Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość by S.M.

Dyplomacja ikonowa

Polecane posty

Gość by S.M.

Czytelnicy „Wesela Stanisława Wyspiańskiego z pewnością pamiętają, że pojawienie się w „chacie rozśpiewanej widm nastąpiło z inicjatywy Racheli, która wszystko zaaranżowała, a nawet - jak pisał Boy-Żeleński - chciałoby się powiedzieć - sfinansowała. Literatura jak zwykle wyprzedza życie i dopiero przez pryzmat „Wesela a ściślej - roli, jaką w przebiegu wydarzeń odegrała Rachela, możemy lepiej zrozumieć przyczyny i prawdopodobne następstwa „Przesłania do narodów polskiego i rosyjskiego, jakie 17 sierpnia zostało podpisane na Zamku Królewskim w Warszawie przez J.Ś. Patriarchę Moskiewskiego Cyryla i JE abpa Józefa Michalika. Wprawdzie Patriarcha Cyryl przybywa do Polski na zaproszenie zwierzchnika Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, JE abpa Sawy - ale dokument ten został przygotowany wspólnie przez rosyjską Cerkiew Prawosławną i Kościół katolicki w Polsce. Ponieważ tekst „Przesłania miał zostać ujawniony dopiero na dwie godziny przed jego podpisaniem, w chwili, gdy piszę ten felieton, treści tego dokumentu nie znam. Będzie jeszcze czas, by go przeanalizować i skomentować, a tymczasem warto przypomnieć, jak do tego doszło. 18 sierpnia 2009 roku w Soczi spotkali się prezydenci Izraela - Szymon Peres i Rosji - Dymitr Miedwiediew. O czym tak rozmawiali i co uradzili - dokładnie nie wiadomo, bo tylko prezydent Peres uchylił rąbka tajemnicy mówiąc, iż obiecał prezydentowi Miedwiediewowi, że - po pierwsze - Izrael nie uderzy na Iran, a po drugie - że przekona prezydenta Obamę, by usunął elementy tarczy antyrakietowej z Polski. Co w zamian obiecał prezydentowi Peresowi prezydent Miedwiediew - tego niestety nie wiemy, więc skazani jesteśmy na domysły, bo że coś przecież musiał mu obiecać, to rzecz pewna. Trzeba powiedzieć, że jak dotąd, prezydent Peres słowa dotrzymał; Izrael na Iran nie uderzył, być może zresztą dlatego, że takie uderzenie powinno zostać poprzedzone ostatecznym zwycięstwem demokracji w Syrii, która z Iranem ma dwustronny układ wojskowy - a jak wiemy, do tego chyba jeszcze daleko, mimo heroicznych wysiłków syryjskich „bezbronnych cywilów. Dotrzymał słowa również drugiej sprawie; 17 września 2009 roku prezydent USA Barack Obama zapowiedział wycofanie elementów tarczy antyrakietowej z Polski i dał do zrozumienia, że USA w ogóle wycofują się z aktywnej polityki w Europie. To z kolei oznacza, że za amerykańskim przyzwoleniem sytuację w Europie kształtują i w ogóle - ramy polityki europejskiej wyznaczają strategiczni partnerzy, tzn. Niemcy i Rosja. Następstwo tej sytuacji objawiło się już w listopadzie 2010 roku, kiedy to na szczycie NATO w Lizbonie zostało proklamowane strategiczne partnerstwo NATO-Rosja. Proklamowanie strategicznego partnerstwa NATO-Rosja oznaczało dla Polski pewne zobowiązanie. Nie może bowiem tak być, że całe NATO pozostaje w strategicznym partnerstwie z Rosją, a tylko jedna Polska - trawestując Adama Mickiewicza - „rosyjskiej mocy się urąga. Toteż nic dziwnego, że niemal natychmiast po katastrofie smoleńskiej, w której zginęła większość wykonawców „postjagiellońskich mrzonek - jak główny cadyk III Rzeczypospolitej Aleksander Smolar określił politykę wschodnią prezydenta Kaczyńskiego - pojawiła się oddolna, demokratyczna inicjatywa „pojednania z Rosją. Wyszła ona wprawdzie ze zdominowanego przez Żydów środowiska „Gazety Wyborczej ale zatoczyła znacznie szersze kręgi. Co konkretnie takie „pojednanie miałoby oznaczać i w czym się manifestować - tego nikt dokładnie nie wie, a jeśli nawet i wie, to z jakichś zagadkowych powodów głośno nie mówi. Okazało się jednak, że z dużej chmury mały deszcz i wtedy do żadnego „pojednania z Rosją nie doszło. Być może zresztą dlatego, że ta inicjatywa miała tylko lepiej zakonspirować właściwe przygotowania. Oto bowiem jeszcze we wrześniu 2009 roku, kiedy tylko prezydent Obama złożył deklarację przekreślającą „postjagiellońskie mrzonki prezydenta Kaczyńskiego, „pojawił się delikatny sygnał otwarcia ze strony Patriarchatu Moskiewskiego - jak ujawnił to JE abp Michalik. Mianowicie prawosławni mnisi z klasztoru św. Niła Stołobieńskiego na wyspie Stołobnoje koło Ostaszkowa przybyli na Jasna Górę, skąd odebrali kopię cudownej ikony Matki Bożej, by umieścić ją w kaplicy poświęconej pamięci Polaków zamordowanych w Ostaszkowie. Starsi ludzie pamiętają zapewne określenie „dyplomacja ping-pongowa - kiedy to w roku 1971 amerykańska drużyna tenisa stołowego została zaproszona do Chin - co zapoczątkowała dalsze kontakty, również dyplomatyczne i polityczne. „Polscy biskupi odpowiedzieli na ten sygnał natychmiast - twierdzi abp Michalik, nie podając wszelako żadnych szczegółów, ale nietrudno się domyślić, że ta „dyplomacja ikonowa doprowadziła do obecnej wizyty patriarchy Cyryla i podpisania „Przesłania. Rzuca to pewne światło na charakter rozdziału Kościoła od państwa; rosyjska Cerkiew nigdy nie była od tamtejszego państwa oddzielona, zwłaszcza ta „Żywa, zaś „dyplomacja ikonowa pokazuje, że i u nas też ten rozdział nie zawsze jest wyraźny. Przede wszystkim warto rozebrać sobie z uwagą uwagę wypowiedzianą przez JE abpa Michalika: „Jestem absolutnie przekonany, że na obecnym etapie nie możemy tego kroku (tzn. podpisania Przesłania - SM) nie uczynić. Najwyraźniej Ekscelencja wie więcej, niż chce nam powiedzieć - ale przecież tego i owego nawet i my możemy się domyślić. Przede wszystkim - że jest jakiś „etap. Czy wyznacza go Kościół w Polsce lub Patriarchat Moskiewski? Chyba nie, bo abp Michalik wyraźnie daje do zrozumienia, iż „etap stanowi wobec Kościoła rodzaj okoliczności zewnętrznej. To już prędzej - Patriarchat Moskiewski - ale przecież on uchodzi za pojętnego wykonawcę pomysłów prezydenta Putina. W takim razie wygląda na to, iż „etap został zapoczątkowany przez strategicznych partnerów - tych samych, którzy doprowadzili do proklamowania strategicznego partnerstwa NATO-Rosja w 2010 roku w Lizbonie. Co więcej - ze słów abpa Michalika wynika, że „etap stwarza dla Kościoła polskiego coś w rodzaju palącej konieczności. W tej sytuacji nie można wykluczyć, że „Przesłanie, mające stanowić początek „pojednania - cokolwiek miałoby to znaczyć - ma dla Kościoła w charakter propozycji nie do odrzucenia. W takim razie, jaka byłaby alternatywa? Warto podkreślić, że do wizyty Patriarchy Cyryla dochodzi w momencie, gdy Episkopat prowadzi z rządem rokowania przesądzające o materialnym i prawnym statusie Kościoła w Polsce, zaś na politycznej scenie zainstalowana została dziwnie osobliwa trzódka posła Palikota, nie ukrywająca wrogości do Kościoła. Wreszcie - że nadająca ton Unii Europejskiej lewica nawet nie ukrywa zamiaru ostatecznego rozwiązania kwestii chrześcijańskiej, a katolickiej w szczególności. W obliczu takiej alternatywy „pojednanie z Rosją jest jakimś wyjściem zwłaszcza, że można będzie nadać mu pozory głębi - że oto zwieramy szeregi w obronie przed zgniłym Zachodem. Któż nas przed nim lepiej obroni, niż prezydent Putin - podobnie jak wcześniej - generalissimus Stalin? http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2591

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość by S.M.
Żydowski holokaust jest oszustwem OFFICIAL RECORDS FROM INTERNATIONAL RED CROSS PROVE „HOLOCAUST WAS A FRAUD http://just-another-inside-job.blogspot.com/2007/06/official-records-from-international-red.html Ostatnio udostępnione dokumenty, zamknięte przez lata, pokazują, że całkowita liczba zgonów w „obozach koncentracyjnych wynosi tylko 271.301. Nie zginęło 6 mln Żydów: to twierdzenie było całkowitą fabrykacją* Przez wiele lat Żydzi mówili całemu światu, że 6 mln z nich było systematycznie mordowanych w niemieckich „obozach koncentracyjnych podczas II wojny światowej. Każdy kwestionujący to twierdzenie jest zjadliwie oczerniany jako nienawistny antysemita. Kraje dookoła świata skazywały na więzienie osoby kwestionujące roszczenie o wymordowanych 6 mln. Teraz mamy dla obejrzenia przez cały świat zeskanowany obraz oficjalnego dokumentu Międzynarodowego Czerwonego Krzyża jako dowód na to, że tzw. „holokaust nigdy nie miał miejsca. Żydzi na całym świecie umyślnie kłamali w celu zdobycia emocjonalnych i finansowych korzyści dla siebie. Popełnili oni popełnione z pełną premedytacją oszustwo na milionach mieszkańców świata! „Holokaust to największe kłamstwo kiedykolwiek powiedziane. Miliony dolarów wypłacano dla „ocalałych z holokaustu i ich potomków