Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość eterowa

Czy on wróci...?

Polecane posty

Gość eterowa

To będzie długa historia, ale bardzo proszę o pomoc kobitki... Rok temu do mnie napisał, byliśmy razem na studniówce, wszytsko pięknie i szczęśliwie. W wakacje mieszkaliśmy razem (z jego rodzicami, mieszkam 30 km od chłopaka), wiadomo, poznałam człowieka, kilka rzeczy mi nie pasowało, ale nadaj była to miłość, z dnia na dzień mocniejsza. Potem zaczęły się konflikty konkretnie z jego mamą. Zaczęłam studia, przyjeżdżałam na noc na weekendy, na początku było ok, potem jej przestało to pasować. Że nie na każdy weekend mam przyjeżdżać, tylko on też do mnie (sytuacja dziwna, bo trzymam u niego w stajni swojego konia i w każdy weekend byłam żeby móc też pojeździć, pomóc itd.). Moi rodzice średnio się zgadzali, potem jego matka też już odmówiła noclegów, jeśli kłóciliśmy się to właśnie przez naszych rodziców. Sprawa wyglądała poważnie, mieliśmy tydzień przerwy po czym on powiedział, że chce nadal ze mną być. Ale potem znowu kłótnia tym razem przez moich rodziców, jeszcze wypadek samochodowy po drodze. Wszystko było dobrze, aż przestał się 2 dni odzywać, po czym stwierdził, że za dużo tego się wydarzyło, za dużo kłótni, niemiłych sytuacji. Pojechałam, pogadaliśmy i w sumie to nadal byliśmy razem, bo o to poprosiłam (głupia, miała odczekać...), w sobotę byliśmy razem na Balu Koniarza, jakaś tam drobna sprzeczka, nic poważnego. W niedzielę ok, wczoraj wieczorem napisał mi, że dziś nie zadzwoni, bo ma fatalny dzień. Ok, rozumiem, przecież nie musi co wieczór dzwonić. Pojechałam wczoraj do niego pomóc przy koniach itd. Strasznie był wkurzony na ojca, że go wykorzystuje, na każdym kroku ma pretensje i ciągle każe pracować przy koniach. Wspomniał, że będzie jeździł za granicę do Austrii i wracał co weekendy (już o tym dużo wcześniej wiedziałam). Zły był strasznie cały dzień, ale nie powiedział mi nic przykrego. Z resztą nie zdarzyło mu się mnie obrazić, uderzyć przez rok związku. Rozumiem go, każdy ma prawo mieć zły dzień, a pocieszanie nic nie daje. Poprzytulałam się do niego po czym on oznajmił, że podtrzymuje to co powiedział prawie 2 tyg, wcześniej - ,że na razie chce odpocząć od związków, bo się wypalił przez te kłótnie z powodu noclegów, przyjazdów, do których mieli pretensje moi i jego rodzice. Trochę za bardzo się zaangażowałam w ten związek. Ale stwierdzam, że przerwa dobrze mi zrobi. Tylko raz płakałam, nie czuję się jakoś wyjątkowo źle, bo mam nadzieję, że wróci. I tu moje pytanie: myślicie, że wróci? Po jakim czasie? Zmienny z niego jest facet, ja też jestem strasznie zmienna. Ale bardzo go kocham i już za nim tęsknię. Mówił, że to nie moja wina, nie mam niczego w sobie zmieniać i nadal mnie kocha. Tylko potrzebuje odpocząć. Często się to zdarzało w waszych związkach? Powiedział też, że pewnie niedługo znów poczuje się źle sam i bardzo możliwe, że będzie chciał wrócić. Mam go przyjąć? Zaznaczyłam, że nie wiem czy ja nadal będę chciała. Powiedział, że to rozumie. Chcę z nim być, ale nie chcę żeby wyszło, że on pstryknie palcami, że znów mnie jednak chce i ja polecę... Dodam jeszcze, że przed moim wyjazdem pokłóciliśmy się, ale odprowadził mnie na pociąg na który się spóźniłam... Dlatego wróciliśmy i ja się uparłam żeby pójść na jego siłownię (takie pomieszczenie piętro pod ziemią obok stodoły, niewielkie,kiedyś trzymali tam buraki i zrobił z tego siłownię) żeby już nie pchać się do domu. Tym bardziej, że jego mama wróciła już z pracy. Próbował mnie przekonywać, że mam iść do domu, ale zrobiłam po swojemu. Potem jeszcze zadzwonił, że mam przyjść do domu i napisał sms'a czy idę. Nie poszłam, płakałam... Przyszedł z zapytaniem "O co tak płączę, o co mi chodzi", zdziwiło mnie to pytanie, trochę wkurzyło. Odpowiedziałam, że ma mnie zostawić i stąd iść. Na co on, że nie pójdzie, bo to jego siłownia. Więc zabrałam torebkę i poszłam. Ale wróciłam się po telefon. On poszedł do góry i stał obok boksu któregoś konia, nie wiadomo po co. Jakby na mnie czekał, ale odwrócony tyłem wpatrywał się w przestrzeń bardziej (boksy są na dworze) i rozmyślał. Ja poszłam pożegnać się z moim koniem, odwróciłam się i poszłam... Wtedy widziałam go ostatni raz. Myślałam, że może za mną pójdzie, ale doszłam do wniosku, że za wiele razy go zignorowałam w przeciągu kilkunastu minut żeby za mną poleciał. Nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się tak zrobić, że po jego proszeniu i tak nie zmieniłam zdania... Myślicie, że dobrze zrobiłam? Skoro chciał przerwy niech ją ma... Chciał odpocząć od związku, bo nigdy nie był tak długo w tak poważnym (ma 25 lat) to mu to umożliwiłam na zawołanie... Może źle zrobiłam? Miałam wejść do domu? Albo nie uciekać z tej siłowni? Z drugiej strony jakby tak bardzo mu zależało żeby ze mną porozmawiać czy cokolwiek to poszedłby za mną, prawda...? Jeszcze jedno... Cały czas tam trzymam konia, ale chciałabym, żeby za mną zatęsknił. To znaczy, że mam unikać spotykania go? Do konia jeżdżę ze 2 razy tygodniowo i mogę przecież to robić jak on jest w pracy. Na pewno nie będę do niego pisać i dzwonić. Ale czy mam uzależnić swoje wizyty u konika od tego czy on jest w domu czy go nie ma? On powiedział, że to nie chodzi o to, że ja mam się zmienić albo ma mnie dość, tylko chce odpocząć od związków i możliwe, że zatęskni niedługo. Powiedział też, że bardzo możliwe, że jak znów będzie chciał się związać to właśnie ze mną. Jakie są szanse, że wróci? Po jakim czasie może zatęsknić skoro widywaliśmy się ze 3-4 razy w tygodniu, cały czas pisaliśmy i codziennie dzwoniliśmy do siebie? Kobitki jak zapatrujecie się na naszą sytuację...? Na pewno jak będzie chciał wrócić nie przyjmę go od razu z otwartymi ramionami tylko wszystko stopniowo... Żadnego seksu przez jakiś czas, jakieś spotkanie, rozmowa, może pocałunek... Ale chcę, żeby wrócił...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eterowa
pomóżcie proszę... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×