Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość gość

moje małżeństwo

Polecane posty

Gość gość

Bardzo was proszę o radę. Wiadomo, jestem jedną ze stron i nie jestem obiektywna. Jestem mężatką od 4 lat. Wraz z mężem mamy 1,5 rocznego synka i 10 letnią córkę (córka z mojego pierwszego małżeństwa, została przysposobiona przez mojego obecnego męża). Ponieważ mój mąż od zawsze chciał pracować w wojsku nie robiłam afer i pozwoliłam mu na pracę 300km od domu. I teraz ja za to płacę. W 9 miesiącu ciąży skręciłam kolano.W ogóle nie mogłam chodzić. Mój mąż sprawę zawalił, zostawił mnie i wyjechał do pracy. Wyobrażacie sobie? Ja rozumiem, że w wojsku nie należy mu się opieka, ale moim zdaniem powinien coś chociażby spróbować wymyślić. Gdy syn miał rok znów skręciłam kolano, zostałam sama z 2 dzieci i dwoma sklepami na głowie (prowadzę dwa sklepy spożywcze). Mam do męża żal, bo moim zdaniem powinien zabrać mnie i dzieci do miasta gdzie pracuje, żeby mnie odciążyć. Teraz znów mam skręconą tym razem kostkę, i znów zostałam sama. Mój mąż nie interesuje się, jak stoimy finansowo, czy mamy zapłacone rachunki i raty kredytów. Dodatkowo pojawiają się mocne zgrzyty, bo do teściowej jeździ sam, nawet w święta. Gdy ona na mnie wsiada nie broni mnie tylko milczy. Z teściową bardzo się nie lubimy, bo ona jest kłamczuchą, a ja osobą która mówi co myśli. Przed ślubem nasze kontakty z teściową były bardzo dobre, ale po ślubie to się zmieniło. Przykład? Teściowa bardzo chciała, żebym zaszła w ciążę. Powiedziałam, że nie ma takiej opcji, bo mieszkamy w jednopokojowej kawalerce, jest nas troje, więc dziecko absolutnie teraz nie wchodzi w grę. Usłyszeliśmy, że jak zajdę w ciążę to ona się z nami na mieszkania zamieni. Zaszłam w ciążę i usłyszeliśmy, że nie teraz, może za rok, że ona nie wyobraża sobie przeprowadzki. Drugi przykład. Na Wszystkich Świętych kupiłam jak zawsze identyczne kwiaty i znicze dla teścia i mojej mamy. Następnego dnia teściowa je wyrzuciła, bo podobno się połamały. Dziwne, że tylko nasze się połamały. Znicze zresztą też wywaliła. Na dzień dziecka gdy mój mąż do niej zajechał bo go prosiła, dała 100zł mojemu synkowi a córce nie dała nawet czekolady. Rozumiecie coś z tego? Mi ona spływa, ale moim zdaniem mój mąż nie powinien brać tych pieniędzy tylko jej powiedzieć, że ma dwoje dzieci i wyjść. A on wziął te pieniądze, a jak prosiłam, żeby je odniósł odmówił. Wielokrotnie próbowałam z mężem rozmawiać, mówiłam co mnie boli i szukałam kompromisów. Zawsze kończyło się tak samo. Obiecywał poprawę, a za tydzień było jak przed rozmową. Ogólnie jest klapa, czuję się nie kochana, nie akceptowana. Ale jest też druga strona. Gdy mąż przyjeżdża na weekendy bardzo mi pomaga, a nawet mogę powiedzieć, że robi w domu praktycznie wszystko. Sprząta, gotuje, zajmuje się dziećmi, sprawdza lekcje córki i ciągle powtarza, nie rób nic tylko odpoczywaj. Potrafi mi kupić kwiaty bez okazji, raz w miesiącu zabiera mnie na randkę do kina, restauracji czy potańczyć. Nie umiem tego rozszyfrować, bo dla mnie to zupełna sprzeczność. Nie wiem co robić. Gdy mu powiedziałam, że nie daję rady, że zapominam o opłatach bo mam zbyt dużo na głowie stwierdził, że kupimy mi kalendarz i będę tam wpisywać co kiedy trzeba zapłacić. Ręce mi opadły, bo ja chciałam, aby wziął część obowiązków na siebie, chociażby rachunki za dom czy mieszkanie. Ostatnio czuję, że przestaję kochać swojego męża, bo zostawił mnie ze wszystkimi problemami samą. Wdałam się w romans. Nie jest to uczucie, zwykły seks i to, że R mnie słucha. Sama nie wiem, czemu zaczęłam ten romans (wyszedł z mojej inicjatywy). W łóżku z mężem układa nam się świetnie. Więc czego szukam poza małżeństwem? Może adoracji, może akceptacji. Sama nie wiem. Ostatnio powiedziałam mężowi po raz kolejny, że jest źle. Że jeśli czegoś nie zrobi, to się rozpadniemy. Powiedziałam, że ktoś się pojawił. Sytuację "załagodziłam" . bo powiedziałam tylko, że ktoś o mnie zabiega, ale jeszcze nic nie zrobiłam. Nie chcę ranić męża, jest bardzo dobrym i wrażliwym człowiekiem, ale nie chcę też tak żyć. Owszem z wierzc****estem twardą babką, ale jak nikt nie widzi często płaczę. Mój mąż o tym wie, ale nic z tym nie robi. Ja potrzebuję faceta, silnego, który da mi poczucie bezpieczeństwa. Mój mąż mi go nie daje i tysiące razy mu o tym mówiłam. Np wiem, że jak zachoruję, będę sama, bo on ucieknie do pracy. To chyba nie jest normalne. Gdy wspomniałam, że myślę o rozwodzie mój mąż się popłakał. Powiedział, że chce nas ratować, że kocha, że nie wyobraża sobie życia bez nas. Nie wiem, czy chodzi mu o nas czy o dzieci. Dobrze wie, że nigdy nie utrudniałabym mu kontaktu z dziećmi(widział, że sama wydzwaniałam do byłego męża prosząc, aby odwiedził córkę). Zaproponował terapię małżeńską, ale niestety w sobotę nikt nas nie chce przyjąć, a terapii 300km od siebie raczej nie podejmiemy. Chciałabym nas ratować nie tylko ze względu na to, że przecież chyba nadal się kochamy, ale nie chcę też aby nasze dzieci wychowywały się w rozbitej rodzinie. Z drugiej strony nie jestem zdolna wszystkiego załatwiać sama, sama rozwiązywać problemów i żyć ze świadomością, że mogę liczyć tylko na siebie. Jestem załamana. Co robić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×