedy zaszłam w ciążę i teraz po ciąży niestety zostało 68. Dlatego ta akceptacja wagi jest mi potrzebna! Nie dlatego, żeby się móc obżerać, ale żeby znów cieszyć się życiem. A wtedy jest duża szansa, że ją stracę....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Samotnik3546677777
Nie można zaakceptować bo to się wiąże z kompleksami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość *liliann
Ja nie mam nadwagi, już, ale nadal mam za wysoką wagę. Nie utrzymałam najniższej jaką miałam, bo z wielkiej radości, że schudłam zaczęłam dojadać. W miesiąc dość przybrałam i od roku nie mogę tego zwalić. Przez ten rok jest wiecznie zdołowana, wszystkie ciuchy są za małe, za karę nic nie kupuję. Żadne diety już nic nie dają, ćwiczenia też są do niczego, bo waga ani drgnie, obwody nie maleją. Zapewnienie faceta, że jestem cudowna nic nie dają, bo przecież mam lustro i widzę tą "cudowność". Tłusty brzuch i trzęsącą się d.upę. Także naprawdę ciężko jest się zaakceptować wiedząc, że było lepiej i nie móc wrócić do tego, bo los nie daje. Czasami staram się optymistyczniej spojrzeć na siebie, bo myślę, że wtedy łatwiej będzie znowu podjąć walkę, ale mija np. miesiąc bez efektów i znowu dół gwarantowany.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość olga1304
Liliann skąd ja to znam "wszystkie ciuchy za małe, nowych nie kupuję za karę". Te słowa są mi bardzo bliskie. Tylko czy to jest życie??? A jeśli nigdy nie wrócimy do wagi to będziemy całe życie chodzić w za małych ciuchach z których się wylewamy? :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość *liliann
Chodzę w rozciągliwych :) Jedyny sposób, żeby w całkowitą paranoję nie wpaść. Ale spodni na siebie nie kupię, bo uda nie wchodzą, mam nie tyle co grube to mocno umięśnione i ciężko mi coś znaleźć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wwrrr
Moze to troche zalatuje magia i zabobonami, ale ostatnio czytalam ksiazke o odchudzaniu sie bez diet i jakos jej ufam. Nazywala sie bodajze 'diety nie dzialaja' (wlasnie przejrzalam internet, nie ma jej chyba w ogole w Polsce...). Ta ksiazka w ogole na bok odstawia diety i cwiczenia, a skupia sie na jedzeniu normalnym, tak, jak jedza ludzie naturalnie szczupli (w sensie: osoby, ktore nigdy nie mialy problemu z waga nie wiedza nawet, ile co ma kalorii i nasyconych tluszczy, i jedza co chca, czy to zdrowe, czy nie). Jest tam mnostwo cwiczen, gdzie za zadanie masz rozgryzc dlaczego jesz, i nauczyc sie traktowac jedzenie jak paliwo - jesc kiedy jestes glodna, jesc to, co lubisz, i tyle, ile potrzebuje Twoj organizm. Jest to trudne, ale moze warto zastanowic sie, dlaczego wlasciwie jesz, co sobie zastepujesz podjadaniem (jedzenie emocjonalne) i przestac ograniczac ulubione potrawy, bo to czyni je bardziej atrakcyjnymi. Jest to dosc trudne i ja staram sie (i bardzo czesto 'upadam') jesc normalnie juz prawie miesiac. Jest o tyle dobrze, ze jem co chce, a nie tyje - ale wiem, ze do idealu duzo mi brakuje, kiedy faktycznie usprawnie swoja relacje z jedzeniem, schudne na pewno, bo widze, jak duzo mojego jedzenia jest nie z glodu, ale z 'jestem smutna', 'nudze sie' itd.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie do końca tak jest z tym jedzeniem, a gdzie hormony? Rodzaj jedzenia, czyli to co zjadamy ma ogromny wpływ na nasza psychikę i apetyt. Zjedz kawał tortu lub bułkę z dżemem, to gwarantowane e cukier ci spadnie i zaraz będziesz znowu głodna. mam fajna książkę, która wiele tłumaczy "Wpływ jedzenia na nastrój" http://chomikuj.pl/michalyellow/e-booki/Medycyna/Dieta/Wp*c5*82yw+jedzenia+na+nastr*c3*b3j+-+Elizabeth+Somer,204139144.txt

