Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość pomaranczowa gruszka

list ojca dziecka do ministra w sprawie szpitali!!! przeczytajcie!!!

Polecane posty

Gość pomaranczowa gruszka

Szanowny Panie Ministrze Ja też miałem ostatnio nieszczęście być w szpitalu z dzieckiem. W szpitalu jest biednie - ale to rozumiem. Rodzice śpią na podłodze - może to absurdalnie zabrzmi w cywilizowanym kraju - ale też jakoś to rozumiem. Korytarze i ściany są brudne i zdewastowane - i to rozumiem. Marne i dziadowskie jedzenie dla dzieci - to również potrafię zaakceptować. Nawet to, że nie ma wody dla rodziców. Ale wie Pan, czego nie potrafiłem zrozumieć? To niech Pan przeczyta - pisze do ministra zdrowia Grzegorz Jankowski, redaktor naczelny Faktu Po pierwsze. Dlaczego lekarz pediatra w izbie przyjęć robi wielką łaskę, że się w ogóle do rodziców odezwie? Dlaczego traktuje matkę i ojca jak namolnych petentów, którzy mu po prostu przeszkadzają? Czemu daje to wyraźnie odczuć? Dlaczego mamrocze coś pod nosem i odnosi się do spanikowanych rodziców jak natrętów? Po drugie. Dlaczego kobieta w rejestracji w nocy śpi? Dlaczego z przelewającym się dzieckiem na ręku muszę ją budzić, bo pielęgniarka z izby przyjęć już na mnie nakrzyczała, że nikt nie obejrzy dziecka dopóki się nie zarejestruję. I już. Choćby dziecko umierało, srało i rzygało na potęgę, to najpierw muszę budzić rejestratorkę. Ja muszę budzić. Bo ona ma prawo spać w pracy, a ja mam obowiązek ją obudzić. Po trzecie. Nie rozumiem tego, że nikt na oddziale zakaźnym nie wynosił z sali zabrudzonych kałem i wymiotami pieluch i tacek. Zostawały na noc. Śmierdziało. Śmierdziało jak w kiblu (nie mam lepszego porównania). Zarazki się roznosiły i nikt się tym nie przejmował. Inaczej mówiąc: w pokojach, gdzie leżały dzieci, leżały też ich wymiociny i kupy. Po czwarte. Niech Pan spróbuje mi wytłumaczyć, czemu pielęgniarka prosi rodziców, żebyśmy uważali na dziecko, by wymiotując i robiąc pod siebie nie zabrudziło pościeli, bo przez święta nie będzie wymiany (trafiliśmy na oddział z rotawirusem w Wielką Sobotę). Po piąte. Nie potrafię do tej pory zrozumieć, czemu pielęgniarka specjalnie zwlekała z pomocą dla zabrudzonego kałem dziecka. Wołana o pomoc do przewinięcia, stanęła w drzwiach i powiedziała, ze przyjdzie za chwilę, bo musi coś załatwić. Tonem osoby robiącej łaskę. Po tej chwili dziecko po kolejnym ataku biegunki, miało już kał we włosach. A sama matka stała bezradnie i płakała z bezsilności. A to, co miała załatwić pielęgniarka, to było odłożenie jakiejś paczuszki w zabiegowym i pogadanie dłuższą chwilę z koleżanką. O dupie Marynie jak się Pan zapewne domyśla. I to tak długo, żeby pokazać matce, kto tu rządzi. Po szóste. Dlaczego pielęgniarki głośnymi rozmowami budziły w nocy dzieci i rodziców. Tak, w środku nocy! Zapewne Pan wie, jak ciężko usypia się chore dziecko. I jak bardzo sam rodzic, opiekujący się maleństwem, potrzebuje snu. Aha, powiem panu o czym rozmawiały o pół do pierwszej w nocy o wakacyjnej ofercie biur podróży. Że jest generalnie słaba. Po