Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Watermellon Baby

Romeo, Otello i Izolda - co byście zrobiły w tej sytuacji?

Polecane posty

Gość Watermellon Baby

Jakiś czas temu poznałam faceta. Zakochałam się w nim, on we mnie też - ale jest święcie przekonany, że związek z facetem, który nie ma pieniędzy i nie zarabia min 5k miesięcznie nie ma sensu, więc cały czas jakieś takie to... Nie wiem. Może to przez to, że kiedyś poznał mojego ex, który wg niego jest: "marzeniem każdej kobiety - wysoki, przystojny, inteligentny, bogaty... bla, bla, bla". Na domiar złego dowiedział się, że on nadal chciałby żebyśmy do siebie wrócili. Kilka razy nawet powiedział mi że POWINNAM wrócić do ex, bo z nim "nic mnie nie czeka". Ex... no cóż. Ślepa nie jestem. Wysoki i przystojny wg. aktualnych kanonów jest. Zarabia więcej niż dobrze i na moje nieszczęście dało się go "wygooglować" i obliczyć jego orientacyjne zarobki - i mój facet to zrobił. Wyszło mu, że co najmniej 12k miesięcznie i na moje nieszczęście nie odbiega to tak bardzo od rzeczywistości - w tamtym momencie przy każdej możliwej okazji wypominał mi, że nie mam czego szukać przy frajerze, który "przy dobrych wiatrach ledwo wyciąga dwa". Udało mi się jakoś go uspokoić ale... Czy to moja wina, że ex tyle zarabiał? Kiedy go poznałam był ubrany jak fleja i zachowywał się jak skończony cham. Znajomość zaczęła się od tego, że dałam mu w twarz i nawrzeszczałam na niego w barze pełnym ludzi. Potem zaczęliśmy się kłócić, potem rozmawiać... No i jakoś poszło. To fajny facet, naprawdę. Dupek - ale ja gustuję w dupkach i nigdy nie miałam mu tego za złe. Ale kiedy go poznałam, ziemia się nie zatrzęsła. Ostatecznie byliśmy ze sobą ponad rok, ale od początku stawiałam sprawę jasno: tj. że nie traktuję tego jako związku na resztę życia. Mieszkaliśmy razem i tak dalej. Zdradzał mnie - raczej nie sypiał z tymi dziewczynami, ale zachowywał się tak, jakby tydzień bez poderwanej w barze laski jest tygodniem straconym. Twierdził, że to po to by "nie wyjść z formy". Moja koleżanka na własną rękę postanowiła go "sprawdzić". Nie znał jej wcześniej, jest atrakcyjna, podobno wpadła mu w oko i wszystko szło dobrze dopóki nie zaproponowała, żeby zabrał ją do siebie albo poszedł do niej - wtedy podobno przeprosił i powiedział, że w domu ma narzeczoną, którą kocha i do której musi wracać. Narzeczoną? Nigdy nawet nie powiedziałam mu, że go kocham. Lubiłam go. Bardzo, bardzo, ale bałam się nazywać to miłością. Nie chciałam być świnią, która go oszukuje. No bo co z tego, że nie kłamałam skoro on najwyraźniej wbił sobie do głowy, że "kobieta myśli jedno a czuje drugie"? Rozstaliśmy się w niezdrowo wręcz przyjaznej atmosferze z furtką na ewentualny powrót do siebie. Minęło dwa miesiące, ja przemyślałam sprawę i stwierdziłam, że skoro dobrze się dogadujemy, miło spędzamy razem czas, całkiem dobrze wychodzi nam wspólne mieszkanie, a on ciągle powtarza, że jestem jego jedyną i że mnie kocha - to może ja jestem jakaś głupia i filmy o miłości sprały mi mózg, a uczucie w prawdziwym życiu tak nie wygląda... Tęskniłam za nim, kiedy nie mieszkaliśmy razem, ale to było takie... tak samo tęsknię za przyjaciółkami, kiedy długo się ze sobą nie widzimy. Po miłości spodziewałam się czegoś więcej, ale tyle się nasłuchałam od koleżanek i znajomych o tym, jacy to ich faceci byli na początku znajomości cudowni i niesamowici i kochający, a