Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość pati_pe

rak jelit i wątroby_bezradność

Polecane posty

Gość pati_pe

Często szukając różnych informacji przydatnych w tym temacie napotykałam właśnie na forach posty ludzi, którzy cierpią i zmagają się z najgorszym złem, które dotknęło ich bliskich... Nie wiem, czy to pomaga, ale moja bezradność też mnie do tego skłoniła. Moja Mamusia walczy już od prawie 3 lat z nowotworem. Zaczęło się od jelit...po długim czasie leczenia i zaciskania zębów z nadzieją, że "wszystko w koncu będzie dobrze", jesteśmy na etapie przerzutów do wątroby i kilu węzłów chłonnych... Kiedy jakiś czas temu jedni lekarze nie dawali Nam już nadziei i po 10 min. takiej wizyty brali w łapę po 250-300 zł...szukaliśmy pomocy u innych...jednak nie wiele się zmieniało w tej kwestii, brak możliwości operacji, ani już nawet leczenia chemią, czy naświetlaniami... Od kilku miesięcy tak naprawdę odwiedzamy poradnie leczenia bólu i sporadycznie wykonujemy jakieś badania, które tylko Nas utwierdzają w przekonaniu, że jest co raz gorzej... Od paru tygodni silne plastry przeciwbolowe nie działają...a od ponad tygodnia Mama nie może patrzeć na jedzenie, wymiotuje i ciągle zwija się z bólu... Jadę za kilka dni do ww poradni, potrzebne są silniejsze leki- Mama wystrzega się i boi morfiny, ale ból jest zapewne od tego już teraz silniejszy...Proszę ją, dosłownie, żeby coś jadła...traci na wadze, mimo, że już była bardzo wychudzona... Kilka razy mieliśmy już taki stan "załamania", ale jakoś się z tego podnosiła i było znowu przez jakiś czas "lepiej" ( z wielką rezerwą używając tego słowa)... Ale teraz mam złe przeczucia...zresztą wszelkie statystyki i fakty, których jestem świadkiem na co dzień nie wróżą nic dobrego. Nie wiem jak mam się do tego nastawić.... Mimo swojego młodego wieku przez cały ten okres starałam się być silna, pomagać, nie dawać odczuć tego wszystkiego tak bardzo- zdaję sobie sprawę jakie to ważne. Teraz mój stan psychiczny też jest już trochę gorszy, bardzo to przeżywam, zwłaszcza, że moje stosunki z Mamą zawsze były jak najlepsze, jest dla mnie najważniejsza w najgłębszym tego słowa znaczeniu... Sama też miała tyle chęci do życia, tyle przeszła, a mimo to nigdy się nie poddawała, jest taką dobrą osobą...i tym nie potrafię pojąć dlaczego taka niesprawiedliwość jest na tym nieszczęsnym świecie :( To już chyba ten etap, kiedy najważniejsze jest to, aby jak najmniej bolało... Czego mam się spodziewać? Pomóżcie słowem jeśli byliście w takiej sytuacji...bardzo się boję:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dopiero co pochowałam ukochaną ciocię która zmarła na raka jelita z przerzutami do wątroby- tu wszystko trwało króciutko bo od diagnozy tylko dwa miesiące. Poczytaj trochę wpisz w necie oznaki zbliżającej się śmierci. Nie powinno się chorego namawiać do jedzenia- organizm już nie umie sobie z tym poradzić. Wszelkie przeciwbólowe żeby nie bolało. Nie ma co patrzeć że uzależniają.I tak już nie zaszkodzą. Mów i zapewniaj chorego o miłości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gościówkaa
Mój tata umarł na raka :( bardzo współczuje :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
3 lata to niezle, oby mama pokonala chorobę, nigdy nie jest za pozno co ja bym zrobila? Najpierw jakas kuracje naturalna lecznicza, gdyby nie pomogla to może chemie ale racze nie, moi rodzice mieli raka, w ogole dużo ludzi znajomych, dziś się dowiedziałam o raku jelit znajomego który 2 ms tylko walczyl, trzeba się badac, o nasza profilaktykę żaden lekarz nie zadba, tylko my, to straszne bo przecież się ubezpieczamy, ale taka prawda nie wolno się zalamywac i walczyc, to nie wyrok śmierci choć tak często zabiera zycie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość werrr
W takich chorobach człowiekowi towarzyszy nie tylko bezradność ,ale trochę i również złość .Każdy ,kto miał chorego wie ,ile opieka wymaga wysiłku i cierpliwości .Dobrze, jeśli rodzina jest większa i rozkłada się,to na kilka osób. Cóż musisz być silna. W przyszłości może w końcu wymyślą lekarstwo na nowotwory .Tyle pieniędzy idzie na zbrojenia ,czyli po to ,żeby się znowu zabijać .Podczas gdyby te środki przeznaczyć na badania w medycynie ,efekty byłyby dla całej ludzkości .Niedawno oglądałem reportaż o chłopaku ,który ma ambicje wynaleźć lekarstwa na nowotwory i inne choroby .Oczywiście jest to ciekawostka ,ale może mu się szybciej udać niż naukowcom . http://www.youtube.com/watch?v=1Mgrn38W69w

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bardzo ci współczuję. Ta bezradność jest najgorsza. Nic już nie możesz zrobić. Czego się spodziewać? Przestanie jeść, zacznie mieć omamy, tydzień- dwa i przestanie chodzić, zaczną się pampersy ...i czekanie... Przykro mi to pisać, ale to już koniec

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kochanie namów mamę za wszelką cenę na morfinę- wiem że brzmi to strasznie, ale szkoda niepotrzebnie cierpieć, a lekarze mogą postarać się chociaż w tym pomóc. Bardzo Ci współczuję, bardzo ciężki jest to dla Was czas, dla Ciebie także, może spróbuj porady u specjalisty? Skąd jesteś? Mogłabym polecić Ci kogoś naprawdę dobrego ( i oczywiście nie jest to odpłatne)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"Najpierw jakas kuracje naturalna lecznicza, gdyby nie pomogla to może chemie" Idz się kvrva leczyć na nogi, bo na głowę za późno, d3bilu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Do czego człowiekowi martwemu z powodu zaniedbania właściwej terapii jest potrzebna chemia? :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moi drodzy.Nie mam doswiadczenia z rakiem jelita,ale z rakiem tak. Nie krytykuje,nie oceniam.Chce wam tylko zyczyc cierpliwosci,wytrwalosci i sily.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wpisz w wyszukiwarkę ,,leczenie naftą" i przeczytaj wszystko na jej temat, ściągnij kawałek książki Małachowa...,,Naftę świetlną" kupisz w składach budowlanych, marketach, itp. Nafta apteczna jest słaba, homeopatyczna, więc nie o taką chodzi. Nie może też to być rozpuszczalnik...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
śpiesz się, jeszcze dziś daj jej łyżeczkę nafty świetlnej, nie może się zakrztusić-to jest bardzo ważny wymóg, bo od zakrztuszenia się może umrzeć. możesz nakropić nafty na łyżeczkę cukru...Dorosły może zadbać o to, aby się nie zakrztusić, to nie dziecko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość moja mama umarla
Chorowala na raka piersi. W ostatnich dniach zycia byla cala zolta, to efekt przerzutow do watroby oraz jej skora tak jakby byla z wosku, taka swiecaca, twarda. Trudno to opisac. Patrzyla sie na mnie pustym niby wzrokiem, nie mogla juz nic mowic, ale kiedy jej cos opowiadalam, miala lzy w oczach... umarla nad ranem, we snie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość moja mama umarla
Trudno sie patrzy na umierajacego, rak to straszna choroba i najgorszy rodzaj smierci. Byly takie dni, ze balam sie tego nieobecnego wzroku mamy, balam sie z nia przebywac, nie woedzialam czesto co do niej mowic, czulam sie bezsilna i zla na siebie, ze nic nie moge zrobic. Jak juz bylo bardzo zle, modlilam sie juz tylko o to, zeby umarla we snie i jlzeby jak najszybciej skonczyl sie jej koszmar.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pati_Pe
Bardzo długo tutaj nie zaglądałam... Czytałam oczywiście Wasze posty i za wszelkie słowa bardzo dziękuję! Trochę się przez ten czas wydarzyło... Można powiedzieć, że kolejny rok moja Mama walczy z tym paskudztwem...twarda z Niej sztuka- nie da się ukryć... Z innej perspektywy można by powiedzieć, że jest jak jakaś męczennica, bo cierpi od paru lat i zastanawiam się ciągle "za co", skoro jest taką dobrą osobą...może własnie w tym "problem", bo zawsze wolała dla wszystkich w okół dobrze,a o sobie myślała zawsze- o ile w ogóle-na końcu. Pomijając te smutne wywody- Mama po tych paru tygodniach we wrześniu dostała się do szpitala- nie mogła się wypróżnić przez około dwa tygodnie. Urósł jej brzuch, myślałam, że zbiera jej się tam woda- bo sporo wcześniej na ten temat czytałam. Okazało się, że była niedrożność w jelitach, a w zasadzie to już w o******cy- guz który się tam znajduje urósł na tyle, że nie mogły się tamtędy wydostawać ani kał ani nawet gazy... Ból który temu wszystkiemu towarzyszył musiał być niewyobrażalny. Próbowano w międzyczasie czopków, lewatyw, itp, itp x myślą, że być może znajduje się tam jakiś skamieniały stolec, ale to jednak w żadnym, nawet najmniejszym stopniu jej nie pomagało. Jednak mama dostała się w dobre ręce- chirurg, który się nią opiekował stwierdził, że nie ma czasu do stracenia i trzeba wyłonić jelito w postaci stomii (dodam, że mama miała już "worek" założony na początku swoich zmagań z chorobą , jednak po niespełna roku jej go zlikwidowano). W każdym razie operacja była dosyć skomplikowana- jak prawie każda z Jej udziałem :/ Okazało się, że jelita były już napęczniałe do granic możliwości i że zaledwie parę dni później mogło to wszystko pęknąć i się wylać do organizmu... Opróżniono jej jelita w których było prawie 10 kg kału!! Niewyobrażalne... Opisuję tą sytuację, bo być może ktoś z Waszych bliskich miał/ ma podobne objawy... Pamiętajcie- nie warto czekać do ostatniej chwili i zagryzać przez cały czas zęby! Niepokojące objawy należy od razu sprawdzać, bo każdy dzień może być stratą czasu! Mamusia nie czuje sięw dalszym ciągu dobrze, trochę trwało zanim po operacji doszła do siebie... Lekarz, który ją operował powiedział, że w trochę pózniejszym, jednak też niezbyt odległym terminie podjął by się zoperowania jej tego guza który się znajduje w odbycie... Miała się zgłosić do niego zaraz po nowym roku, jednak onkolog u którego też w tym czasie byłyśmy nie był już tak optymistycznie nastawiony... Gdyż jest ciągły progres jak chodzi o przerzuty na wątrobę, węzły chłonne... pojawiły się też niedawno nowe ogniska na płucach... i że operacja dla tak wychudzonej osoby ( 38kg) jest ryzykowna...Zwłaszcza ze guz jest wielkości dobrych 10 cm... Cóż, mama nie podjęła się kolejnej operacji... Je normalnie, nie wymiotuje, jednak tez niewiele przybiera na wadze... Udało Nam się "załatwić" chemioterapię i jezdzimy teraz co dwa tygodnie, gdzie dostaje jednodniową "truciznę"... Nie wiem ,czy jest ona jakaś podtrzymująca, czy jak ją nazwac...Czuje się po niej też kiepsko, bierze fentanyl w plastrach + dodatkowo kupę innych leków... Cóż... i tak sobie teraz żyjemy. Widzę, że jest już psychicznie- nie mówiąc o stanie fizycznym- wymęczona tym wszystkim, jednak są dni, że się jeszcze uśmiecha i cieszy razem z Nami codziennymi sytuacjami. A to dla mnie największe szczęście, oby to trwało jak najdłużej....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a może jakieś metody naturalne? poczytaj sobie książki michała tombaka, on pisze jak wyleczyć raka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pati pe mamusia jest strasznie waleczna! Życzę zdrówka i jak najmniej bólu!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No tylko metody naturalne,bo inne leczenie to smiec