siódme. Niech Pan mi wytłumaczy, dlaczego namolnie muszę się upraszać, żeby ktoś założył fachowo dziecku worek do pobrania moczu? Dlaczego muszę się prosić o ligninę, o tacki, o wyniesienie zasranych pieluch. Dlaczego w ogóle muszę się ciągle prosić. Czy nikt nie widzi, że dzieci z rotawirusem mają non stop biegunkę i wymiotują na okrągło? Po ósme. Byłem w szoku, kiedy o szóstej rano pani sprzątająca oddział po prostu waliła wszystkimi sprzętami tak, jakby na siłę chciała obudzić wszystkich. Waliła, kopała kosze na śmieci, które chciała przesunąć, trzaskała drzwiami. Na pewno Pan to sobie może wyobrazić. I wie Pan co? Jeszcze bardziej byłem zszokowany reakcją lekarza, który kompletnie nie rozumiał moich uwag w tej sprawie. Odpowiedział, ze przecież pobudka jest o 6 rano. Czuje Pan ten absurd? Po dziewiąte. Niech Pan mi powie, czemu muszę słuchać prowadzonej na głos rozmowy personelu że jestem „pretensjonalny i „jakiś nienormalny, bo inni rodzice śpią na podłodze, dzieci też im srają, a nie narzekają jak ja. I wie Pan co jeszcze słyszałem, stojąc pod drzwiami zabiegowego? Że „matka źle mnie wychowała, bo tylko ciągle czegoś chcę, a nic nie daję od siebie, i że moje dziecko będzie na pewno jeszcze gorsze. A jedna z pań dodała, że takich jak ja to ona codziennie w pociągach niewychowanych widzi. Po dziesiąte. Nie wiem czemu nikt nie wynosił starego jedzenia z pokoju. Zrobił się syf. Potem się dowiedziałem, że mam to robić sam i wynosić resztki tego niby-jedzenia do świetlicy. Ale nikt nie był łaskaw mi o tym wcześniej powiedzieć. A już zabawne było, jak salowa na oddziale zakaźnym smarowała nieosłoniętą ręką chleb masłem. Potem tą samą ręką brała z woreczka foliowego wędlinę i kładła na kromkę. Dałby Pan to dziecku? Po jedenaste. Szlag mnie trafia, jak widzę, że przez pół nocy nikt nie odłączył dziecku pustej kroplówki. To normalne? To po co są dyżury w nocy? Po dwunaste. Czemu pielęgniarka nie podejdzie do matki, która od godziny próbuje uspokoić zapłakane, rozhisteryzowane małe dziecko. Słyszał Pan zapewne rozdzierający płacz dziecka w nocy, widział Pan zapewne matki szalejące przy dzieciach, żeby je uspokoić. A czy widział Pan pielęgniarki, które na to nie reagują? Bo co? Bo to normalne? Po trzynaste. Czemu dyspozytor z pogotowia mówi mi rozbrajająco szczerze i grzecznie, że ma jednego lekarza na powiat i najwcześniej przyjedzie ktoś do mnie za godzinę, półtorej. Bo teraz karetka jest u zawałowca. I żebym wsiadł w swój samochód i jechał do najbliższego szpitala. A gdybym nie miał samochodu? A tam, gdzie mieszkam nie ma nocnej komunikacji. Okazało się potem, że moje dziecko ma „tylko rotawirusa. Ale gdybym to ja miał zawał? To co? Miałbym zdechnąć? Mogę jeszcze po czternaste, piętnaste i szesnaste. Nie mam pretensji, że szpital jest biedny. Mam pretensję o to, że lekarz, który przyjmuje setki dzieci, powinien mieć empatię we krwi. We krwi. Powinien mieć to zakodowane w podświadomości. Na to nie trzeba pieniędzy. Mam pretensję o to, że niektóre pielęgniarki nawet już nie chcą pomagać rodzicom w zwykłych