Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość morenikka

Czy przemoc w związku można usprawiedliwić?

Polecane posty

Gość morenikka

Ostatnio w moim związku dzieje się bardzo źle. Jesteśmy razem parę miesięcy, ja parę lat po 20-tce, on tuż przed 30-tką. Od paru tygodni działamy na siebie destrukcyjnie, kłócimy się, wyzywamy, obrażamy i krytykujemy. Ostatnio on pozwolił sobie na zachowania typu szarpanie mnie, krzyczenie, odzywki typu "spie***j stąd", "zamknij się", pewnego ranka po sprzeczce kazał mi się zamknąć, a gdy odmówiłam, sciekł się,chwycił mnie za ramiona, zrzucił z krzesła i cisnął mocno na podłogę, po czym musiałam się szybko pozbierać po płaczu i zmusić do pójścia do szkoły pisać egzamin. Ja jestem DDA, łatwo mnie zranić, często nie radzę sobie gdy on zrobic coś nie tak. On z kolei wścieka się, że tak wszystko przeżywam, płaczę, nie umiem tak szybko czegoś wybaczyć. Nie wiem co robić. Na początku on był dla mnie wielkim wsparciem, byl ciepły, czuły, spokojny, dbał o mnie, czułam się przy nim kochana i otoczona opieką. Teraz się nie stara, co mnie bardzo smuci, a do tego ta agresja z jego strony:/ Nie wiem, czy to jeszcze ciągnąć, on twierdzi ze to przez moje zachowanie on taki jest, ale nie wiem czy to rzeczywiście moja wina. Mam dużo problemow ze sobą, dużo oczekuje, on twierdzi ze jestem agresywna co czasem ma miejsce, ale jestem przede wszystkim zraniona i nie radze sobie z problemami w tym związku. Nie wiem, co mam zrobić...Co o tym mysleć. Czy potraktować go surowo czy dać temu jeszcze szansę? Zawsze uważałam, że gdy facet podnosi rękę na kobietę, to nie zasługuję na żadną szansę, ale może to faktycznie moje rozchwianie emocjonalne jest temu winne? :/ Proszę, pomóżcie mi rozjaśnić sobie spojrzenie na to. Nie ufam sobie tutaj do końca, bo jestem z patologicznej rodziny i mogę być w tej niezbyt rozsądna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Odejdź, bo jeszcze sobie coś zrobisz. Poszukaj pomocy u psychologa. Już!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość morenikka
Miewałam już myśli samobójcze w ostatnim czasie, ale ostatnio czuję, że się podniosłam, jestem silniejsza, nieco lepiej znoszę problemy niz przedtem. Chcę iść do psychologa, znalazłam już poradnię. Wierzę, że naprawię się jakoś i będę umiała lepiej funkcjonować w związku. Nie wiem tylko, co zrobić z obecnym chłopakiem. Zrobiliśmy sobie wiele złego, co trudno zapomnieć i wybaczyć. Stracił wiele w moich oczach i myślę, że wzajemnie. Nie wiem, czy dałabym radę być dla niego czuła, kochana, choć bardzo bym chciała, by w moich oczach zasługiwała na ogrom ciepła, jaki dla niego trzymam w sobie i nie mogę mu dać, bo mnie rani i zwyczajnie mam poczucie, że nie jest wart tego, co mogłabym mu dać. On chyba nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo chciałabym być dla niego dobra i czuła, bo zwyczajnie blokuje we mnie te odruchy :/ a ja cierpię, bo jestem z siebie mega niezadowolona, że nie mogę być dla niego najlepsza na świecie i jestem taka beznadziejna:/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hbghjghjgjhvfvfvbnvbn
powinnas isc do psychologa, czesto sobie nie zdajemy sprawy ze tak sie zachowujemy , facet w koncu nie wytrzymal, ilez mogl znosic twoja agresje, pomimo ze cie wspieral ,ty dalej sie nie zmienilas, wydaje mi sie ze powinnas jak najszybciej isc po pomoc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agatka z krakowa
wykop go szybko i skutecznie, bo ON JEŚLI SIE ZMIENI TO TYLKO NA GORSZE nie jest twoim mężem, dzieci nie macie i jedyne co cię trzyma w tym zwiążku to KOMPLETNIE NIEUZASADNIONA NADZIEJA, że będzie lepiej otóż - nie będzie. On nie ma potrzeby się zmieniać, bo winnego swojego zachowania już ma - ciebie. Wybacz, ale idziesz w coś totalnie toksycznego i z pewnością ten związek NIE BĘDZIE lekarstwem na twoje DDA

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość morenikka
Wiem że się źle zachowuję, jestem świadoma wielu rzeczy, ale on też mnie z tym wszystkim zostawił, przestał o mnie dbać, interesować się mną, coraz częściej mnie nie szanuje i jest mi ciężko, bo nie dość, że sama siebie surowo oceniam i tym samym spada mi samoocena, to jeszcze czuję, że w jego oczach jestem złą, agresywną i wiecznie nie zadowoloną dziewczyną. Może myślał, że jego uczucie rozwiąże wszystkie problemy i gdy tak się nie stało, to spasował? Czuję się okropnie w tym związku, nieakceptowana, nieszanowana, zaniedbana, niedoceniana. I czuję się okropnie sama z sobą, że tak mnie łatwo zranić, wszystko biorę do siebie, że jestem tak beznadziejna że nawet tak spokojny i ułożony chłopak traktuje mnie z pogardą i złością...:/ Przy nim czuję się nikim, a kiedyś czułam się najwspanialej na świecie :( Nie wiem, może powinniśmy się rozstać ? Oboje jesteśmy emocjonalni, to strasznie przykre że tak się nad sobą znęcamy :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agatka z krakowa
ON NIE JEST SPOKOJNY I UŁOŻONY!!!! on jest tyranem który potrzebuje "powodu" aby dac upust swojej tyranii a powodem jesteś ty A jak masz dylemat czy on cię kocha to polecam nauczyć się na pamięć: Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. 2 Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką wiarę, tak iżbym góry przenosił. a miłości bym nie miał, byłbym niczym. 3 I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał. 4 Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; 5 nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; 6 nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. 7 Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. 8 Miłość nigdy nie ustaje, [nie jest] jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie. 9 Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy. 10 Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. 11 Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce. 12 Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany. 13 Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość morenikka
nie uważam go za tyrana, mój ojciec nim był i owszem, ostatnio mój chłopak idzie w jego kierunku, ale ja naprawdę mam ostatnio dużo kłopotów ze sobą, całą przeszłość wróciła i mnie mocno skopała wspomnieniami, wpadłam w ogromnego doła, dużo płakałam. I zaczęły się moje schizy, wiele rzeczy brałam do siebie, choć nie powinnam. On jest impulsywny, też nie jest jakimś mistrzem w poczuciu własnej wartości, a ja mu ostatnio powiedziałam naprawdę bardzo raniące słowa. On twierdzi, że go sprowokowałam. Jego zanik starania tłumaczy tym, że się ostatnio kłócimy, rozstajemy i on nie ma warunków i czasu( z tym się nie zgadzam) mi okazać uczuć, dać kwiatka, powiedzieć coś miłego czy zwyczajnie zabrać na randkę. Tak czy owak, wg niego to że zdarzyła mu się przemoc, że krzyczy na mnie, wypędza mnie z domu, nie stara się, nie wspiera to w dużej mierze moja wina i myślę, że po części ma rację, tylko, że ja też jestem zraniona i mimo to, nawet po tym rzuceniu na podłogę, postanowiłam się starać, być miłą, drobnymi gestami okazać mu jakieś pozytywne uczucia, dać mu trochę radości. Przykro mi, że on nie do końca mi w tym towarzyszy. Poza tym on twierdzi, ze jestem pierwszą dziewczyną, na którą podniósł rękę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agatka z krakowa
to w dużej mierze moja wina :D, :D, :D, :D pora na terapię DDA i to w trybie pilnym

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość morenikka
