Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

kirsche28

który NAŁÓG gorszy?????

Polecane posty

ktory wg was nalog jest gorszy, szkodliwszy- palenie papierosow ktore moze doprowadzic do raka pluc czy palenie trawy ktore wyniszcza szare komorki i nie ma co owijac w bawelne-oglupia. chodzi mi o palenie nalogowe a nie raz na jakis czas. chodzi mi o wypowiedz osob ktore tych nalogow nie maja ewentualnie osob ktore zazywaja i to i to ale zdaja sobie sprawe ze szkodliwosci. ps- prosze o NIE WYPOWIADANIE sie osob ktorych dotyczy jeden z ww nalogow bo jest rzecza jasna iz taka osoba uzna ze "jej" nalog jest mniej szkodliwy i nie bedzie to odpowiedz obiektywna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stylish29
no oczywiscie ze trawka- trawka rowniez ma substancje chemiczne w skladzie (chyba nikt sie nie ludzi ze to czyste ziola:)). od palenia trawki tez mozna dostac raka. papierosy w przeciwienstwie do trawki nie zabijaja szarych komorek odpowiedzialnych za poprawne funkcjonowanie mozgu. trawka gorsza ale tak na prawde nie sluzy zdrowiu ani to ani to.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość e.konto
zaden nie sluzy zdrowiu ale oczywiscie gorsza trawka. mam 2 znajomych ktorzy kiedys duzo palili a teraz nie wiem co sie z nimi dzieje. wiem tylko ze po kilku latach palenia trawki z normalnych chlopakow stali sie jacys dziwni- mylili fakty, czasem mowili cos bez ladu i slkadu np kazali mi pozdrowic siostre, ktorej nie mialam i dobrze o tym wiedzieli albo pomylilo im sie ze chodzilismy do jednej szkoly chociaz uczylismy sie w roznych. dodam ze nie byli to znajomi "na czesc" tylko dosc bliscy koledzy. mnie na szczescie nie dotyczy zaden z tych nalogow.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ahajka123
Paliłam marihuanę nałogowo- bo przynajmniej psychicznie jednak można się uzależnić jak od wszystkiego. I powiem szczerze- to jakaś masakra. W końcu nie mogłam zasnąć bez zapalenia jointa, a i tak w nocy miałam koszmary. Paliłam rano w domu, potem w drodze do pracy, potem po pracy (w pracy nie miałam jak- ale pewnie jakbym miała, też bym to robiła), w domu, przed zaśnięciem- obowiązkowo. Jak byłam na uczelni, to szukałam jakiegokolwiek wolnego miejsca... Dzieliłam sobie jointy na kawałki, połowę spalałam wcześniej, połowę później itd. Kasy szła na to masa, ciągłe nerwy- bo mieszkałam z rodzicami jeszcze, a w rzadkich przebłyskach zdrowego rozsądku zdawałam sobie sprawę z tego że jednak ryzykuję, chociażby przeszukaniem policji u mnie w domu- rodzice chyba dostaliby zawału... I wiem że to banał, ale jednak znajomi z mojego otoczenia, którzy palili nałogowo, powoli sięgali po inne używki- często amfetaminę, bo to było łatwo dostępne, a potem już równia pochyła w dół... sama opamiętałam się jak wzięłam kiedyś spalona ecstasy- którego obiecałam sobie nigdy nie brać- i miałam tzw. bad trip... To był impuls żeby coś zrobić z problemem, bo inne konsekwencje były już wcześniej- wysiadł mi żołądek, na gastrofazie napychałam się, owszem, ale wymiotowałam też praktycznie codziennie. Dużo schudłam, byłam osłabiona. Zapominałam o swoich obowiązkach, w pracy i tam gdzie dorabiałam, nie mogłam się kompletnie skoncentrować, a byłam wcześniej naprawdę bystra i dużo na raz miałam pod kontrolą. Nie byłam w stanie trenować- dość ryzykowny sport- bo nie mogłam się skupić i byłam osłabiona. O szkole nie mówię nawet, na uczelni myślałam o tym kiedy zapalę i gdzie coś kupię wieczorem. Tyle mi się udało, że miałam wyrozumiałą rodzinę i jak zawaliłam pierwszy kierunek, powiedziałam że to mnie nie kręci i odpuścili mi... Żeby sobie poradzić z nałogiem, na jakiś czas przestałam palić zupełnie- ale z pomocą znajomego psychiatry. Dostałam leki uspokajające i nasenne, mogłam normalnie zasnąć (chociaż skutki uboczne też były), jakoś poradziłam sobie. Najgorsze było to że palenie marihuany przestało być zabawne, nie było już specjalnej "fazy" tylko dziwne samopoczucie którego nie chciałam zmieniać, żeby przypadkiem nie myśleć trzeźwo... Po najgorszym okresie sięgałam jeszcze po marihuanę- głównie okazjonalnie, ale jak miałam naprawdę porządne problemy to znowu za dużo... i tu znów, opamiętałam się jak uświadomiłam sobie o świcie, paląc jointa, że za pół godziny zaczynam pracę. Otrzeźwiło mnie i potem sięgałam naprawdę od czasu do czasu. Teraz to naprawdę "od święta", raz czy dwa do roku. Inne towarzystwo, inne życie. Paliłam papierosy 10 lat, nawet jeśli miałabym dostać raka- stwierdzę szczerze- nałogowe palenie marihuany, takie żeby być non stop pod jej wpływem, to jedno wielkie gówno i nie ma co do tytoniu porównywać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Trawa jest o tyle lepsza że taki ktoś niszczy siebie. Bo tego się nie pali przy innych. A fajki? idę chodnikiem i przedemna pali jakiś debil, że wszystko na mnie leci, cały ten syf. Stoje na przystanku, znowu ktoś myśli że to palarnia! potem jak zobaczy autobus to wyrzuci peta dopiero wsiadając, tak że całe wnętrze też tym smrodem przejdzie. no kurwa. Zamknijcie się w domu z tymi petami i sami się zaczadzajcie. dziękuje. Już wolę palaczy trawy, oni przynajmniej truja się sami, a mnie oszczedzaja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zabujstwo to jest aborcja
cukier działa na mózg w podobny sposób co najbardziej uzależniające substancje kokaina czy heroina. Na pierwszy rzut oka tezy Lustiga wydają się całkowicie absurdalne. Nie słyszano o łasuchach, które z bronią w ręku napadają na sklepy spożywcze, aby zrabować batony. Ani o czekoladowych ćpunach, którzy kupczą ciałem, by zdobyć gotówkę na zakup ulubionego smakołyku. Stopień uzależnienia jest zupełnie inny słodycze się lubi, bez twardego narkotyku nie można żyć, bo nie zniesie tego ani nasza psychika, ani nasze ciało. A jednak..Serge Ahmed z Institut Fdratif de Recherche sur les Neurosciences w Bordeaux, jeden z największych światowych ekspertów w zakresie uzależnień od narkotyków, w roku 2007 przeprowadził eksperyment, w którym porównał oddziaływanie kokainy i cukru na szczury. Okazało się, że 94 proc. badanych zwierząt wybierało słodzoną wodę, a tylko 6 proc. narkotyk. Nawet szczury, które już wcześniej dostawały kokainę i mogły się od niej uzależnić, w ogromnej większości wybierały cukier, a nie narkotyk. Eksperymenty z heroiną zakończyły się niemal identycznym rezultatem. Lepszy niż narkotyk Nieco inne doświadczenie przeprowadził Bart Hoebel, profesor psychologii z Princeton University. Szczury miały dostęp do dwóch dozowników ze słodzoną wodą i kokainą. Początkowo musiały nacisnąć raz na dźwignię, aby otrzymać pożądaną substancję. Jeśli znowu wybierały cukier lub kokainę, musiały nacisnąć 2 razy, potem 4, potem 7, potem 10. I tak dalej... Bez względu na to, jak bardzo musiały się napracować, dźwignia dająca dostęp do kokainy była przyciskana dwa razy, a ta od cukru nawet kilkadziesiąt 85 proc. zwierząt zawsze wolało cukier. Nawet gdy roztwór rozrzedzono do tego stopnia, że słodki smak był w wodzie ledwo wyczuwalny (nie majstrując jednocześnie przy kokainie, która zachowała swą moc). Niczego to nie zmieniło cukier wygrywał. http://wiedza.newsweek.pl/cukier-uzaleznia,88768,1,1.html

