Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Mikimi00

Depresyjna relacja

Polecane posty

Gość Mikimi00

Jestem doszczętnie dobita. Historia co najmniej dziwaczna. Relacje wyniszczające. Jestem od 8 lat w wolnym związku, od dwóch lat zmagam się z depresją. Partner jest dobrym człowiekiem, ale tak jak jego ojciec- żyje jakoś obok. Tzn zawsze przy mnie "fizycznie", ale duchowo... Ma swój zamknięty świat, obydwoje takie mamy. Jakbyśmy byli wyprani z emocji. Jednak nie o tym chciałam mówić. __ Pracuję w bardzo bogatej dzielnicy, gdzie (jak zauważyłam) mieszkają mężczyźni, którym poprzewracało się w tyłkach od dobrobytu. Którzy szukają odskoczni... Nawet bym kiedyś nie pomyślała, że mogą tworzyć takie skupisko, po cichu nimi gardzę, tak- w milczeniu, bo to klienci są w końcu. Pewnego razu wpadł do mnie do pracy pewien człowiek, około 34 letni. Rzuciła się jego uroda, elegancja, ale też pewnego rodzaju szarmancja i delikatność w obyciu. Taki człowiek, który obraca się wśród roześmianych, ustawionych, pięknych i 'wszystkomających' znajomych. Za pierwszym razem przyjechał z żoną, która dała grzecznie do zrozumienia, że są u mnie awaryjnie (bo mają już swoje sprawdzone źródełko do świadczenia usług), a potem on wpadał już sam, powód zawsze był jakoś uzasadniony. I teraz nie wiem... Wywiązała się z tego jakaś relacja, której nie umiem odczytać. Jakbym go zaraziła swoim... Sama nie wiem, jakimś bólem istnienia. Nic o sobie nie wiemy, nie wdaję się w rozmowy, ale widzę, że on jest u mnie jakiś przygaszony. Staje czasem w milczeniu i patrzy tylko. Czasem mam wrażenie, że przychodzi, by posiedzieć w ciszy. Kiedyś wyciągnął rękę żeby poprawić mi włosy, a ja stałam jak taka miernota. Mam wrażenie, że z jakiegoś powodu mu mnie żal, że się troszczy, a nawet jakby próbuje ze mnie ściągnąć moje ciężary, o których właściwie nic nie wie (nawet ja nie umiem ich sprecyzować). Czy to możliwe, by ktoś tak chłonął cudzą pustkę? Tak jakbym go zaraziła swoim przygnębieniem. Słyszę jak wesoło rozmawia w poczekalni, a gdy wchodzi do mnie staje się zupełnie inny. Nic nie mówi, ale widać w nim jakąś taką troskę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mikimi00
Pogada ktoś..?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jejku nic nie rozumiem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Może to taki facet, który w życiu osobistym nie jest jednak za bardzo szczęśliwy a przy okazji ma dużo empatii w sobie, czuje z Tobą jakąś więź duchową, wbrew pozorom macie podobny smutek wewnętrzny ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
myślę że powinnaś zasięgnąć porady psychiatry...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mikimi00
Właśnie chodzę do psychiatry, teraz mniej. Najlepsze jest to, że kontakt z tym człowiekiem ożywił mnie po długich miesiącach wegetacji. Ożywił to może za wielkie słowo, ale sprawił, że zaczęłam jakby znów "myśleć, zastanawiać się, analizować, patrzeć i może troszkę czuć". Cały czas byłam otumaniona, wszystko robiłam mechanicznie, bez uczuć dosłownie. Nic mnie nie cieszyło, nie smuciło, wszystko było dla mnie obojętne. I pojawił się zupełnie obcy człowiek, o którym właściwie nic nie wiem. Człowiek, który jakby nawiązał ze mną takie nieme porozumienie, nie umiem tego opisać. Na początku byłam skołowana, ale tak teraz staram się to obserwować, analizować. Normalnie mam kontakt z wieloma ludźmi (w pracy), nikt jakby nic nie widzi, wszystko szybko, wesoło, ale wciąż szybko i szybko. A on się jakby... zatrzymał przy mnie. Nie od razu. I dosłownie czuję, jakby chłonął taki mój, nie wiem... Smutek. Mogłabym się tego spodziewać bo osobach starszych i samotnych, że jest w nich więcej empatii, czułości. A tu proszę- mężczyzna w sile wieku- praca, dom, rozrywka, radość. Tak myślę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mikimi00
