Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Monika939393

Pomożecie mi? Bardzo proszę. To opowieść o moim smutnym życiu. :(

Polecane posty

Gość Monika939393

Liczę na odpowiedzi z Waszej strony- Wasze przemyślenia na ten temat itp. Tylko prosiłabym średnio bez krytyki. Uprzedzam, że to długa historia. Nie wiem dokładnie, od czego zacząć, więc będę pisała po kolei to, co przychodzi mi na myśl... Mam 21 lat. Moje życie naprawdę jest okrutne, niesprawiedliwe i jakże samotne... Zewsząd otacza mnie dużo ludzi, tak naprawdę jednak, w głębi serca jestem samotna i tylko w necie mogę się wyżalić... Moja rodzina to jest jakiegoś rodzaju nieporozumienie.... Mówię tutaj przede wszystkim o mojej "matce"- właściwie już nieznanej mi kobiecie. Miałam 11 lat, kiedy po prostu wyjechała tak daleko, nie zastanawiając się nad tym, co dalej będzie ze mną... Początkowo miałam jeszcze nadzieję, że to tylko chwilowa sytuacja- że przyjdzie czas, że będzie inaczej. Jednak z czasem coraz bardziej traciłam z nią kontakt, zapominałam, jak to było, gdy ona "była w domu". Tak było przez 4 lata. W wieku lat 15 nagle pojawiła się- przyjechała ze swoją mamą, z którą mieszka, lecz tylko na 4 dni. Wówczas jeszcze nie miałam, nie czułam do niej aż tak wielkiej niechęci jak dzisiaj... Przez te krótkie 4 dni, podczas których z powrotem była w domu, wspominała coś o tym, że "teraz wyjedzie, ale wiosną znów, przynajmniej na jakiś czas, wróci". Nie wiedziałam jednak, co o tym myśleć, lecz po części uwierzyłam w jej słowa. Jednak minęła wiosna, minęło lato- jedno, drugie, kolejne i... Nic. Dziś rozumiem, że już raczej nic z tego nie będzie. Coraz bardziej narasta we mnie niechęć do tej kobiety- powiedziałabym, że nawet nienawiść. Podejrzewam, że byłoby mi nawet obojętne, gdyby dotarła do mnie wiadomość, że ona nie żyje. W końcu, dla mnie ona już dawno umarła. Ludzie przeważnie nie rozumieją mojej (swojego rodzaju) nienawiści do niej... Ale osoba, której matka zmarła, ma przynajmniej jakieś wspomnienia z nią, a ja? Ja nie mam nic. Moje wspomnienia z nią są znikome... I powoli coraz bardziej "wypalają" mi się z pamięci. Ona jest chora, ma schizofrenię i z jednej strony- wiadomo, że osoba z taką chorobą nie funkcjonuje do końca normalnie... Z drugiej jednak strony- są matki, które zmagają się z dużo poważniejszymi chorobami, są na skraju życia, ale jednak nadal pamiętają, interesują się i są ze swoimi dziećmi. A moja "matka" jednak nie zapomniała o swojej mamie, z którą mieszka... Mimo choroby. Ale o dzieciach- tak. Dokonała więc wyboru. Teraz pora na wzmiankę o moim ojcu, który praktycznie więcej czasu spędza w pracy za granicą niż w Polsce. Tylko że on jeździ tam do pracy- zarabia pieniądze. I to jest właśnie ta różnica. Nigdy nie był wobec mnie zły... Tylko raz w życiu tak naprawdę dostałam od niego :po głowie"- w wieku 13 lat. Być może jednak zasłużyłam sobie wtedy na to, spotykając się w tak młodym wieku z sąsiadem- praktycznie nocą, nie mówiąc ojcu nawet, dokąd o tak późnej porze idę. Mam starszego (28- letniego) brata, z którym jednak mój kontakt jest "nie lepszy niż ze zwykłym znajomym na facebooku". Mało tego- ciągle mu coś nie pasuje, nie traktuje mnie poważnie (chyba zresztą jak każdy na tym świecie). Mój ojciec nadal wyjeżdża za granicę, jednak mieszkam teraz w swoim domu z chłopakiem. Przed zamieszkaniem z nim, mieszkałam z babcią i Ś.P. dziadkiem (rodzicami ojca). Nie są to jednak dobre wspomnienia... Tym bardziej ze względu na babcię. Dusiłam się podczas mieszkania z nią- chodzenie spać o wczesnej (jak dla mnie) porze, ciągłe teskty, że mam oszczędzać na: wodzie, prądzie, płynie do naczyń itp., pretensje o to, że zbyt często się kąpię i ogólnie- średniowieczne zwyczaje i nawyki, które usiłowała przelać na mnie. Strasznie brakowało mi kontaktu z kimś młodszym- bardziej wyluzowanym, mniej staroświeckim. Przez ten czas nawiązywałam kontakt z różnymi chłopakami- poznanymi przez internet, niekiedy poznanymi w szkole itp. W wieku lat 16 zaczęłam być z chłopakiem o 4 lata starszym ode mnie (Mateuszem), byłam szczęśliwa przy nim, był dla mnie w miarę dobry, ogólnie wszystko było w miarę fajnie itp. Jednak nasz związek trwał około 3 miesięcy. Jakiś czas później poznałam mojego obecnego chłopaka, z którym jestem do tej pory. Również jest ode mnie o 4 lata starszy i ma na imię Damian. Można powiedzieć, że teraz już ze mną mieszka. Wszyscy w mojej rodzinie (babcia, ojciec, brat) go uwielbiają- bardziej liczą się z jego zdaniem niż z moim. A szczególnie w oczach babci on jest dla niej IDEAŁEM. On może wszystko- a mi "nie wypada". Liczyłam na to, że gdy będę miała chłopaka, z którym zamieszkam, życie nabierze kolorów, wszystko będzie lepiej. A tymczasem nadal jest "smutno i samotnie". Damian to jest dobry chłopak- naprawdę, jednak po prostu ciągle mi czegoś brakuje. Gdy się kłócimy, czuję, że jestem sama, bo na rodzinę liczyć nie mogę, gdyż staną po JEGO stronie. Nikt tak naprawdę w życiu się za mną nie wstawił, nikt mnie do końca nie rozumie. Chodzę do psychologa, jednak po 4 wizycie stwierdzam, że on mi nie pomaga. Chciałabym przynajmniej liczyć na kolegów- którzy są dla mnie naprawdę ważni. Jednak to chyba działa tylko w jedną stronę. Rok temu zdradziłam Damiana i zaczęłam związek z Dominikiem- chłopakiem młodszym ode mnie o 6 lat. Wiem, że to dziwne, ale w tamtym momencie w ogóle mnie to nie obchodziło. Byłam z nim przez miesiąc- spotykaliśmy się w miarę często, mimo dzielącej nas różnicy około 50 km. Czułam się przy nim naprawdę świetnie, traktowałam go naprawdę poważnie. Byłam gotowa zabić za niego. On dla mnie również był dobry- ani razu nawet się nie pokłóciliśmy. Nie czułam już nawet przy nim tak dużej różnicy wieku- liczyła się tylko miłość. Wtedy czułam się tak, jakbym na nowo odżyła, jakby świat był dla mnie nareszcie życzliwy i radosny. Jednak Damian nie dawał za wygraną i walczył o mnie, nawet gdy już dowiedział się, że jestem z Dominikiem. Moja babka płakała, ryła mi banię, nawet pozorowała zawał serca- bylebym tylko na nowo zaczęła być z Damianem. Mój ojciec powiedział mi, że jeśli nie zostawię "tego małolata" (Dominika), to koniec z naszymi dobrymi relacjami i że nie pożyczy ani nie da mi pieniędzy (jestem i wówczas byłam- bezrobotna). Mój brat natomiast zadzwonił do mnie, gdy akurat byłam obok Dominika i zaczął wrzeszczeć do słuchawki, że jeśli znajdzie mnie i "tego mojego", to na**bie i jemu, i mi. Nawet nie musiałam tego mówić Dominikowi- przecież on był obok mnie i wszystko doskonale słyszał, bo mój brat dosłownie darł się do słuchawki. Zakończyliśmy więc ten związek (wszyscy byli przeciwko nam). Potem wróciłam na nowo do Damiana i do tej pory z nim jestem i- jak już wcześniej wspominałam- mieszkam. Jego rodzina raz jest dla mnie lepsza, raz gorsza, ale jednak nie jest w sumie tak, jak powinno być. Jeździmy do niego w weekendy (na soboty i niedziele). Jednak mam wrażenie, że nie pasuję do nich- dają mi to do zrozumienia- tak to odczuwam. A szczególnie jego matka i jego młodszy brat. Ile to już razy byłam przez nich krytykowana... Potrafią prosto w oczy powiedzieć mi przykre rzeczy. Prawie ciągle słyszę z ich ust, że "jesteśmy razem, to powinniśmy wziąć ślub, a przynajmniej zorganizować zaręczyny" itp. Nikt nie pyta mnie o zdanie, czy ja tak naprawdę tego chcę. Uchodzę za "dziwoląga". Poza tym zazdroszczę Damianowi tego, że ma pełną rodzinę. On nie rozumie, jak to jest wychowywać się bez matki, nie ma o tym pojęcia. Krew mnie zalewa, gdy słyszę z ust jego matki, że :to jest jej syn i nie pozwoli go skrzywdzić". Tak, wiem- każdy powie, że to jest jego matka i to normalne, że tak mówi. Ale to po prostu boli, że jego matka tak o nim mówi, podczas gdy moja ma mnie kompletnie w du**e. Moje życie od jakiegoś czasu wygląda dokładnie tak: Damian wstaje o 5:00 rano, idzie do pracy, wraca wieczorem (przed 19:00), a ja zostaję w domu sama- piorę, sprzątam, czasami palę w piecu, gotuję- a właściwie uczę się, gdyż za bardzo mi to nie wychodzi. Czyli właściwie przez całe dnie jestem sama w domu (są ze mną moje 2 koty i pies- za które oddałabym wiele). Kocham je i nie wyobrażam sobie bez nich życia- wszyscy dziwią mi się- mówią, że przesadzam, że jestem dziecinna, bo "przecież to tylko zwierzęta". Ale ja naprawdę kocham je i dziękuję Bogu za to, że je mam- że przynajmniej one zostają ze mną, gdy jestem sama. W weekendy- tak, jak już wcześniej wspomniałam- jeździmy z Damianem do jego rodziny. A od poniedziałku do piątku jestem w domu, Damian idzie do pracy, a do mnie często przychodzi babka- w końcu mieszka bardzo blisko. Gdy próbuję iść do swoich kolegów, rozerwać się trochę, pogadać z nimi, to babka zaraz mi ryje banię, że "powinnam siedzieć i czekać, aż Damian wróci, a nie chodzić ch*j wie z kim, na jakieś schadzki". Mam już tego całego życia dość- tak to wygląda. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
smutne, jedyna rada-zabij się