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wwrrr
Oczywiscie, ze ma, ale wazny jest tez stan 'wyjsciowy' tej psychiki. Zjem tort, spadnie cukier i bede glodna, wiec zjem kurczaka - nic w tym zlego, jesli robimy to swiadomie. A jesli nie zjem tortu, bo nie wolno, tort urosnie do rangi zakazanego owocu, i bedzie necil jeszze bardziej... Kazdy z nas zna ludzi, ktorzy sa szczupli, mimo, ze jedza to, co chca (autor tej mojej ksiazki wyjasnia wrecz, ze ma na mysli tych normalnych, a nie osoby, ktore jedza mnostwo a i tak sa szczuple - taka przemiana materii). I te osoby raczej nie przejmuja sie skokami cukru po zjedzeniu slodyczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bialaMewaa84759202
Wychodzac ze szpitala po ciazy tez wazylam 68 kg,z tym ze wzrost 166, a dzis po 3 latach waze 50kg. Oznajmiam ze lepiej nieprzywiazywac sie do swoich nadprogramowych kilogramow, a spiac posladki i wziasc sie za siebie. Lepiej wmawiac sobie ze wygladam okropnie jak moge byc grubasem, ja czuje sie o wiele lepiej teraz, i nigdy w zyciu niezaakceptowalabym siebie gdybym znowu przytyla. A niezapomne tego nigdy jak w sklepie w sieciowce znanej,przymierzylam chyba ze 100 par spodni i wszystkie byly za male,przez to ze mialam duze uda tylek brzuch(sadlo)wyszlam ze sklepu i sie poplakalam. Dzis wchodzac do sklepu wszystkie mi pasuja :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jesli masz takie podejscie jak piszesz to nikt cię nie zaczaruje zebyś zaczłęła myslec i czuć inaczej... W swoim umysłe jestes szczupła kobietą i Twoje ciało sie z Twoim wnętrzem gryzie... Sama miałm taki epizod w życiu, ze przytyłam do 65 kg i dopiero kiedy zobaczyłam na wadze znów 55kg, znów poczułam się w swojej skórze... Wagę trzyam od tego czasu na w miare równym poziomie, bo taka waga jest zgodna z tym co jest "we mnie" Kiedy jestem grubsza, czuję i widze się taką dokładnie jak Ty... Nie widzę innego wyjscia jak schudnać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tez jestem za normalnoscia
olga trudno zaakceptowac nadwage skoro jest czyms nienaturalnym i niezdrowym i ogolnie jest nieprawidlowoscia. Jesli kiedys bylas szczupla a teraz masz walki tluszczu w roznych miejscach to normalne jest to ze odbierasz swoje odbicie jako nieatrakcyjne Tak samo jak trudno szczuplej osobie zaakceptowac np celulit i rozstepy jesli np rok temu ich nia miala. Da sie zaakceptowac i dla niektorych nie jest problemem wyglad, tak jak dla niektorych nie jest problemem brak czegokolwiek pracy czy wyksztalcenia czy przyjaciol czy inne deficyty w zyciu. ale zwykle dazy sie do naprawy swojego ciala lub sytuacji To co opisuje wrr to chyba jedyne prawidlowe podejscie- zdrowe normalne jedzienie daje normalna wage. Kazda skrajnosc, mega diety, mega wysilek daje efekt chwilowy. Symboliczna bulka z dzemem czy tort jak pisze majo jest wlasnie przykladem przetworzonego nienaturalnego jedzenia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
i można jeśli ktoś akceptuje siebie w takim większym wydaniu,większośc marzy o szczupłej sylwetce i do niej dąży

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość olga1304