Gość: "(...)ma dużo empatii w sobie, czuje z Tobą jakąś więź duchową, wbrew pozorom macie podobny smutek wewnętrzny ...(...)" Właśnie tak to odbieram i przyznam, że spotykam się z tym po raz pierwszy. I nie wiem co dalej. Nawet mi brakuje czasem tego "duchowego, bezsłownego wsparcia". Nie kontaktu jako takiego, ale tej nici porozumienia, która troszkę mi pomaga, która mnie nieco przywróciła do życia. Ale to człowiek obcy jest i takim zapewne pozostanie. Bo przecież nie wypalę do kogoś, kto chyba nawet mojego imienia nie zna "weź żonę i przyjdźcie do mojego domu, bo akurat brakuje mi tego tak strasznie, jak nigdy niczego".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pracujesz jako kto?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mikimi00
carr gilr

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mikimi00
To chyba nie ma znaczenia. Jestem po lekarskim i pracuję w zawodzie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mam wrażenie ze osoba która napisała ten temat jest pod wpływem lekóe lub narkotyków , facet przychodzi do ciebie do pracy więc ma znaczenie kim ty tam jestes !!! przychodzi bo swiadczysz jakies usługi tepa jesteś ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mikimi00
Nie jestem "tępa", ale Ty najwidoczniej masz problemy z czytaniem ze zrozumieniem. Wyraźnie napisałam, że przychodzi do pracy po usługi jak każdy inny: " a potem on wpadał już sam, powód zawsze był jakoś uzasadniony." Nie chodziło mi o to, że przychodzi, tylko o przebieg wizyt, który jest ciężki do określenia słowami. Nie chodzi mi o to, czy mnie lubi, czy nie, tylko o to, że KTOŚ MOŻE WCZUWAĆ SIĘ W CUDZE EMOCJE. Dlatego zapraszam Cię do łatwiejszych tematów, które będziesz w stanie zrozumieć. Najlepiej z opisami prostych relacji, typu: nie zadzwonił po pierwszej randce. :) Bo z głębszą analizą masz niemały problem, widzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja również nie zrozumiałam o co Ci chodzi. Jak na absolwentke lekarskiego bardzo dwuznacznie opisałaś sytuację. Dla mnie tylko poczekalnia nie wskazywała na to że jesteś kobietą lekkich obyczajów :D Reszta owszem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a zona, wy z*****e bezmozgi?? ktory facet przylazl;by do k***y z ZONA, ktora dodatkowo wypowiedzialaby kwestie o innych dostarczycielach uslugi?? :O co za bydlo tutaj siedzi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mikimi00
Jak to teraz czytam- to mogło wszystko dwuznacznie zabrzmieć. Nie pomyślałam o tym, po prostu nie chciałam wspominać czym się zajmuję. Chciałam tylko zaznaczyć tę subtelną różnicę pomiędzy nim, a resztą. Gdzie ta reszta bywa iście uchachana po pachy, żartuje czasem wulgarnie i właściwie nie zwraca uwagi na uczucia innych osób. I że wśród nich pojawia się jakby taka "bratnia dusza", która ma to, co wszyscy oni, a dość silnie, w moim odczuciu, wyłapuje cudze emocje. Wiem, że brzmi to pokrętnie. Ale nie mówię tu o łatwiejszych w zrozumieniu relacjach: kobieta-mężczyzna, bo to właśnie nie o to chodzi. A o jakby... Nawiązaniu jakiejś niemej nici porozumienia, która na mnie bardzo silnie oddziałuje. Nigdy się z czymś takim nie spotkałam, żeby obca mi osoba jakby prześwietliła mnie na wylot i bez słów się porozumiewała. Być może trzeba to przeżyć na własnej skórze, by