Gość Gość19 Napisano Październik 11, 2019 Witam. U mnie w pracy jest podobnie tak jak w poprzednich wypowiedziach pracuje w zakładzie już 9 lat i nic się nie poprawiło, od początku kilka osób z którymi pracuje w grupie ewidentnie mnie nie lubi. Ciągle są jakieś nie miłe słowa bądź potrafią mi dogrysc z czego cała grupa się śmieje a gdy coś odpowiem to jestem kompletnie ignorowana. Nawet gdy coś chce powiedzieć to nikt mnie nie słucha, ciężko jest ale staram się nie poddawać i nie przejmować chociaż czasami mam dość. Z reguły jestem cicha osoba więc może też to moja wina lecz staram się żeby było dobrze ale zawsze wychodzi źle. Nawet zastanawiam się nad zmianą pracy ale czy to coś da? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
yokq 0 Napisano Czerwiec 2, 2021 Cześć wszystkim! Borykam się z podobnym problemem. Moja historia wygląda tak: Bardzo długo szukałam pracy. Ze względu na to, ze w młodym wieku zostałam mamą to jeszcze bardziej skomplikowało moja sytuację no ale nie poddawałam się i wysyłałam swoje CV gdzie się tylko dało. Mialam prawie zerowe doświadczenie zawodowe i jedne skończone studia. W końcu w moim mieście ruszył nabór do państwowki. Wysłałam swoje CV, poszłam na rozmowę i w końcu udało się! Dostałam swoją pierwszą pracę! Byłam przeszczesliwa i myślałam, ze moje życie się zmieni na lepsze. Oczywiście myliłam się. Na początku pracowałam w jednym wydziale. Poznałam masę ludzi, byłam bardzo lubiana, doceniana i chwalona przez pracowników. Niestety w wyniku brakow kadrowych zostałam przeniesiona do innego działu, który akurat na "gwałt" potrzebował rąk do pracy. Tam właśnie przeżyłam swoje pierwsze piekło. W pokoju, łącznie ze mna było 6 osób. 2 dziewczyny mniej więcej w moim wieku, 2 w średnim i 1 starsza. Na samym początku zostałam bardzo źle przyjęta i z góry skreślona przez "koleżanki". Nie chciały kompletnie pomagać w pracy, dawać wskazówek ani się nawet odnosić do mnie z kulturą. Po 2 tygodniach kierownik zauważył, ze chodzę przybita i przygnębiona, zapytał co się dzieje więc wtedy postanowiłam pójść do niego na rozmowę. Nie chcialam na nikogo donosić i też tak nie zrobiłam. Powiedziałam, ze czuje się po prostu zle w środowisku i ze czuje, ze z braku wsparcia nie dam sobie tutaj rady. On oczywiście olał sprawę i zasugerował, ze jestem przewrażliwiona. Ja mu wtedy dodałam, ze gdyby kiedykolwiek pojawila się szansa o przeniesienie to chciałabym z niej skorzystać. Moje piekło trwało 2 miesiące. Po tym czasie dostałam propozycje przeniesienia i z niej skorzystałam. Poszłam do innego działu. Zostałam ciepło przyjęta przez pracowników i szefowa. Od razu na dzień dobry zostałam rzucona na głęboką wodę. Dostawalam najwięcej pracy i najtrudniejsze sprawy. Pomimo tego, ze nie było łatwo to dawałam radę bo miałam wsparcie koleżanek i pomoc. Wszystko było ok ale do czasu. Dotychczas byłyśmy we 3. Jedna z dziewczyn miala szkolić mnie i druga osobę, która przyszła wcześniej ode mnie do działu. Ania pomagala mi, Basce i na dodatek robiła swoją robotę. Chwała jej za to i do dzisiaj jestem jej bardzo wdzięczna. Po długim zwolnieniu doszla 4 osoba, Paulina i tu zaczęły się schody. Na samym początku dostałyśmy wytyczne od szefowej, ze Ania szkoli Baskę, a mnie Paulina. I tak też myślałyśmy ze będzie no ale Paulina po swoim powrocie miala totalnie gdzieś, żeby mi w czymkolwiek pomagać więc ja z tego względu, ze musiałam robić swoją robotę to pytałam Ani albo innych osób w wydziale (taka to już praca). Jakoś w połowie marca Ania już całej sytuacji nie wytrzymala i zaczęła się do mnie odzywać jak do szmaty. Nie chciała pomagać, nie odpowiadała na moje "cześć" i żadnego miłego słowa nie mogłam od niej usłyszeć, a ze nadal bylam zasypywana (dosłownie) robota od szefowej to bylo mi bardzo ciężko ze wszystkim bo nikt nie posiada tak dużej wiedzy w dziale jak Ania i nikt z moimi sprawami nie byl w stanie mi pomóc. Zachowanie Anki w stosunku do mnie z miesiąca na miesiąc było coraz gorsze. Ona nawet nie kryła się z tym. Wiem, ze z innymi z pokoju albo i nawet z wydziału gadala na mój temat bo wiele razy dala mi to do zrozumienia (nawet Baska). Ja przez ten cały czas byłam mila, próbowałam się uśmiechać, śmiać z ich żartów, zgadywać itp. Wiadomo, ze wiecznie szczęśliwa nie bylam bo ciężko bylo mi ukryć mój smutek no ale starałam się. W końcu nie wytrzymałam i w tamtym tygodniu wzięłam ja na rozmowę w 4 oczy. Zapytałam o co chodzi, czy zrobiłam coś nie tak, czy coś słyszała i generalnie przeprosiłam za to, ze cały czas się o coś pytam albo ze czegoś nie wiem i ze jak ja czymś uraziłam ti przepraszam ale zrobiłam to nieświadomie. Ona mi odpowiedziała, ze rzeczywiście od jakiegoś czasu ma "problem" ze mną i ze jej stosunek się do mnie zmienił ale to wszystko przez to ze ma problemy osobiste i dlatego i ze przeprasza. Myślę sobie no ok, czasami każdy na dość. Przez te kilka dni taj jakby wszystko wróciło do normy, az do dzis. Znowu wróciła stara Anka, jej głupie zachowanie i oschle traktowanie mnie. Juz nawet Paulina to zauważyła i zaczęła mi w pracy pomagać bo widziała ze Anka nie ruszy palcem. Jest mi ciężko z tym wszystkim bo już nie wiem co mam zrobić. Powiedziałam dziewczynom, ze jeżeli bardzo im przeszkadzam i irytuje swoją obecnością to się po prostu zwolnię bo nie chce, żeby tak dalej było. To oczywiście usłyszałam teksty, ze przesadzam, ze coś sobie wymyśliłam itp. Nie wiem już jak msm się zachowywać, czy się odzywać co mówić i co robić, żeby im tylko nastroju nie zepsuć. Już nawet przestałam się pytać o większość rzeczy i nie robię swoich spraw bo nie ma kto pomoc. Jak byłam jeszcze w poprzednim wydziale to zwróciłam się o pomoc do psychoterapeuty bo już zaczęłam myśleć, ze to ja jestem jakaś psychiczna. Opowiedziałam swoją sytuację i to co się dzieje. Psychoterauoetka przyznała mi rację i niestety polecila, żeby się zwolnić bo na takie toksyczne środowisko się niestety nic nie poradzi. A ja z tego względu, ze to moja pierwsza powazna praca dalej tkwię w tym wszystkim i oszukuje się codziennie, ze będzie lepiej i ze mi się tylko tak wydaje, ze jest źle. No ale widzę jak na mnie patrzą i w jaki sposób do mnie mówią. Nie wiem ile jeszcze zdołam to pociągnąć psychicznie. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
yokq 0 Napisano Czerwiec 2, 2021 A pracuje dopiero lub az 7 miesięcy. Umowę mam na rok. Chciałabym bardzo zostać bo pomimo tego, ze robota jest bardzo trudna i odpowiedzialna to chce się uczyć i to dalej robić ale obawiam się, że ze względu na środowisko pracy będę zmuszona odejść Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
