Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość grrubba babba

W jaki sposób gruba baba mogłaby przejść pieszo Europę?

Polecane posty

Gość grrubba babba

W jaki sposób zorganizować pieszą "wycieczkę" po Europie? Chodzi mi o sprawy czysto techniczne, takie jak np. koszt ubezpieczenia zdrowotnego i może jakieś namiary na kogoś, kto ma pojęcie w jaki sposób to zrobić. Zawsze marzyłam o tym, żeby móc podróżować, ale lata mijają a w moim życiu nic się nie zmienia - a jeśli już, to tylko na gorsze. W dużej mierze to moja wina, ale to wcale nie sprawia, że łatwiej wygrzebać się z problemów. Poza tym przez ostatnie lata nabawiłam się ciężkiej depresji, z którą staram się walczyć, ale jest ciężko. Nigdy nie będzie mnie stać na wykupienie żadnej wycieczki - poza tym taka forma niespecjalnie mi odpowiada. Jednocześnie... Nie wiem, czy to nie jest za bardzo bezczelne, ale chciałabym pokazać ludziom, że można coś ze sobą zrobić nawet, jeśli jest się w punkcie, kiedy wszystko daje człowiekowi do zrozumienia, że przegrał życie. Mam 27 lat i ważę ponad 150 kilo. Codziennie widzę zdjęcia otyłych dziewczyn i kobiet, które stają się pośmiewiskiem na różnego rodzaju serwisach z memami. Nawet jeśli wykpiwane przez ludzi zdjęcie pochodzi z obozu odchudzającego. A pod spodem długie dyskusje w komentarzach na temat tego jakie są obleśne i obrzydliwe mieszają się ze stwierdzeniami o tym, że nie wypada się z nich śmiać bo może są chore - a jeśli tak, to nie wypada się z nich śmiać. Oczywiście tylko pod warunkiem, że to choroba spowodowała ich nadwagę a nie choroby przyszły wraz z nią. Ja miałam tylko lekką dziedziczną nadwagę. Czyli przy wzroście prawie 180 cm "powinnam" ważyć ok. 90 kilo. To byłoby do zaakceptowania, prawda? Nie chcę się bronić ani udowadniać nikomu, że to nie była moja wina - doprowadzenie się do takiego stanu. Czyja jeśli nie moja? Moja i tylko moja. Miałam dość ciężkie przejścia emocjonalne - które wpędziły mnie w depresję i pomogły utonąć w tłuszczu, ale to żadne usprawiedliwienie. Przecież nikt nie tyje do takich rozmiarów ze szczęścia albo dlatego, że mu się tak dobrze w życiu układa. To nie jest tak, że opycham się słodyczami albo zjadam na obiad pół świni. Mięsa nie jem w ogóle, tłuszczy też prawie nie używam, słodycze też sporadycznie - raz albo dwa razy w tygodniu jakaś czekolada. Cała, 100-gramowa i wiem, że to dużo, ale... Podobno najskuteczniejszą metodą odchudzania jest metoda małych porcji i jedzenie jej kiedy "jest się głodnym" kilka razy w ciągu dnia. Nigdy nie potrafiłam się na to zdobyć. Problem w tym, że ja nigdy nie odczuwam GŁODU. Czuję tylko poczucie winy w związku z tym, że chce mi się jeść i przez nie nie jem. Dzień, albo dwa - mój "rekord" to ponad dwa tygodnie. W ten sposób wpędziłam się w bulimię. Chciałabym to wytłumaczyć, ale nie wiem czy potrafię. Nie chcę szukać współczucia czy litości - bo nawet gdyby udało mi się je wzbudzić, to w niczym mi one nie pomogą, niczego nie zmienią. Jestem strasznie zagubiona. Nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo. Podobno wyśmiewanie i obelgi pomogły kilku dziewczynom się "zmotywować" (przynajmniej tak opowiadały w wywiadach udzielanych gazetom, które czytałam), ale mnie tylko pogrąża w jeszcze ciemniejszej otchłani. Bo ja uciekam przed sobą, przed