Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Dali1988

Spokojnie, to tylko nerwica

Polecane posty

Gość nerwusssska
Dali dzieki za wsparcie, dziś mam pierwszą wizyte u psychologa i strasznie się denerwuję. Nie wiem jak wy dziewczyny ale mnie ta choroba pozbawia wszytskiego co najlepsze, przez nią od lat pracuję w jednej firmie za grosze bo boję sie zmian. Skoro pracuję za grosze to nie stac mnie na wynajem mieszkania, muszę mieszkac z rodzicami co mnie dobija bo jestem już po 30-tce.Marzy mi sie własny biznes ale co z tego jak nie mam odwagi zaryzykowac no i nie mam kasy. W zwiazku kiepsko a ja i tak nie potrafie odejść. I tak lecą mi najlepsze lata a ja nic nie osiągnełam....nawet nie mam dziecka:-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Justyna159
Ja również cierpie na nerwicę... ze wszystkim sobie jako tako radzę. Najgorsze sa ataki które łapią mnie w nocy. Generalnie paraliżuje moje ciało. Nie mogę wstać, serce bardzo szybko bije i trudno się oddycha. Dzwonie wtedy po pogotowie dostaje relanium i po 40 minutach czuje się lepiej. Te ataki wciąż się powtarzają. Boje się spać. Czy te ataki kiedys się skończą? Psychiatra przepisał mi leki. . Nie mówił nic o terapii...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Spokojnie to tylko pasożyty
Dali 1988 Pytasz: Odp: Badania na lamblie robi się z kału lub z krwi. Z kału - wykonują wszystkie laboratoria oraz sanepid. Z tym, że lamblie z kału jest trudno wykrywalne - w tamtym roku robiłam metodą enzymatyczną kilka razy i mikroskopową i w ogóle nie wyszły. Wiem, że nie w każdym lab. wychodzą bo pod mikroskopem laboranci mylą jajeczka z białymi ciałkami krwi - to raz a dwa - jajeczka w kale można znaleźć przez 10-8 dni w miesiącu - więc dlatego w przynoszonym materiale w ogóle ich może nie być. Mnie w ogóle z kału nie wychodziło. Badanie z krwi zrobiłam w totalnej desperacji - bo wielokrotnie czytałam, że ludziom z kału lamblie nie wychodzą a z krwi wychodzą. I rzeczywiście wyszły :) Badanie z krwi nazywa: badanie na obecność antygenu Giardia Lamblia. Na wyniku z lab. mam napisane: "Poziom przeciwciał anty-Giardia lamblia w surowicy w odczynie immunofluorescencji pośredniej Miano IgM 1:32 - wynik dodatni Miano IgG 1:32 - wynik dodatni" Tzn. przeciwciała - klasy: IgM - świadczą o aktualnym zakażeniu IgG -świadczą o kontakcie organizmu z lambliami w przeszłości

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Spokojnie to tylko pasożyty
Dali 1988 Pytasz: "Czy w zwykłym laboratorium je wykonują?" W tamtym roku obdzwaniałam laboratoria i na śląsku żadnego nie znalazłam, który wykonywaliby badania z krwi na lamblie. W necie znalazłam kontakt do laboratorium w Eskulap w Białymstoku ale przesyłka surowicy krwi ze śląska do badania na lamblie wyszła by mnie ponad 150zł. A i w tamtym roku zdychałam tak, że nie miałam sił na badanie krwi. W tym roku - będąc już po 2 szpitalach, gdzie nie znaleźli nic - ponownie wróciłam do tematu lamblii i obdzwaniałam laboratoria i okazało się, że w moim mieście laboratorium w szpitalu zmieniło właściciela na sieć "Diagnostyka laboratorium medyczne" i ku mojej radości robią to badanie :) Z tym, że jakie zdziwienie moje było gdy na wyniku odczytałam, że badanie docelowo było wykonywane właśnie w Laboratorium Diagnostyki Mikrobiologicznej LSSP "ESKULAP" w Białymstoku. :) :) :) Także sieć tych laboratoriów w swoim zakresie przesyła do Białegostoku surowicę na lamblie. Może laboratorium, które najbliżej Ciebie wykonuje to badanie znajdziesz na str. diag.pl. Za przeciwciała na lamblie IgM i IgG zapłaciłam 85 zł. To sporo ale cóż. Koszt leczenia wcześniejszy wielokrotnie przekroczył tą sumę. Zdecydowałam się i nie żałuję. Może w Twoim mieście robi to inna firma. Popytaj. Jak coś - pytaj :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
przestan zasmiecac ten topik jakimiś bzdurami. Tyczy sie to tej co pisze o pasozytach!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nerwussska: trzymam kciuki za spotkanie :) z tym, że tak jak mówiłam pierwsze spotkanie jest takie oficjalne, poznawcze, musisz o sobie opowiedzieć żeby psycholog mógł Cię poznać i opracować system pracy z Tobą. Z mojego doświadczenia wiem, że początki nie są łatwe, w głowie jest straszny chaos i pojawiają się pytania czy to ma sens. Ale TAK ma, ponieważ nerwica nie jest chorobą typu grypa, jej pojawienie się to proces, który tworzy się często latami i nie możliwe jest aby kilka sesji z psychologiem pomogło natychmiast, to też musi potrwać i to zazwyczaj kilka miesięcy. A nasza natura jest niestety niecierpliwa :) daj znać jak będziesz już po wizycie jak było, i bardzo Cię proszę nie odpuszczaj, tylko walcz o siebie bo nigdy nie jest za późno, z tego można wyjść tylko potrzeba czasu pracy nad sobą i wiary że się uda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
justyna159: może zapytaj swojego lekarza o terapię, ja na pierwszej wizycie też dostałam leki ale też od razu zostałam wpisana w kolejkę do terapii indywidualnej bo istnieje jeszcze jedna forma terapii "grupowa" jest podobno skuteczniejsza, lecz zajęcia odbywają się codziennie przez okres 3 miesięcy, ja nie mogłam sobie na nią pozwolić bo muszę pracować i czekałam dość długo bo prawie rok (takie są terminy na NFZ, a ponieważ nie było mnie stać na prywatne wizyty nie miałam wyjścia), w czasie oczekiwania na terapię raz w tygodniu spotykałam się z panią psycholog, która pomogła przetrwać mi ten czas, i była to dla mnie ogromna pomoc.Z tym, że ja miałam straszny kryzys w tamtym okresie, kiepsko było ze mną, dwa razy straciłam przytomność i wylądowałam w szpitalu, w nocy nie spałam prawie wcale, bałam się prowadzić samochód i długo by opowiadać...dopytaj lekarza albo sama podzwoń po klinikach w każdym mieście są i umów się na wizytę i tam lekarz z Tobą porozmawia i pomoże Ci :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mi pomaga Bóg i modlitwa, praca nad sobą, nad miłością i pozytywnym myśleniem ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mnie również pomógł Jezus :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
pasożyty rzeczywiście wytwarzają neurotoksyny i uszkadzają układ nerwowy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dali 1988
To także bardzo ważne, mnie też pomaga gdyby nie wiara byłoby na prawdę ciężko. Opowiedzcie o swojej drodze i walce, podzielcie się :) to na prawdę pomaga.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziewczyny, nerwica nie jest chorobą psychiczną ! Poza tym osobiście polecam leczenie na oddziałach dziennych leczenia nerwic. Widziałam przypadki osób, które cierpiały na fobie społeczne, które nie były w stanie powiedzieć słowa, a po kilku m-cach pracy zmiany były niesamowite.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwusska
Witajcie, jestem po wizycie u psychologa i wizyta nie była łatwa dla mnie bo płakałam na niej prawie non stop. Nie wiem dlaczego, widocznie jestem juz u kresu sił i wreszcie mogłam to "wykrzyczeć". Zaczełam płakac juz na samym początku jak musiałam opisać objawy które mi przeszkadzają i z którymi do niej przyszłam. Potem psycholog wypytywał mnie o sytuacje rodzinna, pracę, moja sutuację uczuciowa i płakałam praktycznie przy każdym monologu o moim zyciu. Na nastepną wizytę mam sobie spisać moj natłok myśli, o czym właciwie myslę , co analizuję, co wywołuje lawinę mysli. Poza tym mam przeglądnąc zdjęcia z dziecinstwa i najlepiej porozmowac z mamą jak to było jak była ze mna w ciązy i jak wspomina moje dziecinstwo(niestety wiem ze