za coś co nie miało miejsca. Jest to umyślne, przestępcze oszustwo na skalę tak masową, że jest prawie niewytłumaczalne. Poniżej zeskanowany obraz raportu Oficjalnej Całkowitej Liczby Zgonów od Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Apeluję o ściganie osób i grup, które założyły fałszywe procesy sądowe w celu uzyskania odszkodowań za holokaust i nagrody finansowe za szkody, za popełnienie celowego oszustwa w sądach. Apeluję do usunięcia wzmianek o holokauście w podręcznikach historii i materiałach edukacyjnych. Apeluję o usunięcie Memoriałów Holokaustu na całym świecie. Już dawno to umyślne oszustwo powinno być zatrzymane, a ci którzy go dokonali postawieni przed sąd za 60 lat zjadliwych kłamstw i oszustwa finansowego. Faktyczna ocena „holokaustu przez Czerwony Krzyż NoEvidenceOfGenocide 28.01.2005 Nie ma dowodów na ludobójstwo Żydzi i obozy koncentracyjne: faktyczna ocena „holokaustu przez Czerwony Krzyż Jest jedno badanie nt. kwestii żydowskiej w Europie podczas II wojny światowej, oraz warunków w niemieckich obozach koncentracyjnych, prawie unikalne pod względem uczciwości i obiektywności, 3-tomowy Raport Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża o jego działalności w ciągu II wojny światowej, Genewa 1948 rok. Ten kompleksowy materiał z całkowicie neutralnego źródła, uwzględnił i poszerzył wyniki dwóch wcześniejszych prac: Documents sur lactivit du CICR en faveur des civils dtenus dans les camps de concentration en Allemagne1939-1945 [Dokumenty o działalności Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża na rzecz ludności cywilnej w obozach koncentracyjnych w Niemczech 1939-1945] (Genewa, 1946), oraz Inter Arma Caritas: the Work of the ICRC during the Second World War [Działalność MKCK w czasie II wojny światowej] (Genewa, 1947). Zespół autorów z Frdric Siordet na czele wyjaśnił na początkowych stronach raportu, że ich obiekt, w tradycji Czerwonego Krzyża, zachował ścisłą neutralność polityczną, i na tym polega jego wielka wartość. MKCK z powodzeniem zastosował Wojskową Konwencję Genewską z 1929 roku w celu uzyskania dostępu do internowanych osób cywilnych przetrzymywanych w Europie środkowej i zachodniej przez władze niemieckie. Ale MKCK nie mógł uzyskać żadnego dostępu do Związku Radzieckiego, który nie ratyfikował Konwencji. Miliony internowanych wojskowych i cywilnych przetrzymywanych w ZSRR, którego warunki były znane do tej pory jako dużo gorsze, byli całkowicie odcięci od wszelkiego międzynarodowym kontaktu lub nadzoru. Raport Czerwonego Krzyża stanowi wartość, gdyż jako pierwszy wyjaśnia uzasadnione okoliczności, w których przetrzymywani byli Żydzi w obozach koncentracyjnych, tj. jako wrodzy cudzoziemcy. W opisie dwóch kategorii internowanych osób cywilnych, Raport rozróżnia drugi ich rodzaj jako „cywilów wywiezionych na działki administracyjne (niem.: „Schutzhftlinge), których aresztowano z motywów politycznych lub rasowych, ponieważ ich obecność uznawano za zagrożenie dla państwa lub sił okupacyjnych (t. 111, s. 73). Osoby te, mówi, „zostały umieszczone na tych samych zasadach jako osoby aresztowane lub uwięzione na mocy prawa powszechnego, ze względów bezpieczeństwa. (s. 74). Raport przyznaje, że Niemcy były początkowo niechętne kontroli przez Czerwony Krzyż w zakresie osób przetrzymywanych z powodów związanych z bezpieczeństwem, ale w drugiej połowie 1942 roku, MKCK uzyskał z Niemiec ważne koncesje. Dopuszczono go do dystrybucji paczek żywnościowych do głównych obozów koncentracyjnych w Niemczech od sierpnia 1942 roku, a „od lutego 1943 r. koncesję tę rozszerzono na wszystkie inne obozy i więzienia (t.111, s. 78). MKCK szybko nawiązał kontakt z komendantami obozu i rozpoczął program pomocy żywnościowej, który funkcjonował aż do ostatnich miesięcy 1945 roku, za co napływały listy z podziękowaniami od żydowskich internowanych. Obdarowywanymi przez Czerwony Krzyż byli Żydzi Raport mówi, że „Pakowano aż 9.000 paczek na dobę. Od jesieni 1943 do maja 1945 r., do obozów koncentracyjnych wysłano około 1.112.000 paczek o łącznej wadze 4.500 ton. (t. III, s. 80). Oprócz żywności, w paczkach była odzież i środki farmaceutyczne. Paczki wysyłano do