po jakimś czasie zmienili się w dupków i nie stać ich już nawet na komplement od czasu do czasu. A on z czasem wcale się nie zmieniał - serwował mi chamskie odzywki tak jak na początku, ale też był w stanie natargać mi jakichś chwastów pod blokiem i podarować jako "naturalne kwiaty dla naturalnie pięknej kobiety". Jedyna rzecz o jaką się kłóciliśmy to było to, że ja po prostu uwielbiam ubierać się w second-handach (raz, że są tam fajne i oryginalne ciuchy, a dwa - że w większości przypadków to co wybierałam tam było lepszej jakości niż jakieś sukienki ze sklepów kilkadziesiąt razy droższe), a przecież mogłabym pójść do "normalnego sklepu" i sobie kupić coś "normalnego" za jego pieniądze od czasu do czasu. I tego też nie można było nazwać kłótniami, raczej się przekomarzaliśmy. Byłam gotowa do niego wrócić. Nie spotykałam się w tym czasie z nikim innym. On tak, ale rzucił ją kiedy zapytałam czy jeszcze mnie chce (dowiedziałam się o tym duużo później i poczułam się okropnie). I wtedy spotkałam JEGO. I ziemia się zatrzęsła i motyle w brzuchu i w ogóle wszystko, co tylko mogłoby się pojawić. Dwa razy tak strasznie stresowałam się przed randką, że spóźniłam się godzinę tylko dlatego, że ciągle wymiotowałam i myłam zęby, wymiotowałam i myłam zęby... w domu. I od samego początku byłam absolutnie pewna, że go kocham i że to nie minie. I on też wielokrotnie dowodził, że mu na mnie zależy - np. kiedy pojechałam do rodziców i skręciłam nogę, natychmiast wsiadł w pociąg i przyjechał z drugiego końca Polski, chociaż wcale nie musiał i wcale nie było mu po drodze. Zarywał noce, żeby wysłuchiwać mojego gadania, chociaż rano musiał iść do pracy i w ogóle... Uwielbiam z nim rozmawiać, uwielbiam się z nim kochać, uwielbiam po prostu być z nim - nawet jeśli ja coś robię a on np. śpi. Ale czas mija a ja czuję się z tym coraz gorzej. Ex zaproponował mi wspólne mieszkanie po miesiącu znajomości, po dwóch już mieszkaliśmy razem. A teraz... jesteśmy razem już 2,5 roku i właściwie nic z tego nie wynika. Teraz rozmawiamy głównie za pośrednictwem komunikatorów internetowych, bo kiedy ja jestem u niego a on u mnie to niemal wyłącznie seks. I naprawdę... Ma 38 lat a zachowuje się jak jakiś cyborg - 10 minut przerwy i znowu, i znowu... Sam seks jest świetny i w ogóle, ale ileż można tak tylko na samym seksie? Możemy spędzać ze sobą 2 tygodnie w miesiącu, mogę do niego przychodzić kiedy chcę, on przychodzi do mnie kiedy chce, ale NIE MOŻEMY ZAMIESZKAĆ RAZEM ani wziąć ślubu (chociaż ja bym chciała i on twierdzi, że też) bo ciągle powtarza mi, że zmarnowałabym sobie z nim życie, bo on nie ma pieniędzy. Czytam te wszystkie wpisy na forach, gdzie faceci narzekają na to jak dziewczyny lecą na kasę i jakie są puste. A gdzie wpisy o tym, że faceci bywają kompletnie porąbani? Jest niski (165cm, 15 mniej niż ja bez szpilek), ma mięśnie jak zająca pięty, często zachowuje się jak książkowa definicja nerda i mało zarabia. A ja go kocham i chciałabym spędzić z nim resztę życia, gdyby nie to jego ciągłe gadanie o pieniądzach. Sama zarabiam jeszcze mniej niż on, ale to mi wystarcza. Nie potrzebuję jakichś cudów. Co mam zrobić, żeby wreszcie przestał o tym wspominać? I wypominać mi, że mój ex miał kasę. To przecież (chyba) nie jest moja wina. Przecież jestem z nim a nie z ex. Nie dlatego, że ex mnie nie chciał, tylko dlatego, że go pokochałam i nadal kocham. Powtarzałam mu