Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość qc

Po rozstaniu.

Polecane posty

Gość qc

Chciałem wam o czymś powiedzieć. Chodzi o bardzo trudny temat jaim jest rozstanie z kimś, kogo nie przestało się kochać. Piszę o tym w celu "oczyszczającym". Ale nie wiem czy to pomoże. Oto historia: Poznałem ją w czasie studiów w warszawie. Pracowałem w kawiarni w centrum miasta, i ona też pewnego dnia tam trafiła. Początek znajomości, może taki standard- całowaliśmy się na jakiejś imprezie. No i nic, Ona mi się, oprócz tego wszyskiego na prawdę podobała. Później przez jakiś czas nie rozmawialiśmy ze sobą, nic. aż, po jakimś tygodniu ona powiedziała: wspominałeś ostatnio coś o kinie, czy to nadal aktualne? Bardzo się wtedy ucieszyłem. Zaczeliśmy spędzać ze sobą czas. Stała się moją dziewczyną. Razem się śmialiśmy, ale też ona dużo płakała. Nocami, mówiła mi o takich rzeczach, których ona sama do końca nie rozumiała. Mówiła, że coś złego dzieje się w jej głowie. Kiedy tego słuchałem, czułem, że kocham Ją jeszcze bardziej. Że Ona mnie potrzebuje. Próbowałem mówić słowa które podniosłyby Ją na duchu. Kilka razy powiedziała mi, żebym odszedł, bo Ona nie wie, jak się to wszystko skończy. Żebym odszedł bo tak będzie najlepiej. Nie chciałem tego słuchać. To był mój pierwszy poważny związek. To był początek. Po kilku miesiącach, nadal byliśmy razem. Jej lęki trochę się uspokoiły. Było ... normalnie. Nadal spędzaliśmy dużo czasu ze sobą, w większości na wspólnym przygotowywaniu jedzenia, przytulaniu, oglądaniu filmów coraz bardziej prozaicznych rozmowach. Takie normalne sprawy. Ale miłość nadal trwała. Po kilkunastu miesiącach podjeliśmy decyzję opuszczenia warszawy. Ja akurat kończyłem studia, ona miała zacząć. Oczywiście, gdyby było to konieczne, zostałbym z nią tam, nie było mi przecież źle. Ale ja zacząłem narzekać. Że nie lubię już więcej ludzi tutaj. Że nie odpowiada mi to towarzystwo. Że bardziej chciałbym widywać się ze znajomymi z mojego miasta(mieszkam na południu). No i Ona wziąła sobie to do serca, zapisując się na studia w moich stronach. Z jej strony to był wielki gest, z mojej czułem, że spoczywała odpowiedzialność za to, żeby wszystko się udało. Znalazłem nam mieszkanie, przytulną kawalerkę z widokiem na góry, później pracę. Niby wszystko miało być w porządku. Ale ona wróciła do smutku. Spędzając całe życie w swoim domu z mamą, rozumiałem, że może czuć się teraz smutna i wyobcowana. Wtedy też próbowałem jej jakoś pomóc. Ale ona stała się obojętna na to. Mówiła, że mogą ja przytulać, i mówić miłe słowa jeżeli chcę, ale to niczego nie zmieni. Nie potrafiłem niczego zrobić. Patrzyłem bezradnie, jak coraz bardziej oddalamy się od siebie. Zaczłąłem nawalać. Pewnego razu kiedy się wściekła, wyszła z domu o 4 rano i pojechała do siebie( dwóch znajomych przyjechało do mnie no i nie byliśmy za cicho, kiedy ona uczyła się do sesji i miała wstać rano). Miałem nadzieję, że jej przejdzie dosyć szybko, i wróci za 3 dni. Nie było jej dwa tygodnie. Po trzech miesiącach okazało się że nie przedłużą mi umowy w pracy. Zostałem na lodzie, i nie wiedziałem(nie wiedzieliśmy?) co dalej będzie. Kasa się skończyła, nie mogliśmy dalej tam mieszkać. To był koniec. Oświadczyła pewnego dnia, wręcz z pogodnym wyrazem twarzy, że usunęła nasz status związku z fejsa (kiedy go ustawialiśmy, byliśmy tacy cholernie dumni, "1500" lajków normalnie) i czy nie jestem zły na to. Pokręciłem głową, że nie, ale w środku miałem ochotę się rozpłakać. Ona miała szczęście, jej koleżanka miała puste mieszkanie które zgodziła się jej wynająć za małe pieniądze. Ja wróciłem do swojego domu. Nie widzieliśmy się jakiś czas. Czułem się źle i nieswojo, ale nie fatalnie. Jeszcze nie. Spotkaliśmy się po dwóch tyg. Ona zapytała, czy będą ją chciał przekonywać do powrotu, i czy wiem, że nie ma sensu tego czynić. Znowu pokręciłem głową, mówiąc że nie. I w sumie wtedy wierzyłem w swoje słowa. Ale po czasie coś się zmieniło. Zacząłem mieć paranoję, że ona mnie zdradza(wiem, to irracjonalne, nie byliśmy już ze sobą więc nie mogła mnie zdradzać, ale siedziało we mnie wciąż jakieś uczucie do niej) i nie opuszczała mnie na krok. Aż w końcu udało się jej(paranoi) mnie złamać i zmusić do podejżenia jej fejsa. No i dowiedziałem się prawdy. Jakieś 2 tyg. po rozstaniu ona spała już z innym kolesiem. Ze swojego roku. Z jakimś strasznie tępym kretynem(poznałem go kiedyś). Nie spodziewałem się tego. Przecież mówiła, że strasznie nie lubi ludzi z tych studiów. Że nigdy nie będzie się z nimi zadawać. A pozatym, jej czas imprez skończył się już dawno, że nie ma już ochoty na to. A teraz, ledwie kilkanaście dni później, prowadzi , jak widać, bardzo intensywne życie imprezowe. Było jej tak lepiej. Nie interesowała się mną więcej. Nie mogłem tego zrozumieć. Przecież nie my. Nie ja. Nie nam. To się po prostu miało NIGDY nie zdarzyć. Poczułem się wtedy jak śmieć. Jak zużyte, niepotrzebne opakowanie, które po skonsumowaniu zawartości, zostało po prostu wyrzucone. Wtedy mój stan zaczął być fatalny. Obecnie siedzę i godzinami gapię się przed siebie. Myślę. Dużo myślę. Płaczę. Ona powiedziała, żebym przestał bo to bez sensu i tak nie wrócimy do siebie. Powiedziałem, że wiem, chociaż miałem powiedzieć jej co innego. powiedziałem jej o tym, że wiem że spała już z innym. To żałosne, wiem. Ale chciałem, żeby chociaż trochę zrobiło się jej głupio. Nic z tego. Teraz chcę wyjechać. Bo jak czegoś nie zrobię to zwariuję. Kolega zaproponował mi pracę przy budowie jakiegoś ośrodka dla buddystów pod alpami. Praca za spanie i jedzenie. Może to szaleństwo. Ale już od dłuższego czasu myślałem o czymś takim. Może to mi pomoże. Myślę, że będzie tam sporo osób takich jak ja- rozbitków.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Apasz24
Nie chciało mi się czytać ale proponuję ze trzy serki wódki ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Apasz24
Setki^

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość To tylko moje zdanie
No cóż ja zawsze uważałam uważam i uważać będę iż wszystko się prędzej czy później kończy nawet miłość, mówi się trudno i żyje się dalej. Nie ma sensu rozmyślać nad tym co było kiedyś

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość GretaBarbo
po przeczytaniu tego stwierdzam jedno: dobrze, że cie zostawiła bo jestes cipa a nie facet a już tekst: "Oświadczyła pewnego dnia, wręcz z pogodnym wyrazem twarzy, że usunęła nasz status związku z fejsa (kiedy go ustawialiśmy, byliśmy tacy cholernie dumni, "1500" lajków normalnie) i czy nie jestem zły na to. Pokręciłem głową, że nie, ale w środku miałem ochotę się rozpłakać. " Noż kurwa mać, czy wy już poza tym zasranym fejsem nie umiecie żyć?????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×