Nie wiem, co mam robić... może ktoś był w podobnej sytuacji i może mi coś doradzić? Tak mi wstyd, że nie mogę z nikim o tym porozmawiać. Nie mogę uwierzyć, że coś takiego ma miejsce w moim dorosłym życiu. Przecież chciałam żyć dobrze, nie mieć nic wspólnego z tym, co robili rodzice. Straszne to wszystko :/ Może rzeczywiście to wszystko moja wina. Może jestem nie do zniesienia...Przykro mi, że on nie mógł mnie poznać lepiej od tej dobrej, troskliwej i czułej strony, ale ją okazuję tylko tym, którzy mnie nie krzywdzą. Może gdybym dla niego taka była, to i on by mnie szanował. Ale nie umiem taka być wobec kogoś, kto sprawia,chcący czy niechcący, że płaczę, jest mi smutno, nie chce mi się żyć i żyję w strasznym stresie i przygnębieniu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To nie jest Twoja wina, a przemoc nigdy nie ma usprawiedliwienia. Jesteś DDA i sama wyłapujesz takie typy, a potem je usprawiedliwiasz, szukając winy w sobie. To typowe, książkowe zachowanie. Idź na terapię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość morenikka
Pójdę na terapię, na 100 %. Mam na oku poradnię DDA i bardzo chcę iść sobie pomóc. Dużo wiem o DDA, wiem o tej tendencji do wiązania się z typami spod ciemnej gwiazdy. Ale on taki nie jest ( może lepiej- nie był). Na początku był bardzo spokojny, zawsze mnie cierpliwie słuchał, walczył o mnie i o nas, sprawiał mi niespodzianki i przyjemności, wiedział o moich problemach jeszcze zanim cokolwiek się między nami zaczęło dziać i mimo świadomości, że może być ciężko z moim bagażem, to chciał ze mną spróbować. Ale od paru miesięcy jest źle. Zdarzają się nam bardzo ciepłe i radosne dni, ale ilość kłótni jest porażająca. On przestał z siebie dawać tyle co wcześniej i to sprawiło, że poczułam się odrzucona i nic nie warta, do tego te niepowodzenia i kłótnie. Chyba z tej frustracji zrobiłam się taka czepialska, niezadowolona, zgryźliwa. I tu jest paradoks, bo złoszczę się z powodu jego olewania czy niefajnych zachowań, a to tylko sprawia, że on jeszcze mniej się stara bo jak twierdzi, to mu odbiera możliwość bycia szarmanckim czy wylewnym. Szkoda ze nawet po tygodniu czy 2 od kłótni on nadal nie czuje tej mozliwosci starania sie, okazania mi uczucia tak bym byla spokojniejsza i pewniej sie przy nim poczula, co byloby zbawienne w moim stanie. Po prostu wierze mu, ze gdybym sie tak nie zachowywala, to i on bylby dla mnie lepszy, tylko z drugiej strony gdy sprawy ida w dobrym kierunku i jestem "fajna" to nadal brakuje mi jego zaangazowania i czuje sie niekochana. Sama nie wiem, tez zawsze myslalam, ze przemocy sie nie usprawiedliwia. Ale moze w tym przypadku należałoby? I przede wszystkim, zachodze w głowę, czy jest jeszcze szansa, by on przestał mieć wg siebie samego prawo do tego, by mnie tak oceniac, krytykowac, podnosic na mnie glos. Ciagle mi mowi, ze to zawsze ja zaczynam, ze to ze mnie pochodzi ta zla energia, wrogosc i on po prostu jest prowokowany. Ale nie zawsze tak jest, nie wiem, czy ja mam az tak zakrzywione poczucie rzeczywistości ze nie widzę tego samego co on? Wydaje mi sie, ze on czesto usiluje mi wmowic cos co tak naprawde nie jest prawda. I oboje jestesmy przekonani co do swojej racji. Stad mój dylemat. Miałam wrażenie ze mimo wszystko nie jestem jakimś totalnie rozchwianym babsztylem, który go ogranicza, wiecznie ma pretensje itp. Owszem, ostatnio mam na co narzekac, ale bardziej mu mowie, co czuje i czego potrzebuje ( o co sam prosi a potem jest zly jak to mowie) niz łaże za nim, mendze i niczego dobrego z jego strony nie doceniam. Czasem mam wrażenie, że robi ze mnie wariatkę i oskarża mnie o coś, czego ja nei zrobiłam czy nie pomyslałam... :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość morenikka
Wydaje mi się, że on nie jest taki, jak twierdzicie. Po prostu ja jestem taka trudna, że nie wytrzymał :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość morenikka