z nia nie porozmawiam i powiedziałam o tym psychol bo ja nie potrafię z moją mamą rozmawiać. Rozmowy nasze dotycza pogody i jedzenia). Pytała jak wspominam zwiazek moich rodziców i tez wybuchnełam płaczem bo uswiadomiłam sobie że nie pamietam zadnych dobrych chwil, nie pamietam zeby choc raz sie pocałowali czy przytulili, a pamiętam ich kłóotnie i wyzwiska. Płakałam gdy mówiłam o tym ze nie mam o czym rozmawiac z własnym bratem. Ogólnie rozkleiłam się na całego. I patrzcie nie miałam traumatycznych przezyć, a mimo to coś mnie tak ukształtowało ze jest ze mna jak jest. Po wizycie poczułam sie ciut lepiej i juz nie moge sie doczekac kolejnej. jesli nie te wizyty to juz nic mi nie pomoże.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mnie psycholog nie pomogł ale Jezus. I świadomość, że On naprawdę nas wszystkich Kocha bez wyjątku. Polecam pogłębiać wiarę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwusska
Może coś w tym jest że powinno się pogłebić sferę duchową. Niestety ja do kioscioła chodzę sporadycznie , wiele razy chciałam to zmienić ale nawet do koscioła mi sie nie chce chodzic. Takie ogólne zniechęcenie mam w sobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No i widzisz, nie było się czego bać  ze mną było bardzo podobnie, też w ten sposób podchodziłam na początku do spotkań z psychologiem, nie potrafiłam się odnaleźć. A co do płaczu. Płacz jest bardzo potrzebny, żeby nie kumulować w sobie lęku, stresu, frustracji. Emocje muszą mieć ujście. A osoby z problemem najczęściej są skryte, zamknięte w sobie, nieśmiałe. A zwykła rozmowa o problemie czasami czyni cuda, tyle, że zazwyczaj w najbliższym otoczeniu nie ma osoby, która wysłucha i zrozumie. I zazwyczaj również problem leży w dzieciństwie, braku miłości i zainteresowania. Rola psychologa jest tu nieoceniona. Spróbuj jednak porozmawiać z mamą, może na początku tak właśnie o niczym, żeby zaczęła się przełamywać, wiesz może ona też jest gdzieś zblokowana zwłaszcza, dlatego, że nie najlepiej układało jej się z ojcem, może czuła się nieszczęśliwa, nie wiem ale są różne powody. Ja już nie mam takiej możliwości, bo moja mama zmarła dwa lata temu i nie mogę sobie wybaczyć, że tylu rzeczy jej nie powiedziałam. Moja mama też była zamknięta w sobie, nie miała wsparcia w mężu, cały dom na utrzymaniu, zajmowała się nami dobrze, niczego nam nie brakowało jedynie tej czułości, uwagi. Ja dwa lata przed śmiercią mamy właśnie zaczęłam próbować z nią rozmawiać, najpierw o pracy, obowiązkach i z czasem bardzo się zbliżyłyśmy do siebie, czułam jej wsparcie, znalazłam przyjaciółkę. Było naprawdę dobrze i wszystko się zawaliło, mama zmarła nagle…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwusska
Deli Masz rację, zreszta mi samej jest źle z tym ze mam taką relacje z mamą. A przcież wiem że mama mnie bardzo kocha i chce jak najlepiej ale jakoś nigdy nie pytała mnie o nic co sie w moim życiu dzieje bo przypuszczam ze nie chciał się narzucać. Zawsze jak chciała cos wiedzieć to wolała podsłuchiwać niz zapytać wprost. I niestety z biegiem lat ja zaczełam mkiec coraz wieksza blokade przed mówieniem jej czegokolwiek a dziś to już tylko rozmwiamy o pogodzie i o tym co na obiad. Ja tez jej o nic nie pytam, jakoś tak żyejmy obok siebie. Ale tak nie powinno być, bo pewnie jesli dojdzie do takiej sytuacji jak u ciebie to sobie wtedy nie wybacze ze miałam tak dobrą mamę a nie potrafiłam do niej wyciagnać ręki. Bardzo ci wspolczuje ze dopiero na koniec odbudowałas relacje z mama, ale wazne ze to zrobiłaś. Czy to była rada psychologa czy sama chciałas cos w waszej realacji zmeinić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeszcze wtedy gdy mama żyła a ja zauważyłam że coś jest między nami nie tak, nie chodziłam do psychologa