Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość depresantka5555

jak to jest mieć pełną kochającą rodzinę, rodziców?

Polecane posty

Gość depresantka5555

Pytanie do osób, które całe życie miały normalne pełne kochające rodziny - mamę i tatę. Jak to jest, jakie uczucie? Jak to wpłynęło na wasze życie? Mój tata umarł jak miałam 6 lat. Nie pamiętam Go, ale nie ma teraz dnia, żebym o Nim nie myślała. Jak by to było gdyby żył... Mama poznała kogoś innego i sie wyprowadziła. Ja nie chciałam zamieszkać z nią i tym facetem. Zostałam z dziadkami, ale nie raz słyszałam, że jak mi coś nie pasuje to mogę sie wynosić. Nigdy nie zaznałam od nikogo miłości... Nigdy nie byłam szczęśliwa i nienawidze domu rodzinnego, nie mam ZADNYCH miłych wspomnien... Jak to rzutowało? chorobą sierocą -> niskim poczuciem własnej wartości -> wybraniem nieprzyszłościowych studiów (bo i tak sobie nie poradzisz) -> brakiem ciepłych uczuć do innych ludzi. Jestem zimna. Nie płaczę przy ludziach. Nie mówie o swoich uczuciach. Mam 23 lata, męża, i nie mam po co żyć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fcefcegregfe
masz męża też przypadkowego jak Waśniewska? To zacznij życ po swojemu, a nie powielasz schemat z domu rodzinnego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
masz męża, ale nie zaznałaś miłości? to po co go masz? czemu za niego wyszłaś?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość depresantka5555
kocham go :) tylko nie mam pracy, nie mam marzeń, mam wrazenie ze nic dobrego mnie w zyciu nie spotka... Moim celem jest znalezienie pracy a jej nie ma :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość depresantka5555
nie zaznałam miłosci od rodziny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a ja tam jestem z pełnej rodziny i guzik z tego mam- taty nie było w domu połowę czasu, bo jeździł do pracy do innego miasta i tygodniami nie wracał, spał tam mamę zdradzał, dzwonił przy mnie do kochanek ja byłam adorowana jak kobieta, mama ignorowana jak robak siostra była na drugim miejscu względem mnie mam spaczoną psychę i nigdy nie zbuduję z kims zzwiązku- ty kogoś znalazłas chociaż więc nie opodniecał się pełną rodziną, bo to o niczym nie świadczy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
rozumiem- pewnie zawsze będziesz miała pustkę, bo nic ci dzieciństwa nie wynagroidzi. myślałas o dobrej psychoterapii? nie masz marzeń? a cóz to za głupie stwierdzenie... a nauka jakiegoś języka? zaplanowanie jakiejś super wycieczki, do kraju, gdzi etym językiem mówią? uzbieranie na to kasy? a urządzenie mieszkanka? a może wspólne, szczęśliwe życie z mężem? to konkretny plan i zajęcie na codzień. skoro jesteś tak zagubiona to daruj sobie narazie dziecko. poczekaj z tym zaadoptujcoe może psa?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość krolowa karolina z koralami
Ja tez sie wychowalam w pelnej rodzinie i tez slyszalam, ze jak mi sie nie podoba to sie moge wyprowadzic. Zadna rodzina nie jest idealna, wszedzie sa konflikty, zarowno rodzicom puszczaja nerwy, jak i dzieci nie sa latwe i zazwyczaj egoistyczne (zwlaszcza w okresie dojrzewania). Moja mama wpedzala mnie zawsze w kompleksy i dopiero jak sie wyprowadzilam to musialam sie nauczyc poczucia wlasnej wartosci. Mimo to bardzo kocham swoja rodzine, Ty tez powinnas wybaczyc dziadkom i byc wdzieczna za to, ze Cie wychowali. A nad charakterem i zwiazkiem musisz popracowac sama, bo to Twoja odpowiedzialnosc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ktoś mi kiedyś mądrze powiedział- dobra rodzina to nie taka, która nie ma problemów, tylko taka co problemy rozwiązuje i o nich spokojnie rozmawia aż do skutku masz męża, czyli już masz fundament pod własną rodzinę. skup się na tym, by ta rodzina była dobra. współczuję, ale nie ty jedna miałas takie dzieciństwo, poszukaj grupoy wsparcia. ciesz się tym co masz teraz- mężem. oby był dobrym dla ciebie wsparciem. to też ważne. są ludzie, co mieli piekne dzieciństwo i potem spapraną dorosłość- a głównie zły wybór towarzysza życia przypieczętowuje ludzki (kobiecy) los.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tez czasem...