Dachau, Buchenwald, Sangerhausen, Sachsenhausen, Oranienburg, Flossenburg, Landsberg-am-Lech, Flha, Ravensbrck, Hamburg-Neuengamme, Mauthausen, Theresienstadt, Auschwitz, Bergen-Belsen, do obozów w pobliżu Wiednia w Europie środkowej i południowych Niemczech. Głównymi ich odbiorcami byli Belgowie, Holendrzy, Francuzi, Grecy, Włosi, Norwegowie, Polacy i Żydzi bezpaństwowi. (t. III, s. 83). W trakcie wojny, „Komitet był w stanie przesłać i rozpowszechnić w formie pomocy humanitarnej, ponad 20 mln franków szwajcarskich, zebranych przez żydowskie organizacje społeczne na całym świecie, w szczególności przez American Joint Distribution Committee z Nowego Jorku. (t. I, s. 644). Tej ostatniej organizacji rząd niemiecki pozwolił utrzymywać biuro w Berlinie, aż do chwili wejścia Ameryki do wojny. MKCK skarżył się, że utrudnianie ich ogromnej operacji pomocy dla internowanych Żydów nie pochodziło od Niemiec, ale od mocnej blokady Europy przez aliantów. Większość zakupów pomocowych w zakresie żywności dokonywano w Rumunii, na Węgrzech i Słowacji. MKCK szczególnie chwalił za liberalne warunki, jakie panowały w Theresienstadt do czasu ich ostatniej wizyty w kwietniu 1945 roku. Ten obóz, „gdzie było około 40.000 Żydów deportowanych z różnych krajów, był stosunkowo uprzywilejowanym gettem. (t. III, s. 75). Według Raportu, „delegaci Komitetu mieli możliwość zwiedzenia obozu w Theresienstadt (Terezin), który był przeznaczony wyłącznie dla Żydów i był prowadzony na specjalnych warunkach. Z informacji zebranych przez Komitet, ten obóz został uruchomiony przez pewnych przywódców Rzeszy jako eksperyment Ci ludzie chcieli dać Żydom możliwość utworzenia życia wspólnotowego w mieście, pod ich własną administracją i z niemal pełną autonomią dwóch delegatów mogło odwiedzić obóz 6.04.1945 roku. Potwierdzili oni korzystne wrażenie nabyte podczas pierwszej wizyty. (t. I, s. 642). MKCK również pochwalił reżim Iona Antonescu faszystowskiej Rumunii, gdzie Komitet mógł objąć szczególną pomocą 183.000 rumuńskich Żydów, do czasu okupacji sowieckiej. Wtedy pomoc zakończono, i MKCK skarżył się, że nigdy nie udało mu się „wysłać czegokolwiek do Rosji (t. II, s. 62). To samo odnosiło się do wielu niemieckich obozów po „wyzwoleniu przez Rosjan. MKCK otrzymał obszerną pocztę z Auschwitz do okresu okupacji sowieckiej, kiedy wielu internowanych zostało ewakuowanych na zachód. Ale wysiłki Czerwonego Krzyża, aby wysyłać pomoc internowanym pozostałym w Auschwitz pod kontrolą sowiecką, były daremne. Jednak paczki żywnościowe były nadal wysyłane do byłych więźniów KL Auschwitz, przeniesionych na zachód do takich obozów jak Buchenwald i Oranienburg. Brak dowodów na ludobójstwo Jednym z najważniejszych aspektów Raportu Czerwonego Krzyża jest to, że wyjaśnia prawdziwą przyczynę tych zgonów, które miały miejsce niewątpliwie w obozach pod koniec wojny. Czytamy w Raporcie: „W chaotycznym stanie Niemiec, po inwazji w ostatnich miesiącach wojny, obozy nie otrzymywały żadnych dostaw żywności, i głód powodował coraz więcej ofiar. Sam zaniepokojony tą sytuacją, rząd niemiecki w końcu. poinformował MKCK 1 lutego 1945 W marcu 1945 roku, dyskusje między przewodniczącym MKCK i gen. SS Kaltenbrunnerem dały nawet bardziej zdecydowane wyniki. Odtąd MKCK mógł rozprowadzać pomoc, a jeden delegat miał pozwolenie na pobyt w każdym obozie „(t. III, s. 83). Najwyraźniej władze niemieckie miały na celu łagodzenie tragicznej sytuacji na tyle ile mogły. Czerwony Krzyż dość wyraźnie twierdzi, że dostawy żywności ustały w tym czasie, z uwagi na alianckie bombardowania niemieckiego transportu, a w interesie internowanych Żydów protestowali 15.03.1944 roku przeciwko „barbarzyńskiej wojnie powietrznej sojuszników (Inter Arma Caritas, s. 78). 