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nanosrebro jest najlepsze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
też polecam się modlić do Ojca Świętego, jak nie ma nadziei od lekarza, trzeba się modlić o cud

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
He he,a od lekarza to napewno nadziei nie bedzie,bo lekarze nie lecza,a juz raka to nieumieja wogóle

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Masz racje Adasiu!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak jest Adasiu!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pati_pe
Cóż... W tak patowej sytuacji chyba jedyne na co można liczyć to cud... Przyznam szczerze, że zaczęłam powątpiewać w swoją wiarę- ale to nie dyskusja ani na to miejsce, ani na ten moment... Modlę się z całego serca, mama kiedy nie śpi po nocach to też się modli....jednak teraz jej prośby dotyczą głównie tego, żeby jak najmniej ją wszystko bolało...żeby mogła w spokoju ten trudny czas przeżywać... Raczej nie w kwestii tego, że coś ją uleczy. Cuda może i się zdarzają, jednak zbyt rzadko, żeby po tylu latach zmagań i trudów jeszcze wierzyć, że z tego wyjdzie... Bardzo bym jednak chciała "przekazać" intencję w jej imieniu na dzień kanonizacji Papieża do Watykanu... Jednak nikt znajomy się nie wybiera, wiem, że dni co raz mniej, ale może wiecie jak to tam działa i czy takie modlitwy w intencji chorych są możliwe ? PS. Dziękuję Wam za kolejne miłe słowa. Jednak nie po to, żeby ktoś mi współczuł tutaj piszę. Raczej po to, żeby swoim doświadczeniem być może komuś podpowiedzieć jak się w danej sytuacji zachować/ co zrobić... Wiadomo, że każda sytuacja jest inna i że najważniejsza jest regularna konsultacja z lekarzami, bo mimo wszystko wiedzą więcej w tym temacie od Nas- przeciętnych śmiertelników. Ale często- o czym przekonuję się nadal, sytuacja, czy pewne objawy są powielane w wielu przypadkach... i może ktoś chciałby o tym np. porozmawiać. Służę pomocą. <3

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Adam

Mi pomagają pasty CBD 50% najmocniejsze, nie są tanie ale przynoszą zadowalające efekty. Stosuje tylko te, gdybym mógł komuś pomoc to proszę https://oazanatury.eu/pl/c/Pasty-CBD/13

Bardzo ważna jest też suplementacja, dieta, picie ziół i wiara. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×