Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

zawsze mam pod górke od urodzenia

Polecane posty

Gość gość

ech byłam twarda trzymałam sie mam prawie 40 lat ale jak spojrze wstecz zawsze mam pod górke niech mi ktos nie mówi ze urodzenie nic nie daje ze sam cłżowiek dochodzi do wszystkiego owszem starm sie pozytywne strony zycia tez widziec ale ogólnie to pasmo zła

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Połóż się do trumny i czekaj na śmierć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jak masz pod górkę to znaczy, że zmierzasz na szczyt ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jestem adoptowana czyli juz na starcie mam przerabane nie mam pojecia co z moimi bilogicznymi rodizcami tj jaks ciotka mi w dziecinstwie mówiła ze ojciec zabił matke i wylądował w więzieniu a ja w domu dizecka, wiec juz na poczatku nikt mnie nei chciał zadna babka czy dziadek ech

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
tak tak szczyt na pewno w dzieciństwie było róznie biedy nei było pieniądze byłu warunki tez ale ojciec adopcyjny pił nerwus nie z tej zeimi mama dobroci kobieta ale coz ojciec teraz ma 76 lata ja sie nadal boje co moze wykominowac, mama nieuleczalnie chora

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A ile ludzi ma z górki? Ja mam też pod górkę, ciagla walka o przetwanie. 3maj sie cieplo to będzie dobrze. Wazne aby pamiętać, aby nie zadłużać sie, ten kto ma kredyt to juz jest niewolnikiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie akurat finansowo nie tak źel mi sie powodzi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja jestem młoda mam 28 lat i chyba nigdy nie byłam szczęśliwa tak naprawdę, żeby nie mieć problemów...Nie jestem szczęśliwa bo moi bliscy nimi nie są to jak ja mam być. Zawsze coś , w dzieciństwie było nas dużo nigdy nie było kasy potem zmarł ojciec, brat alkoholikiem totalnym bez pracy i ciągłe kłopoty przez niego na dodatek od 5 lat staram sie bezskutecznie o ciąże.... Kuzyn siedzi w więzieniu i tak o nas tylko mówia ciagle ludzie aż wstyd mi do sklepu wyjść, bo w małym miasteczku wszyscy się znają, kiedy wreszcie się to wszystko skączy???czy to zawsze tak będzie, juz mam dośc czasem tego wszystkiego. Wkurza mnie to że jesteśmy tematem nr 1 i w naszej rodzinie nie ma spokoju a w innych rodzinach wszystko się układa i nie mają tak cieżko...Czemu jak już ktoś ma pod górkę to już całe życie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pusta od środka
Nie wiem czy ktoś odpisze jeszcze bo późno jest, ale co tam ważne że się nieco wygadam chociażby do monitora. Jestem introwertykiem z chronicznym poczuciem pustki wewnętrznej. Też mam pod górkę dosłownie od urodzenia. Chroniczna pustka chyba mi towarzyszy jeszcze wcześniej bo od fazy prenatalnej. Jestem dzieckiem porzuconym, a w kolejnych etapach mego życia odrzuconym. Przez pierwsze pół roku mojego życia przebywałam w szpitalu. Urodziłam się jako wcześniak. Porzucony wcześniak - znani psychologowie twierdzą że osobowość dziecka kształtuje się od urodzenia - może dlatego czuję się wyjałowiona w środku, boje się bliskości - dopatruję się w niej podstępu.. a kiedy jest zbyt dobrze i zbyt miło to uciekam - sama się odcinam, żeby się nie narazić na zranienie i rozczarowanie... TO JEST CHORE, ale chyba dzięki temu jeszcze żyję, bo po co się w coś angażować i cierpieć mocno - lepiej jest to co nieuchronne "odciąć" wcześniej i cierpieć mniej. Za dużo w moim życiu było osób na których się przejechałam... stąd to wszystko. Najpierw rodzicielka która po porodzie się ulotniła, potem adopcyjni rodzice, pogubieni, zatraceni w swoim świecie ON alkoholik i ONA współuzależniona - czy w takim "spójnym" układzie dwóch chorych osób jest miejsce na dziecko ? - minęły lata zanim przetrawiłam to wszystko i wybaczyłam szczególnie matce. Skutki dzieciństwa i okresu dojrzewania były takie 3 nawroty depresji i 1 próba samobójcza, a potem psychotropy i 2 terapie. Szkoła koszmar - zawsze na uboczu. To nie koniec kolejne zranienia tylko czyhały za rogiem. Kolega ojca od kieliszka próbował mnie zgwałcić. W wieku 22 lat zostałam sama z dzieckiem, CHORYM dzieckiem (rozszczep wargi i podniebienia) - facet z którym byłam 4 lata odszedł zupełnie bez słowa, jak tylko o ciąży się dowiedział. Widocznie w jego oczach nie byłam nawet warta wyjaśnień takiej decyzji... - kolejny kop. Teraz mam męża i drugie dziecko. Z mężem nawet nam się układa - biorąc pod uwagę że cała moja rodzina przeszła ze mną gehennę. ( miałam 6 lat temu jak do tej pory najsilniejszy epizod depresyjny) myślałam ze tylko ja cierpię, a cierpiała cała moja rodzina. Starze dziecko miało wtedy tylko 5-6 lat. W napadzie rozpaczy potrafiłam go dosłownie zwyzywać z całą gamą przekleństw, męża wyrzucałam z domu - Boże co ja robiłam? Jak mogłam tak postępować? Lekarze twierdzą że miałam ograniczoną poczytalność przez chorobę, ale efekt jest taki, że mąż nabrał dystansu do mojej osoby, a starsze dziecko, które jest teraz już nastolatkiem nie ma wielkiej więzi emocjonalnej ze mną. Odsuwa się, tak samo jak ja od swoich rodziców - robi to subtelniej co prawda, ale czuje się niezręcznie kiedy go przytulam i podczas małych sprzeczek, wytacza działo "bo ty kiedyś.." wiadomo jakie przykłady przytacza...- nie jest tragicznie, ale boli. Stan na dzień dzisiejszy.. Któregoś pięknego poranka obudziłam sie z myślą, że nie mam nawet do kogo zadzwonić, dosłownie nagle uświadomiłam sobie że nie mam zupełnie znajomych. Nawet moja wieloletnia najbliższa przyjaciółka zamilkła a znamy się od przeszło 16 lat. Jeszcze niedawno zdiagnozowano u mnie na szczęście lekką dystymię... przez to chyba zatraciłam wszystkie znajomości i czuję się jak emocjonalna wydmuszka, super. Niby wszystko mam. Dom, męża rodzinę - ale nie mam siebie NA WYŁĄCZNOŚĆ, nie jestem panią własnego JA - ciągle z czymś walczę - może powinnam odpuścić przecież nikt nie jest idealny doskonały? Odpuszczałam a potem lądowałam w większym g*****e - bo ja pokręcona osoba popadam w skrajności i przez odpuszczanie powielam automatycznie toksyczne schematy wyniesione z domu rodzinnego itp.. dlatego chyba muszę nad sobą pracować i walczyć być może do końca życia - żeby tylko stworzyć sobie i najbliższym, namiastkę normalności. Jak widać cierpienie jest nieodłącznym elementem mojego życia.. piszę to z ironią. BYE

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×