sprawach, które normalnie byłyby ich obowiązkami. Bo całą najgorszą robotę robią za nie matki i ojcowie: wycieranie kupy, mycie z wymiocin, wyrzucanie śmieci, karmienie, przewijanie, uspokajanie. One już tylko podają lekarstwa i zakładają wenflony. Nie wszystkie oczywiście, ale wiele z nich. A przynajmniej tak było tam, gdzie ja trafiłem z chorym dzieckiem. I zupełnie nie rozumiałem, że panie pielęgniarki miały w swoim pokoju wygodne tapczany i fotele, i telewizor, a matki z łaski dostawały brudne i zdezelowane łóżka polowe, jeśli w ogóle ich dla nich wystarczyło. Jeśli większość roboty wykonują rodzice, to niech panie pielęgniarki mają choć dla nich minimum zrozumienia już nie mówię o wdzięczności. I jeszcze jedno pytanie po co w ogóle komuś łóżko i telewizor, jeśli jest w pracy na dyżurze? To jest absurd! ak Pan widzi, nie czepiam się jakości samego leczenia. Były badania, lekarstwa, sprzęt, naprawdę fachowi lekarze. To, o co mam pretensje, to sposób traktowania ludzi. O absurdy panujące w służbie zdrowia, które można wyeliminować bez pieniędzy. Choćby te łóżka, kanapy i telewizory dla dyżurujących lekarzy i pielęgniarek. Wiem, że posypią się na mnie gromy za to, ale akurat ta grupa zawodowa nie może spać w pracy. I te absurdy i brak empatii to chyba największe bolączki naszego systemu ochrony zdrowia. PS. Wysłałem Panu swoje żale SMS-em w święta. Tak się składa, że mam Pański numer telefonu. Ale jestem pewien pisałem to nie tylko w swoim imieniu. Nie odpowiedział Pan. Rozumiem Wielkanoc. Ale może zechce Pan odpowiedzieć gazecie? Albo nie. Niech Pan pojedzie sam to zobaczyć na własne oczy. A jak nie ma Pan czasu, to proszę choć obejrzeć te zdjęcia obok. I na koniec do wszystkich, którzy uważają, że to normalne. Nie, to nienormalne! Z poważaniem... PIERDOLONA JEBANA SLUZBA ZDROWIA, PIERDOLONE PIELEGNIARKI I LEKARZE-KAZALABYM IM ZDYCHAC W MECZARNIACH ZA TAKIE PODEJSCIE DO DRUGIEGO CZLOWIEKA!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ja 9 dni emu miałam
okazję być na dziecięcym.Dzwonię,dzownię,dzwonię,dzwonię...............Nikt się nie zgłasza.Jak już za entym razem ktoś odebrał o wysłali mnie do budynku dalej.Potem do następnego...I tak latałam z dzieckiem na ręku.Myślałam że mnie trafi.Kiedyś jak mały miał 4 mies to dostałam zjebki od lekarki po co ja do teściów jechałam na obiad??!! Szczęka mi opadła.Bo tak się złożyło że jak pojechaliśmy mały w tym czasie strasznej biegunki dostał.Co ją to obchodzi.Łaskę ogromną zrobiła że mnie przyjęła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cos okrponego na pewno
nie pzolilabym abyu w szpitalu ktos w taki sposob traktowal mnie i moje dziecko. Pogrozilabym, ze napisze tu i tam i od razu by sie do roboty wziely.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pomaranczowa gruszka
na te leniwe pizdy pielegniary i tych rozpuszczonych lekarzy nie dziala nic-ani prosby, ani grozby..pogrozisz to beda zlosliwe, zaloza np dziecku wenflon tak, ze bedzie wylo godzine z bolu....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość .....Karotka....
