Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość przyszła rodzina

rodzina męża

Polecane posty

Gość przyszła rodzina

Mam kochanego narzeczonego. Wspaniały, dobry człowiek. Jesteśmy ze sobą już 13 lat. Ja jestem z wielodzietnej, bardzo biednej rodziny. Bardzo dużo pracowałam, żeby zarobić na swoje utrzymanie (studia, książki). Teraz trochę ograniczyłam pracę z uwagi na doktorat z prawa (niedługo wyznaczą mi termin obrony). Musiałam wyprowadzić się od rodziców. Żądali pieniędzy za mieszkanie u nich, których po prostu nie miałam. Było im ciężko - ok. Wybaczyłam. Wprowadziłam się do rodziców narzeczonego..majętni ludzie.. mają oprócz mojego narzeczonego jeszcze córkę. Ciągle są niezadowoleni.. Na początku chciałam im pomóc, bo pomimo swoich problemów, miałam po prostu wewnętrzną radość z życia. Próbowałam wysłuchać i ustalić, co jest problemem załamania: i u matki narzeczonego i u jej córki. Są bardzo "passive agresive" tzn. agresywne, ale w sposób dyplomatyczny - tak, że się chce wymiotować. Nic nie pomagało, a z czasem zaczęły mieć do mnie pretensje, ze się wtrącam. Było coraz gorzej... Pomagałam też jak babcia narzeczonego, która u nich mieszkała, umierała i potrzebowała opieki (a jej agonia trwaaała). Matka narzeczonego mówiła, że babcia powinna już umrzeć i tej babci i innym... robiła awantury.. a babcia chciała popełnić samobójstwo (mówiła do mnie "pozostaje mi tylko sobie żyły podciąć?"). Było strasznie awantury, krzyki... Umarła... myślałam, że się wszystko zmieni. Przyszła jeszcze gorsza depresja. Czuję, że one mnie w tą deprechę wciągają. Ja tak nie chcę! Buntuję się! Zaczęłam już im nie radzić i cierpliwie słuchać tylko raczej zwracać uwagę. Nie chcę tak żyć. Mojego narzeczonego też to dotyczy. Tylko, że jak do mnie siostra narzeczonego z matką się wrednie zachowują (do jego siostry już nawet cześć nie mówię jak się widzimy na schodach, bo wielokrotnie mi nie odpowiedziała), tak do mojego narzeczonego jego ojciec jest wredny. Ojciec pokazuje mu że jest nikim, że nic nie wie, że nie zarabia, że się nie uczył w szkole.. za to on jest w swoim mniemaniu wspaniały.... mądry, dużo zarabia... Chcemy z narzeczonym dobrze.. oboje mamy dobre serce, lubimy pomagać... wiemy, że i jego rodzice nam pomogli (o niego zawsze dbali a mi pozwolili się wprowadzić...). Teraz już nie mogę mieszkania z nimi znieść.. Mam dość podtekstów, dość jak ich syn, a mój narzeczony jest przez nich poniżany, a jego siostra w depresji wychwalana pod niebiosa... Pod nią jest dom zorganizowany. Jeżeli ja potrzebuję, żeby mój narzeczony mnie zawiózł do pracy, lekarza i .... i pilnie potrzebuję samochód, dowiaduję się, że rodzice jego powiedzili, żeby się nie ważył nie wrócić za pół godziny, bo jego siostrę trzeba zawieźć do szkoły... Kiedy ma trzy przystanki tramwajowe do szkoły, a ja nie załtwię lekarza 15 km od domu narzeczonego w 30 minut! Dzisiaj tak było i nie zdołałam załatwić pomimo tego, że mam poważne problemy zdrowotne... Pomóżcie... jeszcze nie mam na kredyt na własne mieszkanie... może za pół roku... a chciałabym mieć rodzinę, kochającą się, wspierającą... chciałabym mieć też dzieci, które mają dziadków...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
takich dziadków na pewno chcesz dla swoich dzieci, wracała bym do domu nawet na kolanach

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dlaczego twój narzeczony nie pracuje? dlaczego jego rodzice muszą utrzymywać dwójkę dorosłych nierobów (ciebie i jego)?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No wlasnie dlaczego nie wezmiesz zycia w swoje rece, dlaczego liczysz tylko na pomoc rodzicow swojego nazyczonego, szukajcie obydwoje pracy bo czas na usamodzielnienie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wytłaczanka
Szczerze Ci współczuję. Ale i wiem jak to jest. 'Bogaci' (w pieniądze) mają naprawdę fanaberie i brak podstawowych problemów (utrzymanie, dach nad głową itp.) powoduje, że wyszukują sobie inne, sztuczne. To się nie zmieni, a przynajmniej ja nie sądzę by tak miało być. To co z pewnością musisz zrobić, to czym prędzej uciec od nich. Im dalej tym lepiej. Zabierz narzeczonego, jasne. Macie szansę wspólnie stworzyć coś znacznie lepszego niż takie 'małe piekiełko' w jakim teraz żyjecie. Jak uciec? Ano obronić się, szukać pracy i chwytać każdą okazję by się wyprowadzić. Dla własnego zdrowia psychicznego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marta rybarczyk
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi. Ja pracuję, tylko w ograniczonym zakresie, tyle na ile mi zdrowie pozwala. Zarabiam. Mój narzeczony też, ale nie jest to tyle, żeby starczyło na kredyt i utrzymanie się. Nie jestem nierobem... pracuję już od III klasy liceum... Ale nas po prostu na pewne rzeczy nie stać. Co mam zrobić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wytłaczanka
Jeśli nie na kredyt to może stać Was na stancję? Jeden pokój dla dwóch osób to zawsze mniejszy koszt. Spróbujcie to przeliczyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marta rybarczyk
niestety mój narzeczony ma inne wymagania... stwierdzi, że stancja jest bez sensu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
no to przyjmij to do grzecznie do wiadomości i męcz się dalej, skoro nie masz nic do powiedzenia w tym związku!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kobieto,ty z taka sila ducha,asertywna,pewna siebie i sie podjesz? To ty jestes dzwignia,mozgiem i organizatorem.Robisz doktorat z prawa,czyli miekka nie mozesz byc( mamy zawody po fachu,nie jestem prawikiem) Uzyj oczyszcajacej psychologii w stosunku do siebie ,przeciez nie jest ci to obce.Przeciez ja wiem ze ty umiesz ich poskromnic..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marta rybarczyk
umiem ich poskromnić, ale nie chcę... bo mnie to dużo nerwów kosztuje. Nie sądzicie, że nerwy w szkole, potem w pracy trzeba znieść, ale w rodzinie im mniej tym lepiej? Ps. dziękuję za wzystkie wypowiedzi, a przede wszystkim rady:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jeśli to twoje nazwisko, to odradzam podawanie go na tym forum. Jęczysz, źle jest tam wam obojgu a macie pewnie ok 30stu lat, niestety ludzie są różni. Wam akurat rodzina narzeczonego daje odczuć że nie do końca mile jesteście widziani może czas by się wyprowadzić? Pomijam kwestię 13 letniego narzeczeństwa. Nie macie planów ślubnych itp?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeżeli to prawda co napisałaś o tych tekstach do babci, to mieszkasz z potworami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marta rybarczyk
hmm... czy myślimy o ślubie... nie;/. Na razie nie istnieje taki temat, bo na to trzeba duużo pieniędzy. Kiedyś byłam naiwna i myślałam, że rodzice wszystko pokryją, bo chcą szczęścia dla dziecka... jeżeli nie jedni to drudzy. Ale się przeliczyłam. Mam wrażenie, że minął już ten wiek, kiedy biorąc ślub w białej sukni byłabym szalenie szczęśliwa... Mam 29 lat... Pamiętam jak zmarła babcia mówiła, że rodzicom mojego narzeczonego płacili za wszystko: ślub, wesele, podróże poślubne, dostali białego mercedesa nowiusieńkiego, a były to czasy, nooo lata 70 XX wieku, szczyt PRL;/), a jak zaczęli się budować to pieniążki babci i dziadka jeszcze wtedy szły na budowany dom.... Zresztą co tu dużo gadać moim rodzice też sami nie zarobili na mieszkanie, a później na dom, który zaczęli budować, bo mieszkanie było zaciasne... Czy to nie paradoks, że właśnie tacy ludzie mówią "musicie sami się dorobić", "musicie sami stanąć na nogi", "musicie sami się utrzymywać", "musicie być niezależni finansowo", "nie możecie liczyć na nasze pieniądze", "musicie płacić za mieszkanie z nami".... Jak jest u was? Wiem, że czasy się zmieniły.. mamy w końcu kapitalizm, wolny rynek, ale czy takie zmaterializowane podejście osób, które bez swoich rodziców nic by nie miały, a może i z głodu pomarli, jest sprawiedliwe? ... Ja bym chciała mieć rodzinę, gdzie nie liczy się kasa... żeby tylko na utrzymanie było... a nie "to jest moje... to mój samochód nie możesz pojechać do lekarza, bo on jest mój...", walka o władzę, dyktowanie innym warunków... to takie ... upokarzające...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×