Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość beznadziejna_zalosna

TOKSYCZNY zwiazek.. uwaga, dluugie..

Polecane posty

Gość beznadziejna_zalosna

Witajcie, bardzo potrzebuje pomocy ludzi postronnych... Przyrzekam, ze wszystko opisuje szczerze, wszystkie moje bledy rowniez.. I upzedzam, ze historia jest dluga i skomplikowana - dlatego bede niesamowicie wdzieczna, jesli ktos to przeczyta i szczerze powie co mysli, poniewaz to juz dla mnie ostatnia szansa na wytlumaczenie, DLACZEGO... Zaczne od tego, ze zyje w TOKSYCZNYM ZWIAZKU. I jestem DDA (Dorosle Dziecko Alkoholika) - oczywiscie nie chce usprawiedliwiac mojego charakeru, ale jestem pewna ze gdybym zyla w szczesliwej normalnej rodzinie to nie bylabym taka nerwowa jak teraz. Dziecinstwa nie mialam - nie chce pamietac. Od malego wieczny strach O WSZYSTKO. Czy nie bedzie awantury, czy nam starczy na chleb. Przed znajomymi udawalam i swietnie mi sie to wychodzilo. Tylko ze jak przychodzilam do domu to wszystko wracalo. Ostatnio czytalam swoj pamietnik.. Chcialam sie zabic jak mialam 12 lat, wszystkie wspomnienia wrocily :( Ale mniejsza z tym.. Niose ten ciezar ze soba i robie wszystko zeby moje zycie bylo szczesliwe. Pragne rodziny pragne dzieci ktorym dam wszystko co moge... Jestem niesamowicie wrazliwa i uczuciowa.. Ale sa tez minusy tego dziecinstwa.. Czuje sie jak ofiara losu, nie chce nikomu sprawaic problemow, mam problem zeby cos zalatwiac, byle zeby ktos przeze mnie nie musial cierpiec lub sie denerwowac.. taka szara myszka.I pozwalam sie TAK traktowac. TAK jak traktuje mnie obecnie moj chlopak, ktory zauwazyl ze raz mu sie udalo a ja ciagle wybaczam i jeszcze przepraszam byle zeby tylko sie nie denerwowal mimo ze to on zawinil.. :( Pisalam juz wiele watkow, kazdy odpisal ze juz dawno powinnam zerwac,no tak , ale to nie jest takie latwe ! Po prostu nie umiem, uparlam sie, walcze, nie wierze ze on moze ot tak ze mna zerwac, przeciez mozna rozmawiac walczyc isc na kompromisy....... Nie raz mysle o samobojstwie, i boje sie ze kiedys to zrobie.. powstrzymuje mnie jedynie to jze jestem osoba wierzaca i wierze tez w to, ze skoro jestem dobra dla swiata o kiedys moje beznaidzjenie zycie sie skonczy i zacznie byc szcesliwa !! zacznie sie ukladac !! po prostu mam nadzieje ze przyjdzie taki czas i ze zabijajac sie zmarnuje zycie ktore przeciez bylo mi dane.. .A teraz moj "zwiazek"... A zaczelo sie 2,5 roku temu. Juz na poczatku byly problemy, mianowicie moj chlopak M (obecnie 23lata) mial problemy zeby "sie na mnie zdecydowac". Ale udalo sie.. po kilku miesiach niezdecydowania wreszcie dalismy sobie szanse. Poczatek byl wspanialy. Spedzalismy mnostwo czasu razem, niewazne czy ktos byl zmeczony, wazne zeby razem.. mielismy (i nadal mamy) mnostwo wspolnych tematow, zainteresowan, do tej pory nie czulam chwili zebysmy nie mieli o czym rozmawiac. Pozniej wyznal mi milosc, nasz pierwszy raz.. bylo naprawde pieknie :( czulam sie niesamowicie szczesliwa!!! czulam sie bezpieczna, wiedzialam ze cokolwiek sie stanie to on zawsze bedzie ze mna i dla mnie... To byl piekny poczatek, ktory niestety skonczyl sie po okolo 8 miesiacach...Bralam pigulki, zaczely sie problemy z libido, zaczelo mi tez "odwalac", krzyczalam plakalam itp. Moj chlopak zaczal sie odsuwac ode mnie,bylo przez tydzien dobrze wielka klotnia i znow sielanka.. i znow pewnosc ze znow bedzie klotnia i tak w kolko. Przestal mnie wspierac, juz nie bylo rozmow o przyszlosci, przestal mnie szanowac od tamtego momentu.. Do tego stopnia ze zaczelam go blagac o to zeby do mnie przyjechal, przytlul sie... 1,5 roku temu zrobilam mu wielka awanture na miescie, bylo mi wstyd pozniej, zerwal ze mna, ale wyblagalam kolejna szanse.. Opowiedzialam mu wszystko o moim dziecinstwie, przeprosilam go, obiecalam ze bede sie starac bo mi bardzo zalezy na nim. Wybaczyl mi.. ale przestal byc idealny.. ja sie staralam, o kazdym problemie chcialam rozmawiac - on wrecz przeciwnie. Przestal do mnie przyjezdzac, nie martwil sie o mnie, nie czulam sie bezpieczna. Ale staralam sie, naprawde !! nigdy nie klocilam sie bez powodu.. ! Ale od tamtego czasu naprawde wszystko sie zmienilo.. Po prostu przestal mnie szanowac, przestalo mu chyba zalezec.. Prosilam zeby przyjechal - nie bo "jestem zmeczony/nie jestesmy malzenswem zeby sie caly czas widywac" (widywalismy sie srednio co 3 dni) Jak juz przyjezdzal to o 20 (o 16 konczyl prace, biourowa, ale nie mogl sie wczesniej wyrobic) z pretensjami ze musial w ogole do mnie jechac, i juz sie szybciutko zbieral do domku bo mamusia dzwonila i on nie bedzie u mnie spal bo "nie jestesmy malzenstwem" - mimo ze mogl u mnie spac, mieszkam w duzym domu tylko z mama i ona nigdy nie miala nic przeciwko, on na poczatku tez nie. I tak oto mniej sie spotykalismy, jak chcialam zeby ze mna gdzies jechal to musialam go BLAGAC. Prosilam zeby wyszedl po mnie nawet na przystanek, pisalam po 10 smsow przypominalam - oczywiscie ze nie wyszedl bo po co.. I tutaj sie pojawia kolejny problem, jego najwieksza wada: spoznia sie ZAWSZE I WSZEDZIE. Nie bede sie zaglebiacw ten temat bo wyszlaby ksiazka, tyle tego jest.. ja nigdy sie nie spozniam, on zawsze. po prostu to lubi , mowi ze "szczeslwii czasu nie licza" i jak mu to wypominam to ma to gdzies. Nawet nie wiecie ile neroww przez to spoznianie bylo.. kolejna sprawa: nie spelnia zadnej obietnicy, wlasciwie to jego slowa sa nic nie warte.. nigdy nie mam pewnosc ze faktycznie cos zrobi, bo jest nieprzewidywalny. Mamy inne poglady na zycie: ja pracuujei studiuje zaocznie siedze po 10h w soboty i niedziele na uczelni, przychodze z pracy to nie leze, tylko caly czas cos robie i czuje satysfakcje z tego ze nie jestem leniem, mam swoje cele i ambicje i osiagne wszystko co chce. On z kolegi.. pol roku szukal pracy - w tym czas spal sobie do 12-14 i nawet wtedy nie mogl do mnie przyjechac jak ja skonczylam prace bo uwaga... : BYL ZMECZONY. To trwaolo 7 mcy. i uwazal wtedy ze on nie jest stworzony do ciezkiej pracy. W koncu mu sie udalo, nie ma fizycznej pracy, praca 8-16, tak jak ja.. Ale znow jest zmeczony. Po pracy wraca od razu do domku mamusia zrobi obiadek, z tatusiem obejrzy tv, pospi 3 godzinki, pozniej komputer po nocach i PRETENSJE DO MNIE ZE MUSI DO MNIE PRZYEZDZAC BO JEST ZMECZONY. Ja pracuje jak on, studiuje w weekendy, nie marnuje czasu na nicnierobienie i jakos nie jestem zmeczona :( a on tego nie rozumie, bo tak zostal wychowany, mieszka w malym mieszkanku nikt niczym sie nie martwi nikt nic nie robi i on tak wlasnie chce.. Dlatego jak czasem jest u mnie cos do zrobienia chociazby trawa do skoszenia to musze go BLAGAC zeby mi pomogl bo to bedzie dobrze wygladalo itp (moja mama juz zuwazyla ze jest leniwy taki typowo "z miasta" ale nic nie mowi, uwaza ze to moja sprawa), w kazdym razie BLAGAM go o pomoc (uzywajac dokladnie takich slow, jest to kilka telefonow i smsow, najpierw prosze o pomoc, pozniej blagam, a na koncu mowie "jak przyjedziesz to bedzie niespodzianka" i wtedy sa szanse ze przyjedzie). Rozmawialam z nim o tym wiele razy, on uwaza ze jesli pracuje na etat to juz nic wiecej robic nie musi, jak sie pytam jak sobie wyobraza dorosle zycie kiedy bedzie wiecej obowiazkow i mniej sily to mowi ze nie mysli o tym bo jest mlody i chce korzystac z zycia :] I to korzystanie z zycia to wlasnie wieczne spanie po pracy komputer do rana i tak w kolko.. Nie moge na niego nigdy liczyc. Musze mu obiecywac nawet seks oralny (przepraszam za szczerosc) zeby do mnie przyjechal. I nie spotykamy sie codziennie, ani nawet co dwa dni - przewazne max 2 razy w tygodniu roboczym. Od ponad roku go prosze zeby chociaz raz przyjechal prosto po pracy: "co chcesz na obiadek? zrobie ci pyszny obiadek tylko napisz co, przyjedz do mnie po pracy przeciez u mnie tez mozesz polezec" (nic innego u mnie nie robi..). A on nawet nie odpisuje na takie smsy :( obiadek musi zjesc od mamusi (kiedys powiedzial ze jego mama robi poledwiczki i ja tak nigdy nie bede gotowac mimo ze naprawde wg wlasnego uznania to gotuje calkiem niezle i to moja pasja) - wiec ja sie staram, robie dla niego cos super, a on przyjezdza o 19-20 "bo wczesniej sie nie wyrobil"... rece opadaja :( Najgorsze jest to ze przyjedzie, jest zmeczony, chce tylko lezec,, szybko sie robi pozno godzina 23 to chce jechac do domu i wtedy musze go blagac i znow cos obiecywac zeby chcoiaz spal ze mna :( Kolejny problem to z jego rodzicami, mieszka sam z nimi i oni sobie bez niego zycia nie wyobrazaja !! dzwonia do niego po kilka razy kiedy jest u mnie i sie pytaja kiedy wraca :( podejrzewam ze nigdy nie bede od nich wazniejsza:( mowie mu ze ma 23 lata powinien myslec zeby mieszkac sam to odpowiada ze "bedie z nimi mieszkal do trzydziestki". On nie widzi tego ze 3 lata temu mial 20 lat, teraz ma 23 lata.. on jest caly czas taki sam, te same poglady, zero checi na powazne zycie.. Kiedys wspomnialam o slubie, ze czas nam leci i moze za 3 lata....to powiedzial ze nigdy nie wezmie slubu :( ze on chce pozyc troche bo jest mlody. Wiec pytalam czy kidys razem zamieszkamy : "na pewno nie przed slubem, i nie marz sobie ze sie do ciebie wprowadze (mieszkam z mama w wielkim domu jednorodzinnym a oni w mieszkaniu 2 pokojowym gdzie nie ma miejsca nawet na te 3 osoby). wiec tematu przyszlosci wlasciwie nie ma,, u niego nie ma miejsca zebysy razem zamieszkali, on u mnie nie chce a nie wiem czy kiedykolwiek bedzie nas stac zeby wynajac we dwojke cos, jesli sie uda to bedzie zycie z miesiaca na miesiac.. nie ma odkladania pieniedzy, bo wydaje na pierdoly .. wiec pytam sie jak to chce zrobic w obecnych czasach (oboje zarabiamy minimum krajowe) zeby sie utrzymac razem - powiedzial ze woli mieszkac sam z rodzicami niz ze mna u mnie w domu !! Najgorsze jest to ze moja starsza siostra ze swoim obecnym mezem sa razem 10 lat i od pierwszego roku mieszkali razem, mieszkaja do teraz, i on nigdy jej nie powiedzial ze "spedzaja za duzo czasu razem" czy ze "jestem zmeczony po pracy".. Przyjezdzaja do mojego domu rodzinnego i on nawet sobie bierze wolne zeby u nas cos porobic, a ja swojego M musze blagac caly dzien zeby mi trawe skosil :( szwagier jest naprawde idealem i wiem ze moja siostra zawsze moze na niego liczyc, tak bardz jej tego zazdroszcze, ze o nich wszyscy mowia ze idealny zwiazek, a o moim wlasciwie nic, bo chyba nikt nie mysli ze bedziemy razem /wezmiemy slub :( Kolejny problem.. on sobie calkowicie olewa zycie. Poszedl na studia zaoczne ale na kierunek "prestizowy" bo powiedzial ze jak zaoczne to nie moze byc byle co. i tak oto poszedl na kierunek, ktory powinien teraz konczyc,a utkiwl na 3 roku. Rok temu powtarzal ten rok, ja robilam naprawde wszystko zeby mu pomoc, pytalam co moge dla niego zrobic, nie widywalismy sie przez cala sesje zeby tylko sie uczyl, wozilam mu do domu slodycze do nauki.. a okazalo sie ze on w tym czasie zyl sobie szczesliwie i nawet ne egzamny nie jezdzil:( olal sobie totaltnie... poznie kolejna sesja , poprawkowa i sie okazuje ze zaliczyl tylko jeden przedmiot powtarzajac rok i nadal musi drugi raz powtarzac trzeci rok !! a przez pol roku nie pracowal.. tyle kasy na to placi i nawet to nie jest motywacja !! Ja mam trudniejsze studia od niego. pracowalam w dzien, uczylam sie po nocach , mialam ciazka sesje , a on w ogole mnie nie wspieral.. Jak pytalam dlaczego on taki dla mnie jest a ja tak mu chcialam pomoc, to poweidzial ze nie musial sie o mnie martwic bo wiedzial ze zalicze.;] Odkad sie znamy caly czas mowi ze on pojdzie na inne studia , bylo juz kilka roznych kierunkow - nie poczynil nic w tym kierunku. Cale wakacje mowil ze od pazdziernika bierze drugi kierunek, chwalil sie mojej rodzinie, mowil ze jego mama mu pomoze z oplatami.. A jak przyszlo co do czego to nagle juz mu sie odwidzialo. Podsumowujac krotko: jest leniem, nie mysli powaznie o zyciu, ma slomiany zapal, nie moge na niego liczyc, nie ma zadnego planu na zycie, nie widzi ze latka leca - jestem pewna ze jesli nic sie nie zmieni to bedzie mial 30 lat i dokladnie taka sama sytuacje zyciowa :(( Watpie czy on w ogole studia skonczy !! a smieje sie z ludzi z zawodowek, smieje sie z tego ze ktos tam z mojej rodziny jest kierowca bo mu sie uczyc nie chce ! Dla mnie, pomijajac to ze jestem z nim, to gdyby byla inna sytuacja byl zwyklym kolega, to nie znosilabym go ! Tych jego pogladow, mowi jakby byl kims wielkim, a tak naprawde przykro mi to mowic,ale nic nie osiagnal jeszcze i jaktak dalej pojdzie to nie osiagnie :(( Moja rodzina sie nie wtraca w moje sprawy, ale chyba mi sugeruja ze nic dobrego mnei z nim nie czeka :( Teraz jeszce gorsza strona jego charakteru..on mnie nie szanuje :( moge liczyc tylko na siebie.. jak bylam mala to nie mialam w ogole poczucia wlasnej wartosci - on sie smial ze taki szaraczek jestem, ale pozniej zaczelo go to wkurzac i mowil ze mam sie wziac w garsc i sobie poradzic bo jego denerwuje ze jestem taka ofiara losu. A przez niego.. moje poczucie wlasnej wartosci obnizylo sie do poziomu najnizszego jaki mozna sobie wyobrazic :( Jak ja moge miec do siebie szacunek, skoro on nie ma go dla mnie.. skoro ja musze go blagac zeby do mnie przyjechal, zeby mnie przytulil, zeby mnie odrebral z dworca, zeby sie chociaz raz z zyciu nie spoznil! ja go nie prosze, tylko juz blagam, obiecuje wszystko czego bedzie chcial i tylko wtedy sie laskawie godzi:( Przyjezdza do mnie oktorej chce - czesto jest tak ze jestesmy umowieni ja czekam godzine druga trzecia - dzwonie do niego a on sobie spi bo mu sie zaspalo i juz jest zmeczony i jednak nie przyjedzie. Bardzo czesto to sie zdarza.. :( Prosze go zeby mnie odebral z dworca ./zawiozl na pociag np w sobote wczesnym rankiem, zeby moja mama nie musiala wstawac (pracuje ciezej niz on przez caly tydzien) - to ma do mnie pretensje ze on ma wolny weekend i chce sie wyspac i ze nie jest moim mezem mam sobie RADZIC. Obraza sie jak male dziecko o wszystko ! a ja musze przepraszac.. czasem prosze go "przepros mnie" to nawet wtedy mnie nie przeprosi mimo ze powinien :( A naprawde nie ma zle ze mna. Robie wszystko pod jego dyktando, przeciez to jest zalosne ! Ja nigd po pracy nie powiedzialam ze jestem zmeczona. On jesli juz laskawie do mnie przyjedzie to mowi ze chce to i to do jedzenia to ide i robie ,a pozniej go wolam pol godziny zeby przyszedl i zjadl, bo on lezy umnie w lozku i siedzi przed kompueterem. Przyrzekam ze pod wzgledem dbania o niego to robie wszyskto co w mojej mocy, on chce isc tam to ide z nim, chce zjesc to to je to co chce, nie chce mu sie do mnie przyjedzezac to mowie "dobrze polez sobie odpocznij" mimo ze sie umawialismy wczesniej a on nic nie mowil ze nie przyjedzie. Jest mnostwo klotni. Zbuntowalam sie, powiedzialam ze to jest chory zwiazek zebym byla jego sluzaca kucharka sprzataczka (sprzatam czasem u niego w pokoju to nawet dizekuje nie uslysze) kochanka itp itd - a on dla mnie nawet wsparciem nie jest. Jego ulubiona odpowiedzia na wszyskto jest to ze "wiecznie placze i sie uzalam nad soba, a on nie jest moim mezem i pewnie nie bedzie wiec mam nie oczekiwac ze bedzie mnie tak trakwaol jak sobie tego zycze" - to jest odpowiedz na WSZYSTKO. Na wszystko to co jest NORMALNE W ZWIAZKU. Wiem bo widze to u rodziny i kolezanek i wiem ze u mnie tak nigdy nie bedzie ;( Jak plazce to on sie odwraca plecami. On przyjezdza do mnie o 20 i chce uprawaic seks - ja mowie ze pracowlam tyle godzin co on a oprocz tego skopalam pol ogrodka i zrobilam obiad a on w tym czasie "odpoczywal" -ale jego to nie inetersuje. Jak nie dostanie to albo jedzie do domu albo sie odwraca plecami i lezy przed komputerem. Oczywiscie nastroj taki ze strach sie do niego odezwac. A ja naprawde nie mam ochoty na zblizenia z nim, jesli nie dosc ze musze sie prosic zeby przyjechal, pozniej zeby sie nie spoznil za bardzo bo moze zjesc/polezec u mnie(i tak przyjezdza o 20) i on sie dziwi ze ja jestem zdenerwowaana :( Bylo wiele "prob" - pisalam watki na forach, pokazywalam mu to - nawet nie przeczytal twierdzi ze ubzduralam sobie cos. Byly proby rozmow - byla z jego strony poprawa, ale moze dwudniowa... Malo tego.. co on jeszcze zrobil. ZDRADZIL MNIE :( Poklocilismy sie w pewna srode, w czwartek wyszedl z kolega do klubu obsciskiwal sie z jakas dziewczyna ktorej nawet nie znal , dotykal ja i calowal ..nastepnego dnia w piatek sie widzielismy, atmosfera byla niezbyt mila ale w koncu jakos sie pogodzilismy, oczywiscie musialam mu "cos" zrobic... On znow w piatek wyszedl, umowilismy sie ze przyjade po niego o23 i pojedziemy do mnie.. Przyjechalam, czekalam doslownie 2 godziny sama po ciemku az on przyjedzie. Setki telefonoiw" juz koncze piwo juz schodze ,a moze wejdziesz tutaj" itp. W koncu zszedl i zamiast mnie przeprosic, to powiedzial "Strzala"... ja ucieklam poplakalam sie juz, to nawet za mna nie wyszedl ;( po jakichs 2 tygodniach korzystajac z "dobrej chwili" miedzy nami wyznal co zrobil. Nie moglam w to uwierzyc, nie wierzylam myslalam ze zartuje nawet sie nie przejelam. Ale on mi powiedzial wszystko :( To byla prawda.. przepraszal mnie caly wieczor ze to nieswiadomie itp.. na drugi dzien przyjechal od razu po pracy co przez 2 lata bylo dla niego niemozliwoscia - przepraszal mnie nawet kwiaty kupil.. a jak "Zaczelam wybaczac" to znow wrocilo wszystko do normy, nagle stwiedizl ze "przeciez on mnie nie zdradzil skoro sie poklocilismy i wtedy w srode byl dla niego koniec wiec w czwartek juz byl wolny i mogl patrzec na inne dziweczyny" ;( 1,5 dnia przeprosin i juz nagle nie widzial wiecej swojej winy!! Oczywiscie wybaczylam wszystko ! Opisze jeszcze 2 takie mocno tokstyczne sytuacje: W ten piatek co na niego czekalam 2 godziny i on mnie olal to zamiast jechac do domu i z nim zerwac to zadzwonilam zeby przyszedl do mnie BLAGALAM, poszlam po niego. udalo mi sie, jechal ze mna do domu (wiem ze jestem zalosna!!) atmosfera byla taka ze on mial mnie w dupie jeszcze do mnie sie zle odzywal. w sobote rano stwiedzil ze on w tym momencie musi jechac do domu (nie mial NIC do zrobienia, u niego nigdy nic sie nie robi tylko tv sie liczy i to nie jest tak ze specjalnie tak mowie, po prostu mieszkaja w malym mieszkanku, oprocz sprzatania nie maja zadnych obowiazkow) i wsiadl na rower i pojechal.. w sobote rano.. mowilam ze go odwioze w poludnie, nie, bo on musial jechac wiec pojechal rowerem.. cala rodzina to widziala bylo im mnie zal . ale jeszcze bardziej zal bylo im dzien pozniej.. znow go BLAGALAM zeby chociaz niedziele spedzil ze mna , pojechalam po niego.. w niedziele wystarczyla jedna sprzeczka, cos mu nie pasowalo i wyszedl ode mnie.chcialam za nim biec, rodzina zagrodzila mi drzwi powiedzieli ze mam sie wiecej nie ponizac. byla klotnia w calym domu, bylam w amoku jakims chcialam do niego przez okno isc, oni mi nie pozwolili powiedzielize mam sie wiecej nie ponizac bo to jest zalosne i jak jest glupi to niech sobie bedzie.. a ja wyszlam przez okno i jechalam rowerem za nim :( po czym go PRZEPROSILAM mimo ze nie mialam za co i blagalam o powrot do mnie !!!!!! Kolejna sytuacja, calkiem swieza.. W piatek mial do mnie przyjechac, nie chcialo mu sie, prosilam powiedzialam ze w sobote nie bedzie nikt mnie mogl odwiezc na pociag - jego to nie interesowalo"mialam sobie radzic sama" a on "chce posiedziec sam i dpoczac po tygodniu pracy". Oczywiscie nie zdziwilo mnie to , zdazylam sie przyzwyczaic wiec nawet sie nie klocilam. Powiedzialam ze w takim razie musze jechac dzisiaj wieczorem i szkoda ze mi wczesniej nie powiedzial to pojechalabym wczesniejszym pociagiem i spalabym u kuzynki. odpowiedzial tylko ze mam robic co chce.. Wiec pojechalam w nocy pociagiem, pozniej szlam sama po miescie, spalam 4 godiny i na zajecia. On nawet nie zapytal czy dojechalam.. Mialam zajecia 10h. Spytalam czy wyjdzie po mnie na dworzec bo nie mam jak wrocic i ze pozniej mozemy u niego posiedziec. Napisalam 15 smsow (nie przesadzam) - blagam prosze przyrzekam itp itd, dluugie smsy .. na kilka ostatnich nie odpisal, bylam pewna ze nareszcie do niego dotarlo ze nie jest dla mnie takim idealnym chlopakiem jak mu sie wydaje, bylam pewna ze przyjade a on bedzie na mnie czekal... jakze sie pomylilam :( dzownie pytam gdzie jestes.. "w domu a co ?" nawet nie odpisywal na smsy.. on mial na ten dworzec doslownie 10 min spacerkiem i stwiedzil ze byl tak chory ze nie mogl przyjsc (lekkie przeziebienie), mimo ze wiedzial ze nie mam jak wrocic.. i tak o to znow szlam samiutka "musialam sobie radzic". poszlam do niego, plakalam, spytalam dlaczego on mnei do cholery nie szanuje,ze nie prosze go onic wiecej tylko zeby mnie szanowal nic wiecej..!! a on znow mial mnie w dupie wywalil z mieszkania bo mu przeszkadzalam w grze i "nie widzilama ze on sie tak zle czuje" (nie wiem jak sie cuzl ale obloznie chory to on na pewno nie byl) wpadlam w szal.. krzyczalam blagalam szanuj mnie nic wiecej, chcial mnie sila wywalilc z mieszkania, szarpalismy sie, zdrapalam mu skore do krwi, on mi zrobil kilka siniakow, to bylo straszne, oboje plakalismy krzyczelismy szarpalismy sie !! naprawde patologiczne zachowania.. krzyczalam ze przez niego sie czuje jak szmata do podlogi a on to ma gdzies, krzyczalam ze sie zabije bo juz nie mam po co zyc, a on zadzwonil do mojej mamy ze chce sie zabic i moja mama ma po mnie przyjechac mimo ze nie ma jak.. Naprawde, masakra.. az brak slow jak tylko to wspominam :( Mama sie zdenerwowala , ja musialam przez telefon ja uspokajac :( stwierdzilam ze teraz to juz musze z nim zerwac bo to jest cohore i nienormalne , wyszlam od niego, on nawet za mna nie wyszedl... nie ialam jak wrocic, bylam glodna niewyspana po 10h zajec i podrozy pociagiem 3godzinnej a do domu 10km.. ale oczywiscie ja to ja , najwazniejsze jest to ze on sie "zle czul" mimo ze siedzial 2 dni i nic nie robil ! nie mialam kasy , poszlam do parku posiedziec, dzwonil , odebralam(chcialam nie odbierac chcialam zeby sie martwil ale nie umialam :( ), przyszedl do mnie (wtedy juz mogl jakos wyjsc z domu) powiedzial ze mam isc do niego bedzie normalnie.. poszlam, siedzielismy u niego.. przejrzalam jego komputer (po tej zdradzie nasilila sie kontrola z mojej strony , wiem ze nie powinnam ale juz wczesniej bylo kilka sytuacji flirtow z dziweczynami) - w historii mnostwo odwiedzien profili dziewczyn - ale juz na to sie nie gniewalam bo to byla norma ze on wchodzil na fcb ciagle do tych samych dziewczyn ktore do niego zagadywaly, nie moglam mu tego zakazac bo jak.. ale widzialam rozmowe z jego kolega, pisal mu ze to ja jestem nienormalna, kolega go poparl i sie pytal jak on ze mna wytrzmuje, M napisal ze teskni za seksem itp jakby tylko to sie liczylo, ze ogolnie jeste NIENORMALNA CHORA PSYCHICZNIE ale warto czasem seks uprawiac. Rozmowa polegala na tym ze M jest idealnym chlopakiem a ja jestem dziewczyna z problemami. Spytalam go jak mogl tak powiedziec koledze, to powiedzial ze ot juz bylo 2 mce temu i to jest niewazne itp, powiedzialam ze ok, wychodze i nie chce go widziec. Nawet mnie nie zatrzymywal.. Wyszlam, mimo ze mialam nadzieje ze mnie zatrzyma !! znow tego dnia wloczylam sie sama po miescie(wlasciwie to byl trzeci raz tej soboty..), ciemno bylo, pozno juz, sobota.. chodzilam godzine, nie mialam jak wrocic do domu, czekalam az zadzwoni bo moze mnie nie kochac ale przeciez jestem czlowiekiem musi sie o mnie martwic.. nie zadzwonil :( dzwonilam ja ze nie mam jak wrocic itp , on rozlaczal sie kiedy chcial, dzownilam kolejne 20 razy, odebral, znow sie rozlaczyl zanim zdazylam mu poweidziec co chcialam i tak w kolko wydzwanialam 2 godziny siedzac sama bylo zimno ciemno bylam glodna bez grosza a jego to nie interesowalo ;( a on przez 2 godziny dzwonienia odebral moze z 4 razy ;( w koncu bylo mi tak zimno bylam taka zmeczona ze poszlam do niego pod blok i prosilam zeby mnie wpuscil ! wpuscil mnie, pozniej blagalam zeby pojechal ze mna do domu bo ja takstowka nie chce sama jechacbo bylam ala roztrzesiona uryczana.. musialma go blagac pol godziny az laskawie pojechal ze mna :( Takich sytuacji bylo mnostwo, przyrzekam.. po kazdej z nich powinnam zerwac, moja rodzina sugerowala to wiele razy, bliska kolezanka rowniez.. ze mam zerwac bo to nie jest normalne :( a ja sobie z tego zdaje sprawe, ale nie umiem. Uparlam sie na niego i koniec, nie wierze ze mozna byc takim chamem jak on jest, czekam az dojrzeje przeciez kiedys musi dojrzec izaczac doceniac to co ma !! a naprawde nie jestem taka zla zeby mnie tak trakktowac..pracuje studiuje gotuje piore sprzatam nie obijam sie.. nie chce zeby to wygladalo ze sie cenie nie wiadomo jak ale jestem raczej ladna, mam powodzenie, jestem inteligentna, oczytana, po prostu nie trace czasu na lezenie i "nudzenie sie" bo nie po to jest zycie.. Mam cele daze do nich, uwazam ze nie ma rzeczy niemozliwych wystarczy chciec.. I tak oto zdaje sobie sprawe z tego ze moglabym miec innego chlopaka ktory bedzie mnie docenial i kochal, ale uparlam sie na tegojednego , ponizam sie dla niego byle zeby byl zemna.. nie umiem tego wyjasnic, naprawde nie umiem dlaczego tak jest. mialam kilku chlopakow, gdybym z nimi nadal byla to pewnie bylabym sczesliwa (oni juz maja swoje rodziny) i nie musialabnym sie martwic ze moj chlopak jest niedojrzaly, a ja zamiast tego wybralam M i sie go trzymam jakby byl jedynym mezczyzna na ziemi, i chyba tylko smierc moze nas rozlaczyc, bo ja z nm ne umiem zerwac a jak on chce zerwac to tak goprzekonam ze wracamy do siebie :(((( jest jeszcze jedna wazna kwestia. Mianowicie antykoncepcja.. ja zawsze mowilam ze chce miec duza rodzinke i on przez to uwaza ze teraz w tym momencie chce "go zlapac na bachora" (to sa jego slowa). Nie dociera do niego jak tlumacze raz za razem ze chce miec dzieci ale dopiero wtedy jak poczje sie stabilna finansowo i przede wszystkim wtedy jak potencjalny ojciec bedzie chcial tego dziecka tak jak ja. mowie ze w tym momencie naszego "Zwiazku" dziecko to byloby najgorsze co mogloby nas spotkac, ze nie chce zeby mialo takie dziecinstwo jak ja itp itd ... I takie sa nasze poglady na antykoncepcje: ja uwazam ze sie zabezpieczamy, biore pigulki to jest ok, uprawiajac seks trzeba miec na uwadze to ze zawsze jest malutki procent niepewnosci i trzeba byc dojrzalym i miec swiadomosc tego. Z kolei on.. paniczny lek przed ciaza. bralam pigulki. ale i tak nie konczyl we mnie i mialam w ogole problem zeby go przekonac do stosowania pigulek bez prezerwatywy. teraz bez pigulek jest jeszcze gorzej.. prezerwatywa, "strefa zaplodnienia" w ktorej nawet nie moge sie polozyc po stosunku, kiedys sie bawilismy i po dluzszym czasie poszlam do toalety, jak wrocilam to spytal czy wczesniej mylam rece, nie wiedzialam o co mu chodzi powiedzialam ze nie to byla awantura na caly weiczor :( tlumacze mu ze nie jestem glupia, ze nie chce dziecka, ale z drugiej strony w ciaze nie jest tak latwo zajsc jak on mysli.. a on uwaza ze trzymajac reke obok uda, reke na ktorej moge miec sperme to ze chce zajsc w ciaze.. najgorsze jest tezto, zeon tego nie mowi na zarty tylko na serio sie denerwuje ze na pewno chce zajsc w ciaze :( a ja uwazam ze jest nienormalny, niedoojrzaly skoro tak mowi , on uwaza ze to ja jestem niedojrzala i to jest kolejny temat do klotni.. czuje ze niezbyt dobrze to opisalam, nie chce zebyscie odniesli wrazenie ze jestem jakas ksiezniczka ktora czuje ze jest superdziewczyna i wymaga zeby chlopak byl jej sluzacym- nie jest tak. po 1 stracilam szacunek do siebie juz dawno temu, powoli trace nadzieje ze uloze sobie zycie tak jak marzylam, po 2 nie wymagam nawet polowy tego co maja moje kolezanki/siosra w swoich zwiazkach.. nawet odrobiny tego nie mam co maja one..:( a jaka jest moja wada o ktorej powinnam wspomniec dawno ? jestem nerwowa. nic na to nie moge.. staram sie czaesto brac gleboki oddech i sie nie denerwowac ale sa sytuacje ze nie potrafie. Wtedy przeklinam krzycze placze, "robie sceny". nie panuje w ogole nad soba.. ale jak moge inaczej? nie moge juz toleowac jego zachowania. Takich sytuacji chorych jak napisalam jest duzo wiecej, nie umiem np wyjsc i nie odzywac sie kiedy on mnie wyrzuca z domu.. nie umiem przestac sie odzywac azawsze to ja pierwsza robie krok do zgody. ja siebie okreslam jednym slowem; ZALOSNA. nie chce sie tlumaczyc bo wiem ze jestem nerwowa, ale jak inaczej moge reagowac na to co onwyczynia? jak kolejny raz mnie zawodzi tak ze powinnam odwrocic sie kopnac go w d.. i cieszyc sie ze jestem wolna i uwolnilam sie od takiego chama, to ja zamiast takiego zachowania ktore nota bene uwazam za normalne to zostaje prosze blagam kloce sie robie sceny byle zeby sie pogodzic :( I to jest ta moja wada do ktorej sie przyznaje , jestem nerwowa i robie "Sceny" , nie codziennie, ale co jakis czas, ale nie z moojej winy, tylko z jego kolejnego spoznienia lub lekcewaznia mnie. Jak mu pokazalam moj pamietnik w ktorym w wieku12 lat pisalam ze nie chce zyc na tym swiecie , opowiedzialam co ojciec wyczynial jakie awantury i oczekwalamwsparcia i zrozumienia to on sie doczepil tego ze 2 strony dalej juz pisalam ze poznalam