Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość gość

Naurolog w Rzeszowie

Polecane posty

Gość gość

Mój 11-letni syn trafił na oddział neurologii dziecięcej w Rzeszowie z porażeniem nerwu twarzowego, skierowany przez lekarza rodzinnego. Po kilku dniach pobytu w szpitalu dostał strasznej wysypki. Początkowo jedynie na wewnętrznej stronie dłoni i na stopach. Oczywiście natychmiast to zgłosiłam, jednak w odpowiedzi usłyszałam, że „tak ma być”. Dwa dni później (codziennie zgłaszałam narastającą wysypkę) uczulenie zajęło całe ciało: twarz, brzuch, plecy. Nadal upierano się, że takie są skutki podawanych leków. Ale wysypka zbiegła się w czasie z konsultacją kardiologiczną, którą przechodzą wszystkie dzieci przebywające na oddziale. Kardiolog był w szoku, gdy dowiedział się, jakie leki przyjmowało dziecko. Nic dziwnego, ze po takich dawkach zaczęły się problemy z sercem. Podejrzewano zapalenie mięśnia sercowego. Codziennie pobierano mu krew, robiono ekg, kilka razy zakładano holter, który wykazał ogromną niemiarowość (ponad 30%). Dziecko NIGY nie miało problemów z sercem. Syn trenował karate, jeździł na zawody w siatkówkę, trenował piłkę nożną. Oczywiście nikt nie był w stanie powiedzieć skąd wzięły się nagłe problemy z sercem. Lekarz zasugerował jedynie, że gdyby arytmia występowała wcześniej nawet najgłupszy lekarz by ją usłyszał (dodam jeszcze, że 2 dni przed przyjęciem do szpitala dziecko było u lekarza rodzinnego, który robił mu wszystkie badania, m.in. badanie krwi). Zgłosiłam się do pani ordynator Elżbiety Czyżyk w celu uzyskania informacji. Nigdy w życiu nie spotkałam tak bezczelnej i nerwowej osoby. Pani ordynator zamiast udzielić mi informacji na temat leczenia dziecka (do której mam przecież pełne prawo) nakrzyczała na mnie, że nie ma czasu użerać się z laikiem. Zanim zdążyłam zapytać o cokolwiek zaczęła krzyczeć, że jak mi się coś nie podoba i przyszłam jej coś zarzucać to mogę dziecko od razu zabierać do domu, bo porażenia nerwu i tak nikt nie wyleczy, dziecko musi samo ćwiczyć. Szkoda tylko, ze powiedziała to po 3 tygodniach przebywania dziecka w szpitalu. Zarzuciła mi, ze musi mi codziennie poświęcać czas. Nie będę opisywać przebiegu tej rozmowy, bo pani ordynator była bardzo nieprzyjemna i bezczelna, nie mówiąc już o tym, że zachowywała się niekompetentnie i nieprofesjonalnie. Podejrzane zachowanie Pani ordynator dało mu do myślenia i postanowiłam skonsultować się z innymi lekarzami na temat leków i dawek, które podawano dziecku. Okazało się, że diabelska mieszanka, która przygotowano mogła w 99% uderzyć na serce i wywołać arytmię!!! Dodatkowo jedna z pań stwierdziła, że przecież „to duży facet to mógł dostawać takie dawki”. Może i jest wysoki jak na swój wiek, ale przecież serce ma dziecka!! Po paru dniach przyszły kolejne wyniki. Podwyższone próby wątrobowe, ponad 120 (2 dni przed przyjęciem do szpitala miał 21, czy to możliwe, żeby bez powodu wzrosły dwukrotnie?). Po 3 tygodniach pobytu dziecko dostało wysoką gorączkę i skarżyło się na silne bóle brzucha. Pani gastrolog, która została wezwana, była w szoku, że nikt nie podawał mu przez 3 tygodnie niczego osłonowego (pił actimel, ale to nie wystarczyło). Sama musiałam iść do apteki po tabletki, bo na oddziale ich nie było. Jednak, gdy odbierałam kartę informacyjną okazało się, że już pierwszego dnia pobytu brał leki osłonowe!! Gdy zgłosiłam się do Pani ordynator z pytaniem dlaczego dopisała wspomniany lek wyrzuciła mnie niegrzecznym r****m za drzwi, wymac**jąc rękoma. Gdyby pani ordynator miała czyste sumienie w stosunku do mojego dziecka na pewno nie fałszowała by karty informacyjnej!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×