Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość confused78

związki oparte na silnych emocjach

Polecane posty

Gość confused78

Potrzebuję opinii na temat tego czy faktycznie związki oparte na silnych emocjach są nietrwałe, jak to często się o nich mówi. Czy od samego początku są tylko iluzją? Pytam o to na podstawie swojego własnego przykładu, gdyż właśnie rozpadł się mój związek,których chyba właśnie opierał się na tych silnych emocjach, a do końca nie rozumiem jak i dlaczego rozpadł się w taki a nie inny sposób i w takim a nie innym momencie. Ale po kolei: Poznaliśmy się poprzez portal randkowy. Oboje mieszkamy w Anglii. Ja nieopodal Londynu, Ona w Bath - jakieś 250 km na zachód. Ja byłem "czysty" nieobciązony żadnymi problemami związanymi z przeszłymi związkami, z Nia było odwrotnie. Gdy się poznaliśmy była świeżo po nieudanym związku, co więcej jeszcze mieszkała ze swoim byłym partnerem, co stwarzało dodatkową niezdrową atmosferę. W tym wszystkim jest jeszcze dziecko, jej syn z wcześniejszego, nieudanego małżeństwa. Przyczyną rozpadu poprzedniego związku był fakt, że ówczesny partner okazał się skrajnie nieodpowiedzialny. Dużo pił, a przede wszystkim był nałogowym hazardzistą i przegrywał duże sumy, konkretnie wszystko co było przeznaczone na życie. Takimi działaniami najpierw zabił w Niej uczucia a potem doprowadził do cięzkich stanów emocjonalnych,które ten związek nie przetrwał, a pozostawił w Niej kompletne i totalne rozbicie wewnętrzne. Wówczas pojawiłem się ja. Nasza relacja zaczęła się niewinnie od wymiany wiadomości, potem smsów i rozmów telefonicznych. Okazało się,że wiele nas łączy,jesteśmy do siebie w wielu kwestiach bardzo podobni, nie widząc siebie od początku czuliśmy, że jesteśmy jakby dla siebie stworzeni, co Ona często powtarzała. Równolegle pogłębiały się Jej problemy z byłym partnerem. Długo mnie nie wtajemniczała w to co się dzieje, ale expartner sfrustrowany porzuceniem,w pijackim amoku, robił jej straszne awantury,przez co Ona zaczęła się strasznie go bać. Jak już o tym wiedziałem chciałem Ja z tego jakoś wyrwać, od razu, albo po prostu wpaść tam i facetowi "przemówić do rozumu". Nie chciała mi dać adresu,twierdziła, że sama sobie z tym problemem poradzi. Na odległość nie wiele niestety mogłem. Mimo to nasza relacja się pogłębiała i rozwijała. Przełomem był wieczór,w którym on zafundował jej kolejna awanturę, w połączeniu z puszczaniem głosnej muzyki do 3 rano, przez co ani ona ani jej syn nie mogli spać. Wówczas smsowaliśmy do siebie i obiecałem jej, że Jej nie zostawię, że nie ucieknę,że nie przestraszę się tej sytuacji,że będę aż to się nie skończy. W odpowiedzi prosiła mnie,abym też został po tym jak to się skończy. Od tego momentu było tak jakbysmy już byli w związku, mimo, że było to jeszcze niedopowiedziane,i jeszcze w ogole nie doszło do naszego spotkania. A spotkać mieliśmy się na urlopie. Traf chciał, że oboje mieliśmy urlop w tym samym czasie, oboje lecieliśmy do Polski, i pochodzimy z miast oddalonych od siebie o 40 km. Gdy się wreszcie spotkaliśmy zaiskrzyło od razu, spodobaliśmy się sobie na równi z tym jak to było w świecie wirtualnym, i mając na uwadze nasze wcześniejsze przyrzeczenia i obietnice,tak jakby naturalnie zaczęliśmy ze soba być od pierwszego spotkania. Od tego momentu mogliśmy spędzać ze sobą czas i patrzeć na siebie 24h na dobę, 7 dni w tygodniu. Nawet razem wybraliśmy się do Wrocławia na mecz Mistrzostw Europy w piłce nożnej, oboje jestesmy kibicami. Spędziliśmy wspaniałe dwa dni w magicznej atmosferze. Wówczas również okazało się, że i w łózku pasujemy