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rozumiem cie w pełni. Mam 18 lat, gdy mialam 5 lat moja matka spakowala sue i wysadzila mnie zimą w samych skarpetkach pod domem taty. Nie wiem czy zyje. Nie nawidze jej. Ja tez jestem samotna w dodatku beznadziejnie zakochana w wlasnyym wychowawcy! Jesli chcesz pogadać, to bedzie mi milo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ach, Moniko zapomnialam dodać ze moja matka tez ma schizofrenię... Pozdrawiam Dominika

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Twoja matka też ma schizofrenię? A jaki to ma związek z tematem? Wyśmiewasz się z takiej choroby? Ciesz się, że w Twojej rodzinie jej nie ma.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Chyba mnie nie zrozumialas moja matka tez ma te chorobę!!! Zostawila mnie i ojca, wiem to no w domu mamy jej cala dokumentacje choroby! Chcialam pomóc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie wiem jeśli nie jesteś z nim szczęśliwa to może powinnaś odejść, jakoś się usamodzielnić. Wiem że samemu jest trudno. Ale masz jakichś kolegów. Mogła byś liczyć na ich pomoc, możesz się wygadać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Żyj jak chcesz, nie przejmuj się babcią, nie czytałam środkowej części bo za długie, ale masz warunki żeby poradzić sobie z życiem, a resztę walnąć w przeszłość. Miło by byłodorastaće głaskanym przez otoczenie, ale na tym też się można przejechać i wyrosnąć na życiową ciotę. A koty i psy są zajebiste :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Schizofrenię to ma najwyraźniej autorka tematu. cała ta opowieść nie trzyma się kupy, a reakcja na samo słowo "schizofrenia" jest bardzo znacząca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Schizofrenię to ma najwyraźniej autorka tematu. cała ta opowieść nie trzyma się kupy, a reakcja na samo słowo"schizofrenia" jest bardzo znacząca. Chyba masz racje, chcialam pomóc, bo mam podobny problem, tzn. Miałam, ach nie istotne, nie zrozumiem ludzi juz nigdy....pozdrawiam ciepło

