Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość lawlii

musze sie wygadac.. nie mam juz sily

Polecane posty

Gość lawlii

zaczne od tego, ze lecze sie na nerwice, tzn chodze na psychoterapie. nerwicy nabawilam sie przez cale dziecinstwo, potem byl okres wyciszenia i wyrzucilo, gdy zostawila mnie milosc mojego zycia. przez pol roku prawie nie jadlam, owszem, studiowalam i na zewnatrz sprawialam wrazenie norm mlodej dziewczyny, ale moj organizm szalal. no i moja psychika. w koncu poszlam do lekarza, bo balam sie, ze jestem na cos chora - zrobilam podst badania, usg brzucha, gastroskopie i co tam jeszcze... wszystko bylo ok, lekka anemia. opuscilam sie w nauce,nie umalam sie skupic, niczego nauczyc, na jednym z egzaminow ustnych rozplakalam sie i opowiedzialam o wszystkim zyczliwej wykladowczyni. ciagly scisk w zoladku, brak laknienia, obrzydzenie do jedzenia wykanczaly mnie, do tego tesknota za czyms czego juz nie bylo. ktoregos razu moja siostra, przerazona moim stanem, podala mi artykul w olivii, w ktorym byla opowiesc kobiety chorej na raka zoladka... ze niby jej tez robili badania i niby wszystko bylo ok, a ona czula sie coraz gorzej. bylam przerazona. ale potm przyszedl czas, ze poczulam sie troche lepiej - poznalam jednego, potem nastepnego faceta, znalazlam prace. i wtedy moj tato zaczal sie bardzo zle czuc. coraz gorzej. nie wiedielismy, co jest. mial za soba juz dwie powazne operacje na wrzody zoladka/dwunastnicy. Choroba postepowala w strasznym tempie. Po jego smierci dowiedzielismy sie tak naprawde, co mu bylo: rak zoladka, z przerzutami... Nie moge sie z tym pogodzic, nie umiem z tym zyc. To bylo dwa lata temu. Poczatkowo zylam normalnie, w zeszlym roku rzucilam sie w wir pracy na dwa etaty, studia magisterskie, bylam na fali i czulam sie swietnie, bol gdzies sie schowal. W uczuciach tez sie ukladalo i zareczylam sie. O starej milosci nie zapomnialam. O bolu, zalu spowodowanym smiercia ojca tez nie, ale jak mowie, gdzies to na chwile sie uchowalo. W tym roku juz nie studiuje, mam tlko jedna prace, taki rok. Wszystko wrocilo ze zdwojona sila, nie moge jesc, spac, ciagle mi niedobrze, mam dolegliwosci od strony jelit, od wszystkiego. Nie mam sily... Chodze na psychoterapie, ona mi i tak duzo pomaga, ale sa chwile kiedy powinnam juz radzic sobie sama a nie umiem. Jestem przerazona. Znow wrocil lek, ze jestem chora, ze cos mi jest... Prosze napiszcie cos... ide do pracy, odezwalabym sie wieczorem... Nie mam sily;((( Los okrutnie sobie zakpil ze mnie. To, czego sie obawialam strasznie, dotknelo mi najblizsza osoba albo jedna z najblizszych, po mamie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dodam, ze w pol roku temu ponownie zrobilam gastro, usg, badania krwi. (kiedys mialam jednorazowo wrzod na dwunastnicy, gy mialam 13 lat)... ale tez nic. a ja sie czuje coraz gorzej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie chce mi sie tego czytac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Strata bliskiej osoby zawsze jest bolesna, a kto nie przeżył choroby bliskiej osoby ten nigdy nie zrozumie...nie mam dla Ciebie złotej rady, jedyne co mogę napisać to: czas leczy rany. Nie możesz się zadręczać całe życie, stało się jak się stało, ja zawsze myślę sobie że już przynajmniej tej osoby nic nie boli, że jest tam szczęśliwa. Nerwica? Tabletki? to chyba już najgorsza opcja. Sama musisz nad sobą popracować, wiem że łatwo się mówi ale jest to zrobienia - umysł należy do nas i to my decydujemy o swojej psychice. Pozdrawiam ciepło!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×