A z drugiej strony moja godność i szacunek do siebie się odzywają i nakazują mi go olać, bo co to za facet, który stosuje przemoc fizyczną wobec kobiety? Nie zrobił mi nic wielkiego, trochę sobie tylko obiłam biodro i otarłam łokieć o tą podłogę, nie uderzył mnie w twarz czy coś, ale to trzeci raz w przeciągu paru tygodni ( wcześniej mnie szarpał gdy się kłóciliśmy i kazał mi się zamknąć a ja tego nie robiłam). Sama nie wiem. Naprawdę widzę w tym masę swojej winy, a jednocześnie ten niepokój, czy to z nim też coś jest nie tak? Uważam, że jak już się tak zachował, to powinien się mega starać odzyskać moje zaufanie i pomóc mi to wybaczyć, a dalej mnie ocenia, często jest oschły, ma pretensje , choć też zdarza mu się być miłym i pomocnym. Sama nie wiem, co z tym zrobić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sama jestem skrzywiona
posłuchaj, nawet jak nie wiem jak fatalnie źle byś się zachowywała on i tak NIE MA PRAWA podnieśc na Ciebie ręki, obrażać. Normalna osoba po prostu by odeszła, gdyby czuła że Twoje zachowanie ja przerasta. Też tkwie w toksycznym układzie, a raczej trwałam, po roku związku z faceta wyszło coś naprawdę dziwnego i chce uciec póki moge. Tez mi cięzko, bardzo. Rozum jedno a i tak serce przy nim :o Przez te głupie wspomnienia bo przecież na początku też było cudownie. Ważne że teraz nie jest i trzeba uciekać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie chce mi się czytać całości, ale wg mnie, odpowiedź na pytanie w temacie brzmi: Przemoc w związku można usprawiedliwić, jeśli obie strony się na nią zgadzają.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość morenikka
Kadarka: To nie jest prowokacja, nie wiem czemu tak uważasz. Może i nie ma prawa podnieść ręki, ale też nie chce z tego rezygnowac, bo twierdzi( twierdził) że mu zależy na mnie, że nikogo nie obdarzył takim uczuciem jak mnie, że łudzi się, ze teraz mielismy tak wiele stresów w życiu i stąd to sie tak posypało, że teraz już będzie tego na pewno mniej. I że jeśli ja będę sie lepiej zachowywać, to on też będzie sie bardziej starał. Widzę, że już częsciowo z tego zaczął rezygnować, ale jeszcze ma nadzieję, że będzie lepiej, chce bym dalej z nim mieszkała i nawet chce wziąć na siebie część mojego czynszu bym u niego została. Problem w tym, że już tego próbowałam. Wręcz się starałam być jak najlepsza, by zasłużyć na jego uwagę, docenienie. I nic to nie dało, a ja się czułam za każdym razem odrzucona i poniżona. Na razie jestem totalnie wykończona tym związkiem. Teraz wyjechałam i już po jednym dniu czuję się dużo spokojniejsza i szczęsliwsza. Ale wiem, że jak teraz odejdę, będzie mi go bardzo brakowało i będę się dręczyć, że to może by przetrwało gdybym temu dała szansę. Chyba boję się samotności, on jest moim najlepszym przyjacielem. Choc ostatnio jest z tym gorzej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość morenikka
Ja nie zgadzam się na przemoc w związku. W moim rodzinnym domu rodzice się tłukli, to było potworne. Chcę mieć radosny i ciepły związek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
morennika ale co byś chciała usłyszeć??? Że będzie dobrze jak tylko wspólnie popracujecie nad związkiem??? Skoro chcesz, a wyraźnie chcesz, to pracuj. Co nie zmienia faktu, że jesteś klasycznym przykładem DDA i tylko terapia może Tobie pomóc. Nie forim kafeterii.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Każdy DDA chce mieć ciepły, radosny związek. I każdemu wydaje się, że ten jest właściwy. Pomimo klującej w oczy patologii. Tak to działa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość morenikka
Kadarka Chciałabym usłyszeć prawdę. I trochę się boję, że możesz mieć rację. Ale właśnie myślałam, że ten chłopak to nie jest typ na toksyczny związek. Wprawdzie od początku znajomości widziałam w nim jakieś niepokojące zachowania w psychice, jakieś rozchwianie, nadwrażliwość, niską samoocenę, ale potem inaczej na niego spojrzałam, poznałam wiele jego fajnych "części składowych". Myślałam, że to ja jestem tą beznadziejną, brałam na siebie odpowiedzialność za nasze niepowodzenia. Bo DDA, bo ja, bo moje lęki... itp. Terapia jest jak w banku. A co do związku, to nie wiem. Nie wiem, czy potraktować tą przemoc jako wynik mojego zachowania czy też jako jednak fakt, że coś z nim jest nie tak i powinnam dać sobie z nim spokój.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tak, moze usprawiedliwic. to ze ktos jest nienormalny i nalezy od niego uciekac jak najdalej ja jestem porywcza, z bylym sie klocilam nie raz tak ostro i to zazwyczaj ja go ejszcze podjudzalam, ale nigdy mi nie powiedzial nawet zebym sie zamknela, albo zebym spierdala...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ile osób ma Ci jeszcze napisać, że przemoc związku nie jest Twoją winą, abyś to zaakceptowała???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość morenikka
Problem jest taki, że jestem świecie przekonana, że to ja jestem tą toksyczną stroną tego związku, potrafię komuś dopiec jak się poczuję zraniona, albo się obrażam bo sobie nie radze z poczuciem krzywdy, mam za duże potrzeby, wymagania, chciałabym mieć na co dzień więcej okazywania uczuć czy miłych gestów, przez to DDA trudniej mi uwierzyć, że mnie ktoś kocha i domagam się tego, może za mocno ? :/ Choć jak patrzę na inne związki, to widzę, jak u nas jest tragicznie z tym okazywaniem uczuć :/ Marzę o takim cieple, spontanicznym okazywaniu uczuc, a u nas jest z tym jakoś dziwnie :( Czasem jest, a czasem nie ma w ogóle :/ I przez to jestem taka rozchwiana uczuciowo, niepewna. Ale fakt, mam koleżanki, które są strasznie dominujące, kłótliwe, wybuchowe i nie mają takich problemów jak ja. Myślę, że mi bardzo dużo do nich brakuje, ja się bardzo boję kłótni i agresji, choć zdarza mi się powiedzieć coś niemiłego i podnieść głos.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
DDa zawsze mają obniżone poczucie własnej wartości i bardzo silnie domagają się okazywania im uczuć. Ale to nie jest nic zlego. Jesli ktoś Cię kocha to akceptuje Twoje niedoskonałości, a nie bije Cię z ich powodu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość morenikka
On też ma poczucie winy z powodu tego co zrobił, sam mówi, że nic go nie usprawiedliwia, ale jakoś łatwiej by mi było to zaakceptować, jakbym wzięła winę na siebie. Wtedy może miałabym siłę to ciągnąć dalej, wybaczyć mu, być dla niego lepsza. A jeżeli uznam, że on jest po prostu palantem, wręcz nikim, bo zawsze za takich uznawałam facetów stosujących przemoc wobec kobiety, to będę musiała skończyć ten związek, bo uznam, że zasługuję na coś lepszego od życia, że on nie jest mnie wart i nie chcę już mu nic dobrego dać, bo nie zasługuje na to. Mam dwie drogi, od czerwca albo się od niego wyniosę i zacznę nowe życie albo zostanę u niego i spróbuję coś z tym zrobić. Jest jeszcze opcja, że się wyniosę i zrobimy sobie przerwę, może to by pomogło zamknąć w przeszłości to co złe i zdystansować sie do problemów, jakoś zacząć później z czystym kontem. Choć wątpię, ja jestem pamiętliwa i nie wiem, czy bym mu kiedykolwiek zaufała. :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bogness
Zostaw go !!!!!!!! Koniecznie idź na terapię DDA. Sama nie dasz rady.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość morenikka
Ale zal mi tego, mamy też wiele wspólnego i dobrego między sobą, przykro mi z tego rezygnować, tym bardziej, że miałam teraz tyle kłopotów że się wyizolowałam od ludzi, boję sie być sama, nie mieć z kim spędzić czasu, porozmawiać gdy będzie mi ciężko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Każdy facet, który bije, mówi, że został przez kobietę sprowokowany lub, że bardzo żałuje i nigdy więcej. To standard. Myślę, że powinnaś się wyprowadzić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×