mnie matka zosawiła gdy miałam 10 lat. Wczesniej sie tułałysmy bo nie miałam swojego kata a matka mieszkania. Ojciec był alkocholikiem. Nieraz spałam na wycieraczce głodna i zmarznieta. U mojego ojca była melina. Kazdy mogł wejsc kiedy chciał. Drzwi były zamkniete na gwozdz i sznurek. Teraz mam cdownego meza i 2 dzieci. Ale maja o czego ja nie miałam. Czyli cipły dom poczucie bezpieczenstwa miłosc i nie głoduja. Z tego jestem szczesliwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tez czasem...
to było do mnie pytanie? Mimo to odpowiem. Nie. Meza kocham bardzo dzieci tez zadnego mniej czy wiecej. Dzieci kocham tak samo. Meza tez tylko to jest inna miłosc. Wiadomo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to miło. gratuluję rodziny, zwłaszcza po takich doświadczeniach wielki sukces- tak trzymać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 6stfrp
mnie nikt nie kocha i nigdy nie kochał i mam to głęboko w dupie...żyje własnym życiem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jo- tak też się zdarza. ale bardzo chciałabym mieć kiedyś kota lub świnkę lub psa lub szczura

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość autorko ja ci odpowiem
nigdy nie miałam szczesliwej rodziny a marzyłam o takiej...zazdrosciłam innym dzieciom jak widziałam ze ich rodzice ida razem przytuleni itp u mnie pamietam tylko kłótnie i wyzwiska. jaki skutek tego? mam nerwice, byle co wytraca mnie z równowagi. kiedys marzyłam o tym ze moje dzieci beda miały lepiej...ze beda miały taki dom o jakim ja marzyłam. ze nie beda czuc sie gorsze bo ich rodzice sie nienawidza. ale nici z moich marzen. mam córcie i gotuje jej to samo piekiełko. nienwidze za to swojegozycia. juz od dawna planuje isc na jakas terapie...ale wciaz mysle ze to mi nie pomoze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ale czemu tak masz? podświadomie powieliłas schemat z domu, czy po prostu nadreagujesz? moja siostra nadreaguje wobec męża wskutek nerwicy wywołanej sytuacją domową u nas. boi się, że on kiedyś nie wytrzyma. macie realne problemy czy nie radzisz sobie po prostu z emocjami?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tez czasem...