do cos okrponego na pewno Tak, tak napewno pogrozisz. Powiedz tylko cos to przy najblizszej okazji ustawią cie do pionu poprzez odegranie sie na twoim dziecku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ma.ma.D
Ehhh.... Ja miałam wątpliwą przyjemność przedwczoraj wieczorem wylądować z dzieckiem w szpitalu. Jak się okazało po fakcie dziecko ma zakażenie dróg moczowych a lekarka z pielęgniarkami zcewnikowały dziecko i wręcz wyrzuciły nas z oddziału bo nie ma miejsc a moje dziecko ktoś musiał przewijać i dlatego myślę, że nie sika.... taka nasza chora służba zdrowia. pomaranczowa gruszka ma rację- spróbuj się tylko odezwać to wszystko na złość będą robić....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mieszkam za granica
straszne. jak to czytam to utwierdzam sie w tym ze emigracja to byla dobra decyzja. Wlasnie wrocilam ze szpitala, tez spalam na lozku polowym ale poza tym do niczego nie mozna sie przyczepic.o 8 rano pielegniarki mowily szeptem, bo widzialy ze odsypiam noc, a salowa sprzatala o 10. najgorsze ze problem w Polsce tkwi w mentalnosci, w koncu nic by sie nie stalo jakby sprzataczka zaczynala o 9 a nie o 6.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pomaranczowa gruszka
mentalnosc i to przekonanie, ze w takim szpitalu głupia pielegniara jest panem i wladca-BO POLOWA RODZICOW kladzie uszy po sobie, nie ma odwagi o nic poprosic i godzi sie na takie traktowanie o lekarzach nie wspomnie-w ich przypadku to jakies skrzywienie na psychice, ze traktuja pacjentow jak smieci....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mammma mijjja
To ja za to może coś optymistycznego... Większość dzieciństwa spędziłam w CZMP w Łodzi. Nie wiem jak tam jest teraz, bo jestem już "za stara" na ich pacjentkę, ale tam byli prawdziwi lekarze. Jak po operacji nie mogłam jeść, a na podwieczorek był kisiel i taką miałam na niego ochotę to pielęgniarka po konsultacji z lekarzem pobiegła na położnictwo i stamtąd mi przyniosła taki bardzo rozwodniony, mało słodki, lurkowaty kisiel dla matek po porodzie na dietce. Ale to był najsmaczniejszy kisiel jaki w życiu piłam! Po tym jak już byłam pełnoletnia i musiałam zmienić lekarza, to spotkałam się z takim właśnie traktowaniem o jakim tu mowa. Miałam 40st gorączki i nie mogłam zapanować nad arytmią, a leki nic nie dawały bo wymiotowałam, na karetkę się nie doczekaliśmy, bo była w terenie. Mąż mnie zawiózł. Ostre zapalenie mięśnia sercowego. Gdybyśmy przyjechali kilka minut później, to nie pisałabym tu do Was. Cóż nasza służba zdrowia to jedna wielka porażka. Ale mam nadzieję, że w Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi nadal pracują Ci sami lekarze i pomagają innym, tak jak pomogli mnie! ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja jestem po traumie porodowej
Hej dziewczyny, niestety tak jest jak opisują. Ja przeżyłam horror podczas 2 tygodni pobytu w szpitalu na porodowce. Przeżyłam po tym ostrą depresję, traumatyczne przeżycia przeżywam jakby były wczoraj,a syn ma już ponad 4 lata. Dziecko przywiozłam do domu z tkaimi komplikacjami, ze dzis ma uszkodzony słuch, wzrok, slabszą jedną stronę ciala, nie mówi i słabiej się rozwija niż rowneiśnicy. NIkt mi nic nie pwoiedział, że coś jest nie tak, a nowrodka uszkodzili nieprawodlowo odbierając porod. Ja rowniez mam komplikacje zdrowotne. Chciałam zawsze mieć więcej dzieci, ale teraz po prostu nie mogę się przemóc ze strachu. Taka jest nasza służba zdrowia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mammma mijjja
Ja połoznictwo i patologię ciąży też wspominam dobrze, tak jak CZMP. Źle mi się kojarzy tylko nasz szpital powiatowy, bo tam kompletna olewka pacjentów. Najlepiej sam postaw diagnozę, sam sobie podaj leki i sam się sobą zajmuj.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość za chude nogi i
ja mieszkam w uk moje dziecko mialo zabieg w tutejszym szpoitalu i nie chcialo do domu wracac! tak bylo fajnie. Wsyzsscy mili, dla kazdego - abylismy we 4 cala rodzina. Opieka na 11 punktow w skali do 10

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ona355
nie wiem , w jakich byliście szpitalach , ale ja z moim dzieckiem byłam kilkanascie razy w róznych szpitalach i na szczęćie takich warunkow nie było , owszem raz zdarzylo sie , ze nie było miejsca i spałam przy łóżku na materacu , a tylko 1 noc , bo potem łóżko się zwolniło , było nawet dośc czysto i lekarze i pielegniarki nawet ok,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ona355
a były to , Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach , oddział niemowlecy i laryngol. w Bielsku Białej i Miedzynarodowe Centrum Słuchu i Mowy w Kajetanach ( tam to juz jest taki wypas , ze inne szpitale się moga schować)no i to jeszcze nie koniec

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zyrardowianka
Znam taki szpital jak w opisie -w żyrardowie taki jest. A drugi - w Grodzisku Mazowieckim - owszem czysto i ładnie, bo w miarę nowy, ale opieka poniżej krytyki!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szpitaleeeeeeeeeeeeeeee
w LEGNICY TEŻ TAK JEST

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość i jak ojciec cos napisze
to wtedy jest rozglos ale jak tysiace matek tak ss traktowane wraz z dziecmi w szpitalach to nikogo to nie obchodzi. cuesze sie,ze nie mieszkam w polsce

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość po prostu wspolczuje wam
zycia w Polsce. Decyzja o emigracji byla najlepsza decyzja w moim zyciu. Za nic nie chcialabym, aby moje dzieci wychowywaly sie w kraju tak traktujacym najslabszych. Brrr!!! Wyrazy wspolczucia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Szpindlerowy mlyn
Co do szpitala w Grodzisku Maz to przyznaje racje, nowy, elegancki szpital i traktowanie ludzi ponizej krytyki, z moja babcia w sali lezala starsza kobietka z rakiem, juz w krytycznym stanie, w odruchu wyrwala sobie zywcem cewnik, strasznie wyla, krew sie leje,, ja polecialam po pielegniarke, a one na to , ze nie mam sensu nic robic bo ona i tak nie dlugo umrze, myslalam , ze padne, widoki i jeki okropne, a kobieta zyla jeszcze kilka dni w bolu, zapamietam chyba do konca zycia a to tylko jedna z sytuacji w tym szpitalu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość baka na baka
Eh sama w zeszłym tygodniu miałam okazje leżeć z 3 letnia córeczką na oddziale dziecięcym. Córeczka miała ostre zapalenie oskrzeli i anginę ropną w dodatku . Bardzo wysoko gorączkowała,nie chciała nic jeśc,personel szpitala miał to w nosie. Gdy prosiłam aby podali dziecku cos przeciwgorączkowego to mówiły,że za moment a przychodziły po 40 minutach z wielką pretensją . Jak już zakładały dziecku wenflon a córeczka płakała to tez to miały w nosie,nie zważały na strach dziecka i obronę,wszystko było robione siłą. Obok leżał chłopiec,5 letni który był poparzony,tamta mama też nie mogła się doprosić żeby dziecku podali coś przeciwbólowego,a gdy już przyszły dziecko zaczęło płakać,że nie chce zastrzyku to siłą go trzymały 2 pielęgniarki,no i ten chłopiec z bólu,albo ze strachu zsikał sie na łóżko to pielęgniarki kazały jej zmieniać posciel , z wielką łachą przyniosły jej czystą do przebrania!! Takich sytuacji jest mnóstwo na oddziałach..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja byłam z dzieckiem- całe szczęście że ze zdrowym, tylko na obserwacji- w szpitalu który ma świetną opinię, sprzęt, lekarzy... ale personel pomocniczy tak pół na pół. Olewano to co mówię odnośnie żywienia- synek miał swój plan dnia, pięć posiłków, odpowiednio dwie drzemki i nie miałam zamiaru napychać go mlekiem o 5:00 rano bo tak mu panie przygotowały, ani dawać czarnej, słodzonej glukozą szpitalnej herbaty... Z panią pseudo-dietetyczką skakałyśmy sobie do oczu. Żadnego łóżka, fotela, spałam drugą noc na podłodze, bo po pierwszej- na krześle- nie mogłam się ruszać... I tak miałam szczęście że to były jedyne nasze problemy, raczej każdy był miły i udzielał od razu informacji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość i to nie tylko na
oddziałach dziecięcych. Moja mama leżała na reumatologii, dla personelu to norma ze pacjenta myje rodzina.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość i to nie tylko na
pielegniarki podaja leki, robią zastrzyki, mierzą temperaturę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość baka na baka
Nawet nie zawsze mierza temperature - ten chłopiec co leżał koło mojej córki to mama jemu sama mierzyła SWOIM termometrem temperaturę bo pielęgniarek nie mogła się doprosić żeby zmierzyły,bo mówiły,że " temperatura dopiero była mierzona " a dzieciak z 40 stopniową gorączką .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×