Właściwie mój przykład z przeszłości jest dowodem na to, że to o czym pisze wrrr działa... Ale troszkę źle się wyraziłam chyba w temacie. Nie chodzi mi o zaakceptowanie swojego tłuszczu, chodzi mi o to, żeby znów zacząć żyć i cieszyć się życiem a nie tylko ograniczać. Przecież kiedyś jak już pisałam trzymałam wagę 55 kg bez żadnych diet. Zawsze byłam fanką czekolady i zawsze jadłam jej sporo a gruba nie byłam. Chciałabym tylko przestawić sobie klapkę w głowie. Ostatnio kupiłam dżinsy zgodne z moim większym rozmiarem (oczywiście w lumpexie bo uznałam, że to tylko na chwilkę więc szkoda kasy). I okazuje się, że jak się nie wylewa nic to można wyglądać dobrze nawet w większym rozmiarze. Mi chodzi o to, żeby żyć od teraz, a nie od wtedy kiedy schudnę. Zamierzam dbać o siebie, ćwiczyć i nie jeść wieczorami po 18:00 (ale jeśli się czasem zdarzy to nie płakać z tego powodu). I nie ważyć się codziennie. Nie myśleć o dietach i schudnięciu itp. Chcę już teraz wyglądać ładnie, już teraz być szczęśliwa. A może efektem tego będzie schudnięcie jak za dawnych lat...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wążne abyś TY była szczęsliwa nieważne czy w większym czy mniejszym rozmiarze a dążenie do szczuplejszej sylwetki nie przesłaniało naszej codzienności:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dalej bedę twierdzić że nie da sie "pstryknąc" żeby sie wszystko zmieniło w glowie:) Zwłaszcza, ze znam temat... Mnie dodatkowo demotywują i wpędzają w dołek wieksze ciuchy, jesli sie bym sie nie zmieściła w 36 (a najlepiej 34) to nie ma siły zebym coś kupiła,.. chocby 2 zł kosztowało;) Tak samo było z ciuchami 38-40 z czasów 65-tki, porozdawałm w momencie kiedy tylko osiągnałam 36. Jak na razie slusznie, bo by sie przez prawie 6 lat mnie nie przydały, a komuś służą ;) PO prostu nie akceptuje siebie innej niż w orzmiarze 36 i akurat ja wiem, ze nic na to nie poradze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tez jestem za normalnoscia
olga a powiedz szczerze z czego bedziesz zadowolona kiedy juz waga spadnie do idealnej. z czego bedziesz zadowolona w swoim zyciu, jakie kolejne wyzwania postawisz przed soba? co bedzie ci na codzien sprawiac przyjemnosc?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość olga1304
Dobre pytanie... Nie wiem.... Jedynie ciuchy będą na mnie lepiej leżeć i będę czuła się ładniejsza, a co potem nie wiem. Dlatego bzdurą jest tak usilnie koncentrować się na odchudzaniu. Lepiej zająć się czymś innym. Eh, mam mętlik w głowie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość olga1304
wrrrrr a gdzie można dostać tą książkę o której piszesz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tez jestem za normalnoscia
wlasciwie o to pytam - bo wlasciwie jesli masz zainteresowania czy przyjemnosci i cele poza dobra waga ciala i sylwetka to powinny ci juz dzis sprawiac przyjemnosc i skup sie bardziej na nich. rob fajne rzeczy chodz na masaze, czytaj fajne ksiazki ucz sie nowych rzeczy spotykaj sie z przyjaciolmi i sprawiaj radosc sobie i innym. Nie ograniczaj zycia do odchudzania bo to dosc pusty zywot.zycie to nie odchudzanie i zdazysz jeszcze w zyciu ponarzekac na prawdziwe problemy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość olga1304
W tym też tkwi problem. Kiedyś moje życie miało tempo - mieszkałam w mieście, praca, studia, mnóstwo znajomych, czas na czytanie książek itp. Dziś mieszkam na wiosce 10 km za miastem. Mało kogo tu znam, zresztą tu jest kilka domów i las. Znajomi zostali daleko. Pracy nie mam, męża nie ma od świtu do nocy i w weekendy przeważnie też. Siedzę więc sobie samiutka na tym pustkowiu z rocznym maluchem. Na czytanie mogę mieć czas jak pójdzie spać, ale wtedy zawsze jest coś innego do zrobienia, a wieczorami chcę spędzić czas z mężem. Uczę się języków obcych, staram się ćwiczyć, hobbystycznie zaczęłam uprawiać ogródek, ale to wciąż za mało w porównaniu z dawnym życiem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eweliiiiiiiiina
pytanie do wrrrrrr, gdzie dostać tą książkę? tytuł? autor?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×