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zabujstwo to jest aborcja
Kiedy szczury przyzwyczajane przez kilka tygodni do sporych dawek cukru zostały go pozbawione, stały się wyraźnie rozdrażnione; nie potrafiły wykonać najprostszych zadań, dostawały palpitacji. Miały dokładnie te same objawy, co narkoman, któremu zabrano narotyk. Uzależnienie od cukru nie znikało nawet po bardzo długim czasie. W roku 2010 przeprowadzono, tym razem w Mediolanie, eksperyment na myszach. Wykazał on, że zwierzęta były gotowe znieść nawet bardzo bolesne elektrowstrząsy, jeśli nagrodą była porcja czekolady. Oczywiście szczury czy myszy to nie ludzie. Nie można na podstawie eksperymentu na gryzoniach zakładać, że postąpilibyśmy tak samo (jednak różni nas coś więcej niż tylko brak ogona). Być może doświadczenia porównujące atrakcyjność twardych narkotyków i cukru świadczą o czymś zupełnie innym, niż się nam wydaje. Być może niektóre szczury są szczególnie podatne na urok kokainy na tej samej zasadzie, co niektórzy ludzie są erotomanami lub uwielbiają gry hazardowe, jednak większość rozsądnie wybiera dostarczający organizmowi kalorii cukier. Całą sprawę można by też skwitować inaczej i stwierdzić, że żyjemy w czasach uzależnionych od samego pojęcia nałogu wszystko, co przynosi nam przyjemność, przedstawiane jest jako symptom szkodliwego uzależnienia, bez względu na to, czy chodzi o pracę, internet, czy jedzenie. Dlaczego więc nie stworzyć nowej kategorii cukroholików. Najbardziej niewinnej ze wszystkich..Niestety to nie jest cała prawda. Cukier tak bardzo zbanalizował się w naszych oczach, że nie dostrzegamy, czym naprawdę jest. A przypomina on w pewnym sensie kałasznikowa, który jest tani, prosty w produkcji i banalny w obsłudze (posługują się nim sprawnie nawet dzieci) i dlatego przyczynił się do śmierci tak wielu ludzi. Wszechobecny i tani Przez większość ludzkiej historii cukier był rzadko i trudno dostępny. Dopiero w roku 1979 roku (!) po raz pierwszy w historii wyprodukowano na świecie jego wystarczającą ilość. Przedtem jego cena bywała zawrotna. W XIII wieku głowa cukru (różnych rozmiarów, w zależności od wytwórcy od 3 do 30 funtów) była warta swej wagi w srebrze. Do czasu zbudowania przez Europejczyków pierwszych rafinerii w zamorskich koloniach w XVI wieku cukier stanowił jeden z podstawowych środków płatniczych. Jak pisze Maguelonne Toussaint-Samat w „Historii naturalnej i moralnej jedzenia: „Choć era cukru jako miernika wartości trwała zaledwie dwieście lat, złożono mu w ofierze miliony istnień ludzkich. O wiele więcej niż w przypadku złota. I z pewnością w znacznie bardziej widowiskowy sposób. http://nauka.newsweek.pl/slodycze-uzalezniaja-jak-alkohol,88769,1,1.html

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×