paulina020980 1 Napisano Czerwiec 23, 2023 Dnia 31.08.2018 o 12:52, Gość Gość 12 napisał: Ja także przyłączę się do tematu. Pracuję w jednej firmie już 11 lat. W chwili obecnej kończy mi się urlop i za kilka dni muszę wrócić do pracy. Z tego powodu pojawił się u mnie kolejny epizod depresji. Mam ochotę skończyć ze sobą,żeby nie czuć już tego bólu w środku. Wszystko przez ludzi z pracy. Widzą mnie tylko wtedy,kiedy czegoś potrzebują,liczą na przysługę. Gdy już skorzystają z mojej uczynności, szybko zapominają. Stosują wobec mnie typowe metody ostracyzmu. Nie odpowiadają na moje powitania,milkną,gdy wchodzę do pokoju,w ktorym rozmawiają, obgadują mnie za plecami. Wszelkie próby nawiązania kontaktu zbywają w dwóch słowach. Sytuacja poprawia się na chwilę,gdy znów mają jakąś potrzebę. Większość z nich to kobiety (tylko 2 facetów o babskich charaktetach, lubiacych ploty i intrygujących razem z kobietami).Odizolowałam się od "koleżanek"po tym,gdy zaczęły jawnie okazywać mi niechęć i gdy głośno plotkowały o mnie. I tak już zostało. Chodzę własnymi drogami,jestem samowystarczalna.Nikogo nie proszę o pomoc,bo i tak jej nie otrzymam. W pierwszym roku nie było tak źle. Powoli nawiązywałam znajomości i z czasem czułam sie akceptowana. Jedynie żona naszego zwierzchnika,która pracowała z nami aż do 2017 roku, zanim przeszła na emeryturę,miała do mnie ciągle jakieś żale i podjudzała wszystkich. Nie bardzo jej to jednak wychodziło,bo ludzie znali jej charakter i wiedzieli,na co ją stać. W drugim roku do pracy przyjęto dwoje nowych pracowników - sekretarkę i faceta,który bardzo szybko zaczął jątrzyć. Od początku wziął mnie "na ząb". Asystował wszystkim kobitom i żalił się na mnie,że niby go prześladuję,co oczywiście było nieprawdą. Jedynym moim przewinieniem wobec niego był dystans. Z czasem facet stał się przydupasem szefa i sprzymierzył się przeciw mnie z jego żoną. Zniszczył mnie towarzysko intrygami i plotkami. Próbował pogrążyć mnie zawodowo,ale dzięki mojej sumienności i pracowitości w końcu nie udało mu się to. Sam jest leserem i obibokiem. Ma już na koncie wiele wpadek,na które szef patrzy przez palce. Daruje mu wszystko jako swojemu przyjacielowi. Miałam tam jedną bliską koleżankę,która dodawała mi otuchy. Niestety,odeszła stamtąd po kilku latach na inną posadę. Miałam z nią kontakt dość długo po jej odejściu. Z czasem przyznała,że pozostałe babki strasznie na mnie do niej psioczyły i zniechęcały ją do przyjaźni ze mną. Facet -przydupas szefa w tym przodował wraz z nową sekretarką. Co jakiś czas zatrudniają się w naszej firmie nowe osoby,z reguły młode kobiety. Zanim jednak nawiąże z nimi kontakt,"stara gwardia"obsamorowuje mnie oszczerstwami za plecami. W efekcie te nowe pracownice uprzedzają się do mnie już na początku i nie chcą mieć ze mną do czynienia. Dołączają do kliki. W sumie nie dziwię im się. W grupie zawsze łatwiej przetrwać. Czuję się okropnie samotna. Moja praca jest bardzo wymagająca,pochłania mnóstwo czasu i energii. Muszę zabierać ją do domu i ślęczeć nad nią w czasie wolnym. Nie mam więc zbyt dużo czasu na życie towarzyskie i hobby poza pracą. To mnie dodatkowo wypala wewnętrznie. Samą pracą nie da się żyć. Szczerze mówiąc, po latach niesprawiedliwości i niewdzięczności doświadczonej od współpracowników straciłam wiarę w ludzi i nie chcę już nawiązywać kontaktów. Boję sie odrzucenia. Ostatnio coraz częściej myślę,jak skończyć to wszystko... Przepraszam za tak długi post. Musiałam się wygadać Normalnie wypisz wymaluj jak u mnie rozumiem że to jest jakis urząd. Nie wiem skąd to się bierze może faktycznie problem tkwi w braku towarzyskości u ciebie i u mnie. Jak sama powiedziałaś nie sama praca człowiek żyje może więcej luzu potrzebujemy. Współpracownicy widzą nas wiecznie jako osoby które ślęczą nad robotą więc nie nawiązują z nami kontaktów koleżeńskich nie wiem tak myślę. Ja też mam ten sam problem w pracy Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach