Gość gość Napisano Czerwiec 13, 2013 Witam nie będę użalała sie nad sobą , bo to nie o to chodzi ale proszę o wypowiedzi ludzi, którzy moze jak ja znalezli się w podobnej sytuacji. I nie chce wysłuchiwac komentarzy typu a po co to lub jestes taka czy owaka. Zaznaczę ze jestem dojrzałą kobietą mam 41 lat kawał zycia za soba i spore doswiadczenie ale to co sie dzieje teraz w moim zyciu jest dla mnie czyms nowym nieznanym. Moje małzenstwo trwa 20 lat bardzo młodo wyszłam za mąz dziś wiem ze dzieki temu jestem jaka jestem tzn odpowiedzialna zaradna kochająca matka itd mogłabym wymieniac wiele. Niestety w moim zyciu brakuje tego szczególnego uczucia miłości wsparcia spokoju a przede wszystkim zrozumienia i szcunku.. gdyby ktoś pare lat wczesniej opowiedział mi moja historię byłabym pewnie zaskoczona , nie wiedząca co mam poradzc takiej osobie. Dzis sama jestem w błednym kole które ciągle sie kręci . Moje małzeństwo to juz chyba tylko fikcja , formalnosc ratowalismy je setki razy ale chyba teraz juz nic nie możemy zrobic,,,myślę ze wypaliłam sie wyplakałam wszyskie łzy....nie znalazłam rozwiązania. dziś myslę zę to moja porażka zyciowa, że nie umie sie już podnieśc walczyc :( trwa to już tak długo.... 3 miesiace temu kogos poznałam....nie jestem ufna dlatego po 2 dopiero doszło do spotkania. Wczesniej codziennie ze soba rozmawialismy tak długo jak było to tylko możliwe. Okazało sie ze mamy ten sam problem w małżeństwie i tego samego pragniemy miłości normalnosci zrozumienia wsparcia i bycia ze sobą. Jest cudownym facetem bardzo szczerym ciepłym a przede wszystkim inteligentnym i madrym zyciowo. Nie wymagam od niego niczego i nigdy nie zrobie nic żeby odsedł od zony mimo iz powiedział mi ostatnio ze mnie pokochał za to jaka jestem , za to że jestem normalna kobieta nie bujajaca w obłokach . Musiałabym napisac poemat o tym wszystkim co sie dzieje przez te 3 miesiace w moim życiu ale kto by to chciał czytac nie o to chodzi. Powiem tylko tyle że bardzo zaangazowałam sie emocjonalnie w ten zwiazek ale ....własnie jest to ale.....wszystko na pozór wygladało super myśałam ze złapałam Pana Boga za nogi jesli można to tak opisac .Miałam jakieś dziwne przeczucie w stosunku do niego nawet parę razy zastanawiałam sie co jest nie tak ale nigdy nie zgłębiałam sie daleko bo jest tak dobry i uczuciowy że szybko te niepokoje mi mijały. \jest bardzo dobrym mówcą potrafi mnie wyciszyc , wytłmaczyc .Tego właśnie w zyciu brakuje , spokoju , zrozumienia , rozmowy a to odnalazłam w nim. Do wczoraj czułam się bardzo natchniona szczęsliwa ....:( niestety okazało sie że jesteśmy innych wyznań co wstrząsneło mną totalnie :(:( jestem katoliczką wierzę w Boga tak zostałam wychowana i tak wychowałam swoja córkę....on wczoraj ozajmił mi że od urodzenia jest świadkiem Jehowy ( cała rodzina również) . Zszokowała mnie ta wiadomośc choc mało wiem o tej wierze... nie ukrywam mimo tak krótkiej znajomoci poruszaliśmy temat bycia ze soba w przyszłości , zamieszkania ze sobą i nagle to co mi powiedział zburzyło wszystko to co wyglądało na tak piękne.... Nie umiem sobie z tym poradzic bo wiem ze nigdy nie zrezygnuje ze swojej wiary a on ze swojej . Cała noc dzisiaj rozmyslałam jak można się kochac zyc ze soba i wiezyc w co innego jak pogodzic swoje szczescie majac odmienne patrzenie na swoje religie. Wiem ze to moze głupie ale boję sie takiego zwiazku ? Moze ktos był w podobnej sytuacji i odpowie mi co dalej mam począc...Zalezy mi na nim bardzo ale czy sama miłośc tu wystarczy kiedy zaczna się problemy , boję sie myslec o swietach o wszystkim co jst z tym zwiazane. Wczoraj poczytałam na temat tej wiary i nie ukrywam jestem wstrzasnieta...prosze pomózcie Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach