Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość ściana czeka

nie mam sił

Polecane posty

Gość ściana czeka

Siedzę i płaczę cały dzień, pierwszy raz przy dzieciach - nie mogę się opanować, wiem co czuje dziecko kiedy widzi, że coś z rodzicem jest nie tak, ale mimo to nie potrafię powstrzymać łez. Od kilku lat nic mi się nie udaje, może poza zbyt łatwym zachodzeniem w ciążę. Mam 40 lat, dobre wykształcenie i niby dobry zawód, ale nie dorobiłam się niczego, dobrze szło do czasu, a potem próby podniesienia kwalifikacji i zmiany pracy na lepszą skończyły się bezrobociem. Egzaminy zawodowe oblane, mimo przygotowania. Od kilku lat siedzę w domu i wychowuję dziec***przestałam już szukać pracy i roznosić cv, przez dwa lata nic z tego nie wynikło. Założyłam własną firmę, też nie idzie, nie mogę jej poświęcić tyle czasu ile bym chciała, partner też mi nie pomaga, żebym miała więcej czasu, wychował się w rodzinie, w której matka z babką zarabiają na życie, utrzymują i latają dookoła wszystkich, a mężczyźni robią co chcą, a jeśli nie chcą to nie robią. Jak urodziłam drugie dziecko i obowiązków przybyło to się okazało, że jego ojciec juz nie jest chętny do pomocy i skupił się jedynie na pracy. Dobre i to można by rzec, ale niestety ledwo, ledwo wiążemy koniec z końcem. Starał się coś poprawić - dwie firmy mu nie wypaliły, stad wiem, że się nie nadaje do robienia interesów. Wrócił na etat, długi spłacamy. Niestety, dla mnie pieniędzy już nie ma, żebym teraz ja spróbowała coś rozkręcić. Robię co moge przez te kilka godzin dziennie, kiedy nie mam dziecińca na głowie, ale to chyba za mało. Albo ja jestem felerna? Myślałam, że wyszłam już z depresji, której się nabawiłam po drugiej ciąży i bezskutecznym poszukiwaniu pracy, zaczęłam tą firmę, zaczęłam coś robić, odnalazłam entuzjazm, ale wyników nie ma i chyba to mnie znowu zdołowało. Wiem, że powinnam się cieszyć, że wszyscy zdrowi, że jednak nie głodujemy, że nie mieszkamy pod mostem, może by to wystarczyło, gdyby się żyło na bezludnej wyspie, ale kiedy widzę dookoła, że ludzie stawiają domy i kupują własne mieszkania i że dobrze im się powodzi to zastanawiam się co ze mną jest nie tak, że nawet nie mam widoków na to? Nie jestem imbecylem, leniem chyba też nie, moze podjęłam w życiu kilka błędnych decyzji, ale pewnie każdy takie ma na swoim koncie. To prawda, że przez długi czas nie skupiałam się na zarabianiu pieniędzy, bo wydawało mi się, że mam czas i że wraz z lepszymi stanowiskami to przyjdzie, nie kombinowałam, a może trzeba było. Może przegapiłam najlepszy czas na to? Wiem, teoretycznie można w każdym wieku sobie poradzić, ale wszystkie moje działania od kilku lat sypią się w proch i nie dają efektu... związek też leży, dzieci nie są geniuszami, więc dodatkowy czas muszę poświęcić na to, żeby je czegoś nauczyć, żeby były na bieżąco, dzisiaj puściłam je wolno, syf, brud, płacz, rozbite nosy, nie pierwszy raz, ale jakby im to nie robiło, za chwilę rozbijają się znowu... musiałam coś gdzieś napisać, bo pędziłam dziś autem na ścianę i wizja rozbicia go na niej była wyjątkowo pociągająca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gościnnie tu
autorko masz coś bardzo cennego - swoje własne dzieci. A ja? Nie mam dzieci. Nie mam męża. Nie mam narzeczonego. Nie mam partnera. Anie widoków na takowego bo mam 38lat i wszystkich normalnych wywiało już w inne związki i złudzeń też nie mam. Jestem sama jak palec. Nie mam pracy obecnie od roku bo choruję przewlekle. Więc zdrowia też nie mam. Zatrułam i ledwo żyję. Więc wierz mi ale chciałabym mieć Twoje "kłopoty"... Póki jesteś zdrowa i masz sprawne ręce to sobie poradzisz. To co czujesz jest chwilowe. Pomódl się o siłę do Jezusa i miłość w rodzinie. Pomaga. Mi pomógł nie zapaść w czarną dziurę rozpaczy mimo obecnie trudnej mojej sytuacji. Jesteś dzielna. Poradzisz sobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gościnnie tu
a i zapomniałabym ukończonych studiów też nie mam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gościnnie tu
więc u mnie to nic tylko sobie w łeb strzelić... a jednak nie tracę nadziei, że może nie w tym ale w przyszłym roku będzie lepiej i stanę na nogi zdrowotnie i zawodowo bo o życiu rodzinnym to trudno mi marzyć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ściana czeka
i właśnie dlatego, że je mam nie mogę wjechać w ścianę, właśnie dlatego, że je mam się przejmuję, bo gdybym była sama byłoby mi wszystko jedno, na pewno masz inną perspektywę, bo i inne warunki, ale nie pociesza mnie to, że ktoś ma gorzej, naprawdę, nie sprawia, że mi lżej, właśnie to mnie dołuje, mam zdrowie, mam dwie ręce, nie jestem głupia - chociaż mam wrażenie, że jednak czegoś brak - może sprytu? A nic z tego nie wynika, pracowałam, starałam się, uczyłam , to za mało, więc co jeszcze?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zbytnie troski 6 25 Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, swoje ciało, czym macie przyodziać. Czyż życie nie pokarm, niż więcej więcej niż 26 Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? 27 Kto z was przy całej swej może choćby chwilę 7 dołożyć do wieku swego życia? 28 A o odzienie czemu się troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, pracują nie rosną: przędą. 29 A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. 30 Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym małej was, troszczcie się i nie mówcie: co jeść? będziemy czym będziemy przyodziewać? 32 Bo wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski że tego wszystkiego potrzebujecie. 33 Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko dodane. wam troszczcie się więc zbytnio jutro, bo jutrzejszy dzień sam o troszczyć się Dosyć ma dzień swojej biedy 8

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
pozdrawiam cieplutko Pismo Sw tu masz odpowiedź :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ściana czeka
Widzisz... nawet sensowny topic mi nie wyszedł, nie pojawił się nikt do przegadania sprawy, cytaty z biblii są piękne, problem w tym, że jedne wykluczają drugie - przypomnij sobie przypowieść chociażby o talentach. Mój ojciec lubił ten fragment, który przytoczyłaś i się do niego stosował w życiu, nie będę pisać jak skończył, ale zasłużył na to, co miał, mama po rozwodzie nie spoczęła na laurach, nie załamała rąk, mimo, że uciekła z czwórką dzieci z domu i zostawiła tam majątek, na który pracowała 20 lat, wykarmiła nas i wykształciła, samo jej nie przyszło, mimo, że wiarę miała. Dobrze, że masz nadzieję, ja jej teraz nie mam, miałam, ale się skończyła, nie jestem lilią na polu ani ptakiem, zreszta boga nie ma. Ale Tobie życzę zdrowia i powodzenia i żeby Ci się nigdy wiara nie złamała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gościnnie tu
Ja się właśnie nawróciłam kiedy dusząc się (zaczęło się w pracy od tego, że dwa razy karetka po mnie przyjeżdżała) wówczas uświadomiłam sobie, że nie wiem jak bym się nie stara o wszystko to i tak nawet nie mam wpływu na grubość swojego paznokcia... Taka prawda. Wiara dała mi siłę i pomogła kiedy wszystko już zawiodło już i wszyscy wokół ludzie zawiedli. Wtedy zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę jesteśmy małym pyłkiem w obliczu świata nie mówiąc już w obliczu Boga. Teraz wiem, że to co mi się przydarzyło to nie przypadek. To mi dało możliwość zatrzymania się w ferworze pracy i mojego wówczas bezmyślnego życia skupionego wyłącznie na materialnej stronie życia. Owszem, materialne sprawy są ważne by móc w ogóle funkcjonować ale tylko powinno zostać to w tym zakresie. I nic ponad to. Większość "bogaczy" jest niestety nieszczęśliwymi ludźmi goniącymi za swoimi mrzonkami. Kiedyś i ja taka byłam. Teraz mam inne podejście i to daje mi spokój ducha. A to uważam jest najważniejsze. Zmieniłam postrzeganie świata i zachwycam się nim taki jaki jest. A jest piękny. I nikt inny oprócz Stwórcy nie mógł go stworzyć... Tak uważam. To co my wiemy jako ludzie "naukowo" o człowieku jest zaledwie czubkiem góry lodowej tego co możemy w ogóle wiedzieć. I nadal organizm ludzki naukowców zachwyca i nadal nie jest do końca zbadany i jest tajemnicą np. działanie mózgu człowieka. A przyroda to cud, który człowiek nieudolnie jedynie naśladuje. Np. zioła - naturalne specyfiki - leki z Bożej apteki. W każdej innej "ludzkiej" aptece jest tylko zwykłe naśladownictwo tego co dała nam natura stworzona przez Boga, która nie ma tylu skutków ubocznych co wszechobecna "chemia". I na każdej płaszczyźnie człowiek naśladuje to co od Boga otrzymał. Ale Boga się wypiera bo mu współczesne "zabawki" mącą w głowie. Taka prawda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gościnnie tu
Ale absolutnie nie chcę Cię oceniać. Kiedyś myślałam tak samo jak Ty i wiem jak to jest kiedy mentalnie się jest przekonanym, że materialne życie jest sednem szczęścia człowieka i spokoju ducha. Teraz wiem, że kiedyś się myliłam. Bo teraz po ludzku patrząc na moje życia można by rzec, że jestem nieszczęśliwa. Owszem są ciężkie momenty. Ale mijają. Jeśli jest cel powyżej tego co materialne to wszystko układa się we właściwym miejscu w życiu. I tego Tobie życzę. Spokoju serca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ściana czeka
Chyba jednak nie znasz przypowieści o talentach. Jak poczytasz ją wnikliwie to zobczysz, że tam jak na jarmarku - dla kazdego coś miłego się znajdzie, tylko wybrać i dopasować. Miałam zresztą taki 'spokój' ducha do narodzin dzieci, czyli ponad 30 lat - co mi to dało? Nic, zostałam w tyle, spokój ducha dzieci nie nakarmi, jeśli ktoś obcy będzie musiał im zapewnić jedzenie to mi je zabiorą. Nie mam spokoju ducha, bo owszem dzieci są zaopiekowane, ale dla mnie na buty na zimę już nie ma, zobaczymy, czy twój bóg nie ześle mi mrozów, ewentualnie buty jak jednak zrobi się zimno, a może mi połamie nogi i w ogóle nie będę musiała wychodzić z domu?. Po co mam grac w taką ruletkę? Tak, zawsze się udawało jakoś, tak by się tylko przepchnąć, ale teraz toniemy, nie mogę zakładać, że jest bog, ktory coś nam da, nie bylo go jak ojciec nas katowal i niszczyl nam psychike i nie mow mi, ze to bylo po coś, nikt nie potrzebuje cierpienia, lepiej byc szczesliwym i nie miec trosk, dlaczego jesli jest, tak wlasnie nie urządzil swiata? domniemany bóg jest dobrym podtrzymywaczem nadziei, ale to wszystko, rozsadny czlowiek musi zalozyc, ze moze on jest, a moze nie, 50/50% szans i w tym się odnaleźć. Nie znam bogaczy, ale ci, którym się dobrze powodzi są znacznie szczęsliwsi, zresztą lepiej być nieszczęsliwym bogatym niż nieszczęsliwym biednym. Jestem tu gdzie jestem, bo coś przegapiłam, czegoś nie wykorzystałam, coś robię źle, tylko nie wiem co. Bóg, czy jest, czy go nie ma, nie ma z tym nic wspólnego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ściana czeka
Poczytasz całą biblię, nie tylko tą przypowieść, nie doprecyzowałam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gościnnie tu
Powiem Ci, że to bardzo dobrze o Tobie świadczy, że dbasz o swoje dzieci. Z tym, że zamartwianie się nic daje oprócz coraz mniejszej energii do działania. Jest wiele takich rodzin, gdzie jest skromnie. Ale jeśli jest miłość w rodzinie to reszta jest mało ważna. Dzieci wyrosną i nawet nie będą tego pamiętać ale emocje zawsze pozostają w pamięci. Wiesz... każdy chciałby mieć lepiej. To normalne. Tylko stawienie materialnych rzeczy na piedestale to już zaczyna być chore bo współczesny świat patrzy teraz na człowieka tylko pod kątem materialnym. Nie liczą się wartości tylko materia. Chore. PS.: ja chodzę w tych samych butach któryś rok z kolei i żyję ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja mam 31 lat nie jestem zdrowa mam dziecko mam męża, który okazał się nałogowcem teraz w abstynencji a ja czuje się oszukana jest mi naprawdę ciężko, bo chyba go już nie kocham.. mam jakieś tam wyższe wykształcenie pracowałam jedynie w handlu i nie mogę znaleźć pracy nawet nie wiem co teraz, bo poszłabym się dalej wyedukować ale nie mam kasy :( czuję się w życiowej kropce, w d***e :( a przeprowadziłam się dla Niego eh za szybko to poszło, żałuje nie cofnę czasu :(.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a gdzie w tej twojej szamotaninie jest twój mąż, ojciec dzieci ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ściana czeka
Teraz pracuje, kiedy nie pracuje siedzi, nic nie robi, czasem zabierze gdzieś dzieci, jak widzi, ze bałagan spory i trzeba by sprzątnąć, bo jemu się nie chce. Robi co chce. Dawałam sobie radę, on też pomagał, po drugim dziecku zaczęło się psuć, ja nie wyrabiałam, on się starał - tak twierdzi - pomagać, ale to było za mało dla mnie. Z czasem zrobiło się jak w banalnej opowieści o upadku rodziny, ja zmęczenie i pretensje, on ucieczka a pracę. Brak sił na seks. Z perspektywy czasu widzę, że dążył do ustawienia się tak samo jak ma w domu - kobieta robi wszystko, on może co najwyżej pomóc w granicach, w których mu się chce. Nie zrobi nic, czego mu się nie chce. Ja chciałam wrócić do pracy, ale to nie wypaliło, nie znalazłam jej, zaczęłam działać w domu, ale to przecież nie jest praca - dla niego. Tak w dwa lata uczucie przerodziło się w niechęć i wzajemne pretensje. Nie chce mi się tego związku już ratować nawet dla dzieci. On by chciał tylko chodzić do pracy i mieć resztę z głowy, dla mnie to nie jest życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
z tego co piszez wnioskuję , że twoje dizeci nie a maleńkie , nie są niemowlętami . Wspominam o tym w kontekście tego co piałaś , że nie możez firmie , którą założyłaś poświęcać tyle czasu ile potrzeba - rozumiem ,ze ze względu na dizeci . To ile one maja lat ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ściana czeka
Wiek szkolno - przedszkolny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie jestem wielką zwolenniczką pracy zawodowej kobiet o ilesame tego nie chcą ani posyłania dizeci do przedszkola dla zasady - ale czy w twoim przypadku przedszkole nie rozwiązłoby trochę problemu czasu dla firmy ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jak znam życie to jest tak, ze autorka pieniedzy na przedszkole nie ma a mąz nie da - bo przeciez ona eg niego pracuje w domu (lub nie pracuje).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
też tak podejrzewam ale chciałabym to przeczytać od niej . Mimo to uwązam rozmowa i to powążna rozmowa powiązana ze zmianami na prawie każym froncie wa nie minie .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ściana czeka
Ja chcę pracować, nie odnajduję się w życiu domowym, te lata, które spędziłam w domu tylko mnie w tym utwierdziły, nie nadaję się do typowo kobiecego podtrzymywania ogniska domowego. Bardzo duży czynnik powodujący mój dół to właśnie zależność, która z tego wynikła, zależność finansowa - bycie utrzymanką podkopało moje poczucie bezpieczeństwa, to wynika jeszcze z zaszłości domowych, praca zawsze była moją polisą. Teraz mam czarno na białym jak brak własnych pieniędzy udupia. Podobno są kobiety, którym z tym dobrze, mi nie jest, zresztą on i tak nie jest w stanie zarobić, żeby spokojnie utrzymać dom bez zmartwień. Dziecka nie poślę do przedszkola, bo za dużo to kosztuje, chodzi na dwa dni i ledwo daję radę to opłacić, a niestety nie mam takiej pracy, która daje stałe źródło przychodów, mogą być trzy miesiące bez wpływów, potem coś wpadnie, to trzeba spłacić zaciągnięte zobowiązania, coś pilnego dokupić i tyle. To jest taki moment, kiedy dużo się na raz zebrało, było dużo pracy, z której nic nie wynikło, były zawalone obliczenia, bo krążyłam między wycieraniem nosa, obiadem, rozlanym mlekiem, a termin gonił, wiem, że muszę się jakoś odbić, wsparcia nie dostanę, bo prawdopodobnie mąż się już zorientował jak się to skończy, jeśli się uniezależnię, ale muszę to zrobić. Tylko nic nie idzie do przodu!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