a moja nerwica była lekko uśpiona. Ale ciągle myślałam o swoim życiu, ciągle mi czegoś brakowało, nie mogłam się odnaleźć w swoim domu czułam się obco. Też żyłam obok wszystkich, bo z rodzeństwem również nie miałam dobrej relacji. I postanowiłam, że muszę coś zrobić. Sama zaczynałam rozmowy z mamą, początkowo o pogodzie, o zakupach, o gotowaniu i o wszystkim i o niczym, później delikatnie o wypytywałam o głębsze tematy, o jej dzieciństwo i życie zanim poznała ojca i o rodzinne relacje. Widziałam, że było jej się trudno przełamać, czasami się wstydziła, czerwieniła ale z czasem przychodziło jej to coraz łatwiej. Po przełamaniu lodów, co rano przed pracą piłyśmy razem kawę i z uśmiechem się rozstawałyśmy jak koleżanki. Bardzo się cieszę z tych momentów ale czuję ogromny niedosyt. A cała lawina objawów nerwicy zaczęła się po śmierci mamy i trwa do dziś, ale z pomocą psychologa wychodzę powoli :) Dlatego zawsze warto próbować!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jestem pewna, że z Twoją mamą jest podobnie, warunki, w których żyje i jej zachowanie o tym mówi, jej też na pewno nie jest z tym dobrze, ona należy też do tego pokolenia, które został wychowane w zimny sposób, problemy szły pod dywan, udawało się, że wszystko jest dobrze a teraz to wszystko wychodzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czytając wasze wypowiedzi mam wrażenie że czytam o sobie, nie zdawałam sobie sprawy że to choroba, podobne objawy mam od kilku lat.Myślałam że miną ale nie mijają.Czyli czas szukać pomocy. Dzięki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jeśli jest jakiś problem to nie ma co czekać, tylko śmiało działać :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Po kilkudniowej przerwie znów tutaj zaglądam, miło mi, że są osoby, które dzielą się kawałeczkiem siebie. Każdy ślad jest tu promykiem :) Ponieważ ostatnio tutaj odbija się echo, napiszę co u mnie. Ostatnimi czasy jest lepiej, całkiem sprawnie ogarniam codzienność, ogarniam siebie. Staram się nie martwić na zapas, nie analizować całego świata i wewnętrznie uspokoić choć łatwo nie jest. Każdego dnia po pracy wracam do domu, spokojnie najpierw zajmuję się obowiązkami domowymi i jak większość kobiet gotuję, sprzątam i przygotowuję się do kolejnego dnia, a po obowiązkach mam czas dla siebie. Staram się w tym czasie zaskarbić sobie jak najwięcej przyjemności dla duszy, czytam ulubione wiersze, słucham muzykę, staram się codziennie iść na długi spacer, usiąść na trawie, zamknąć oczy i wsłuchać się w tętno wiosennego życia. A dziś, cóż patrzę przez szybę na leniwie padający deszcz, wena do pracy lekko obniżona, robię kawkę i wracam. Miłego dnia :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwussska
Witaj Dali Widzę że ostro probujesz zmienić swoje życie. Ja też ciągle walczę ze swoim lenistwem i zniechęceniem i ciągle postanawiam sobie ze pójde na spacer, pojeżdzę na rowerze ale jakoś na słowach się póki co kończy:-( Jestem przekonana ze gdybym zmieniła swoje życie, znalazła jakies pasje, zajeła się czymś, szkoliła to choroba by mineła. Tylko skąd na to wszystko brać siły, jak sie za to zabrac?? Ja jestem po drugiej wizycie u psychologa, płakałam ale juz nie tak często jak na pierwszej. Po wizycie czuję się o niebo lepiej, także na pewno jakoś to dobrze na mnie działa. Tym razem zajelismy się moim dzieciństwem i rodziną, opowiadałam o relacjach miedzy mną moja mamą i babcią i rzeczywiscie na przestrzeni pokoleń mamy problem z komunikacją.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwussska
Bo skoro mamy niskie poczucie własnej wartości to czemu nic nie robimy aby je podniesć?? Ja ogolnie mam mała wiedzę a skonczyłam nawet studium, ale braki mam na poziomie czasem podstawowym wiec czemu nie wezme ksiazki i się nie douczę?? Umiem angielski ale w stopniu komunikatywnym wiec czemu nie wezme ksiązki i nie pogłebię swojej znajomości tego języka. Siedze w domu, analizuję, głupuoty mi rpzychodzą do głowy, czarne myśli zamiast zając się czymś, zacząć cos robić. Niestety to prawda ze nerwica czy depresja dotyka ludzi którzy nic nie robią,dołują się całymi dniami w myslach zamiast w tym czasie wziąć ksiazke do reki i odgonić złe myśli. Znalezienie pasji, Bóg, kształcenie siebie w dziedzinach w których czujemy się słabo, szcunek do siebie i swoich uczuc( jak nas ktos rani mówimy mu "nara"), zmienia myslenia na pozytywne, zachwycanie się drobnostakami, aktywność ruchowa i zdrowa dieta - TO SĄ LEKARSTWA NA NASZE CHORÓBSKO

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj nerwussska :) Cieszę się, że masz takie podejście do terapii u psychologa i że widzisz pozytywne skutki. Łzy oczyszczają, a taka rozmowa leczy, rozmowa o problemie boli, jest ciężka "sączy się krew", ale zajmując się "raną", opatrując ją z czasem ją wyleczymy. Daj sobie czas, najpierw powoli, małymi kroczkami. To nie jest tak, że nie masz pasji i jesteś leniem, który nic nie robi. To choroba spowodowała Twoje wycofanie się z życia. Zajęłaś się chorobą, to olbrzymi krok do przodu. Zobaczysz jeszcze kilka wizyt, zrzucisz z siebie część ciężaru i dostaniesz zastrzyk energii do życia :) Tylko cierpliwie. Moja praca trwa już prawie 2 lata, dopiero teraz czuję, że zaczynam żyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwussska
Dali dzięki za słowa wsparcia:-) Tak wiem że czas jest mi potrzebny i już wiem że tym razem się nie poddam. Bo jeśli się poddam to zrujnuje swoje życie. Dosyć uzalania się nad sobą i tego wycofania bo przez to od lat jestem w tym samym punkcie. Nic dobrego sie nie dzieje, z marzen rezygnuję z powodu strachu, praca małopłatna wiec zero perspektyw na przyszłosć. A w moim wieku powinnam już coś tam posiadać a nie mam nic i gdybym musiała sie sama utrzymywać to zwyczajnie nie było by mnie na to stać. Koniec z tym marazmem, trzeba zacząć działać i docenić to co się ma. Sa ludzie chorzy, bez nóg, niewidomi i oni sie nie poddają a ja zdrowa atrakcyjna kobieta użalam się nad sobą? Kończę z tym!! A powiedz Dali jak wygląda twoja walka z tą chorobą, tak krok po kroku? Jakie wskazówki dostawałas od psychologa które tobie pomagają?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwussska
Dali a powiedz jakie Ty masz konkretnie problemy, jakie objawy z którymi walczysz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwussska
A piosenka przepiękna..... bo ogólnie dziewczyny świat jest przepiękny a my nie wiem czemu tego nie dostrzegamy...pora skupic się na tym co nas otacza a nie nas samych...zaczac doceniać każdy dzień, każdy promyk słońca w naszym dniu, każdy usmiech i wszytskie te małe cudy które na codzień dzieją się wokół nas.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja do psychologa trafiłam pół roku po śmierci mamy, zauważyłam że dzieje się ze mną coś dziwnego. Objawów było całe mnóstwo: częste utraty przytomności, duszności, bóle w klatce piersiowej, kręgosłupie, trzęsienie rąk, lęk przed prowadzeniem pojazdu, bezsenność (początkowo przebudzenia w nocy, później kłopoty z zasypianiem, później czas snu się skracał stopniowo tak, że przestałam w ogóle spać, działały na mnie tylko leki narkotyczne ale też krótko), rozsypka i fizyczna i psychiczna, chciałam rzucić pracę. Psycholog pomogła mi przejść przez okres żałoby, najtrudniejszy w moim życiu, do dziś jeszcze nie przeżyty. Słuchała, pytała często o mamę, o najtrudniejsze sprawy i niby nie mówiła co mam robić, a zawsze po wyjściu ze spotkania świat widziałam jaśniej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×