problem z współlokatorami

witam, tak jak w temacie zostało już zaznaczone, mam problem ze swoimi współlokatorami. Wynajmuję pokój w mieszkaniu, które należy teoretycznie do rodziców dwóch braci, którzy mieszkają w dwóch pozostałych pokojach. W mieszkaniu panuje okropny syf, naczynia potrafią leżeć miesiąc w zlewie, mokre pranie siedzi czasem w pralce z 2 tygodnie, już nie wspomnę o smrodzie jaki póxniej się z niej wydobywa. poza tym w domu wylęga się jakieś robactwo, cały czas odbywają się jakieś imprezy i już nie chodzi mi o sam ten fakt, ale sposób w jaki ci ludzie się "bawią"- krzyki, ryki, przekleństwa, głośna muzyka. Dodam, że ja studiuję, a oni nie. Mój kierunek studiów wymaga ode mnie codziennego ślęczenia nad książkami i nie mam po prostu warunków do nauki. Codziennie mam zajęcia o 8 rano, muszę się wysypiać, ale po prostu nie mam nawet takiej możliwości. Grzebią w moim jedzeniu, non stop mnie obgadują, wyzywają od dziwaków, że wkur* ich to, ze np. jestem w domu. Szepczą ciągle, ale mimo wszytsko to wszystko słychać. Ostatnio zasugerowali, że kradnę sztućce, co jest jakimś śmiesznym absurdem. Nie mam już po prostu sił na to wszstko, nienawidzę tam przebywać, chętnie bym się wyprowadziła, ale zostały mi 3 ostatnie miesiące pobytu w tym mieście, nikt nie będzie chciał mi wynająć pokoju na tak krótki okres. Chciałabym też w końcu od półtorej miesiąca zrobić pranie, ale nawet nie wiem jak im zwrócić uwagę, żeby wyjęli swoje brudne gacie z pralki. Gdyby to nie było ich mieszkanie, to nie miałabym żadnych skrupułów, ale w takim wypadku nie mam pojęcia co mam robić.