do siebie idealnie. Ale zbliżał się koniec jej urlopu,musiała wracać,a ja jeszcze miałem zostać ponad tydzień. Tu po raz pierwszy ukazała się jej chwiejność emocjonalna. Na dzień przed wylotem przestraszyła sie tego naszego związku, bała się, że tam u niej w Anglii już mnie nie będzie i czy jest sens to ciągnąć dalej. Bała się, że przez tą jej chwiejność,której była świadoma, zabije to co urodziło się między nami. Starałem się od początku Ją przekonywać, że tak nie będzie, że się wszystko ułoży. Pełna nadziei wróciła do Anglii, a tam czekał na nią koszmar. Były partner zdwoił wysiłki by uprzykrzyć Jej życie. Awantury były dzień w dzień,on coraz bardziej Ją szantażował i straszył, niszczył meble,drzwi itd. To było na świeżo, w tym mieszkaniu nadal wiązała ją umowa,tak więc aż tak prędko nie mogła się wyprowadzić,planowała jeszcze pomieszkać tam miesiac i się wyprowadzić,myślała,że expartner lepiej zniesie rozstanie,a tymczasem on fundował je coraz większy horror. Będąc w Polsce strasznie cierpiałem, że nie moge jej jakoś realnie pomóc.Namawiałem ją na natychmiastową przeprowadzkę, bez patrzenia na jakies umowy. Wreszcie się zdecydowała, nawet sam przez net znalazłem dla niej namiar na nowe lokum,w którym z reszta w spokoju mieszka do dziś. Problem byl tylko taki, że wprowadzić się mogła dopiero za dwa tygodnie od momentu podjęcia decyzji o wyprowadzce,a dwa tygodnie pod jednym dachem z psycholem to jak wieczność. Chciałem jej wykupić na te 2 tygodnie miejsce w jakimś miejscowym hostelu żeby tylko już stamtąd uciekła,chciałem ją zabrać do siebie,do mojego domu,choćby na ten czas. Nic nie chciała,odrzucała moje próby pomocy,mówiła,że sama sobie poradzi. Te 2 tygodnie spędziła u znajomych,którzy wreszcie sie zorientowali co się dzieje, że ją na ten czas przygarnęli. Potem wprowadziła się na nowy pokój i wydawało się, że wreszcie jest spokój. Jeżeli chodzi o nasz wspólny pomysł na mieszkanie razem był taki, że któregoś dnia Ona i jej syn przeprowadzą się do mnie. Ja wówczas przeprowadziłem się do nowego domu z moim bliskim kolega,do niego wkrótce miała dojechać z Polski żona i dwójka dzieci. Miałem podpisaną umowę,która wiązała mnie na pół roku, tak więc wiedziałem, że to nasze mieszkanie razem nastapi najwczesniej po pól roku. Ale pojawił się inny pomysł,aby Ona przyjechała do mojego miasta szybciej,w zasadzie po dwóch miesiącach znajomości, gdy tylko jej syn skończy szkołe. Mieliśmy po prostu do czasu wygasnięcia mojej umowy mieszkać razem w moim domu,a potem mieliśmy już iśc na swoje. Niestety żona kolegi się nie zgodziła,uważała, że sama z dziećmi przenosząc się do nowego kraju będzie potrzebować spokoju,a za dużo ludzi w domu tego nie gwarantowało. To pojawił się pomysł żeby gdzieś tu u mnie w mieście zamieszkała na pokoju na te 4 miesiaće. Jeszcze bysmy mieszkali osobno,ale juz bardzo blisko i zdala od jej byłego. Ale po jakiś 2-3 tyg. znów dała znać Jej niepewność. Po pierwsze mając w pamięci wczesniejszy związek miała problem z zaufaniem mi, przestraszyła się takiej szybkiej przeprowadzki,zmiany i wszystkiego nowego,zaczynania życia od nowa. Stwierdziła, że boi się takiego skoku na głeboką wodę, że może niech na razie zostanie jak jest,a po tych 4 miesiącach,jak związek okrzepnie,zamieszkamy razem. rozsądne stwierdzenie, mimo wszystko,ale tak naprawdę to wszystko było powodowane jej wczesniejszymi bolesnymi doświadczeniami. Do expartnera,nie znając go za długo i za dobrze, na slepo wyjechała z Polski,a na miejscu zderzyła się z okrutną prawdą. Z reszta Jej poprzedni związek też polegał na tym,że dojechała do swojego ówczesnego chłopaka z Polski, związek się rozpadł. Dwa razy już zostawiała wszystko i przenosiła się do faceta i dwa razy przez tych facetów rozpadały się te związki. Bała się tej trzeciej próby. Ja to rozumiałem. Powiedziałem, że ja Jej nie będę w niczym naciskał, że pozwolę się Jej uspokoić po trudnych przejściach, poznać mnie lepiej i nabrać zaufania. Z zaufaniem miała ogromne problemy, mimo moich zapewnień chyba nigdy do końca mi nie zaufała. A muszę podkreslić, że od początku mocno ją pokochałem i nie pragnąłem nic innego niż poświęcić jej swoje życie i nigdy nie zawieśc Jej zaufania. A co Ona czuła do mnie?! Twierdziła, że kocha mnie tak mocno jak nigdy jeszcze w życiu, że jestem miłością Jej zycia,wymarzonym mężczyzną jakiego zawsze chciała mieć. Ja na Nią patrzyłem podobnie. Przez nastepne tygodnie odwiedzaliśmy się jak tylko mogliśmy,mimo to było to średnio raz na 2 tyg., wypady na 2-3 dni. Miłość kwitła, na telefonie wisieliśmy godzinami. Przy spotkaniach wzroku od siebie oderwać nie mogliśmy. Ale Jej chwiejny stan emocjonalny znów dał o sobie znać. Pewnego dnia, mając doła, stwierdział, że nasz związek nie ma sensu, że to się nie uda. Bardzo wówczas za mną teskniła, cierpiała, że nie ma mnie przy Niej, i oznajmiła, że to koniec, że musimy się rozstać. Odłożyła telefon, potem nieodbierała, walczyłem tylko smsami. Na drugi dzień rano dostałem od Niej wiadomośc, że nie potrafi eze mnie życ i znów byliśmy razem. Ale w tym wszystkim wcale nie zniknął jej expartner. Dzwonił do niej, wysyłał smsy, prosił żeby do niego wróciła. Żalił się,jęczał itd. I tu nigdy nie mogłem zrozumieć Jej postawy. Powodem Jej rozbicia emocjonlanego był właśnie ten facet i ostatni nieudany związek. A Ona nie potrafiła tego kontaktu urwać. Odbierała jego telefony, po których często płakała bo takie rzeczy słyszała. Była pewna, że już nie chce z nim być, twierdziła,że nic do niego nie czuje, że jest to jej największa życiowa pomyłka i porażka,a mimo to ten kontakt utrzymywała. Pożyczała mu pieniądze i pomagała gdy tylko chciał. Twierdział,że w gruncie rzeczy on nie jest zły, że jest po prostu głupi i nieopowiedzialny i zależało Jej,aby sobie jakoś życie ułozyl. Czuła się nawet winna,bo to Ona zerwała i to Ona doprowadziła go do stanu totalnego rozsypania. A on to wykorzystywał, niewątpliwie jeszcze ją kochał,chciał aby do niego wróciła,obiecywał poprawe itd,ale Ona naturalnie była nieugięta i ją to nie ruszało,wtedy on się wściekał i zaczynały się awantury. Setki razy mówiłem Jej i prosiłem żeby dla własnego dobra zerwała tą znajomośc i wyłączyła ten telefon, sama wielokrotnie przez niego płakała i bardziej wpędzała się psychiczny dół. Gdy miała dół mówiła,że koniec,że nie chce go znać i urywa kontakt,po czym po paru dniach on znów się odzywał,przepraszał ją i ona dawała się nabierać, że moga mieć dobre stosunki. Wówczas zbywała mnie, że on się poprawił,że nie będzie je już krzywdził, a jak ja mówiłem, że mi się to niepodoba, to odpowiadała, że nie musi, wystraczy żebym to akceptował. Po czym znów dochodziło do spięcia między nimi,znów łapała dól i tak w kólko i w kółko. I nigdy nie chciała mi dać jego adresu bym sam to załatwił po swojemu. Wręcz mi zakazała jakichkolwiek akcji. Nawet się na mnie wściekała jak jak coś próbowałem z tym zrobić. A Ona nie pootrafiła się od tego uwolnić,mimo,że usilnie twierdziła,że nic do niego nie czuje i nie wyobraża sobie rekatywacji tego związku. Już sam miałem wątpliwości czy Ona jeszcze coś do niego nie czuje. Ale mam wrażenie, że działała tak bo czuła się winna i mimo wszystko 1,5 roku bycia razem jakoś z nim Ja związało i faktycznie zależało Jej by się chłopak jakoś w życiu ogarnął. Ale to wszystko działo się kosztem Jej emocji, ciągle przez niego targanych i ciągle wpędzających ja w dól psychiczny. Na moje prośby o zarzuceniu tej znajomości niereagowała. Jej jedyna odpowiedz była taka,że jak już będziemy razem to się skończy, mimo, że była raniona przez niego raz po raz sama nie potrafiła tego urwać. I to jej rozchwianie emocjonalnie wielokrotnie miało wpływ i na nas. Parokrotnie wściekała się na mnie z byle powodu, wyżywała się i wylewała swoje frustracje, często winiąc mnie za to, że po prostu jestem daleko. Ja Ja rozumiałem, wiedziałem w jakim jest stanie i z pokora to przyjmowałem po czym zawsze starałem się Ja uspokajać. Zawsze mi się udawało, zwasze jakoś ten spokój w nią wprowadzałem, zawsze mnie za wszystko przepraszała, mówiła i okazywała najgłębsze wyrazy miłości. Odliczała tygodnie do naszego bycia razem. ale problem jej byłego chłopaka wciąz istniał i się wręcz nasilał. Ale czas naszego zamieszkania zbliżał się coraz bardziej. Zacząłem szukać domu,tu u mnie w miescie, szkoły dla małego. A jak już było wszystko na wyciągnięcie ręki Ona się wystraszyła, że nie chce się stamtąd wyprowadzać, że wreszcie ma dobra pracę,że mały ma szkołe i swoje życie którego nie chce rozbijać. Przestraszyła sie, że musi wszystko zaczynać od nowa. I dlaczego to ja nie mogę się przenieść. I tu też powstał pewien problem, po pierwsze mam swoje pewne zobowiązania finansowe wobec banków, jeszcze z Polski, które musze spłacać. Tu w Anglii mam teraz dobra pracę,która umoziwia mi regulowanie zaległości i życie na dobrym poziomie. wiedziałem, że wyjeżdżając na zywioł, rzucając tu pracę i szukając nowej pracy tam u Niej mogę nie dać rady. O to tez się zaczęła wściekać, że w związek wniosę stare zaległości, że przez te cholerne kredyty nie mogę do niej przyjechać, tylko Ona musi wszystko rzucać. Ale jak tylko oznajmiła, że nie chce się wyprowadzać zacząłem szukać nowego rozwiązania. Pracuję w dużej firmie,która ma swoje punkty rozsiane po całej anglii, tak więc pomyslałem o przeniesieniu. W sumie nawet wczesniej był taki pomysł, dyskutowaliśmy o tym,ale najbliże miejsce do którego mogłem się przenieść było oddalone o 1,5h jazdy autem od jej miasta. Ale teraz otwierali nowy punkt, ledwie pól godziny jazdy od Jej miasta. Podjąłem decyzję. Przenoszę się. I nadszedł feralny dzień dwa tygodnie temu. Rozmiawialiśmy przez telefon, wszystko było bardzo dobrze. Mówiłem Jej jak widze moja przeprowadzkę, jak rozwiążę swoje stare zaległości. Starałem się zrobić wszystko tak,aby to Ona najmniej ryzykowała, aby nic na Niej się nie odbiło. Ona to doceniła, chyba, w każdym razie tamtego dnia powiedziała przez telefon, ot tak spontanicznie, jak to często bywało, że mnie kocha. Po czym zadzwonił drugi telefon, odebrała, bo dzwonił jej ex. Nie znam do końca treści tej rozmowy,podobno nawet tak się facet wściekł, że nachodził ją w domu. W każdym razie wprowadziło Ja to w jakiś wyjątkowo cięzki stan emocjonalny. Próbowałem do Niej zadzwonić, nie odbierała. dostałem tylko smsa takiej treści: "I gdzie jesteś gdy cię potrzebuje?? Idź do diabła!! Nie chcę cię znać.' Byłem w szoku. Przez kilka nastepnych dni nie odbierała telefonu,a jak pisała to tylko w takim tonie. Stwierdziała, że nie chce znać nas obu, że chce byc sama,że nie chce już być ze mną, bo wprowadze w jej życie nowe problemy,a ona nie chce nic oprócz spokoju. Po kilku dniach tej przepychanki jakoś wreszcie się uspokoiła i nasza rozmowa nabrała normalnego kształtu. A mieliśmy się spotkać, miałem do niej pojechać na 3 dni, jak to było już wczesniej zaplanowane. Pojechałem, z resztą sama się o to dopytywała, i czułem, że chcaiła bym jednak przyjechał. Na miejscu jakoś przełamaliśmy lody, mimo całej sytuacji i napięcia jakie nam towarzyszyło wyglądało, że znów jakoś przetrwamy kolejny kryzys. Niestety coś się znów z Nią stało ostatniego dnia pobytu, nagle stwierdziła, że nie może się do mnie przemóc, że ma jakąc blokadę, że tak naprawdę mnie wini za wszystko. On dla niej nie miał znaczenia, mógł ją wyzywac i doprowadzać do stanu rozbicia emocjonalnego, ale Ona i tak stwierdziała, że to ja jestem winny bo nie ma mnie wtedy gdy mnie najbardziej potrzebuje. Wróciłem do siebie z mieszanymi uczuciami. ale niby jeszcze podczas mojego pobytu stwierdziliśmy, że się do niej przeprowadze, nadal snuliśmy wspólne plany. ale jak już byłem u siebie dostałem od niej wiadomośc, że coś się z nią stało, że osiągnęła jakies apogeum, ktore wyczysciło ja emocjonalnie, ze wszystkich emocji,tych dobrych i tych złych. Stwierdziała, że teraz sama nie wie co do mnie czuje, ale że nie czuje tego co jeszcze miesiac później. Starałem się do Niej dotrzeć, jakoś to wyjaśnić, znormalizować nasze stosunki. może nawet byłem bliski bo stwierdziła,że rozsądnie do tego wszystkiego podchodzę i uznała, że potrzebuje takiej zwyczajnego normalnośco,aby zatesknić za czymś większym. Na nowo zaczeliśmy rozmawiać normalnie, o wszyskim i o niczym. Jakoś na nowo to wszystko zaczęło się układać, po czym po kilku dniach informuje mnie, że zdała sobie sprawę, że nie chce być ze mną, że już nic do mnie nie czuje. Rozmawiałem z nią, i faktycznie nagle stała się zimna jak głaz, Stwierdziała, że to uczucie które było między nami już zniknęło, że Ona nie czuje już nic, że jest pusta jak bęben, że nie chce nic. I właśnie sama to powiedział, że nasz związek i nasza miłość rodziła się na silnych emocjach i przeżyciach wokół, a takie uczucia sa nietrwałei właśnie w niej one wygasły. Może i tak jest. Ale czy to jest możliwe, że tak nagle?? Jeszcze kilka dni przed tym zanim "pękła" zapewniała mnie o tym, że mnie kocha. Jeszcze w ten sam dzień kiedy we wściekłości posyłała mnie do diabła sama z siebie,niezmuszona, mówiła, że kocha. A raptem godziny później już nie kocha. Kilka dni wczesnije w każdej rozmowie radowała się, że już wkrótce razem zamieszkamy,że jest z tego powodu szczęsliwa, a kilka dni później nie chce mnie znać i nic nie czuje. Próbowałem od niej wyciągnąć, żeby mi to wyjaśniła, w czym tak naprawdę zawiniłe, gdzie się nie postarałem, co mogłem zrobić lepiej. Powiedziała, że ze mna wszystko było dobrze, że w niczym nie zawiniłem, stwierdziła, że problem był w Niej i w jej chwiejnych emocjach, że taka już jest i coś się nagle skończyło, bo coś w Niej się skończyło. Może to i prawda, ale potrzebujuę opinii i ludzi z podobnym doswiadczeniem i kobiet przede wszystkim. To co w niej siedzi tak naprawdę? co się stało? Czy uczucie może zniknąć tak nagle z minuty na miunutę? Czy może pojawił się jakiś stres i strach przed bliskimi zmianami, na to nałożył się kolejny wstrząs emocjonalny, a efekt tego jest taki jaki jest?? Zapytałem się jej wprost czy te wszystko wczesnijesze zapewnienia i wyrazy miłości były tylko grą, powiedziała, że nie, że wszystko było szczere, tylko się skończyło. Czy ktos może mi wyjaśnić co się stalo?? Czy Wy,drodzy bywalcy forum, widzicie szanse jak na nowo rozbudzic jej uczucia? Czy to jest w ogóle możliwe?? Prosze o opinie. A moze ja bylem od początku ślepy i od początku nie miało to szans powodzenia?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×