jakiegos chlopca :(i ze jakbym miala depresje to bym sie zabila wiec nie bylo tak zle.. ze chyba pisalam to z mysla o tym ze kiedys wezme kogos na wspolczucie pokazujac mu ten pamietnik :( Tak wiec on nie rozumie niczego, uwaza ze przesadzam, ze ludzie maja gorzej .. Ostatnio to juz w ogole zero szacunku, totalnie zero.. dzwonie to niego to albo nie odbiera albo rozlacza sie kiedy chce, idziemy razem po miescie to idzie przodem 2 m przede mna i nawet sie nie odwroci gdzie jestem.. chore sytuacje sie nasilaja :( ja wiem ze on mnie nie kocha - powiedzial mi to. jak rowniez to ze nigdy sie nie ozeni na pewno nie ze mna. a ja z nim jestem :( wiele razy prosze: "sprobujmy od nowa, szanuj mnie, o nic wiecej nie prosze. a przyrzekam ze juz nigdy wiecej nie "zrobie sceny" ". niby jest ok, ale on pozniej z now sie spoznia, znow rodzice sa wazniejsi, znow "jest zmeczony " codziennie, "znow ma pretensje ze "musi do mnie jezdzic" i ze jestem "niedopieszczona" bo chce zeby mnie przytulal i ze mam sie wziac w garsc i nei robic z siebie ofiary.. Jak mowie ze sie zabije (wiem ze to dziecinne, ale mowie tak specjalnie, chce po prostu jego troski zeby do niego dotarlo w koncu ) to mowi ze tego nie zrobie.. nie pociesza nei wspiera tylko mowi ze mam skonczyc glupio gadac bo i tak tego nei zrobie. pisalam watki, opisywalam czasem pojedyczne sytuacje pisane obietywnie z moimi "akcjami" - wszyscy pisali ze zerwaliby od razu, on to widzial i mowil ze wszystkie dziewczyny sa takie glupie jak ja i nawet nie bedzie czytal moich wypocin bo ma wazniejsze sprawy.. wiec postanowilam do niego napisac list, opowiem mu wsszystko o moim dziecinstwie, wszystkie moje bledy i to ja kczuje sie z tym jak on mnie traktuje.. nie wiem czy to dobry pomysil ale postanowilam sobie ze to ostatnia szansa skoro zadne moje slowa do niego nie docieraja, zreszta jak maja dotrzec skoro on "ma dosc rozmow" i mam"Wyluzowac". Jesli ktos wytrwal to prosze o opiinie.. ale darujcie sobie ze "jestesmy siebie warci" i jestem zalosna ze sie daje ponizac bo to to sama wiem.. o tym ze powinnismy odwiedziec psychologa to tez,ale on nie chce o tym slyszec.. ja naprawde sie staram, on przyjezdza spoznia sie to nic nie mowie, robie mu jedzenie takie jakie sobie zyczy, pozwalam zeby robil u mnie co chce byle zeby sie czul komfortowo przytulam, otulam kocykiem, naprawde staram sie.. pocieszam go na kazdym kroku, jestem nerwowa ale nigdy nie dam sobie zarzucic ze bylam zla dziewczyna !!!!!! a w zamian nie mam doslownie nic ;( Prosze.. napiszcie cos.. wlasciwie nie wiem na co licze :( tylko nie na teskty o zerwaniu. . bo ja nie umiem, gdybym umiala to dawno bym zerwala.. oczekuje porady, jak do niego dotrzec.. zeby dojrzal bo mam wrazenie ze on jest malym chlopcem "piotrusiem panem" - jestem pewna ze ma syndrom piotrusia pana, czytalam ksiazke, wszystko sie zgadza, podeslalam mu linka to mnie wysmial.. chcialam isc do psychologa to poweidzial ze mam sama isc bo z nim jest wszystko ok .. ja chce tylko zeby mnie szanowal i docenial:((( tak jak bylo na poczatku kiedy liczylam sie tylko ja, bardziej niz mamusia i tatus, kolezy, komputer.. tylko ja, i dla mnie moglby zrobcic wszystk.. bo ja dla neigo zrobie wszystko i on dobrze o tym wie...Nie oczekuje tez wypowiedzi ze "one cie nei kocha " bo to tez wiem, nie raz niby "zartem" spytal kiedy sie wreszcie od niego odczepie i dam mu zyc... wiec podsumowujac ostatni juz raz.. chce tylko pomyslu, co powiedziec mu, zeby wbic do tej jego glowy ze on mnie rani, rani tak jak ja bym nie zranila najwiekszego wroga :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość beznadziejna_zalosna
tak bardz jej tego zazdroszcze, ze o nich wszyscy mowia ze idealny zwiazek, a o moim wlasciwie nic, bo chyba nikt nie mysli ze bedziemy razem /wezmiemy slub :( Kolejny problem.. on sobie calkowicie olewa zycie. Poszedl na studia zaoczne ale na kierunek "prestizowy" bo powiedzial ze jak zaoczne to nie moze byc byle co. i tak oto poszedl na kierunek, ktory powinien teraz konczyc,a utkiwl na 3 roku. Rok temu powtarzal ten rok, ja robilam naprawde wszystko zeby mu pomoc, pytalam co moge dla niego zrobic, nie widywalismy sie przez cala sesje zeby tylko sie uczyl, wozilam mu do domu slodycze do nauki.. a okazalo sie ze on w tym czasie zyl sobie szczesliwie i nawet ne egzamny nie jezdzil:( olal sobie totaltnie... poznie kolejna sesja , poprawkowa i sie okazuje ze zaliczyl tylko jeden przedmiot powtarzajac rok i nadal musi drugi raz powtarzac trzeci rok !! a przez pol roku nie pracowal.. tyle kasy na to placi i nawet to nie jest motywacja !! Ja mam trudniejsze studia od niego. pracowalam w dzien, uczylam sie po nocach , mialam ciazka sesje , a on w ogole mnie nie wspieral.. Jak pytalam dlaczego on taki dla mnie jest a ja tak mu chcialam pomoc, to poweidzial ze nie musial sie o mnie martwic bo wiedzial ze zalicze.;] Odkad sie znamy caly czas mowi ze on pojdzie na inne studia , bylo juz kilka roznych kierunkow - nie poczynil nic w tym kierunku. Cale wakacje mowil ze od pazdziernika bierze drugi kierunek, chwalil sie mojej rodzinie, mowil ze jego mama mu pomoze z oplatami.. A jak przyszlo co do czego to nagle juz mu sie odwidzialo. Podsumowujac krotko: jest leniem, nie mysli powaznie o zyciu, ma slomiany zapal, nie moge na niego liczyc, nie ma zadnego planu na zycie, nie widzi ze latka leca - jestem pewna ze jesli nic sie nie zmieni to bedzie mial 30 lat i dokladnie taka sama sytuacje zyciowa :(( Watpie czy on w ogole studia skonczy !! a smieje sie z ludzi z zawodowek, smieje sie z tego ze ktos tam z mojej rodziny jest kierowca bo mu sie uczyc nie chce ! Dla mnie, pomijajac to ze jestem z nim, to gdyby byla inna sytuacja byl zwyklym kolega, to nie znosilabym go ! Tych jego pogladow, mowi jakby byl kims wielkim, a tak naprawde przykro mi to mowic,ale nic nie osiagnal jeszcze i jaktak dalej pojdzie to nie osiagnie :(( Moja rodzina sie nie wtraca w moje sprawy, ale chyba mi sugeruja ze nic dobrego mnei z nim nie czeka :( Teraz jeszce gorsza strona jego charakteru..on mnie nie szanuje :( moge liczyc tylko na siebie.. jak bylam mala to nie mialam w ogole poczucia wlasnej wartosci - on sie smial ze taki szaraczek jestem, ale pozniej zaczelo go to wkurzac i mowil ze mam sie wziac w garsc i sobie poradzic bo jego denerwuje ze jestem taka ofiara losu. A przez niego.. moje poczucie wlasnej wartosci obnizylo sie do poziomu najnizszego jaki mozna sobie wyobrazic :( Jak ja moge miec do siebie szacunek, skoro on nie ma go dla mnie.. skoro ja musze go blagac zeby do mnie przyjechal, zeby mnie przytulil, zeby mnie odrebral z dworca, zeby sie chociaz raz z zyciu nie spoznil! ja go nie prosze, tylko juz blagam, obiecuje wszystko czego bedzie chcial i tylko wtedy sie laskawie godzi:( Przyjezdza do mnie oktorej chce - czesto jest tak ze jestesmy umowieni ja czekam godzine druga trzecia - dzwonie do niego a on sobie spi bo mu sie zaspalo i juz jest zmeczony i jednak nie przyjedzie. Bardzo czesto to sie zdarza.. :( Prosze go zeby mnie odebral z dworca ./zawiozl na pociag np w sobote wczesnym rankiem, zeby moja mama nie musiala wstawac (pracuje ciezej niz on przez caly tydzien) - to ma do mnie pretensje ze on ma wolny weekend i chce sie wyspac i ze nie jest moim mezem mam sobie RADZIC. Obraza sie jak male dziecko o wszystko ! a ja musze przepraszac.. czasem prosze go "przepros mnie" to nawet wtedy mnie nie przeprosi mimo ze powinien :( A naprawde nie ma zle ze mna. Robie wszystko pod jego dyktando, przeciez to jest zalosne ! Ja nigd po pracy nie powiedzialam ze jestem zmeczona. On jesli juz laskawie do mnie przyjedzie to mowi ze chce to i to do jedzenia to ide i robie ,a pozniej go wolam pol godziny zeby przyszedl i zjadl, bo on lezy umnie w lozku i siedzi przed kompueterem. Przyrzekam ze pod wzgledem dbania o niego to robie wszyskto co w mojej mocy, on chce isc tam to ide z nim, chce zjesc to to je to co chce, nie chce mu sie do mnie przyjedzezac to mowie "dobrze polez sobie odpocznij" mimo ze sie umawialismy wczesniej a on nic nie mowil ze nie przyjedzie. Jest mnostwo klotni. Zbuntowalam sie, powiedzialam ze to jest chory zwiazek zebym byla jego sluzaca kucharka sprzataczka (sprzatam czasem u niego w pokoju to nawet dizekuje nie uslysze) kochanka itp itd - a on dla mnie nawet wsparciem nie jest. Jego ulubiona odpowiedzia na wszyskto jest to ze "wiecznie placze i sie uzalam nad soba, a on nie jest moim mezem i pewnie nie bedzie wiec mam nie oczekiwac ze bedzie mnie tak trakwaol jak sobie tego zycze" - to jest odpowiedz na WSZYSTKO. Na wszystko to co jest NORMALNE W ZWIAZKU. Wiem bo widze to u rodziny i kolezanek i wiem ze u mnie tak nigdy nie bedzie ;( Jak plazce to on sie odwraca plecami. On przyjezdza do mnie o 20 i chce uprawaic seks - ja mowie ze pracowlam tyle godzin co on a oprocz tego skopalam pol ogrodka i zrobilam obiad a on w tym czasie "odpoczywal" -ale jego to nie inetersuje. Jak nie dostanie to albo jedzie do domu albo sie odwraca plecami i lezy przed komputerem. Oczywiscie nastroj taki ze strach sie do niego odezwac. A ja naprawde nie mam ochoty na zblizenia z nim, jesli nie dosc ze musze sie prosic zeby przyjechal, pozniej zeby sie nie spoznil za bardzo bo moze zjesc/polezec u mnie(i tak przyjezdza o 20) i on sie dziwi ze ja jestem zdenerwowaana :( Bylo wiele "prob" - pisalam watki na forach, pokazywalam mu to - nawet nie przeczytal twierdzi ze ubzduralam sobie cos. Byly proby rozmow - byla z jego strony poprawa, ale moze dwudniowa... Malo tego.. co on jeszcze zrobil. ZDRADZIL MNIE :( Poklocilismy sie w pewna srode, w czwartek wyszedl z kolega do klubu obsciskiwal sie z jakas dziewczyna