2.10.1944 roku, MKCK ostrzegał niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych o zbliżającym się upadku niemieckiego systemu transportu, oświadczając, że warunki głodowe dla ludzi w Niemczech są nie do uniknienia. Mając do czynienia z obszernym, 3-tomowym Raportem, ważne jest, aby podkreślić, że delegaci MKCK nie znaleźli dowodów na to, by w obozach w okupowanej Europie, była celowa polityka eksterminacji Żydów. Na żadnej z 1600 stron, Raport nie wspomina nawet o czymś takim jak komora gazowa. Przyznaje on, że Żydzi, podobnie jak wiele innych narodów w czasie wojny, znosili trudy życia i niedostatki, ale jest zupełna cisza na temat planowanej zagłady, jest obszerne obalenie legendy o Sześciu Milionach. Podobnie jak przedstawiciele Watykanu, z którymi pracowali, Czerwony Krzyż sam znalazł się nie mógł cierpliwie znosić nieodpowiedzialnych oskarżeń o ludobójstwo, które były na porządku dziennym. Jeśli chodzi o prawdziwy wskaźnik śmiertelności, Raport wskazuje, że większość żydowskich lekarzy z obozów wykorzystywano w celu zwalczania tyfusu na froncie wschodnim, tak że byli oni niedostępni gdy w obozach wybuchła epidemia tyfusu w 1945 roku (t. I, s. 204 ff) nawiasem mówiąc, często się twierdzi, że przeprowadzano masowe egzekucje w komorach gazowych sprytnie przebranych za prysznice. Znowu Raport zawiera bezsens tego twierdzenia. „Nie tylko miejsca do mycia, ale instalacje do wanien, pryszniców i pralni są kontrolowane przez delegatów. Musieli często podejmować działania, w celu otrzymania lepszego sprzętu, naprawy lub powiększenia (t. III, s. 594 ). Nie wszystkich internowano Tom III Raportu Czerwonego Krzyża, rozdział 3 (I. Żydowska ludność cywilna) traktuje o „pomocy udzielanej żydowskiej części wolnego społeczeństwa, i ten rozdział wyjaśnia dość jasno, że w żaden sposób nie wszystkich europejskich Żydów umieszczono w obozach internowania, lecz pozostali oni, z zastrzeżeniem pewnych ograniczeń, częścią wolnej ludności cywilnej. Jest to w bezpośredniej sprzeczności z „dokładnością rzekomego „programu eksterminacji, oraz z twierdzeniem w fałszywych pamiętnikach Hssa, że Eichmann miał obsesję na punkcie aresztowania „każdego Żyda, którego mógł złapać. Raport stwierdza, że w Słowacji, na przykład, gdzie nadzorował asystent Eichmanna Dieter Wisliceny, „znaczna część mniejszości żydowskiej miała pozwolenie na pozostanie w kraju, a w pewnych okresach Słowacja była traktowana jako względna oaza schronienia dla Żydów, zwłaszcza dla pochodzących z Polski. Ci, którzy pozostali na Słowacji wydawali się względnie bezpieczni do końca sierpnia 1944 roku, kiedy miał miejsce bunt wobec sił niemieckich. Choć prawdą jest, że prawo z 15.05.1942 roku przyniosło internowanie kilku tysiącom Żydów, ci ludzie byli trzymani w obozach, gdzie warunki zakwaterowania i wyżywienia były do zniesienia, i gdzie internowani mogli wykonywać płatną pracę na warunkach niemal takich samych jak na wolnym rynku. (t. I, s. 646). Nie tylko duża liczba 3 mln europejskich Żydów w ogóle uniknęła internowania, ale emigracja Żydów podczas wojny trwała nadal, na ogół przez Węgry, Rumunię i Turcję. Jak na ironię, powojenna emigracja Żydów z terytoriów okupowanych przez Niemców, była także ułatwiana przez Rzeszę, jak w przypadku polskich Żydów, którzy uciekli do Francji przed okupacją. „Żydzi z Polski, którzy podczas pobytu we Francji, uzyskali zezwolenie na przyjazd do Stanów Zjednoczonych, byli uznawani za obywateli amerykańskich przez niemieckie władze okupacyjne, które zgodziły się ponadto uznać ważność około 3.000 paszportów, wydanych Żydom przez konsulaty państw Ameryki Południowej (t. I, s. 645). Jako przyszli obywatele USA, ci Żydzi znajdowali się w obozie w Vittel w południowej Francji, dla amerykańskich cudzoziemców. Emigracja europejskich Żydów z Węgier, w szczególności w czasie wojny, przebiegała bez przeszkód ze strony władz niemieckich. „Do marca 1944 roku, mówi Raport Czerwonego Krzyża, „Żydzi, którzy mieli przywilej wiz do Palestyny, mogli opuścić Węgry (t. I, s. 648). Nawet po wymianie rządu Horthy w 1944 roku (po jego próbach zawieszenia broni z ZSRR) rządem bardziej zależnym od władz niemieckich, emigracja Żydów była kontynuowana. Komitet otrzymał gwarancje zarówno W. Brytanii jak i Stanów Zjednoczonych, że udzielą wszelkiego możliwego wsparcia emigracji Żydów z Węgier, i od rządu USA MKCK otrzymał wiadomość mówiącą, że „Rząd Stanów Zjednoczonych teraz specjalnie powtarza swoje zapewnienia, że dokona ustaleń w kwestii troski o wszystkich Żydów, którzy w obecnej sytuacji mogą wyjechać (t. I, s. 649). Biedermann zapewnił, że w 19 przypadkach, które przytoczył w „Did Six Milion Really Die? [Czy naprawde zginęło 6 mln?] z Raportu MKCK na temat jego działalności w czasie II wojny światowej, oraz Inter Arma Caritas (łącznie z wyżej wymienionym materiałem), zrobił to dokładnie. Cytat z Charlesa Biedermanna (delegat MKCK i dyrektor Międzynarodowego Biura Poszukiwań Czerwonego Krzyża) przedstawiony pod przysięgą w procesie Zundela (9-10-11-12.02.1988).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z małej wsi dziewczyna