własnym ciałem, przed ludźmi... Już tyle lat. Gdzieś w środku chciałabym wierzyć w to, że jeszcze nie jestem do końca stracona i przegrana. Byłam kiedyś ładna, wiecie? Jako nastolatka byłam trochę pulchna, ale nic co nie byłoby do zaakceptowania. Miałam też ładną twarz i dość mocno zarysowaną talię. Prawie codziennie godzinami ćwiczyłam, żeby pozbyć się tego "trochę", ale jednocześnie uprawiałam dość wyczerpujący sport po którym byłam głodna i jadłam, więc waga stała w miejscu. Właściwie byłam dość szczęśliwa ze swoim ciałem i może nawet potrafiłabym je zaakceptować, gdyby nie ciągłe przypominanie ze strony rodziców, że mają mnie za grubą świnię. Nie mam im za złe. Chcieli mieć normalną, ładną córkę, a trafiłam im się ja. Poza tym wcześniej w dużej mierze to były żarty - tzn. jestem całkiem pewna, że nie mówili tego po to, żeby sprawiać mi ból, chyba uważali to za pewną formę motywacji? Nie wiem, teraz to nie ma już większego znaczenia. A potem zostałam zgwałcona i od tego momentu właściwie bez żadnych przerw żałuję, że mnie od razu nie zabił. Nikomu o tym nie powiedziałam, nie potrafię... Właściwie do tej pory nikomu nie powiedziałam jak to naprawdę wyglądało. Minęło ponad dziesięć lat a ja nadal boję się ludzi. Nie jest tak, że w ogóle nigdzie nie wychodzę i nie mam znajomych, ale ograniczam te kontakty do absolutnego minimum. Kilka miesięcy w roku spędzam z rodzicami, a wtedy to już w ogóle nigdzie nie wychodzę, bo przy każdej próbie są awantury o to, że znajomi albo sąsiedzi mnie zobaczą i będzie wstyd że jestem taka gruba i odrażająca. Nie mam siły na kłótnie więc ulegam ale... Trzy lata temu zabrali mnie ze sobą do sklepu. Do supermarketu kilkadziesiąt kilometrów od domu. Na parkingu spotkali znajomych i kazali mi spierd... i odejść gdzieś dalej, żeby znajomi nie pomyśleli, że jestem z nimi. A potem odjechali, a ja wracałam na piechotę. Śmiałam się z tego, ale bolało. I może powinno mnie zmotywować, ale nie zmotywowało. Do niczego poza kolejnymi partiami głodzenia się zakończonymi wielkim żarciem - chociaż najedzona byłam już po dwóch kanapkach, to wmuszałam w siebie dalej, za karę że w ogóle po nie sięgnęłam. Potem czułam się jeszcze gorzej więc wymiotowałam albo głodziłam się po raz kolejny... chyba wiecie jak działa bulimia. Schudłam wtedy bardzo dużo, bo prawie 50 kilogramów. Wymiotowałam krwią, oczy miałam całe z popękanych żyłek, włosy mi wypadały, ledwo trzymałam się na nogach. A rodzina była zachwycona i rozanielona, że wreszcie zaczynam wyglądać jak człowiek. Wtedy zwymiotowałam prawie samą krwią, taką jaskrawoczerwoną i przeraziłam się, że każdy kolejny raz może się równać pęknięciu przełyku albo jeszcze czymś gorszym. Przez jakiś czas potrafiłam sobie wmówić, że umiem normalnie jeść - bez głodzenia się i objadania, ale oczywiście natychmiast zaczęłam tyć. Jak mogłam nie tyć, skoro przez prawie rok albo nie jadłam nic albo "żyłam" tylko na tym, czego nie udało mi się zwymiotować. Kilka kolejnych "żartobliwych" komentarzy i się poddałam. Skoro dla nikogo nie było różnicy pomiędzy mną 50 kilo lżejszą a cięższą, to po co był cały ten ból? Ja próbowałam, naprawdę. Wiele razy. Ale moja psychika mi na to nie pozwala. Czasem budzi się we mnie taka myśl... Bo ja pomimo tej nadwagi jestem całkiem sprawna, nie mam problemów z poruszaniem się ani żadnymi normalnymi czynnościami i wiem, że potrafiłabym gdybym tylko uwierzyła, że jest po co. Ale nie wierzę. No bo co... schudnę po to, żeby wyglądać jak normalny człowiek i znów być atrakcyjna? Czyli wrócić do punktu, w którym cały koszmar się zaczął? Jaki to ma sens? Ludzie, którzy nie akceptują mnie teraz takiej jaką jestem... nie chcę, żeby kiedykolwiek akceptowali mnie tylko dlatego, że nie wyglądam już jak hipopotam. Ile warta jest taka znajomość? Taki "szacunek", no ile? Wiem, że życie pewnie byłoby łatwiejsze, że może trwałoby dłużej - bo nie oszukujmy się, najdalej za kilka lat moje serce tego nie wytrzyma. Ale jaki w tym cel? Chciałabym mieć jakiś cel. Ale nie wydaje mi się, żeby moją duszę uleczyło stracenie zbędnej 1/10 tony. Wiem, że ludzie widzą mnie jako leniwe, obżerające się, odrażające monstrum. Nie jestem im dłużna - zupełnie nie obchodzi mnie to "jacy są naprawdę" ci, którzym zdarzyło się opluć mnie na ulicy, popchnąć, kopnąć, obrzucić kamieniami albo obrazić jakieś zwierzę porównując je z tłustą mną. Nie czuję się dobrze w swoim ciele i nie wierzę, żeby jakakolwiek kobieta z nadwagą albo otyłością była do tego zdolna. Może gdzieś są takie, ale każda "znana", która najpierw zapewniała o swoim samopoczuciu a potem schudła opowiada o tym, jak bardzo się sobą wtedy brzydziła i jak bliska samobójstwa była przez swoją wielką dupę. Moja jest naprawdę wielka. Staram się wierzyć w to, że moje życie ma jeszcze jakiś sens, ale naprawdę ciężko jest mi sobie go wyobrazić. I szczerze mówiąc nie zabiłam się tylko dlatego, że przeraża mnie wizja zmuszania jakichś Bogu ducha winnych ludzi do sprzątania mojego wielkiego cielska. Wszystko już chyba słyszałam "gdybym wyglądała tak jak ty to bym się zabiła", "nie wychodź z domu wieprzu"... Czasem potrafię się od tego odciąć i nie zwracać uwagi, a czasem nie. Czasem boję się ludzi tak bardzo, że w ogóle nie wychodzę z domu, a jeśli już muszę, to wychodzę przed świtem i czekam gdzieś do 7 albo 8 żeby możliwie jak najmniej ludzi mnie zobaczyło - a potem wracam, też w nocy. Kilka razy próbowałam się zapisać na siłownię, ale nigdy nie udało mi się wytrwać dłużej niż 3 zajęcia bez zamykania się w łazience i łkania do ścian, bo znów usłyszałam za plecami jakiś słodki komentarz. Spacerować po nocy w parku się boję a w dzień... Nie ma szans, żeby udało mi się chodzić przez 20 minut bez usłyszenia jakiejś okropnej rzeczy. Której tak się boję, że kiedy w końcu pada, to uciekam zapłakana. Jestem słaba. To nie wina ludzi, że tak się zachowują i nie ich wina, że jestem gruba. I jeśli ktoś doczytał mój wywód do tego momentu, to proszę, błagam was - już nie dla mnie, bo dla mnie jest chyba za późno, ale dla kogoś innego, dla kogo jeszcze nie jest - nie bądźcie tacy. To boli i pogrąża jeszcze bardziej. Bicie i obelgi nikomu nie pomogą. Radosna akceptacja chorych ludzi też nie pomoże. Bo oni są chorzy - w każdym wypadku. Albo fizyczna choroba spowodowała to jak wyglądają, albo emocjonalny ból i nieumiejętność radzenia sobie z problemami. A może nie mam prawa do wypowiadania się w imieniu wszystkich? Pewnie nie mam. Ale wracając do sedna - chciałabym zrobić coś dla siebie. Chciałabym przejść Europę na piechotę. Cała ta historia powyżej - tylko po to, żebyście wiedzieli, że