ktorej nawet nie znal , dotykal ja i calowal ..nastepnego dnia w piatek sie widzielismy, atmosfera byla niezbyt mila ale w koncu jakos sie pogodzilismy, oczywiscie musialam mu "cos" zrobic... On znow w piatek wyszedl, umowilismy sie ze przyjade po niego o23 i pojedziemy do mnie.. Przyjechalam, czekalam doslownie 2 godziny sama po ciemku az on przyjedzie. Setki telefonoiw" juz koncze piwo juz schodze ,a moze wejdziesz tutaj" itp. W koncu zszedl i zamiast mnie przeprosic, to powiedzial "Strzala"... ja ucieklam poplakalam sie juz, to nawet za mna nie wyszedl ;( po jakichs 2 tygodniach korzystajac z "dobrej chwili" miedzy nami wyznal co zrobil. Nie moglam w to uwierzyc, nie wierzylam myslalam ze zartuje nawet sie nie przejelam. Ale on mi powiedzial wszystko :( To byla prawda.. przepraszal mnie caly wieczor ze to nieswiadomie itp.. na drugi dzien przyjechal od razu po pracy co przez 2 lata bylo dla niego niemozliwoscia - przepraszal mnie nawet kwiaty kupil.. a jak "Zaczelam wybaczac" to znow wrocilo wszystko do normy, nagle stwiedizl ze "przeciez on mnie nie zdradzil skoro sie poklocilismy i wtedy w srode byl dla niego koniec wiec w czwartek juz byl wolny i mogl patrzec na inne dziweczyny" ;( 1,5 dnia przeprosin i juz nagle nie widzial wiecej swojej winy!! Oczywiscie wybaczylam wszystko ! Opisze jeszcze 2 takie mocno tokstyczne sytuacje: W ten piatek co na niego czekalam 2 godziny i on mnie olal to zamiast jechac do domu i z nim zerwac to zadzwonilam zeby przyszedl do mnie BLAGALAM, poszlam po niego. udalo mi sie, jechal ze mna do domu (wiem ze jestem zalosna!!) atmosfera byla taka ze on mial mnie w dupie jeszcze do mnie sie zle odzywal. w sobote rano stwiedzil ze on w tym momencie musi jechac do domu (nie mial NIC do zrobienia, u niego nigdy nic sie nie robi tylko tv sie liczy i to nie jest tak ze specjalnie tak mowie, po prostu mieszkaja w malym mieszkanku, oprocz sprzatania nie maja zadnych obowiazkow) i wsiadl na rower i pojechal.. w sobote rano.. mowilam ze go odwioze w poludnie, nie, bo on musial jechac wiec pojechal rowerem.. cala rodzina to widziala bylo im mnie zal . ale jeszcze bardziej zal bylo im dzien pozniej.. znow go BLAGALAM zeby chociaz niedziele spedzil ze mna , pojechalam po niego.. w niedziele wystarczyla jedna sprzeczka, cos mu nie pasowalo i wyszedl ode mnie.chcialam za nim biec, rodzina zagrodzila mi drzwi powiedzieli ze mam sie wiecej nie ponizac. byla klotnia w calym domu, bylam w amoku jakims chcialam do niego przez okno isc, oni mi nie pozwolili powiedzielize mam sie wiecej nie ponizac bo to jest zalosne i jak jest glupi to niech sobie bedzie.. a ja wyszlam przez okno i jechalam rowerem za nim :( po czym go PRZEPROSILAM mimo ze nie mialam za co i blagalam o powrot do mnie !!!!!! Kolejna sytuacja, calkiem swieza.. W piatek mial do mnie przyjechac, nie chcialo mu sie, prosilam powiedzialam ze w sobote nie bedzie nikt mnie mogl odwiezc na pociag - jego to nie interesowalo"mialam sobie radzic sama" a on "chce posiedziec sam i dpoczac po tygodniu pracy". Oczywiscie nie zdziwilo mnie to , zdazylam sie przyzwyczaic wiec nawet sie nie klocilam. Powiedzialam ze w takim razie musze jechac dzisiaj wieczorem i szkoda ze mi wczesniej nie powiedzial to pojechalabym wczesniejszym pociagiem i spalabym u kuzynki. odpowiedzial tylko ze mam robic co chce.. Wiec pojechalam w nocy pociagiem, pozniej szlam sama po miescie, spalam 4 godiny i na zajecia. On nawet nie zapytal czy dojechalam.. Mialam zajecia 10h. Spytalam czy wyjdzie po mnie na dworzec bo nie mam jak wrocic i ze pozniej mozemy u niego posiedziec. Napisalam 15 smsow (nie przesadzam) - blagam prosze przyrzekam itp itd, dluugie smsy .. na kilka ostatnich nie odpisal, bylam pewna ze nareszcie do niego dotarlo ze nie jest dla mnie takim idealnym chlopakiem jak mu sie wydaje, bylam pewna ze przyjade a on bedzie na mnie czekal... jakze sie pomylilam :( dzownie pytam gdzie jestes.. "w domu a co ?" nawet nie odpisywal na smsy.. on mial na ten dworzec doslownie 10 min spacerkiem i stwiedzil ze byl tak chory ze nie mogl przyjsc (lekkie przeziebienie), mimo ze wiedzial ze nie mam jak wrocic.. i tak o to znow szlam samiutka "musialam sobie radzic". poszlam do niego, plakalam, spytalam dlaczego on mnei do cholery nie szanuje,ze nie prosze go onic wiecej tylko zeby mnie szanowal nic wiecej..!! a on znow mial mnie w dupie wywalil z mieszkania bo mu przeszkadzalam w grze i "nie widzilama ze on sie tak zle czuje" (nie wiem jak sie cuzl ale obloznie chory to on na pewno nie byl) wpadlam w szal.. krzyczalam blagalam szanuj mnie nic wiecej, chcial mnie sila wywalilc z mieszkania, szarpalismy sie, zdrapalam mu skore do krwi, on mi zrobil kilka siniakow, to bylo straszne, oboje plakalismy krzyczelismy szarpalismy sie !! naprawde patologiczne zachowania.. krzyczalam ze przez niego sie czuje jak szmata do podlogi a on to ma gdzies, krzyczalam ze sie zabije bo juz nie mam po co zyc, a on zadzwonil do mojej mamy ze chce sie zabic i moja mama ma po mnie przyjechac mimo ze nie ma jak.. Naprawde, masakra.. az brak slow jak tylko to wspominam :( Mama sie zdenerwowala , ja musialam przez telefon ja uspokajac :( stwierdzilam ze teraz to juz musze z nim zerwac bo to jest cohore i nienormalne , wyszlam od niego, on nawet za mna nie wyszedl... nie ialam jak wrocic, bylam glodna niewyspana po 10h zajec i podrozy pociagiem 3godzinnej a do domu 10km.. ale oczywiscie ja to ja , najwazniejsze jest to ze on sie "zle czul" mimo ze siedzial 2 dni i nic nie robil ! nie mialam kasy , poszlam do parku posiedziec, dzwonil , odebralam(chcialam nie odbierac chcialam zeby sie martwil ale nie umialam :( ), przyszedl do mnie (wtedy juz mogl jakos wyjsc z domu) powiedzial ze mam isc do niego bedzie normalnie.. poszlam, siedzielismy u niego.. przejrzalam jego komputer (po tej zdradzie nasilila sie kontrola z mojej strony , wiem ze nie powinnam ale juz wczesniej bylo kilka sytuacji flirtow z dziweczynami) - w historii mnostwo odwiedzien profili dziewczyn - ale juz na to sie nie gniewalam bo to byla norma ze on wchodzil na fcb ciagle do tych samych dziewczyn ktore do niego zagadywaly, nie moglam mu tego zakazac bo jak.. ale widzialam rozmowe z jego kolega, pisal mu ze to ja jestem nienormalna, kolega go poparl i sie pytal jak on ze mna wytrzmuje, M napisal ze teskni za seksem itp jakby tylko to sie liczylo, ze ogolnie jeste NIENORMALNA CHORA PSYCHICZNIE ale warto czasem seks uprawiac. Rozmowa polegala na tym ze M jest idealnym chlopakiem a ja jestem dziewczyna z problemami. Spytalam go jak mogl tak powiedziec koledze, to powiedzial ze ot juz bylo 2 mce temu i to jest niewazne itp, powiedzialam ze ok, wychodze i nie chce go widziec. Nawet mnie nie zatrzymywal.. Wyszlam, mimo ze mialam nadzieje ze mnie zatrzyma !! znow tego dnia wloczylam sie sama po miescie(wlasciwie to byl trzeci raz tej soboty..), ciemno bylo, pozno juz, sobota.. chodzilam godzine, nie mialam jak wrocic do domu, czekalam az zadzwoni bo moze mnie nie kochac ale przeciez jestem czlowiekiem musi sie o mnie martwic.. nie zadzwonil :( dzwonilam ja ze nie mam jak wrocic itp , on rozlaczal sie kiedy chcial, dzownilam kolejne 20 razy, odebral, znow sie rozlaczyl zanim zdazylam mu poweidziec co chcialam i tak w kolko wydzwanialam 2 godziny siedzac sama bylo zimno ciemno bylam glodna bez grosza a jego to nie interesowalo ;( a on przez 2 godziny dzwonienia odebral moze z 4 razy ;( w koncu bylo mi tak zimno bylam taka zmeczona ze poszlam do niego pod blok i prosilam zeby mnie wpuscil ! wpuscil mnie, pozniej blagalam zeby pojechal ze mna do domu bo ja takstowka nie chce sama jechacbo bylam ala roztrzesiona uryczana.. musialma go blagac pol godziny az laskawie pojechal ze mna :( Takich sytuacji bylo mnostwo, przyrzekam.. po kazdej z nich powinnam zerwac, moja rodzina sugerowala to wiele razy, bliska kolezanka rowniez.. ze mam zerwac bo to nie jest normalne :( a ja sobie z tego zdaje sprawe, ale nie umiem. Uparlam sie na niego i koniec, nie wierze ze mozna byc takim chamem jak on jest, czekam az dojrzeje przeciez kiedys musi dojrzec izaczac doceniac to co ma !! a naprawde nie jestem taka zla zeby mnie tak trakktowac..pracuje studiuje gotuje piore sprzatam nie obijam sie.. nie chce zeby to wygladalo ze sie cenie nie wiadomo jak ale jestem raczej ladna, mam powodzenie, jestem inteligentna, oczytana, po prostu nie trace czasu na lezenie i "nudzenie sie" bo nie po to jest zycie.. Mam cele daze do nich, uwazam ze nie ma rzeczy niemozliwych wystarczy chciec.. I tak oto zdaje sobie sprawe z tego ze moglabym miec innego chlopaka ktory bedzie mnie docenial i kochal, ale uparlam sie na tegojednego , ponizam sie dla niego byle zeby byl zemna.. nie umiem tego wyjasnic, naprawde nie umiem dlaczego tak jest. mialam kilku chlopakow, gdybym z nimi nadal byla to pewnie bylabym sczesliwa (oni juz maja swoje rodziny) i nie musialabnym sie martwic ze moj chlopak jest niedojrzaly, a ja zamiast tego wybralam M i sie go trzymam jakby byl jedynym mezczyzna na ziemi, i chyba tylko smierc moze nas rozlaczyc, bo ja z nm ne umiem zerwac a jak on chce zerwac to tak goprzekonam ze wracamy do siebie :(((( jest jeszcze jedna wazna kwestia. Mianowicie antykoncepcja.. ja zawsze mowilam ze chce miec duza rodzinke i on przez to uwaza ze teraz w tym momencie chce "go zlapac na bachora" (to sa jego slowa). Nie dociera do niego jak tlumacze raz za razem ze chce miec dzieci ale dopiero wtedy jak poczje sie stabilna finansowo i przede wszystkim wtedy jak potencjalny ojciec bedzie chcial tego dziecka tak jak ja. mowie ze w tym momencie naszego "Zwiazku" dziecko to byloby najgorsze co mogloby nas spotkac, ze nie chce zeby mialo takie dziecinstwo jak ja itp itd ... I takie sa nasze poglady na antykoncepcje: ja uwazam ze sie zabezpieczamy, biore pigulki to jest ok, uprawiajac seks trzeba miec na uwadze to ze zawsze jest malutki procent niepewnosci i trzeba byc dojrzalym i miec swiadomosc tego. Z kolei on.. paniczny lek przed ciaza. bralam pigulki. ale i tak nie konczyl we mnie i mialam w ogole problem zeby go przekonac do stosowania pigulek bez prezerwatywy. teraz bez pigulek jest jeszcze gorzej.. prezerwatywa, "strefa zaplodnienia" w ktorej nawet nie moge sie polozyc po stosunku, kiedys sie bawilismy i po dluzszym czasie poszlam do toalety, jak wrocilam to spytal czy wczesniej mylam rece, nie wiedzialam o co mu chodzi powiedzialam ze nie to byla awantura na caly weiczor :( tlumacze mu ze nie jestem glupia, ze nie chce dziecka, ale z drugiej strony w ciaze nie jest tak latwo zajsc jak on mysli.. a on uwaza ze trzymajac reke obok uda, reke na ktorej moge miec sperme to ze chce zajsc w ciaze.. najgorsze jest tezto, zeon tego nie mowi na zarty tylko na serio sie denerwuje ze na pewno chce zajsc w ciaze :( a ja uwazam ze jest nienormalny, niedoojrzaly skoro tak mowi , on uwaza ze to ja jestem niedojrzala i to jest kolejny temat do klotni.. czuje ze niezbyt dobrze to opisalam, nie chce zebyscie odniesli wrazenie ze jestem jakas ksiezniczka ktora czuje ze jest superdziewczyna i wymaga zeby chlopak byl jej sluzacym- nie jest tak. po 1 stracilam szacunek do siebie juz dawno temu, powoli trace nadzieje ze uloze sobie zycie tak jak marzylam, po 2 nie wymagam nawet polowy tego co maja moje kolezanki/siosra w swoich zwiazkach.. nawet odrobiny tego nie mam co maja one..:( a jaka jest moja wada o ktorej powinnam wspomniec dawno ? jestem nerwowa. nic na to nie moge.. staram sie czaesto brac gleboki oddech i sie nie denerwowac ale sa sytuacje ze nie potrafie. Wtedy przeklinam krzycze placze, "robie sceny". nie panuje w ogole nad soba.. ale jak moge inaczej? nie moge juz toleowac jego zachowania. Takich sytuacji chorych jak napisalam jest duzo wiecej, nie umiem np wyjsc i nie odzywac sie kiedy on mnie wyrzuca z domu.. nie umiem przestac sie odzywac azawsze to ja pierwsza robie krok do zgody. ja siebie okreslam jednym slowem; ZALOSNA. nie chce sie tlumaczyc bo wiem ze jestem nerwowa, ale jak inaczej moge reagowac na to co onwyczynia? jak kolejny raz mnie zawodzi tak ze powinnam odwrocic sie kopnac go w d.. i cieszyc sie ze jestem wolna i uwolnilam sie od takiego chama, to ja zamiast takiego zachowania ktore nota bene uwazam za normalne to zostaje prosze blagam kloce sie robie sceny byle zeby sie pogodzic :( I to jest ta moja wada do ktorej sie przyznaje , jestem nerwowa i robie "Sceny" , nie codziennie, ale co jakis czas, ale nie z moojej winy, tylko z jego kolejnego spoznienia lub lekcewaznia mnie. Jak mu pokazalam moj pamietnik w ktorym w wieku12 lat pisalam ze nie chce zyc na tym swiecie , opowiedzialam co ojciec wyczynial jakie awantury i oczekwalamwsparcia i zrozumienia to on sie doczepil tego ze 2 strony dalej juz pisalam ze poznalam jakiegos chlopca :(i ze jakbym miala depresje to bym sie zabila wiec nie bylo tak zle.. ze chyba pisalam to z mysla o tym ze kiedys wezme kogos na wspolczucie pokazujac mu ten pamietnik :( Tak wiec on nie rozumie niczego, uwaza ze przesadzam, ze ludzie maja gorzej .. Ostatnio to juz w ogole zero szacunku, totalnie zero.. dzwonie to niego to albo nie odbiera albo rozlacza sie kiedy chce, idziemy razem po miescie to idzie przodem 2 m przede mna i nawet sie nie odwroci gdzie jestem.. chore sytuacje sie nasilaja :( ja wiem ze on mnie nie kocha - powiedzial mi to. jak rowniez to ze nigdy sie nie ozeni na pewno nie ze mna. a ja z nim jestem :( wiele razy prosze: "sprobujmy od nowa, szanuj mnie, o nic wiecej nie prosze. a przyrzekam ze juz nigdy wiecej nie "zrobie sceny" ". niby jest ok, ale on pozniej z now sie spoznia, znow rodzice sa wazniejsi, znow "jest zmeczony " codziennie, "znow ma pretensje ze "musi do mnie jezdzic" i ze jestem "niedopieszczona" bo chce zeby mnie przytulal i ze mam sie wziac w garsc i nei robic z siebie ofiary.. Jak mowie ze sie zabije (wiem ze to dziecinne, ale mowie tak specjalnie, chce po prostu jego troski zeby do niego dotarlo w koncu ) to mowi ze tego nie zrobie.. nie pociesza nei wspiera tylko mowi ze mam skonczyc glupio gadac bo i tak tego nei zrobie. pisalam watki, opisywalam czasem pojedyczne sytuacje pisane obietywnie z moimi "akcjami" - wszyscy pisali ze zerwaliby od razu, on to widzial i mowil ze wszystkie dziewczyny sa takie glupie jak ja i nawet nie bedzie czytal moich wypocin bo ma wazniejsze sprawy.. wiec postanowilam do niego napisac list, opowiem mu wsszystko o moim dziecinstwie, wszystkie moje bledy i to ja kczuje sie z tym jak on mnie traktuje.. nie wiem czy to dobry pomysil ale postanowilam sobie ze to ostatnia szansa skoro zadne moje slowa do niego nie docieraja, zreszta jak maja dotrzec skoro on "ma dosc rozmow" i mam"Wyluzowac". Jesli ktos wytrwal to prosze o opiinie.. ale darujcie sobie ze "jestesmy siebie warci" i jestem zalosna ze sie daje ponizac bo to to sama wiem.. o tym ze powinnismy odwiedziec psychologa to tez,ale on nie chce o tym slyszec.. ja naprawde sie staram, on przyjezdza spoznia sie to nic nie mowie, robie mu jedzenie takie jakie sobie zyczy, pozwalam zeby robil u mnie co chce byle zeby sie czul komfortowo przytulam, otulam kocykiem, naprawde staram sie.. pocieszam go na kazdym kroku, jestem nerwowa ale nigdy nie dam sobie zarzucic ze bylam zla dziewczyna !!!!!! a w zamian nie mam doslownie nic ;( Prosze.. napiszcie cos.. wlasciwie nie wiem na co licze :( tylko nie na teskty o zerwaniu. . bo ja nie umiem, gdybym umiala to dawno bym zerwala.. oczekuje porady, jak do niego dotrzec.. zeby dojrzal bo mam wrazenie ze on jest malym chlopcem "piotrusiem panem" - jestem pewna ze ma syndrom piotrusia pana, czytalam ksiazke, wszystko sie zgadza, podeslalam mu linka to mnie wysmial.. chcialam isc do psychologa to poweidzial ze mam sama isc bo z nim jest wszystko ok .. ja chce tylko zeby mnie szanowal i docenial:((( tak jak bylo na poczatku kiedy liczylam sie tylko ja, bardziej niz mamusia i tatus, kolezy, komputer.. tylko ja, i dla mnie moglby zrobcic wszystk.. bo ja dla neigo zrobie wszystko i on dobrze o tym wie...Nie oczekuje tez wypowiedzi ze "one cie nei kocha " bo to tez wiem, nie raz niby "zartem" spytal kiedy sie wreszcie od niego odczepie i dam mu zyc... wiec podsumowujac ostatni juz raz.. chce tylko pomyslu, co powiedziec mu, zeby wbic do tej jego glowy ze on mnie rani, rani tak jak ja bym nie zranila najwiekszego wroga :(a

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość beznadziejna_zalosna
i stwiedzil ze byl tak chory ze nie mogl przyjsc (lekkie przeziebienie), mimo ze wiedzial ze nie mam jak wrocic.. i tak o to znow szlam samiutka "musialam sobie radzic". poszlam do niego, plakalam, spytalam dlaczego on mnei do cholery nie szanuje,ze nie prosze go onic wiecej tylko zeby mnie szanowal nic wiecej..!! a on znow mial mnie w dupie wywalil z mieszkania bo mu przeszkadzalam w grze i "nie widzilama ze on sie tak zle czuje" (nie wiem jak sie cuzl ale obloznie chory to on na pewno nie byl) wpadlam w szal.. krzyczalam blagalam szanuj mnie nic wiecej, chcial mnie sila wywalilc z mieszkania, szarpalismy sie, zdrapalam mu skore do krwi, on mi zrobil kilka siniakow, to bylo straszne, oboje plakalismy krzyczelismy szarpalismy sie !! naprawde patologiczne zachowania.. krzyczalam ze przez niego sie czuje jak szmata do podlogi a on to ma gdzies, krzyczalam ze sie zabije bo juz nie mam po co zyc, a on zadzwonil do mojej mamy ze chce sie zabic i moja mama ma po mnie przyjechac mimo ze nie ma jak.. Naprawde, masakra.. az brak slow jak tylko to wspominam :( Mama sie zdenerwowala , ja musialam przez telefon ja uspokajac :( stwierdzilam ze teraz to juz musze z nim zerwac bo to jest cohore i nienormalne , wyszlam od niego, on nawet za mna nie wyszedl... nie ialam jak wrocic, bylam glodna niewyspana po 10h zajec i podrozy pociagiem 3godzinnej a do domu 10km.. ale oczywiscie ja to ja , najwazniejsze jest to ze on sie "zle czul" mimo ze siedzial 2 dni i nic nie robil ! nie mialam kasy , poszlam do parku posiedziec, dzwonil , odebralam(chcialam nie odbierac chcialam zeby sie martwil ale nie umialam :( ), przyszedl do mnie (wtedy juz mogl jakos wyjsc z domu) powiedzial ze mam isc do niego bedzie normalnie.. poszlam, siedzielismy u niego.. przejrzalam jego komputer (po tej zdradzie nasilila sie kontrola z mojej strony , wiem ze nie powinnam ale juz wczesniej bylo kilka sytuacji flirtow z dziweczynami) - w historii mnostwo odwiedzien profili dziewczyn - ale juz na to sie nie gniewalam bo to byla norma ze on wchodzil na fcb ciagle do tych samych dziewczyn ktore do niego zagadywaly, nie moglam mu tego zakazac bo jak.. ale widzialam rozmowe z jego kolega, pisal mu ze to ja jestem nienormalna, kolega go poparl i sie pytal jak on ze mna wytrzmuje, M napisal ze teskni za seksem itp jakby tylko to sie liczylo, ze ogolnie jeste NIENORMALNA CHORA PSYCHICZNIE ale warto czasem seks uprawiac. Rozmowa polegala na tym ze M jest idealnym chlopakiem a ja jestem dziewczyna z problemami. Spytalam go jak mogl tak powiedziec koledze, to powiedzial ze ot juz bylo 2 mce temu i to jest niewazne itp, powiedzialam ze ok, wychodze i nie chce go widziec. Nawet mnie nie zatrzymywal.. Wyszlam, mimo ze mialam nadzieje ze mnie zatrzyma !! znow tego dnia wloczylam sie sama po miescie(wlasciwie to byl trzeci raz tej soboty..), ciemno bylo, pozno juz, sobota.. chodzilam godzine, nie mialam jak wrocic do domu, czekalam az zadzwoni bo moze mnie nie kochac ale przeciez jestem czlowiekiem musi sie o mnie martwic.. nie zadzwonil :( dzwonilam ja ze nie mam jak wrocic itp , on rozlaczal sie kiedy chcial, dzownilam kolejne 20 razy, odebral, znow sie rozlaczyl zanim zdazylam mu poweidziec co chcialam i tak w kolko wydzwanialam 2 godziny siedzac sama bylo zimno ciemno bylam glodna bez grosza a jego to nie interesowalo ;( a on przez 2 godziny dzwonienia odebral moze z 4 razy ;( w koncu bylo mi tak zimno bylam taka zmeczona ze poszlam do niego pod blok i prosilam zeby mnie wpuscil ! wpuscil mnie, pozniej blagalam zeby pojechal ze mna do domu bo ja takstowka nie chce sama jechacbo bylam ala roztrzesiona uryczana.. musialma go blagac pol godziny az laskawie pojechal ze mna :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość beznadziejna_zalosna