Umówiłam się z Marcinem na spacer. Było upalne lato, więc narzuciłam na siebie przewiewną, lekką sukienkę i wyszłam. Poszliśmy w stronę jeziora, które znajduje się na uboczu naszego miasta. Dawno tutaj nie byłam. Nie miałam czasu przychodzić tutaj. Teraz wiem, że źle robiłam. Przyroda bardzo uspakaja. Jezioro jest dość duże. Z jednej jego strony otwarta plaża, na której opalają się młode dziewczyny, a chłopcy grają w siatkówkę. Zaraz za nią dróżka rowerowa, po której jeżdżą rodzice z dziećmi. Kawiarnie z lodami i goframi, ławki, zieleń. Z drugiej strony jeziora, ciche zakątki, las i łąka. Rybacy, próbujący złowić coś na kolację. Grupka młodzieży rozpalająca grill. Dalej, na kocu, jakaś zakochana para wpatrzona w siebie i tylko w siebie. Spacerowaliśmy i rozmawialiśmy. Wspominaliśmy wspólnych znajomych, imprezy, na których oboje byliśmy, ale jakoś dziwnym trafem nie umieliśmy się odnaleźć. Marcin, to super gość. Moja szkolna miłość, w końcu. Umie słuchać i doradzić, a to bardzo sobie cenię. Obeszliśmy jezioro, zatrzymaliśmy się przy budce z lodami i watą cukrową, za którą mogłabym zabić. Zrobiliśmy zdjęcie jakiejś zakochanej parze, która nas o to prosiła. Było fajnie. Odpoczęłam od tego wszystkiego, co mnie otaczało. Od pracy, telefonów, pośpiechu, korków, nerwów. Zaczęliśmy kierować się w stronę miasta. Po chwili słońce schowało się i na niebie pojawiły się czarne chmury. Zerwał się wiatr, a woda w jeziorze wzburzyła się. Zapowiadało się na dość obfitą ulewę zaopatrzoną w grzmoty i błyskawice. Wiedzieliśmy, że do domu mamy daleko i moglibyśmy nie zdążyć, więc przyspieszyliśmy. W pewnym momencie poczułam krople deszczu na ramionach i głowie, a po chwili jedna, wielka spadła prosto na mój nos. - Chyba będziemy musieli biec. - powiedział Marcin. W tym momencie wylała się z nieba tona deszczu i spadła prosto na nas. Lało bardzo obficie, jakby ktoś, tam u góry, odkręcił kurek z wodą i zapomniał go zakręcić. Lato było naprawdę upalne i wszyscy wyczekiwali deszczu, ja z resztą też. Stanęłam na środku chodnika i rozłożyłam ręce. W przeciągu kilku sekund byłam już cała mokra. Cóż to za cudowne uczucie! Rześki deszcz podziałał jak zimny prysznic i od razu poczułam, że żyję! Stałam tak przez chwile i było mi tak dobrze. Przypomniałam sobie dzieciństwo, beztroskie lato na wsi. Zapach deszczu mieszający się z zapachem łąki, która rozpościerała się koło nas, podziałał na moje zmysły, jak afrodyzjak. Stałabym tam całą ulewę, ale w pewnym momencie poczułam jak Marcin chwyta mnie za nadgarstek: - Aga! Idziemy! Jestem cały mokry! - zawołał. - Nie tańczyłeś nigdy w deszczu? Puścił mnie, a ja zaczęłam tańczyć. Rozłożyłam ręce i kręciłam się w kółko. Machałam nogami, jakbym kopała piłkę, chlapiąc przy okazji wszystko w koło, Marcina również. - Spróbuj! Zobaczysz, jakie to fantastyczne! Taki ciepły, letni deszcz! Zapomnij się, chociaż na chwilę! Nie spróbował, tylko stał i patrzył na mnie, a deszcz lał się z nieba nadal dość obficie. Marcin był już cały mokry, koszulka przykleiła mu się do klatki piersiowej, a z końcówek włosów kapały krople deszczu. Podszedł do mnie, wziął mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Drugą rękę położył na dole moich pleców i przez chwilę staliśmy tak, w tym deszczu, patrząc sobie w oczy. Puścił moją rękę i położył ją teraz na moim policzku. Pocałował mnie bardzo namiętnie i przybliżył do siebie najbliżej jak to było możliwe. Objęłam go najmocniej jak umiałam, on gładził mnie po włosach i plecach. Całowaliśmy się tam, na tym chodniku, koło łąki, w tym deszczu, cali mokrzy. Nasze języki tańczyły, ręce oplatały nasze ciała, nie słyszałam nic oprócz jego oddechu i deszczu spadającego na ziemię. Jego ręce powędrowały na moje pośladki i zaczęły je delikatnie masować. Ten dotyk połączony z naszym namiętnym, dalej ciągnącym się, pocałunkiem sprawił, że lekko ugięły mi się nogi. Marcin przestał na chwilę mnie całować i obniżył swoje usta niżej. Całował teraz moją szyję i uszy, a ja lekko wygięłam się do tyłu. Zaczęłam głęboko oddychać, a kiedy delikatnie przygryzł lewe ucho wydałam z siebie cichy jęk, który symbolizował, że jest mi bardzo dobrze. Tak, było mi naprawdę dobrze. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Rześki deszcz, zapach mokrej łąki i na środku my, toniemy w objęciach i namiętnym pocałunku. W tym momencie liczyliśmy się tylko my, nikt inny. Byliśmy tam sami, nie zważałam na innych ludzi, którzy stali pod drzewami chowając się przed deszczem. Całował mnie i dotykał, a ja czułam jak oto, przede mną otwierają się niebiosa. Po chwili przestał i szepnął mi do ucha: - Idziemy? Pokiwałam tylko głową, a on wziął mnie za rękę i zaczęliśmy biec w kierunku domu. Biegłam tak za nim i czułam, że z sekundy na sekundę wpadam w jakiś dziwny wir przeróżnych uczuć, które właśnie opętały moje ciało i umysł. Chciałam znowu go pocałować, dotknąć, przytulić. Przebiegaliśmy akurat obok jakiejś budki. - Zaczekaj! - krzyknęłam. Kiedy zatrzymał się pod nią, przyciągnęłam go do siebie i tym razem to ja zaczęłam go całować. Wsadziłam ręce pod jego koszulkę. Chciałam całować jego klatkę, tors, szyję. Chciałam zedrzeć z niego wszystko i zapomnieć się na chwilę tutaj, pod ta budką! Ach! Gdyby tak można było zatrzymać czas na chwilę! On znowu położył ręce na moich pośladkach. Zaczął je masować, ściskać, przesuną rękę na moje udo i podniósł je do góry. Stałam tam, oparta pod budką, deszcz już na nas nie padał, a ja tonęłam. Objęłam nogą jego pośladki, a on gładził moje udo i znowu zaczął całować moją szyję. - Nie wytrzymam zaraz! - powiedział i spojrzał mi w oczy. Już wszystko wiedziałam, już nic nie musiał mówić. Wiedzieliśmy, co się szykuje, co się stało i co się stanie. Wybiegliśmy spod budki i biegliśmy do domu. Deszcz ciągle padał, ale powoli zaczął ustępować. Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się tylko po to, by móc się pocałować, po czym biegliśmy dalej. Na horyzoncie pojawił się dom Marcina. Zauważyłam, że drzwi balkonowe do jego pokoju są otwarte. Wbiegliśmy więc do ogródka i prosto do jego pokoju. Zatrzymałam się na środku pokoju zaraz za nim. Marcin szybko odwrócił się i zaczął mnie całować. Znowu dotykałam jego ramion, tych wielkich, męskich ramion, o których marzyłam nocami. Nie przerywając pocałunku, wziął mnie na ręce i powoli zaczął przesuwać się w stronę łóżka. Moje nogi oplatały go w pasie, a on trzymając mnie za pośladki delikatnie je gładził. - Trzymaj się mocno! - powiedział i nachylił się nad łóżkiem. Wisiałam teraz na nim i zastanawiałam się, co on kombinuje. - Teraz ci będzie wygodnie! - powiedział uklepując poduszkę, po czym delikatnie położył mnie na łóżku. Znowu zatraciliśmy się w namiętnym pocałunku. Marcin zaczął powoli gładzić moje, jeszcze ubrane ciało. Dotknął moich piersi i zaczął je delikatnie masować. Rozpiął jeden guzik, potem drugi, potem trzeci i czwarty. Całował namiętnie moją szyję, uszy i dekolt. Czułam jak delikatny prąd przeszywa moje ciało od czubka głowy po końcówkę palca u stóp. Znowu jęknęłam z podniecenia i wygięłam się uwydatniając swój biust. Marcin skorzystał z okazji i wsadził ręce pod moje plecy. Podniósł mnie i w tym momencie znalazłam się na jego kolanach. Siedzieliśmy tak na łóżku i całowaliśmy się namiętnie. Marcin powoli ściągnął ze mnie sukienkę, a ja odwdzięczając się mu tym samym, pozbawiłam go koszulki. Moje nogi oplatały go w pasie, a ręce gładziły jego plecy. Teraz ja zaczęłam całować jego szyję, pozwalając sobie na delikatne przygryzanie w niektórych miejscach. Wiedziałam, że sprawia mu to przyjemność, bo przy każdym "gryzku" wydawał z siebie krótki jęk i głęboko oddychał. Ściągnął ze mnie biustonosz i masował moje piersi, po chwili zaczął je całować i ssać. Bawił się nimi, językiem drażnił moje brodawki, a ja, co jakiś czas wbijałam w jego plecy paznokcie. Nie myślałam o niczym, poddałam się kompletnie temu, co działo się w tym momencie. Działałam instynktownie i robiłam to, co czułam i co podpowiadało mi serce. Położyłam go i teraz ja znalazłam się na nim. Całowałam jego klatkę piersiową, językiem bawiłam się jego sutkami. Rozpięłam rozporek i wsadziłam rękę pod jego bokserki. Zaczęłam delikatnie