Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość Matuska

toksyczne namiętności. Ci, którzy kochają za bardzo.

Polecane posty

Gość Matuska

Witajcie. Nigdy nie sądziłam, że będę szukała tutaj pomocy, jednak nie daję sobie już rady z tym wszystkim. Zacznę od początku. Mając 18 lat poznałam chłopaka, nazwę go T. Zakochałam się w T. od pierwszego wejrzenia, byliśmy ze sobą prawie 5 lat. Związek nasz był bardzo burzliwy, popadałam w skrajności. Raz było fantastycznie, za chwilę z kolei kłóciliśmy się (często o pierdoły). Niezła huśtawka emocjonalna. Mimo wszystko bardzo kochałam T. Kochałam go najbardziej na świecie, byłam w stanie zrezygnować ze wszystkiego dla niego. I tak też właśnie było. Już na początku naszego związku ograniczyłam kontakt ze znajomymi, wtedy wydawało mi się to naturalne, w końcu zakochałam się i każdą wolną chwilę chciałam spędzać z T. Nie zauważałam jego zaborczości, nawet wtedy kiedy zabronił mi się spotykać z moimi kolegami. Mówił, że będzie wtedy tęsknić, że przecież mam jego i inni mężczyźni nie są mi potrzebni do szczęścia. Wtedy ślepo zakochana godziłam się na to, mimo, że już w środku coś mi mówiło, że jest to nie w porządku ale ja tak bardzo nie chciałam go stracić, wierzyłam, że z czasem to się zmieni Mijały kolejne dni, miesiące. Ja coraz bardziej zakochana i oddana, on coraz bardziej oschły, pesymistycznie nastawiony do świata. Mój dzień był uzależniony od jego humoru. Kiedy miał dobry dzień, było fantastycznie, lecz wtedy, gdy coś mu nie pasowało odbijało się to na mnie. Pamiętam wiele takich momentów. Prawie dwa lata mieszkaliśmy ze sobą, nigdy jak się budziłam nie wiedziałam czy wypijemy razem herbatę z uśmiechami na twarzach czy też on znowu wstanie lawą nogą i od rana będzie spina. Denerwowałam go, wkurzał się na mnie o wiele rzeczy, bez przerwy kazał mi się zmieniać. Potrafił mi wypomnieć to, że go tak kocham, że nie daje mu spokoju, a z drugiej strony wymagał tego ode mnie. Był chorobliwie zazdrosny, nawet o swoich kolegów, których ponoć podrywałam Około 4 razy z różnych powodów rzucał mnie zawsze czułam się winna i niewystarczająca dobra dla niego, wiele razy przepraszałam go tylko po to by było już „dobrze. Miał swoją ciemną stronę, jednak nie dało się zaprzeczyć, że miał również w sobie wiele pozytywnych cech. Potrafił być kochany i czuły, z gbura zmieniał się w cieszącą się z życia osobę, ogrom pomysłów w głowie, taka moja złota rączka, był bardzo ambitny i dobry w wielu rzeczach. Nasze wspólne wakacje pod namiotem, codziennie w innym miejscu, tyle nowo poznanych miejsc, tyle uśmiechów, radości Dzięki niemu poznałam i spróbowałam wielu nowych rzeczy. Nauczyłam się przy nim majsterkować, teraz bez problemu zmieniłabym koło w samochodzie czy też wytapetowała i pomalowała sobie pokój. On mi to wszystko pokazał a ja w tym się odnalazłam. Tak tylko, że po każdym słońcu przychodziła burzai tak bez przerwy Mimo wszystko straciłam wiarę w siebie, często czułam się przy nim gorsza, on bardzo rzadko mnie chwalił. Nigdy nie byłam w czymś dobra, bo przecież można coś robić jeszcze lepiej. Momentami miałam wrażenie, że on ze mną rywalizuje, o wszystko. Wkurzał się gdy gadałam , z JEGO (bo przecież [według T.] to nie byli również moi koledzy) KOLEGAMI, tym bardziej kiedy widział, że się dogadujemy. Nikt nie wie ile łez przez niego wylałam. Byłam sama z tym wszystkim, żyłam swoimi problemami i jego żyłam jego życiem i źle się z tym czułam, nie mogłam odnaleźć siebie T. był dla siebie najważniejszy. Czułam się jak dodatek do jego życia. On bez przerwy gonił za pieniędzmi, mówił, że są dla niego najważniejsze, ja tego nie rozumiałam wiedziałam, że nie one są w życiu najistotniejsze. Tak mniej więcej do niedawna wyglądał mój związek. 50% szczęścia i 50% ogromnego bólu. Podjęłam najtrudniejszą decyzję w swoim życiu, powiedziałam KONIEC. I w miejscu kiedy wszystko powinno się skończyć, tułaczka emocjonalna jeszcze bardziej przybiera na sile. W momencie kiedy odeszłam, kiedy zrozumiałam, że to nie miłość, że jestem warta czegoś więcej, kiedy uwierzyłam w siebie mój były partner T. uderza po raz kolejny. „Ja się zmienię powtarza bez przerwy, złote góry mi obiecuje, stara się widzę to. Płacze, błaga, prosi nigdy nie widziałam go takiego, nie spodziewałam się, że on może mnie tak kochać nigdy mi tego tak nie pokazał. I znowu nie wiem w co wierzyć Obiecałam sobie, że nie wrócę, bo to wszystko znowu do mnie wróci. Mijają właśnie trzy tygodnie, a ja pękam, dopadają mnie wątpliwości Boję się i nie wiem co robić Dziękuję, jeśli ktoś dotarł do tego miejsca. Nie da się spisać całej historii w tym miejscu, jednak starałam się przekazać moje emocje. Nie oczekuję, że podacie mi wyjście z tej sytuacji, ale będę wdzięczna za każde słowo, nawet te krytyczne Traktuje to jako swego rodzaju oczyszczenie, anonimowość w tym wypadku mi pomaga.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×