może problem nie w tym ,że nic nie idzie do przodu ale w twoim postrzeganiu siebie ,swojej roli w małżeństwie , w rodzinie ? utrzymanka ? Mąż sugeruje ic ,że nią jesteś ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ponadto -wybacz - ale brzmisz jakbyś miała nie dwoje dizeci ale ośmioro . Nie wnikam jakiego rodzaju to działalność ale przecież nie robisz na drutach na akord . Może kwestia jest w postawieniu pytania - nie co robię źle ? Ale oc robię dobrze i skupienia sie na tym ? Tak juz jest ,ze nie zawsze naze wyobrażenia o nas samych , naszych talentach i chęciach mają odzwierciedlenie w rzeczywistości . może zamiast próbować ciale poprawiać coś co i tak słabo idzie zająć isę czymyś innym ,co może nie wyląda zbyt prestiżowo ale da pieniądze i szanse na rozwój ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Współczuję, szczerze. Rozpaczliwie to brzmi. Nie wiem, czy cię to pocieszy, ale też miałam przerąbane: finansowo, zawodowo, w związku, mieszkaniowo, zdrowotnie. Bagno. Jednak lata, rok po roku wychodziłam z tego krok po kroku, czasem były przestoje, kryzysy, zapaści kroki wstecz i jeszcze nie dotarłam do mety w żadnej dziedzinie, ale w każdej jest lepiej, a czasem nawet bardzo dobrze. Naprawdę. Nie poddam się, choć miewalam i miewam takie okresy, że się poddaję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gościnnie tu
Do Autorki topiku Może to wydawać się może głupie ale wpadłam na taki pomysł i daję Ci go do rozważenia. Może polepszyłby Wasze z mężem relacje mały trik... Zacznij być weselsza i wyfiokowana umów się niby z koleżanką a dawaj mężowi do zrozumienia, że ktoś się Tobą inny zainteresował. Jakieś smsy wesołe... Jakieś telefony a kiedy zobaczy to mąż, to zacznie nabierać podejrzeń, że ktoś się wokół Ciebie kręci. Może zazdrość o Ciebie, która w mężczyznach jest bardzo silna wzbudzi w nim zainteresowanie Tobą i zastanowienie się nad sobą i jego działaniem w życiu. Rzucam to jako pomysł w kierunku podratowania życia małżeńskiego. Tak na wesoło ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Miałam podobnie, z tym ze mam trójkę dzieci. Współczuje, wiem co czujesz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ściana czeka
Na co mam zmienić postrzeganie swojej roli w tym domu i co to da? Na zdebetowane karty, którym się kończy już limit nie pomoże. Nawet gdybym nie chciała to i tak bym musiała coś wymyśleć, żeby dopiąć budżet, bo nie mam juz z czego ciąć - on nie utrzyma naszej rodziny, widzę to po tylu latach, nie postrzega mnie być może jako utrzymanki, chociaż ostatnio wkurzył się jak mu powiedziałam ile mi brakuje na rachunki. Nie jestem rozrzutna, jak mam wybór między opłaceniem dzieciom zajęć a kupnem kozaków to im opłacam te zajęcia i pastuję jesienne buty, takie mam teraz wybory i to JEST UPOKARZAJĄCE JAK CHOLERA. Nie mam ośmiorga dzieci, ale muszę się skupić zazwyczaj nad tym co robię, nie da się w harmidrze nie popełnić błędów. I wiem, ze jestem dobra w tym co robię, tylko nie potrafię się sprzedać. makarona - to daje trochę optymizmu:) gościnnie - ja nie chcę już ratować tego związku, nie mam energii na to, ani wizji jak by to miało wyglądać, dla mnie związek inny niż partnerski nie istnieje, a tutaj nie widzę szans, jeśli się okazuje po latach, że on uważa np: że "baby są od sprzątnia", wiem na pewno, ze tego nie chcę, 6 dni w tygodniu z dziećmi w domu to dla mnie za dużo. Długo sobie wmawiałam, że to jest ok, że to ma sens, że daje satysfakcję, ale nie daje mi tak naprawdę i koniec końców gromadzi się we mnie złość i wybucham. Co robię dobrze? Nie wiem, sądząc po sytuacji nic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość panii M
Za bardzo siebie krytkujesz. Nikt nie jest idealny. Nikt nie ma życia usłanego różami. Każdy ma swoje kłopoty. Z których łatwiej wychodzić we dwoje niż w pojedynke i przy okazji jeszcze rowalać rodzine. Małżeństwo jest na dobre i złe. A Ty chciałabyś tylko na dobre. Takie myślenie jest życzeniowe. A życie toczy się swoim torem. Czasem trzeba zacisnąc zęby i przetrzymać kryzys by potem mogło być lepiej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ściana czeka
Dlaczego uważasz, że chciałabym małżeństwa tylko na dobre czasy? Bo nie chcę teraz go naprawiać? No nie chcę, do tanga trzeba dwojga... długo by pisać zresztą. Dzisiaj mi trochę lżej, chociaż perspektywy nawet czarniejsze. Pojawiło się kilka pomysłów, ale doba nie chce się rozciągnąć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×