heloiza999. Dzieki. Tez mam nerwice czasem brakuje mi sił. Czasem łapie doła. Czasem płacze. Czasem mam poczucie czegos jakby brak zaradności czuje, ze sobie nie poradze, mam zal wtedy do rodzicow, ze mi zgotowali taki los i ze nie wprowadzili w zycie jak nalezy. Z jednej strony ciesze sie ze sama do wszystkiego doszłam. Miałam w swoim zyciu probe samobójczą. Nie pomogł mi zaden terapeuta bo u zadnego nie byłam. Mam troche zryta psyche. To wiem. Jak matka mnie zostawiła to ojciec przestał chlac i sie ozenił. Ale z ojca zona miałam przerabane. Nie kochała mnie, on mnie lał jak łobuza piesciami po głowie gdzie popadło. Ona go nastawiała przeciwko mnie. Mieli dziwne metody wychowawcze. Musiałam zbierac butelki i makulature zeby zarobic na własne potrzeby np.podpaski. Prałam ciuchy w proszku do czyszczenia IZO.Bo ona mi wszystkiego broniła. Gdy miałam 16 lat wyrzuciła mni na własny wikt. Mimo ze sie uczyłam i miałam praktyki w sklepie a dostawałam wtedy 400 zł pracujac jak zwykły pracownik codziennie przez 8 godz. BYM mogła tu wymieniac w nieskończoność. Mogłabym ksiazke napisac. W wieku 17 lat rzuciłam szkołe i poszłam do pracy. Wyprowadziłam sie od nich na własny rachunek zaczełam zyc i jak widac nie stoczyłam sie nie zginełam. Pracowałam. Wynajełam pokoj i jakos se radziłam. Mało tego nie miałam nawet meldunku. Bo nikt z rodzicow mi tego nie zapewnił.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość autorko ja ci odpowiem
nie wiem czy to wyzej do mnie ale odpowiem. nie wiem czy powielam czy nadreaguje. moze i to i to. a moze skutek nerwicy której sie nabawiłam dzieki rodzicom. ile ja bym dała aby byc spokojna, wyluzowana. smieszne jest to ze mieszkamy z moja mamą i jak sa awantury to ona sie wtrąca ze ma ich dosc. ale nie obchodziło jej ze ja tez miałam dosc ich awantur? po kazdej takiej kłótni mama była obrazona na wszystko! czemu sie odgrywała na mnie? jak przychodziłam do niej po ich kłotniach to była dla mnie niemiła jakby to była moja wina. a teraz sie dziwi ze jestem nerwowa? juz jej powiedziałamze to dzieki niej i ojcu. ojcu tego nie powiem bo nie zyje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szkoda pisać na czarnym
Ja miałam "pełną" rodzinę do 15 roku życia. Mówiąc pełną mam na myśli to, że rodzice nie byli po rozwodzie i czasami nocowali pod wspólnym dachem. Nie mam dobrych wspomnień z tego okresu. Ojciec to despota- dyktator, a może i tyran. Kłamał, manipulował, próbował wprowadzać swoje chore rządy. Ubliżał słownie zarówno matce, jak i nam. Nie pamiętam dnia bez kłótni kiedy oboje byli w domu. Kłótnia w tym przypadku to nie sprzeczka, a wyzwiska, szarpaniny, wyrywanie sobie wzajemnie rzeczy, czegokolwiek. Ojciec nie bił matki, aczkolwiek zdarzało mu się ją uderzyć. Mama nie należała do biernych więc oddawała z nawiązką. Nie dzwoniła na policję, bo bała się, że z jednej pensji nie utrzyma dwójki dzieci, ale radziła sobie na swój sposób. Ojciec wybijał w mieszkaniu szyby, rozwalał telefony(wtedy stacjonarne). Raz, dwa razy w miesiącu wymienianie szyby było normą. Wzywanie sąsiadki w chwilach naprawdę krytycznych także. Nie kochali się raczej. Wzajemnie zdradzali. Zarówno jedno, jak i drugie. Matka odeszła od ojca kiedy miałam 15 lat. Tern dzień pamiętam jakby to było najwieksze święto. Nienawidziłam go wtedy. Jaki to ma wpływ na mnie? Mam 29 lat i nie umiem stworzyć nomalnego związku. Mam ich za sobą kilka, w tym wraz ze wspólnym zamieszkaniem. jestem agresywna wobec swoich partnerów, stosuję przemoc siłową (bardzo się tego wstydzę, bo nie umiem nad tym zapanować). Robię dokładnie to co widziałam w domu. Obrażam, rzucam się z pięsciami. Tragedia. Za 15 minut ochłonę i zaczynam normalnie mówić wielce zdziwiona, że ktoś nie chce ze mną gadać, no bo co ja takiego przecież zrobiłam ? :O Przecież to normalne :O :O każdy się kłóci :O ale, że w moim przypadku te kłótnie przybierają postać patologicznych, a ja sama opinię chorej psychicznie jest już wielkim zaskoczeniem :O :O co ze mną i moim charakterem? czuje się nic nie warta, czuje się nikim, największym brzydactwem i tępakiem, choć wiem, że jestem inteligentną osobą, moja pewność siebie jest nic niewarta, ojciec do dziś robi mi wodę z mózgu, a ja udaję, że tego nie widzę, nienawidzę siebie- za swój wygląd,charakter jestem szalenie impulsywna, często siejąca panikę, choć z pozoru wydaję się bardzo przebojowa, boję się własnego cienia i kompletnie nie wierzę w siebie, aż wstyd pisać :O wiem, że temat był inny, ale jakoś przeczytałam czyjś post i naszło mnie na wspomnienia, wspomnienia, z których nie mogę się wyleczyć, przepraszam za tak długo post.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szkoda pisać na czarnym
nic niewarta miało być i też tak mam, że byle co zaraz wyprowadza mnie z równowagi i to nie tak, że zwrócę uwagę, ja jestem po prostu chora, dostaję spazmów, wściekam się :O żałosne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szkoda pisać na czarnym
i odkąd byłam nastolatką zabezpieczam się na potęgę, yleby nie zajść w ciążę, boję się mieć dziecko, boję się być za kogoś odpowiedzialna i nie chce go skrzywdzić,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szkoda pisać na czarnym
Hm...zawsze kończę temat ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość desperantka555
dopiero teraz znalazłam ten temat... Bardzo wszystki dziękuję za wypowiedzi. Chwilami czułam się jakbym czytała o sobie... Nie tylko niepełna rodzina jest problemem, pewnie większym jest patologia... Ja z wczesnego dziecinstwa pamiętam, jak siedziałam płącząc, skulona z brodą w kolanach i modliłam się zebym trafiła do domu dziecka - wtedy wreszcie by mnie ktoś pokochał... Często mysle, że chciałabym miec dziecko, ono nadałoby sens mojemu życiu, miałabym kogoś tylko dla siebie, kogoś kto by mnie bezgranicznie kochał, moglabym je kochać i wychowywać tak jak chcę... Ale boję się tego, że nie będę w ogole kochać, że byede unikać... Zresztą... Czy lubie dzieci? Nie nie przepadamć, nie lgnę do nich, nie oglądam sie za wózkami... nic do nich nie czuję... Mój mąż... Bardzo długo z nim byłam, nim coś poczułam, może nawet i 4 lata, w dniu ślubu jeszcze miałam wątpliwości, no ale przeciez byłam tak beznadziejna, tak brzydka, że i tak nic lepszego by mi sie nie trafiło. On jest zupełnie inny niż ja. Ma tak kochającą rodzinę, sześcioro rodzeństwa. Mają ogromny stół przy ktorym razem jedzą, a u mnie? każdy w swoim pokoju, przed telewizorem... U nich wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą, a u mnie? nigdy nawet nikogo nie pytam co u nich, czy boli głowa, czy coś, bo mnie to po prostu szczerze nic nie obchodzi... jak ktoś koło mnie płacze to mnie to denerwuje takie mazgajenie się. To jest straszne. Czy myślałam o psychoterapii? nie bo mieszkam w maleńskiej 150-osobowej wsi, wszedzie jest daleko, a zreszta ja i tak nie lubie mówić o sobie... Raz kolezanka mnie pytała, jaki mam kontakt z moja mama, czy jakoś to wpłyneło, że nas zostawiła, na co ja: "nie gdzie tam, normalnie jest". Widzę sie z nią raz na tydzień jak dobrze pójdzie i niesamowicie mnie wtedy irytuje, nie lubie jak do mnie przyjezdza, zazwyczaj z nia nawet nie siedze, ona o nic nie pyta, nie wie kiedy mam zajecia, nie wie, kiedy mam obronę, jej też nic nie interesuję... Czy mi tego szkoda? Ani troche!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×