zrozumieć. Chodzi tu też o to, że straszną ulgę mi to przynosi, orzeźwia na swój sposób, budzi z jakiegoś letargu. Tylko jak to zatrzymać przy sobie. Wiadomo, że nie widzimy się codziennie i nie brakuje mi jego, jako jego, ale tego co przekazuje. Tego jak patrzy ze zrozumieniem, jakby wiedział, co mnie nęka, że nie spałam parę nocy z rzędu, że jestem zmęczona i zrezygnowana. Myślę, że moją przypadłość, chorobę mam na swój sposób wypisaną na twarzy, ale nigdy nikt nie zwrócił na to uwagi, a tu odmiana. Nawet bym nie pomyślała, jak wiele takie zachowanie może przynieść ulgi. Odbieram to czasem nawet jak formę wsparcia. Nigdy nie rozmawialiśmy na poważniejsze tematy, z reguły jest to jakaś wymiana informacji, a mimo to on czasem potrafi coś dobitnie powiedzieć, co dodaje wiary. Nie powtórzę tych słów bez opisania całego dialogu. To wszystko jest mocno pokręcone.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To wieki skarb, mieć kogoś takiego obok siebie, i duże szczęście. Szanuj to:) On musi mieć w sobie wielka wrażliwość. Dziś relacje międzyludzkie są płytkie, ludzie (często nawet najbliżsi) nie poświęcają sobie nawet chwili czasu, nie przystaną na chwilę...Ciągle pośpiech. Czasem słowa są niepotrzebne, jak w Twoim przypadku. Nadajecie na wspólnych falach

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mikimi00
Kurcze, opisałaś to znacznie lepiej niż ja. Ale właśnie o to chodzi! Brakuje mi tego zrozumienia. W domu jakby wszyscy mój stan "zaakceptowali" i ignorują. Ale najbardziej poruszyło mnie to, że ktoś obcy to zobaczył, ktoś dla kogo jestem nikim właściwie. Najbardziej mi przykro, że nie mam pomysłu jak to zostawić przy sobie, bo jesteśmy obcymi ludźmi, a nie chcę też być źle odebrana. Najgorsze jest to, że momentach słabości, kiedy dopada mnie silne poczucie beznadziejności- myślami wracam do niego, do jego przekazu, zrozumienia, wyczucia. I czuję się jeszcze gorzej, bo przecież nie zadzwonię, nie polecę pod jego dom tylko po to, żeby sobie chwilę pobyć razem. Jaki to jest żałośnie beznadziejny stan. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rozumiem Cię, ale jest tez niebezpieczeństwo polegające na tym, o czym napisałaś. Że będziesz przywiązywała się do niego mentalnie, zaczniesz tęsknić za nim i czekać na kontakt z nim...I to jest chyba największa pułapka tej sytuacji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mikimi00
Rozwiązania zdrowego nie widzę. A strasznie mi takiej osoby brakuje, rozpaczliwie wręcz łapię każdą sekundę, gdy on przychodzi, a potem wracam do niego myślami przez kolejne dni. Też mi szkoda, bo czuję się, jakbym zarażała go swoim przybiciem. Wiem, że poza drzwiami jest radosną osobą i takie zawsze wpada, a potem staje się przygaszony przez całą wizytę, a z drugiej strony, jakby próbował dodać mi sił. Obracam się w totalnie innym towarzystwie, które przyprawia mnie o mdłości i od które uciekam, w miarę możliwości. Facet też jest lekarzem, tylko że znacznie lepiej ustawiony (w ogóle nie ma porównania) i straszny z niego pracoholik. Jest okrutnie skupiony na edukacji, robieniu pieniędzy i wydawaniu ich na swoje pasje. Właściwie to nie mamy już nawet o czym rozmawiać. Tacy są też moi znajomi i niestety też rodzice. Każde spotkanie opiera się na dyskusji dotyczącej pracy, sukcesów, spełniania się. KOSZMAR! Też kiedyś taka byłam, za bardzo skupiona na tych sprawach, a potem dojrzałam chyba głębszy sens życia i wydaje mi się, że to mnie zgubiło i załamało, bo przejrzałam na oczy. Zrozumiałam pewne kwestie i dostrzegłam, że jestem tak daleko od prawdziwego szczęścia. Straszliwie za NIM tęsknię, za tym wsparciem i dobrze wiem, że nie mogę nic zrobić, aby to lekarstwo móc czasem zażyć! Każde z nas ma swój beznadziejny świat (przynajmniej ja). Nie wiem jak on się czuje u siebie, ale gdy głębiej o tym myślę, widzę, że chyba ma podobnie. Bo też odstaje od tego wszystkiego, jakby robił dobrą minę do złej gry. Też jest smutnym człowiekiem. Nie umiem nic więcej o nim powiedzieć, nie znam go, ale czuję się przy nim dobrze. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
On może robić się przygaszony, jak przychodzi do Ciebie, bo przyjmuje Twój smutek na siebie (a to jednak kosztuje dużo energii). Ja tez tak mam jeśli osoba na której mi w jakiś sposób zależy czuje się gorzej niż zwykle. Prawdziwe szczęście często jest gdzieś obok, myślę, że wystarczy spotkać taką osobę, z która możesz rozmawiać o wszystkim i z którą będziesz dzieliła swoje zainteresowania i swój świat...I naprawdę nie trzeba już nic więcej. Ja mieszkam ok 500 km od swojej najbliższej rodziny, ale te kontakty kiedy przyjeżdżam (nie wyłączając rodziców) są pobieżne. I to przykre w zasadzie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mikimi00
"On może robić się przygaszony, jak przychodzi do Ciebie, bo przyjmuje Twój smutek na siebie" Tak to odebrałam i trafiło to we mnie jak piorun, bo nigdy się z czymś takim nie spotkałam. A słyszę jak żywo rozmawia z recepcją pod moimi drzwiami, jak się śmieje, słucha, opowiada. Z taką energią mnie też wita, a potem 'pac', przygasa. Bardzo powoli formułuje zdania, pytania, robi przerywniki, milczy. Nie uśmiecha się, ale przygląda intensywnie. A gdy już wyjdzie znów wesoło żegna się z ludźmi. Raz, gdy wypisywałam receptę (właściwie szukałam dawki w vademecum) to tak cicho powiedział: - powinna iść pani na urlop, potrzebny jest pani Na co ja odpowiedziałam równie cicho - właśnie nie jest mi potrzebny Też tak siedział i patrzył długo, długo i w końcu powiedział - Chyba jednak jest. A ja nie chciałam tego urlopu, żeby nie siedzieć z własnymi myślami. __ "Prawdziwe szczęście często jest gdzieś obok, myślę, że wystarczy spotkać taką osobę, z która możesz rozmawiać o wszystkim i z którą będziesz dzieliła swoje zainteresowania i swój świat..." Orchideo- a Ty masz taką osobę? Długo szukałaś? Ja póki co znalazłam taką "duszę" tylko w nim, ale co z tym zrobić? Co ja mam zrobić? Przecież mu nie wypalę: "słuchaj, chyba uratowałeś mi życie!" Powiedz Orchideo, skoro masz takie potrzeby jak ja- jak sobie z tym radzisz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bernicee
Super topik, wreszcie coś nie o d.upie Maryni. Autorko, sprowadzę cię na ziemię, ale muszę, bo nieco za daleko zagalopowalas się w swojej egzaltacji. Bratnia dusza - super, człowiek, na którego czekasz - super, ktos, kto zwraca na ciebie uwage, czuje twój nastrój - super. Tylko jedno nie jest super - on ma żonę, a ty....ty sie zakochujesz....Im szybciej to sobie uświadomisz, tym lepiej. Będziesz cierpiała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mikimi00
No ale ja nie patrzę na niego, jak na mężczyznę. Na chwilę obecną. Na swój sposób kocham mojego partnera i pożądam. Jest to teraz przyćmione przez mój chory stan, ale faceta widzę w tym, z kim jestem. Na tego drugiego nie patrzę przez pryzmat płci. Owszem, jest przystojny, elegancki, ale to wszystko jest dla mnie obojętne. Nie snuję wizji opartych na związku z nim. Ja już wcześniej pisałam, że nawet nie potrzebuję w chwilach słabości jego- jako JEGO, tylko tego co mi daje. Myślę, że dziwnie to brzmi, mało wiarygodnie. W każdym razie pożądania nie czuję w ogóle. No chyba, że mówimy o jakimś pożądaniu mentalnym- to tak. To czuję. I nawet nie chodzi o jego charakter, ale o sam fakt, że jego obecność przynosi mi jakąś ulgę, której długo nie czułam. Potrafił raz doprowadzić do sytuacji, że po wyjściu stałam i nawet się lekko uśmiechałam. Był to dla kogoś zniszczonego psychicznie duży krok.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bernicee
:) Nie wiem, co ci napisać. Ciesz się zatem tym, co masz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja mam swój wewnętrzny świat, z którym jestem sama właściwie. Jest osoba która jest takim moim... przyjacielem ? Dzwoni do mnie, jak ma jakieś problemy w pracy czy czuje potrzebę pogadania z kimś, albo jak jest czasami zdenerwowany, wyczuwa moje nastroje, widzi po twarzy jaki mam humor - ale zastanawiam się czy to wystarczy, aby nazwać go przyjacielem... Chciałabym częściej z nim być ale to niemożliwe. Tez nam się doskonale rozmawia, ma podobny charakter do mojego. Na co dzień w sumie (poza rozmowami z nim)nie ma z kim pogadać, nie ma takiej osoby do której w każdej chwili mogłabym zadzwonić i powiedzieć, że mi źle albo żeby wyskoczyć np. do kina. No i jakoś sobie musze z tym poradzić, a że jeszcze na dodatek mieszkam sama z psem to jakoś staram się utrzymywać pogodę ducha, nie zamykać w czterech ścianach. Zdaję sobie sprawę, że samotność potrafi działać destrukcyjnie). Na szczęście mam dosyć silna psychikę, ale bywa, że mam naprawdę złe dni. A Ty, cóż możesz zrobić? Raczej poczekaj może na rozwój wypadków. Może on przekroczy tę granicę sam za jakiś czas, raczej nie wypada abyś tak bezpośrednio komunikowała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mikimi00
Tym też się nie cieszę, bo nie jest zupełnie tak, jakbym chciała. Czasem się cieszę, a czasem jestem zła, za tę dodatkową komplikację. Bo to tak, jakby machać dziecku cukierkiem przez szybę. Niby nic złego- tylko cukierek, żadne przestępstwo, ale ile przynosi bólu ta szyba. Jestem świadoma, jak wygląda moje pragnienie w oczach innych. Że biedna jego żona, że to się źle skończy. Bo wedle społeczeństwa każda relacja różnych płci jest zła. Niech tylko spróbują być sobie jakoś bliscy- nie do wybaczenia. I to jest przeszkoda. Sama bym kiedyś widziała to w taki sposób, że to się źle skończy, że w końcu ktoś się zakocha, ktoś będzie cierpiał. A teraz widzę, że istnieją pośrednie i dziwne uczucia, które nie są ani miłością, ani też pożądaniem. Chciałabym tę "znajomość" utrzymać, ale nie umiem i nie mam odwagi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mikimi00
Orchideo- to straszne o czym mówisz. Długo to u Ciebie trwa. Przecież z tym się ciężko żyje, z taką NIEMOCĄ.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pojawia się odwieczne pytanie, czy możliwa jest przyjaźń miedzy kobietą i mężczyzną? Czy możliwe jest utrzymanie bardzo serdecznej relacji bez kontekstu seksualnego? Może tak...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Radzę sobie:) Myślę, że może to też kwestia nauczenia odnajdywania się w danej sytuacji. No wiadomo, jest chęć zmiany sytuacji, ale wierzę, że kogoś poznam za jakiś czas. Przecież człowiek żyjący w społeczeństwie i pełniący określone funkcje spotyka różne osoby. Ja mam taką pracę, że ciągle się różne osoby przewijają. Wiem, że życie potrafi zaskakiwać. Miałam w życiu partnerów, z którymi się naprawdę fajnie rozumiałam. Jak widać nie wytrzymało to próby czasu, ale było wiele wspólnych tematów i zainteresowań, miałam oparcie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×