jestem grubym babskiem z problemami emocjonalnymi. Ale potrafiłabym to zrobić - wiem, że bym potrafiła. Umiem chodzić na długie dystanse, teraz jestem całkowicie poza kondycją i łażę z prędkością 4km/h, ale przed tym wszystkim bym się odpowiednio przygotowała. Wiem, wiem - to głupi pomysł i powinnam siedzieć w domu i nie narażać ludzi na swój widok. Ale to pierwsza rzecz od bardzo dawna, dzięki której znów jakby zachciało mi się żyć. Czy to w ogóle da się zrobić nie mając pieniędzy na hotele na całej trasie? Właściwie to nie mam nawet dostarczającej ilości pieniędzy, żeby (jestem w prostej linii na wschodniej granicy) dojść w ten sposób do Krakowa, a myślę o dojściu do Portugalii... Potrafię robić dużo różnych rzeczy. Naprawdę dużo. Może udało by się gdzieś zaczepiać co jakiś czas, popracować trochę (w optymistycznym założeniu, że ktoś mnie zatrudni) i potem iść dalej? Lepszym pomysłem byłoby pewnie pójście z kimś, ale nie znam zbyt wielu wariatów... A jeśli po drodze coś mnie rozjedzie to takiej mnie przynajmniej nie byłoby nikomu żal.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie czytałam wszystkiego ale OLEJ DIETY!!! Zaakceptuj siebie i pokochaj, bądz zadbana, zawsze ładnie ubrana i umalowana i daruj sobie odchudzanie bo zrujnujesz sobie tylko psychikę i zdrowie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Alusreggg
Jedź rowerem, bo rozwalisz sobie stawy!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zakladaj sluchawki na uszy i sluchaj ulubionej muzyki,a nie glupich komentarzt,a poza tym usmiech:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
i tez bym polecala rower.Moze nie zaraz europa,ale jakies fajne miejsca w Polsce

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość krasulowataata
podziwiam Cię, naprawde życie sie na Ciebie uwzięło. ja też mam słabą psychikę i kąśliwe uwagi nie sprawiają że biore sie za siebie, tylko przeciwnie, bo wydaje mi sie że i tak mnie nie beda akceptować jak nie z tego powodu, to z innego. 2 lata temu schudłam 12 kg i było ok, stałam sie pewniejsza siebie itd, teraz część kilogramów wróciła, wczoraj usłyszałam na imprezie rodzinnej że "spuchłam". Może na kimś by to nie zrobiło wrażenia, ale to boli jak cholera i jest naprawde cieżko sie wziąc za siebie jak ktos na wstępie wyskakuje ci z czymś takim. jedyne co Ci mogę powiedzieć to zebyś sie trzymała, nie poddawała i wcieliła pomysł w życie, będę mocno trzymac kciuki. a co do Twoich rodziców to brak słów, naprawde... muszą być bardzo zakompleksieni, nieszczęśliwi i bez uczuć jeśli Cie tak traktują...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grrubba babba
Stawy? Przecież nie będę szła krokiem marszowym, a gdybym miała naprawdę się na to zdecydować, to 10-20 kilo straciłabym przy samych przygotowaniach. Przecież chodzenie codziennie nie różniłoby się tak bardzo od pracy w supermarkecie czy magazynie albo w sklepie - tam przecież też się przez cały dzień chodzi i coś przenosi a nie wszyscy rujnują sobie stawy. Dobry rower, który wytrzymałby mnie i taką podróż kosztowałby kilka tysięcy, a ja nie mam takich pieniędzy - zwłaszcza, że byłoby wtedy duże prawdopodobieństwo, że ktoś mi go ukradnie. Psychikę i zdrowie już mam zrujnowane. Wątpię, żebym kiedykolwiek była w stanie zaakceptować siebie. Chciałabym zrobić coś istotnego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lukrecja Cenci
Och, już nie bądź taka pobłażliwa dla tych, którzy na Ciebie plują. Chamstwa wszędzie pełno, Ty jesteś łatwym obiektem do ataków. Wiesz co, radziłabym Ci wyjechać za granicę. Jeśli znasz angielski i jesteś zdolna do pracy, kup bilet i jazda. Polacy są jednym z najmniej tolerancyjnych narodów w Europie, mówię serio. Tu gdzie mieszkam (UK) nikt na ulicy nie zwróciłby na Ciebie uwagi. Ludzie kalecy, chorzy, otyli chodzą po ulicach bez kompleksów, naprawdę. I nikt na nikogo nie gapi się z potępieniem. A co do Twej wyprawy przez Europę, to czarno to widzę. W ogóle, to daj mi swój email, jeśli możesz. Wiesz, ja mam kuzynkę, która całe życie walczy o chudy tyłek. Wiem jak tusza dusi duszę z jej opowieści. Moją kuzynkę kocham nad życie, dlatego chcę jej pomóc w walce z wagą, chcę ją tu ściągnąć i zadbać o jej dietę:) Bo ona od tej tuszy zaczyna poważnie chorować :/ Jeśli napiszesz mi email, odezwę się jutro, może jak z kimś pogadasz, to coś zmieni?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grrubba babba
Znam angielski, niemiecki, francuski, komunikatywnie hiszpański i ze sto słów po portugalsku. Nauka języków to trochę moje hobby więc znam dużo słów i wyrażeń i potrafię czytać ze zrozumieniem w wielu innych. Myślałam o wyjeździe do UK, ale jak bym tego nie liczyła, to nie stać mnie na to. Bilet da się kupić za dwie stówy, ale nie mam tam żadnych znajomych, więc nikt by mi nie pomógł na początku z mieszkaniem ani z niczym, ani nie załatwił żadnej pracy nawet na początek... No i żadnej gwarancji, że uda mi się ją znaleźć w ciągu pierwszych tygodni, więc potrzebowałabym w najgorszym wypadku kilku tysięcy na taki "start", więc to całkiem odpada, bo nie mam jak tego zgromadzić ani od kogo pożyczyć. Jestem zdolna do pracy, mam te języki, umiejętności i pomysły, ale nie mam wielkich szans na dostanie pracy kiedy wysyłam podanie ze zdjęciem albo przychodzę na rozmowę kwalifikacyjną, więc pracuję tylko na zlecenia przez internet (strony internetowe, grafika i animacje), ale nie wszyscy są chętni do podpisywania umów, a nawet z nimi ciężko czasem odzyskać zapłatę, więc zarabiam różnie i po miesiącu w którym dostaję zapłaty normalnie przychodzi taki, w którym jestem w plecy 500zł... W takich warunkach ciężko cokolwiek zaoszczędzić. Więc ten pomysł odpada... Podobnie jak i wszystkie inne. I ten z tą pieszą wyprawą pewnie też, ech...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pieszo to jednak kawał drogi
nie masz problemów z kolanami przy tym obciazeniu? Jesli dasz rade, to fajny pomysl. ale ile dasz rade przejsc? probowałas? ile dajesz rade dziennie? Plecak jak najmniejszy, zadnych spiworow, Jesli chcesz tylko turystycznie i tanio podrózowac , sa naprawde super tanie samoloty, takze TLK w Polsce - polecam.Wybieraj miejsca nie typowo turystyczne , bedza tansze noclegi. Nocuj w hoistelach, sprawdz wczesniej ceny w internecie. Generalnbie taniej sie wedruje po Azji niz po Europie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pieszo to jednak kawał drogi
mozesz isc pieszo przez Norwegie ( Szwecje pewnie tez) do kola podbiegunowego, sa po drodze otwarte domy, w ktorych nocujesz, zostawiajac taki porzadek, jaki zastalas ( trasy pielgrzymkowe, ale nie musisz isc z pielgrzymka. Mozesz tez iśc przez była Jugosławie, byle z dala od drogich kurortów, ludzie sa przyjazni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
możesz powiedziec coś więcej o tych wyprawach przez norwegię?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość frentii
Autorko, jak masz na imie, bo nie bede sie do ciebie zwracala "gruba babo". Uwierz mi, ze mozesz zmienic swoje zycie, musisz tylko w to uwierzyc! Wybij sobie z glowy na razie mordercze piesze wycieczki, i to jeszcze latem, bo padniesz po drodze i nie zdazysz nawet zrealizowac swoich planow. Skad w ogole jestes? Wielkopolska moze?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pieszo to jednak kawał drogi
hgg - znajoma była - to jej wspomnienia, mysle, ze mozecie tez ja spytac o szczególy na f-b, to swietna kobieta( fakt, ze jest szczupła:), ale mam nadzieje, ze nasza autorka tez da radę! Dziennik z podróży szlakiem patrona Norwegii www.amb-norwegia.pl/.../Dziennik-z-podroy-szla... - Translate this page 31 Maj 2011 Olafa, wiodący z Oslo do Nidaros (obecne Trondheim) w Norwegii. ... Wydanie zawiera wkładkę z kolorowymi zdjęciami z tej niezwykłej wyprawy. ... Lucyna Szomburg sześć lat temu odbyła wędrówkę innym średniowiecznym ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zanim zaczniesz zwiedzać Europę pozwiedzaj najbliższą okolicę i zamiast obżerać się po prostu jedz, ale nie tyle co do tej pory, proste liczenie kalorii wystarczy ps. dobrze że napisałaś, że to nie nasza wina, że jesteś gruba - im szybciej zrozumiesz, że jedyną osobą, która może ci pomóc jesteś ty sama tym prędzej staniesz na nogi 180 cm wzrostu to idealne warunki do kobiety - optymalnie powinnaś ważyć 75-80 kg, więc dużo pracy przed tobą i przestań się mazać, zamiast ciastek zacznij jeść jabłka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grrubba babba
Chodzić próbowałam. Dwa late temu pojechałam ze znajomymi na grzyby, córka mu się zgubiła, zasięgu w telefonach nie mieliśmy, znalazła się cała i zdrowa dość szybko - ja nie. Przeszłamw prostej linii 50 kilometrów nie wiem ile naprawdę, ale pewnie sporo więcej - tym bardziej, że lasem. Dokarmiłam sporą grupę kleszczy i innych krwiopijców i powrót do cywilizacji zajął mi półtora dnia, ale dwa dni później czułam się już całkiem dobrze. Na Azję to na pewno nie mam zdrowia. No i nie znam języków, tylko rosyjski komunikatywnie, więc to odpada. Poza tym nie wyszłabym teraz, najpierw bym się przygotowała, bo teraz wątpię bym dała radę przejść więcej niż 20 km jednorazowo. Frentii - mam na imię Karolina i jestem z podkarpacia-małopolski. A mój mail to 4y4hu4sc4@wp.pl Nie wybierałabym się tak od razu. Gdyby to się okazało możliwe do zrealizowania, to przez parę tygodni bym się do tego przygotowywała. No i czy latem nie byłoby łatwiej niż zimą? Poza tym zaskakująco dorze znoszę skrajne temperatury... Poza tym chciałabym zrobić coś znaczącego, coś dużego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rtyui
ja tez mam takie ciągoty do wyczynów, marzyłam zeby dojechac rowerem na Nordkapp... Jak dla mnie- to powinnaś poszukac jakiego osrodka, gdzie są profesjonalni terapeuci którzy leczą twoje schorzenie- czyli niskie poczucie wartosci powiazane z zaburzeniami odzywiania. Czyli psychoterapeuta, psychiatra- sa leki które skutecznie hamują uczucie głodu. Moim zdaniem sporo dołozyła ise do twojego stanu rodzina, która traktuje cię skandalicznie. Nie jestem wzolenniczką uzalania się nad sobą, i najczęściej nadwaga to zaniedbanie, i kazdy lubi zwalac na wszystko tylko nie na siebie... Jednak... twoi bliscy sa straszni...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rtyui
jaki ludzie plecak??? z plecakiem nie przeszłabys nawet pewnie 10 km... Musiałabyś miec coś w rodzaju wózka, i ciągnąc go za soba. Przeglądałam książkę o babce, co przeszła pieszo świato dookoła z czymś takim. utrzymywala się z pieniędzy z wynajmu domu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja proponuję taką podróż zacząć od wizyty u lekarza. Żeby nie narobić sobie masy problemów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pieszo to jednak kawał drogi
fajnie byłoby, gdyby ci sie taka wyprawa udała. Udowodnilabyc, ze tusza nie musoi byc niezdrowa i nie przeszkadza w zyciu . Sczerze mowiac moja babcia byla zdecydowanie gruba i byla znakomitym piechurem , ponadto byla czynna do oststniej chwili, a zmarla w wieku 93 lat. Ja tez mam duzą nadwage, a chodzę tak, ze chudzi wysiadają. nie choruje, czuje sie swietnie. to samo mój ojciec. Uwazam, ze niestey historie nt chorob grubych sa mocno naciagne przez lobby farmaceutyczne ( medykamenty odchudzajace, za ktore kobiety placa krocie). Inna rzycz,ze 150 to chyba naprawde sporo, ale mysle,że ze 120 dalabys rade. MYsl nad wyprawą, moze znajdz jakas gruba kompanke i ruszcie razem? Chcialabym, zeby ci sie udalo. Trenuj codziennie. Mozesz wziac nordic walking, idzie sie zdecydowanie lzej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wszystko zależy od kondycji, ja ważę jakieś 45 kg i po prostu nie mam siły chodzić, biegać, ćwiczyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pieszo to jednak kawał drogi
ja ze swoja spora nadwaga podrozwowalam duzo po Azji - o werzcie mi, spoytalam wiele naprawde grubych Amerykanek i Niemek z plecaczakmi ,wedrowaly po calkiem trudnych szlakach, nie jakisch wydeptanych przez turystów kurortach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grrubba babba
Od kilku lat już nie wymiotuję. I jak już pisałam wcześniej: nie jem mięsa, smażonych potraw, ciastek, słodyczy, serków topionych ani innych rzeczy o które mnie podejrzewacie. Czekolada swoją drogą - ale ciemna, gorzka. Byłam w takim ośrodku. Nic to nie dało, bo zawsze jest ten sam mechanizm. Jest coś do zrobienia, posprzątania, jakaś praca - nie jem i robię co mam do zrobienia, robi się noc, więc idę się kąpać, i jest jeszcze później, no to kładę się spać i nie jem nic. I czuję się dobrze, bo nic nie zjadłam. Zjem cokolwiek, czuję się winna i chcę się ukarać, więc jem jeszcze więcej i czuję się gorzej. Tzn. ponad pół roku staram się robić to normalniej, ale po latach takiego postępowania mam tak wolną przemianę materii jakby jej w ogóle nie było - i wcale nie sprawia wrażenia jakby miała "ruszyć". Hamowanie uczucia głodu nie sądzę by pomogło w moim przypadku, za bardzo mam w głowie popieprzone. Próbowałam różnych leków, które teoretycznie powinny wspomagać przemianę materii, ale to nic nie daje. Po części z nich puchnę i jak normalnie mam sylwetkę dużego jajka, tak po nich zbliżam się do idealnej kuli - nie tyję, ale puchnę. Poza tym te tabletki są takie duże, że za każdym razem przyklejają mi się do przełyku 10-20 cm nad żołądkiem i palą przez pół dnia. Leki hamujące uczucie głodu - możecie się śmiać, ale to też nie dla mnie. Nie mam problemów z nie jedzeniem niczego przez kilka dni, czasem nawet kilkanaście, a potem to nie głód tylko wściekłość na siebie, że w ogóle zjadłam cokolwiek. Po tym naprawdę nie muszę się obżerać, bo zamiast spalać magazynuję. Z rodziną nie potrafię się dogadać. Mój płacz doprowadza ich do szału, a płaczę przy każdej rozmowie w której oczekują ode mnie wytłumaczenia: dlaczego jestem taka beznadziejna i przegrana. To żałosne. Po tylu latach tego wszystkiego od świata powinna mnie oddzielać bariera co najmniej tak gruba jak warstwa tłuszczu na mnie, a zamiast tego tylko boli coraz bardziej i czuję się coraz gorzej - psychicznie. Moim największym sukcesem życiowym jest to, że się nie zabiłam. Żałuję tego. Nie zamierzam się targać na siebie, ale skłamałabym gdybym powiedziała, że nie żałuję tego codziennie. Psycholog kazał mi się odciąć od toksycznej rodziny i "zobaczyć co się stanie". To było parę ładnych lat temu, ale mnie się nie udało i pewnie nigdy mi się nie uda. Nie chcę zrywać kontaktów, ale chciałabym móc od nich odpocząć przez kilka miesięcy albo chociaż tygodni. Bez kłótni telefonicznych... Temat do wykończenia. To kompletnie bez sensu. Nigdy nie zgromadzę nawet tych 2-3 tysięcy oszczędności, które pozwoliłyby mi przeprowadzić się do innego miasta i tam coś zacząć, od nowa. Bo znajomych nie mam, bilet trzeba kupić, pokój znaleźć, wynajem i kaucję zapłacić, pracę znaleźć (co mogłoby nie pójść tak szybko mimo, że jestem gotowa wziąć każdą). Nie mam mieszkania ani niczego co mogłabym wynająć, niczego nie mam. Fizycznie nie jestem chora - ciśnienie mam idealne, poziom cukru w normie, za to psychicznie mam ciężkie objawy PTSD (niezwiązane z tym, o czym wcześniej wspominałam; po czymś znacznie gorszym o czym niekoniecznie chcę wspominać). Podobno trzeba to wszystko z siebie wyrzucić, żeby móc zacząć próbować normanie funkcjonować. Ale jakim prawem mam obarczać kogoś świadomością tego, co mnie spotkało i czego byłam świadkiem - przecież wiem, że mnie to wykańcza. Podać dalej, żeby wykańczało kogoś innego w zamian za lichą nadzieję na to, że pewnego dnia normalnie się wyśpię? To by nie było w porządku. Nie przejdę Europy pieszo, rowerem też jej nie objadę. Pewnie nigdy nawet nie spojrzę w lustro bez obrzydzenia. Wymyśliłam sobie, że gdybym zabrała się za zrobienie czegoś dużego... W poważnych sytuacjach nie dotyczących mnie zawsze dobrze sobie radziłam. Gdyby chodziło o kogoś innego, a nie o mnie i jakiś stuknięty milioner założył się ze mną, że jeśli przejdę, nie mając pieniędzy nawet na dwie noce w hostelu, to zapłaci za leczenie jakiegoś dzieciaka z wybitnie wredną i kosztowną chorobą, to pewnie bym to zrobiła. Z uporu. I dlatego, że chodziłoby o życie, które ma jakiś sens, nie tak jak moje. Ale cudów nie ma. W każdym razie dziękuję za odpowiedzi. Nie miałam internetu przez kilka dni, więc pewnie ich autorzy i tak tego nie zobaczą. Moi rodzice i wszyscy ci, o których wspominałam mieli rację. Chciałabym, żeby się mylili, ale to byłoby tylko oszukiwanie samej siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×