Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość nikax3

Nieszczęśliwie zakochany facet - znacie takie przypadki?

Polecane posty

Gość Mantis1410

Może to kolejna historia o tym samym, ale jeśli nic z tym nie zrobię to przeczuwam, że może się to skończyć nieciekawie.. Czemu tutaj? Bo nikt tego nie obroci w żaden sposób przeciwko mnie. 

 

Wszystko zaczęło się 10 lat temu. Poza studiami i pracą, pomagałem w ośrodku leczenia uzależnień. Wolontariat. Był swego czasu program korespondencyjny, dla osób, które łatwiej wyrażają się słowem pisanym, bądź ze znanych jedynie sobie powodów nie chcą rozmawiac z terapeuta etc. A że sam bardzo lubię tą odchodząca do lamusa formę komunikacji wpisałem swój adres mailowy na listę. 

 

Odezwała się ona i świat wywrocil mi się do góry nogami. Nie było żadnego etapu "poznawania się", to było od początku przeswiadczenie: trafił swój na swojego. Nawet w tych aspektach w których roznilismy się od siebie diametralnie nie widzieliśmy żadnego problemu. Zaczęliśmy do siebie dzwonić, rozmawialiśmy coraz dłużej i częściej. Po pewnym czasie ona pomagała mi tak samo jak ja jej. To aby się spotkać było tylko kwestią czasu i nie pokonała nas odległość 217 kilometrów, zdaje sobie sprawę, iż nigdy tak naprawdę nie byliśmy razem, bo przecież związki na odległość nie istnieja, ale tak się zachowywalismy. Byliśmy sobie wierni, pomagalismy sobie, zaczęliśmy snuć nieśmiałe plany na przyszłość. Po kilku miesiącach oznajmiła, że będziemy mieć dziecko. Jako 23 letni gowniarz byłem przerażony ta informacja (o czym powiedziałem jej wprost - nigdy z nikim nie byłem tak boleśnie szczery), ale mieliśmy na siebie plan i ogromne pokłady energii aby go wcielić w życie. Los niestety zabrał nam dziecko dwa dni po narodzinach i ona też zniknęła. 

 

Myśląc, że jakoś to wszystko zostawiłem za sobą próbowałem na nowo poukladac sobie życie. Zakończyłem dwa związki tylko z jednego powodu. Ona. 

 

Nie chciałem szukać w kimś jej kopii, nie chciałem zdradzać kogoś w myślach. To by było nie w porządku. 

 

Jestem sam. Lata. Nie wiem ile. Mam za sobą trzy próby samobójcze, wyhodowalem sobie chorobę dwubiegunowa, która doprowadziła mnie do chronicznej bezsenności a ona z kolei do uzależnienia. Wyjechałem z kraju, przez 14 miesięcy po prostu tulalem się po świecie mieszkając w samochodzie. Pół roku spędziłem w klasztorze. Od 4 lat mieszkam w Anglii. Nic się nie zmieniło. Nacpany nie mam snow. Kiedy jestem "czysty" odwiedza mnie prawie co noc. 

 

Ponad rok temu ja odnalazłem. Po dziś dzień mamy kontakt telefoniczny, spotkaliśmy się przy okazji świąt Bożego Narodzenia, spędziliśmy razem kilka dni. Jest samotna matka, która ledwo wiąże koniec z końcem. Coś stało się w jej życiu, co doprowadziło do tego, że jest kompletnie wyprana z emocji. Oznajmiła, że nie chce być już z nikim, a całe życie poświęca synowi. Chciała abyśmy ze względu na mnie nie utrzymywali kontaktu. Widzi, co się ze mną dzieje, a ja nie potrafię sobie odpuścić... Nie powiedziałem, że nadal ją kocham. Cały czas. Może to kolejna historia o tym samym, ale jeśli nic z tym nie zrobię to przeczuwam, że może się to skończyć nieciekawie.. Czemu tutaj? Bo nikt tego nie obroci w żaden sposób przeciwko mnie. 

Wszystko zaczęło się 10 lat temu. Poza studiami i pracą, pomagałem w ośrodku leczenia uzależnień. Wolontariat. Był swego czasu program korespondencyjny, dla osób, które łatwiej wyrażają się słowem pisanym, bądź ze znanych jedynie sobie powodów nie chcą rozmawiac z terapeuta etc. A że sam bardzo lubię tą odchodząca do lamusa formę komunikacji wpisałem swój adres mailowy na listę. 

Odezwała się ona i świat wywrocil mi się do góry nogami. Nie było żadnego etapu "poznawania się", to było od początku przeswiadczenie: trafił swój na swojego. Nawet w tych aspektach w których roznilismy się od siebie diametralnie nie widzieliśmy żadnego problemu. Zaczęliśmy do siebie dzwonić, rozmawialiśmy coraz dłużej i częściej. Po pewnym czasie ona pomagała mi tak samo jak ja jej. To aby się spotkać było tylko kwestią czasu i nie pokonała nas odległość 217 kilometrów, zdaje sobie sprawę, iż nigdy tak naprawdę nie byliśmy razem, bo przecież związki na odległość nie istnieja, ale tak się zachowywalismy. Byliśmy sobie wierni, pomagalismy sobie, zaczęliśmy snuć nieśmiałe plany na przyszłość. Po kilku miesiącach oznajmiła, że będziemy mieć dziecko. Jako 23 letni gowniarz byłem przerażony ta informacja (o czym powiedziałem jej wprost - nigdy z nikim nie byłem tak boleśnie szczery), ale mieliśmy na siebie plan i ogromne pokłady energii aby go wcielić w życie. Los niestety zabrał nam dziecko dwa dni po narodzinach i ona też zniknęła. 

Myśląc, że jakoś to wszystko zostawiłem za sobą próbowałem na nowo poukladac sobie życie. Zakończyłem dwa związki tylko z jednego powodu. Ona. 

Nie chciałem szukać w kimś jej kopii, nie chciałem zdradzać kogoś w myślach. To by było nie w porządku. 

Jestem sam. Lata. Nie wiem ile. Mam za sobą trzy próby samobójcze, wyhodowalem sobie chorobę dwubiegunowa, która doprowadziła mnie do chronicznej bezsenności a ona z kolei do uzależnienia. Wyjechałem z kraju, przez 14 miesięcy po prostu tulalem się po świecie mieszkając w samochodzie. Pół roku spędziłem w klasztorze. Od 4 lat mieszkam w Anglii. Nic się nie zmieniło. Nacpany nie mam snow. Kiedy jestem "czysty" odwiedza mnie prawie co noc. 

Ponad rok temu ja odnalazłem. Po dziś dzień mamy kontakt telefoniczny, spotkaliśmy się przy okazji świąt Bożego Narodzenia, spędziliśmy razem kilka dni. Jest samotna matka, która ledwo wiąże koniec z końcem. Coś stało się w jej życiu, co doprowadziło do tego, że jest kompletnie wyprana z emocji. Oznajmiła, że nie chce być już z nikim, a całe życie poświęca synowi. Chciała abyśmy ze względu na mnie nie utrzymywali kontaktu. Widzi, co się ze mną dzieje, a ja nie potrafię sobie odpuścić... Nie powiedziałem, że nadal ją kocham. Cały czas. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×