to, tłumaczyłam. Ale to nic nie daje - wrzuca na luz na jakiś czas a potem znowu narzeka na to, że jest za biedny na to, żeby taka kobieta jak ja mogła się nim zainteresować (i inne tego typu pierdoły) - tak jakbyśmy nie byli ze sobą prawie trzy lata. Ostatnio zaczął też narzekać na to, że nie jest dostatecznie atrakcyjny i to też czasem mi wypomina, bo jego zdaniem wyglądamy razem groteskowo. I tu też jest moja wina. Raz, że wzrost - ale co mam na to poradzić? Przecież nie amputuję sobie nóg tylko po to, żeby mógł być wyższy ode mnie... Dwa: to to jak wyglądam, bo jego zdaniem zbyt atrakcyjnie. Na domiar złego (wcześniej do głowy by mi nie przyszło, że "złego") przez kilka lat okazjonalnie dorabiałam sobie jako modelka. Nic znaczącego - jak na panujące na wybiegach warunki, jestem jakieś 30 kilo za gruba, więc tylko jakieś zdjęcia do katalogów z ubraniami i bielizną. I to też ŹLE. Bo w związku z tym - on tak uważa - za kilka lat zrozumiem, że jest starym nieudacznikiem, a ja przez niego zmarnowałam "najlepsze lata mojego życia" i w pewnym momencie mu to wypomnę, a wtedy on tego nie zniesie. I dlatego lepiej będzie, jeśli ten związek nie zmieni się w nic jeszcze poważniejszego. I coraz częściej przyłapuję się na tym, że naprawdę zaczynam żałować tego pójścia za głosem serca. Może tak już po prostu musi być i gdybym była z ex, to zacząłby mi wypominać, że chodziło mi o jego pieniądze i nie jestem dla niego dostatecznie ładna. Co mam zrobić? Obciąć włosy? Przytyć? Przecież to nic nie da. I to nie jest tak, że on robi to cały czas. Ale jednak dostatecznie często, bym spędzała dwie noce w tygodniu na płaczu. Czemu jemu nie mieści się w głowie, że może NIE CHODZIĆ o pieniądze tylko o to, jakim jest człowiekiem? I że kiedyś z tego samego powodu związałam się z innym facetem? Czy to moja wina, a ja tego nie dostrzegam? I czy to w ogóle ma sens? Nie chcę spędzić reszty życia na słuchaniu pretensji, ale kocham go i nie wyobrażam sobie życia bez niego. I on to wie, ale to niczego nie zmienia w jego zachowaniu. Co mam zrobić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kitty_Key
Rozstań się z nim na dwa miesiące - może poznasz trzeciego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kitty_Key
Rozstań się z nim na dwa miesiące - może poznasz trzeciego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kitty_Key
A poważnie to porozmawiaj z nim. Może nie przekonuj go już, że wygląd i zarobki nie mają dla ciebie większego znaczenia, ale przedstaw sprawę jasno i powiedz że: - wypominanie byłego sprawia ci przykrość, - podobnie jak insynuowanie, że jesteś lub powinnaś być męską utrzymanką, - głupszej rzeczy jak wypominanie kobiecie, że jest za ładna jeszcze nie słyszałaś. Jeśli to, co tu piszesz o sobie jest prawdą, a on nie zmieni swojego zachowania, rozstań się z nim bez żalu. Wróć do byłego albo skoncentruj się na poznaniu kogoś nowego i nie marnuj życia na durnia, który nie szanuje twojej miłości. I niech potem pluje sobie w brodę przypominając sobie, co miał i spieprzył. PS. Strasznnie głupi temat :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kitty_Key
Tzn. tytuł tematu Powinno być: strasznie głupi tytuł tematu W ilości tekstu też przesadziłaś. Komu będzie się chciało to czytać... A poza tym.. naprawdę sądzisz, że są tu osoby, które mogłyby coś sensownie doradzić w tej sprawie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×