Takich sytuacji bylo mnostwo, przyrzekam.. po kazdej z nich powinnam zerwac, moja rodzina sugerowala to wiele razy, bliska kolezanka rowniez.. ze mam zerwac bo to nie jest normalne :( a ja sobie z tego zdaje sprawe, ale nie umiem. Uparlam sie na niego i koniec, nie wierze ze mozna byc takim chamem jak on jest, czekam az dojrzeje przeciez kiedys musi dojrzec izaczac doceniac to co ma !! a naprawde nie jestem taka zla zeby mnie tak trakktowac..pracuje studiuje gotuje piore sprzatam nie obijam sie.. nie chce zeby to wygladalo ze sie cenie nie wiadomo jak ale jestem raczej ladna, mam powodzenie, jestem inteligentna, oczytana, po prostu nie trace czasu na lezenie i "nudzenie sie" bo nie po to jest zycie.. Mam cele daze do nich, uwazam ze nie ma rzeczy niemozliwych wystarczy chciec.. I tak oto zdaje sobie sprawe z tego ze moglabym miec innego chlopaka ktory bedzie mnie docenial i kochal, ale uparlam sie na tegojednego , ponizam sie dla niego byle zeby byl zemna.. nie umiem tego wyjasnic, naprawde nie umiem dlaczego tak jest. mialam kilku chlopakow, gdybym z nimi nadal byla to pewnie bylabym sczesliwa (oni juz maja swoje rodziny) i nie musialabnym sie martwic ze moj chlopak jest niedojrzaly, a ja zamiast tego wybralam M i sie go trzymam jakby byl jedynym mezczyzna na ziemi, i chyba tylko smierc moze nas rozlaczyc, bo ja z nm ne umiem zerwac a jak on chce zerwac to tak goprzekonam ze wracamy do siebie :(((( jest jeszcze jedna wazna kwestia. Mianowicie antykoncepcja.. ja zawsze mowilam ze chce miec duza rodzinke i on przez to uwaza ze teraz w tym momencie chce "go zlapac na bachora" (to sa jego slowa). Nie dociera do niego jak tlumacze raz za razem ze chce miec dzieci ale dopiero wtedy jak poczje sie stabilna finansowo i przede wszystkim wtedy jak potencjalny ojciec bedzie chcial tego dziecka tak jak ja. mowie ze w tym momencie naszego "Zwiazku" dziecko to byloby najgorsze co mogloby nas spotkac, ze nie chce zeby mialo takie dziecinstwo jak ja itp itd ... I takie sa nasze poglady na antykoncepcje: ja uwazam ze sie zabezpieczamy, biore pigulki to jest ok, uprawiajac seks trzeba miec na uwadze to ze zawsze jest malutki procent niepewnosci i trzeba byc dojrzalym i miec swiadomosc tego. Z kolei on.. paniczny lek przed ciaza. bralam pigulki. ale i tak nie konczyl we mnie i mialam w ogole problem zeby go przekonac do stosowania pigulek bez prezerwatywy. teraz bez pigulek jest jeszcze gorzej.. prezerwatywa, "strefa zaplodnienia" w ktorej nawet nie moge sie polozyc po stosunku, kiedys sie bawilismy i po dluzszym czasie poszlam do toalety, jak wrocilam to spytal czy wczesniej mylam rece, nie wiedzialam o co mu chodzi powiedzialam ze nie to byla awantura na caly weiczor :( tlumacze mu ze nie jestem glupia, ze nie chce dziecka, ale z drugiej strony w ciaze nie jest tak latwo zajsc jak on mysli.. a on uwaza ze trzymajac reke obok uda, reke na ktorej moge miec sperme to ze chce zajsc w ciaze.. najgorsze jest tezto, zeon tego nie mowi na zarty tylko na serio sie denerwuje ze na pewno chce zajsc w ciaze :( a ja uwazam ze jest nienormalny, niedoojrzaly skoro tak mowi , on uwaza ze to ja jestem niedojrzala i to jest kolejny temat do klotni.. czuje ze niezbyt dobrze to opisalam, nie chce zebyscie odniesli wrazenie ze jestem jakas ksiezniczka ktora czuje ze jest superdziewczyna i wymaga zeby chlopak byl jej sluzacym- nie jest tak. po 1 stracilam szacunek do siebie juz dawno temu, powoli trace nadzieje ze uloze sobie zycie tak jak marzylam, po 2 nie wymagam nawet polowy tego co maja moje kolezanki/siosra w swoich zwiazkach.. nawet odrobiny tego nie mam co maja one..:( a jaka jest moja wada o ktorej powinnam wspomniec dawno ? jestem nerwowa. nic na to nie moge.. staram sie czaesto brac gleboki oddech i sie nie denerwowac ale sa sytuacje ze nie potrafie. Wtedy przeklinam krzycze placze, "robie sceny". nie panuje w ogole nad soba.. ale jak moge inaczej? nie moge juz toleowac jego zachowania. Takich sytuacji chorych jak napisalam jest duzo wiecej, nie umiem np wyjsc i nie odzywac sie kiedy on mnie wyrzuca z domu.. nie umiem przestac sie odzywac azawsze to ja pierwsza robie krok do zgody. ja siebie okreslam jednym slowem; ZALOSNA. nie chce sie tlumaczyc bo wiem ze jestem nerwowa, ale jak inaczej moge reagowac na to co onwyczynia? jak kolejny raz mnie zawodzi tak ze powinnam odwrocic sie kopnac go w d.. i cieszyc sie ze jestem wolna i uwolnilam sie od takiego chama, to ja zamiast takiego zachowania ktore nota bene uwazam za normalne to zostaje prosze blagam kloce sie robie sceny byle zeby sie pogodzic :( I to jest ta moja wada do ktorej sie przyznaje , jestem nerwowa i robie "Sceny" , nie codziennie, ale co jakis czas, ale nie z moojej winy, tylko z jego kolejnego spoznienia lub lekcewaznia mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość beznadziejna_zalosna
Jak mu pokazalam moj pamietnik w ktorym w wieku12 lat pisalam ze nie chce zyc na tym swiecie , opowiedzialam co ojciec wyczynial jakie awantury i oczekwalamwsparcia i zrozumienia to on sie doczepil tego ze 2 strony dalej juz pisalam ze poznalam jakiegos chlopca :(i ze jakbym miala depresje to bym sie zabila wiec nie bylo tak zle.. ze chyba pisalam to z mysla o tym ze kiedys wezme kogos na wspolczucie pokazujac mu ten pamietnik :( Tak wiec on nie rozumie niczego, uwaza ze przesadzam, ze ludzie maja gorzej .. Ostatnio to juz w ogole zero szacunku, totalnie zero.. dzwonie to niego to albo nie odbiera albo rozlacza sie kiedy chce, idziemy razem po miescie to idzie przodem 2 m przede mna i nawet sie nie odwroci gdzie jestem.. chore sytuacje sie nasilaja :( ja wiem ze on mnie nie kocha - powiedzial mi to. jak rowniez to ze nigdy sie nie ozeni na pewno nie ze mna. a ja z nim jestem :( wiele razy prosze: "sprobujmy od nowa, szanuj mnie, o nic wiecej nie prosze. a przyrzekam ze juz nigdy wiecej nie "zrobie sceny" ". niby jest ok, ale on pozniej z now sie spoznia, znow rodzice sa wazniejsi, znow "jest zmeczony " codziennie, "znow ma pretensje ze "musi do mnie jezdzic" i ze jestem "niedopieszczona" bo chce zeby mnie przytulal i ze mam sie wziac w garsc i nei robic z siebie ofiary.. Jak mowie ze sie zabije (wiem ze to dziecinne, ale mowie tak specjalnie, chce po prostu jego troski zeby do niego dotarlo w koncu ) to mowi ze tego nie zrobie.. nie pociesza nei wspiera tylko mowi ze mam skonczyc glupio gadac bo i tak tego nei zrobie. pisalam watki, opisywalam czasem pojedyczne sytuacje pisane obietywnie z moimi "akcjami" - wszyscy pisali ze zerwaliby od razu, on to widzial i mowil ze wszystkie dziewczyny sa takie glupie jak ja i nawet nie bedzie czytal moich wypocin bo ma wazniejsze sprawy.. wiec postanowilam do niego napisac list, opowiem mu wsszystko o moim dziecinstwie, wszystkie moje bledy i to ja kczuje sie z tym jak on mnie traktuje.. nie wiem czy to dobry pomysil ale postanowilam sobie ze to ostatnia szansa skoro zadne moje slowa do niego nie docieraja, zreszta jak maja dotrzec skoro on "ma dosc rozmow" i mam"Wyluzowac". Jesli ktos wytrwal to prosze o opiinie.. ale darujcie sobie ze "jestesmy siebie warci" i jestem zalosna ze sie daje ponizac bo to to sama wiem.. o tym ze powinnismy odwiedziec psychologa to tez,ale on nie chce o tym slyszec.. ja naprawde sie staram, on przyjezdza spoznia sie to nic nie mowie, robie mu jedzenie takie jakie sobie zyczy, pozwalam zeby robil u mnie co chce byle zeby sie czul komfortowo przytulam, otulam kocykiem, naprawde staram sie.. pocieszam go na kazdym kroku, jestem nerwowa ale nigdy nie dam sobie zarzucic ze bylam zla dziewczyna !!!!!! a w zamian nie mam doslownie nic ;( Prosze.. napiszcie cos.. wlasciwie nie wiem na co licze :( tylko nie na teskty o zerwaniu. . bo ja nie umiem, gdybym umiala to dawno bym zerwala.. oczekuje porady, jak do niego dotrzec.. zeby dojrzal bo mam wrazenie ze on jest malym chlopcem "piotrusiem panem" - jestem pewna ze ma syndrom piotrusia pana, czytalam ksiazke, wszystko sie zgadza, podeslalam mu linka to mnie wysmial.. chcialam isc do psychologa to poweidzial ze mam sama isc bo z nim jest wszystko ok .. ja chce tylko zeby mnie szanowal i docenial:((( tak jak bylo na poczatku kiedy liczylam sie tylko ja, bardziej niz mamusia i tatus, kolezy, komputer.. tylko ja, i dla mnie moglby zrobcic wszystk.. bo ja dla neigo zrobie wszystko i on dobrze o tym wie...Nie oczekuje tez wypowiedzi ze "one cie nei kocha " bo to tez wiem, nie raz niby "zartem" spytal kiedy sie wreszcie od niego odczepie i dam mu zyc... wiec podsumowujac ostatni juz raz.. chce tylko pomyslu, co powiedziec mu, zeby wbic do tej jego glowy ze on mnie rani, rani tak jak ja bym nie zranila najwiekszego wroga :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość proszekgroszek
faktycznie przydługawe odrobinkę :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość beznadziejna_zalosna
Nie wiedzialam ze tyle tego wyjdzie.. a ja nie czuje ze powiedzialam wszystko, tyle tego jest.. bede bardzo bardzo wdzieczna jak ktos odpisze.. i zszokowana jesli przeczyta calosc :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dgdgdggdgdgd
"tylko nie na teskty o zerwaniu" nikt rozsądny ci nic innego nie napisze, on cie nie szanuje, lubi toba pomiatac i to sie nie zmieni nic dobrego z tego nie bedzei, ratuj sie poki jest czas

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość on air
Rybka - ZOSTAW GO zobaczysz ze spotkasz takiego, ktory Cie doceni i nie bedziesz musiala przekonywac go seksem do przyjechania do Ciebie - nie ponizaj sie!!! (nie czytalam wszystkiego)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość beznadziejna_zalosna
Nie wiedzialam ze tyle tego wyjdzie.. a ja nie czuje ze powiedzialam wszystko, tyle tego jest.. bede bardzo bardzo wdzieczna jak ktos odpisze.. i zszokowana jesli przeczyta calosc :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dgdgdggdgdgd
i jeszcze jedno: zle go diagnozujesz, osoby z syndromem piotrusia pana sa lekkoduchami ale nie pomiataja innymi w ten sposob, a twoj to robi, bo wie ze moze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość on air
pomiata, bo wie,ze moze, bo wie,ze go potrzebujesz i przygarniesz mimo wszytsko- malo tego, to Ty go prosisz o przyjazd. na pewno Twoje dziecinstwo ma na to wplyw. Ja tez nieraz przepraszalam faceta za nie swoja wine,ale koniec tego. Szacunek w dwie strony. Ja wiem jak ciezko jest kogos zostawic, ja mam 25 lat , jestem po dwoch 4 letnich zwiazkach. jestem niesamowcie szczesliwa ze nie jestem z zadnym z tych facetow

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyno, każdy przykład który podałaś to tak naprawdę opis jednego zachowania - zlewania Ciebie. Jemu nie zależy na tym jak się czujesz, ma gdzieś ile smsów mu wyślesz, nie ma nawet ochoty z Tobą przebywać. Do tego bagatelizuje Twoje problemy. Nie masz go co brać na litość i grozić samobójstwem bo on to ma w dupie - doskonale wie, że tego nie zrobisz, a im częściej to mówisz tym bardziej żałosna się wydajesz. Możliwe, że on poważnie myśli, że przesadzasz i po prostu go drażnisz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przeczytalem. Wydaje mi sie, ze masz depresje albo jakis inny mentalny dysorder. Posuwasz sie do cholernie dziecinnych zachowan i jeszcze oczekujesz, ze facet Cie zacznie szanowac? Moja droga, on juz Cie wyczul. Zauwazyl, ze jestes desperatka. Jak ma Ciebie szanowac skoro Ty sama siebie nie szanujesz? Wedlug mnie nie jestes gotowa na zaden zwiazek. Absolutnie doradzam udanie sie do psychiatry po pomoc. Najpierw napraw siebie, swoje zycie, osobowosc, pozniej zaczynaj zwiazek. Ponizasz sie, upokarzasz, kajasz przed facetem, na ktorym Twoje zagrywki nie robia juz wrazenia bo Cie poznal na tyle, iz wie jaka jestes osoba.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość chętnie bym pomogła, ale
nie dałam rady przeczytać całości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość on air
Jaki przystojny MIESZKO ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość trooskaweczkaaa
Weź dziewczyno zgłoś się do najbliższej poradni zdrowia psychicznego. Moim zdaniem czy z tym czy innym facetem nie stworzysz zdrowych relacji, bo masz straszny bajzel w psychice. I ktoś Ci musi pomóc to poukładać. Na prawdę. Chcesz rodzinę, dziecko, chcesz być szczęśliwa, to idź po pomoc. Dla własnego dobra.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Trooskaweczkaa trafila w samo sedno. To prawda, Twoje problemy leza w Twojej psychice. Byc moze nie zobaczysz tego sama ale osoby postronne czytajac o tym co napisalas i patrzac na to z boku, widza to, ze potrzebujesz pomocy. Dla wlasnego dobra powinnas udac sie po pomoc. Dziekuje za komplement.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość onaOnaOna..
Nie bede jedyna w tym zeby doradzic Ci zostaw go! I chyba innych odpowiedzi tutaj nie oczekujesz..bo przeczytaj to sobie wszystko i ewidentnie z tego wynika, ze on Cie olewa.. Wiem ze boli, jest Ci przykro i wydaje sie ze bez niego to koniec swiata...przezyłam to dwa razy...teraz tez lecze sie z toksycznego zwiazku..tez bywalam zalosna, ale bardziej zalosny byl moj facet...przetrwasz naprawde! I znajdziesz sobie kogos kto Cie doceni i zrozumie...polecam Ci psychoterapie..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość trooskaweczkaaa
I Moorland ma niestety rację, nie ma takiej rzeczy, słów, zachowania, które mogłyby odmienić aasze relacje. To już stracone. Teraz czas wziąć się w końcu za siebie i poukładać swoje życie tak jak trzeba. Idź do przychodni do swojego lekarza, zapytaj o adres poradni gdzie możesz się zgłosić i nie zwlekaj z tym. Bo możesz być szczęśliwa. Ale nie z tym typem i jeszcze nie teraz, póki nie dasz sobie pomóc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Absolutnie nie baw sie w rodzicielstwo bo nie jestes gotowa ani na zwiazek, ani na rodzine i dzieciaki. Zrobilabys im tylko ogromna krzywde. Prosze, udaj sie po pomoc. Zobaczysz, ze zaczniesz byc szczesliwa gdy zaczniesz szanowac siebie, nauczysz sie siebie kochac. W tej chwili bez urazy ale wydajesz sie byc desperatka, chora psychicznie dziewczyna. Zaden facet nie bedzie Cie traktowal powaznie jesli z tym czegos nie zrobisz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"tu.. Do tego stopnia ze zaczelam go blagac o to zeby do mnie przyjechal, przytlul sie... 1,5 roku temu zrobilam mu wielka awanture na miescie, bylo mi wstyd pozniej, zerwal ze mna, ale wyblagalam kolejna szanse." ­ w tym miejscu skończyłam czytać. ­ jeśli ktoś robi z siebie podnóżek, zawsze będzie deptany. ­ facet jest tak samo kopnięty, bo nikt normalny nie chciałby być z histeryczką robiącą awantury w miejscach publicznych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Autorko - pomysł z terapią jest najlepszy. Zwłaszcza, że jak sama zauważyłaś na początku był zupełnie inni. Nie zrozum mnie źle, ale ludzie mają limit wytrzymałości - sprawiasz ważenie osoby która uzależnia się emocjonalnie od innych (w tym wypadku od chłopaka) i zwyczajnie go tym dusi. Narzucanie komuś odpowiedzialności za siebie i swoje zdrowie psychiczne zawsze zniechęca. On jest nieprzyjemny - to nie podlega wątpliwości, ale możliwe, że sam czuje się w potrzasku. Z jednej strony czuje się za Ciebie odpowiedzialny, bo go sterroryzowałaś psychicznie (więc sam odejść nie może), a z drugiej najwyraźniej ma całej tej sytuacji dość. Więc ucieka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie dałam rady przeczytać całości, ale połowę... trochę miałam podobnego faceta tzn niektóre zachowania, ale dałam sobie spokój.. musze Ci powiedzieć prawdę, on Cie nie szanuję bo Ty się nie szanujesz, dajesz sobą pomiatać, sie wykorztsywac , nawet tak koeldzenapisał ze tylko o sex chodzi, zdradził Cie a Ty dalej go błagasz... po co go błagasz? ne szkoda Ci już nerwów? sama piszesz ze się poniżasz. skończ to, bo lepiej nie będzie, wykrzycz mu nawet wszytsko co myślsiz i odejdż, nie ma między wami miłosci, ani anwet przyjaźni, tylko Twoje żałosne błaganie o odrobinę uczucia i jego potrezba seksualna, uwolnij się!! zakończ kontakt, i tak nic nie masz tgeo ze z nim ejsteś, ani nie pomaga, ani nie wspiera, tylko jest źródłem nerwów i tego ze poczucie wasnej wartości spada,... zbierz się w sobie i zrób ten krok im szybciej tym lepiej... w sumie ja nie wiem co Cie przy nim trzyma, jeszcze się nie odkochałaś?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Beznadziejna, przeczytałam wszystko i serdecznie Ci współczuję. Byłam w podobnej sytuacji co Ty, na szczęście nie tak ekstremalnej. Jak chcesz, to napisz do mnie na maila: dorotella123@interia.pl Czasami nie warto o takich rzeczach pisać publicznie, bo różni ludzie to czytają...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
... nie wpamietam co chcialam napisac...mam ta ksiazke przed oczami...a serio to po przeczytaniu pierwszej czesci stwierdzam zostaw go...po to laczymy sie w pary, szukamy, wybieramy zeby trafic na kogos kto da nam poczucie bezpieczenstwa, spokoj i milosc przede wszystkim...zastanawiam sie tylko skoro jestes swiadoma jak zzle cie traktuje twoj facet to dlaczego z nim jestes???? albo go zostawisz albo uzal sie dalej nad soba i swoim zyciem...zawsze mozesz miec nadzieje ze cos sie zmieni...w co watpie tyle...dziekuje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość psycholog bierze kasę za
czytanie/słuchanie najdłuższych zwierzeń

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość beznadziejna_zalosna
dziekuje osobom ktore zdolaly to przeczytac.. nie przeczytalam niczego nowego, wszystko co napisaliscie to doskonale zdaje sobie z tego sprawe.. wiem ze mam problem, zauwazam to i pracuje nad soba naprawde od dawna. Mam normalne relacje z rodzina i ze znajomymi, nie denerwuje sie w innych przypadkach, niektorzy az sie dziwia ze jestem taka twarda i "odporna"... problem jest tylko w relacji z nim... mam wrazenie ze gdyby byl to inny chlopak, to bylabym w stanie stworzyc udany zdrowy zwiazek.. gdyby tylko ON chcial tego samego, gdyby jego "poprawa" nie byla jednodniowa tylko stala to jestem pewna ze nie byloby chorych sytuacji !! Wydaje mi sie ze problem polega na tym, ze on nie wie jak wyglada normalny zwiazek, uwaza ze jestesmy "tylko 2 lata ze soba" i to go do niczego nie zobowiazuje ! W sprawie zwiazku i pogladow zachowuje sie jakby to byl gimnazjalny zwiazek :( a przeciez mamy po 23 lata, nie jestesmy juz takimi dziecmi zeby sie tak zachowywac :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×