masować go, czułam, że jest już gotowy. Powoli zaczęłam zniżać się w stronę pępka, nie przestawałam całować go po brzuchu. Ściągnęłam z niego spodenki wraz z bokserkami. Nachyliłam się i zaczęłam delikatnie lizać jego członka. Marcin leżał z rozłożonymi rękami i głęboko oddychał. Lizałam, ssałam i masowałam go namiętnie. Po chwili przerwałam i podniosłam się wyżej. Usiadłam na nim okrakiem i całowałam go w usta. Gładził moje plecy i pośladki. Położyłam się na nim i czułam jak moje nagie piersi ocierają się o jego klatkę. Ściskał moje pośladki i nagle obrócił mnie na plecy. Teraz on przejął inicjatywę. Całował mój dekolt, szyję, piersi. Schodził coraz niżej, ściągnął moje koronkowe majteczki i zaczął gładzić mnie po nogach. Nachylił się i całował moje uda od wewnątrz. Powoli zbliżał się do niej, im był bliżej, tym szybciej i głębiej zaczęłam oddychać. Najpierw dotknął ją delikatnie, po chwili nachylił się i zaczął ją całować. Rozchylił mi nogi i lizał ją teraz namiętnie. Na to uczucie, znowu wygięłam się, wiedziałam, że długo nie wytrzymam, że zaraz będę piszczeć z rozkoszy, która opanuje moje ciało! On zabawiał się dalej, znalazł mój "guziczek" i zaczął go drażnić językiem. Czułam jak kumuluje się we mnie, jak zbiera się do eksplozji. Nie musiałam czekać długo. Wybuchłam!!! Napięłam wszystkie mięśnie, czułam jak rozchodzi się we mnie i jak wypełnia całe moje ciało to uczucie spełnienia, orgazmu. Szczytowałam po raz pierwszy tego wieczoru. Po chwili, Marcin przybliżył się do mnie i mocno mnie przytulił. Zaczęliśmy się całować i chwilę potem poczułam jak delikatnie wchodzi we mnie. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na Marcina. Patrzył na mnie i posuwał się powoli w górę i w dół. Znowu całowaliśmy się namiętnie, a ja czułam go w sobie, wypełniał mnie w całości. Byliśmy tak blisko, niemalże wpijaliśmy się w siebie. Delikatnie uniosłam biodra, Marcin wsadził tam swoje ręce i podniósł mnie. Kochaliśmy się teraz na siedząco. Teraz ja posuwałam się to w górę to w dół. Patrzeliśmy sobie głęboko w oczy i oddychaliśmy. W pokoju słychać było tylko nasz, wspólny oddech. Poczułam, tam w środku, jak jego członek delikatnie ociera się o mój kolejny "guziczek". Zaczęłam przyspieszać, Marcin trzymał mnie za pośladki i unosił delikatnie. Czułam, że zaraz znowu będę szczytować. Ruszałam się teraz w górę i w dół, dodatkowo robiłam okrężneruchy biodrami. Zaczęłam drapać go po plecach, chyba zrobiłam to za mocno, bo Marcin syknął. W tym samym momencie znowu przeżyłam orgazm. Zamknęłam oczy i czułam, jak rozchodzi się we mnie to uczucie spełnienia, jak napełnia każdy milimetr kwadratowy mojego ciała. Zdrętwiałam, wstrzymałam oddech i czekałam. Te kilkanaście sekund trwało wiecznie, a mi powoli zaczęło brakować tchu. Po chwili, jak doszłam do siebie, spojrzałam na niego. Patrzył na mnie z uśmiechem, widać było, że cieszą go moje szczytowania. Nie chciałam być dłużna, wiec delikatnie popchnęłam go na łóżko. Leżał na plecach, a ja "tańczyłam" na jego biodrach w górę i w dół, a prawo i w lewo, do przodu i do tyłu. Gładziłam jego klatkę piersiową, on dotykał moich piersi. Nachyliłam się i całowałam go namiętnie przyspieszając tępa. Trzymał mnie za pośladki i nadawał mi rytm. Po chwili zaczął szczytować. Wziął głęboki oddech i jęknął. Przytulił mnie mocno do siebie, a ja czułam jak wypełnia mnie jego orgazm od środka. Leżałam tak na nim jeszcze przez chwilę, a on głaskał mnie po plecach. Czułam jak wali mu serce: - Chyba się w tobie zakochałem. - powiedział nie patrząc mi w oczy. Podniosłam głowę, żeby spojrzeć na niego. - Nareszcie! - wyszeptałam z radością. Nieśmiało uśmiechnął się i pocałował mnie. Po chwili "doszliśmy" do siebie, ale z łóżka jakoś nie chciało nam się wychodzić. Głowę oparłam o jego klatkę piersiową, a ręką delikatnie głaskałam jego brzuch. Nawet nie zauważyłam, kiedy przestał padać deszcz. Słońce, które powoli chowało się za horyzontem, oświetlało nasze ubrania porozrzucane na podłodze. Powoli zapadał zmrok, a my leżeliśmy w objęciach. Byłam szczęśliwa, bardzo szczęśliwa. Marcin chyba też. Powoli zaczęły nam się zamykać oczy i usnęliśmy tak, wtuleni w siebie, zadowoleni i......... zakochani.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×