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko, czujesz żal bo wydaje Ci się że zostałaś porzucona przez osobę która powinna zapewnić Ci matczyną miłość i bezgranicznie kochać . Piszesz jednak że Twoja mama jest chora. Nie wiem ile wiesz na temat tej choroby. Myślę że Twoja mama ( w przebłyskach umysłu) po prostu myślała że robi Ci przysługę usuwając się z Twojego życia, bo co Ty byś tak szczerze potrafiła dla mamy zrobić? Odpowiedz sobie na to pytanie. Napewno nie wiele biorąc pod uwagę Twój wiek, brak funduszy itp. Jej matka (Twoja babcia) być może dba o Twoją mamę na ile jest w stanie. Nie zapominaj że Twoja mama jest JEJ dzieckiem. Napewno jest jej ciężko i być może (spekuluję) ona nie jest w stanie udźwignąć jeszcze "wnuczki" (Ciebie). Czujesz się pokrzywdzona bo nie tak miało być. Teraz jesteś starsza i czas przestać zachowywać się i użalać jak mała dziewczynka. To źle że przerwałaś wizyty u psychologa. Traumy wymagają więcej czasu aniżeli same traumy. Nie dałaś szansy ani sobie, ani psychologowi. Tearz nadal zachowujesz się jak "zranione zwierzę" i doszukujesz się negatywnych stron życia. Albo chłopaka rodziny, albo babci albo to albo tamto. Nie wydoroślejesz dopuki sobie nie poradzisz z "problemem porzucenia". Coś Ci nie pasuje bo owy problem wlecze się za Tobą jak cień, przysłaniając sytuacje jak i metody postępowania które w obecnym Twoim wieku powinne być jasne i klarowne względem Twojego faceta, rodziny i ogólnie; ludzi. . Babcia "ryje Ci banię" bo nie potrafisz obronić samej siebie; swojego zdania; swoich racji. Uważam że powinnaś wrócić do psychologa który pomoże Ci bardziej niż jakiekolwiek forum. Powodzenia i... zacznij żyć nie robiąc z siebie ofiary.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do "gość"- rzeczywiście chyba źle zrozumiałam (bo myślałam, że ktoś się wyśmiewa z tego- tak to odebrałam).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Piszesz jednak że Twoja mama jest chora. Nie wiem ile wiesz na temat tej choroby. Myślę że Twoja mama ( w przebłyskach umysłu) po prostu myślała że robi Ci przysługę usuwając się z Twojego życia, bo co Ty byś tak szczerze potrafiła dla mamy zrobić?" Robi mi przysługę, usuwając się z mojego życia?! Wytłumacz mi, jaka matka robi dziecku przysługę, usuwając się z jego życia. Gdyby każda matka kierowała się tym kontekstem, to wszystkie dzieci byłyby bez matek! Spójrz na to- że taka niby chora, ale wiedziała, co wybrać- mamę. Zamiast dzieci. Czyli jednak widocznie aż na tyle chora nie jest. Bo nie wiem, jak to inaczej wytłumaczyć. A co do rodziny chłopaka- ja sobie nie wymyślam sztucznych problemów- jakoś narzeczoną Damiana brata potrafią traktować normalnie i z szacunkiem. A ze mną sytuacja wygląda tak: jak ja tam pojadę, to oczywiście nieraz jest fajnie, potrafią nawet mi zrobić miłą niespodziankę, powiedzieć coś miłego nieraz i być życzliwi. Ale ile razy było tak, że gdy coś ich "je.bło", to jego matka i młodszy brat potrafili mi po prostu w oczy powiedzieć, że "brzydka się zrobiłam", "mam żółte zęby", "jestem strasznie SUCHA", "niemodnie się ubieram" itp. Miło by Ci było, jadąc gdzieś i słysząc takie komentarze?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wspolczuje ze twoja matka tak postapila, jednak ty powtarzasz jej bledy.To ze zdradzilas chlopaka ktory cie naprawde kocha, to zgroza, to chyba w genach takie zachowanie.Powinnas byc szczesliwa i szanowac czlowieka ktory i ciebie szanuje, nie patrzac na komentarze babci , ojca i brata.I to ze chce z toba wziac slub, traktuje cie naprawde powaznie a ty jego nie.Przeszlosc mialas rzeczywiscie nieciekawa, ale na to co jest teraz nie mozesz narzekac Schizofrenia bywa dziedziczna, widac i u ciebie poczatki, powinnas sie udac do lekarza.Potraktowalas bowiem Damiana jak niegdys matka ciebie, sytuacja podobna, masz szanse na szczesliwe zycie i bedziesz glupia jak ja zmarnujesz.Powodzenia, problem tkwi w umysle (psycholog powinien pomoc, jak nie dziala to zmien lekarza)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Początki schizofrenii? Jak można na forum twierdząc/ stwierdzić, że ktoś ma początki schizofrenii, skoro nawet psycholog nieraz może tego nie zauważyć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
o to co przynosi ze soba demokracja ! patologie na potezna skale! wiekszosc mlodych osob w Polsce boryka sie z podobnymi problemami,co drugi leczy sie u psychiatry. Zero rodziny ,zero przykladow dobrego wychowania. Rzadza pieniadza niszczy caly swiat !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do autorki Wiesz weś się do pracy ,poszukaj w sobie hobby albo co bys chciała robic Masz faceta który na ciebie prauje .Gdybyś go kochała to i nuda była by szczęśliwym czekaniem do jego powrotu Dom by lśnił i pachnia ,a zwierzaka dodawały by ciepła do Waszego gniazdka ,bo to kobieta wprowadza w dom ciepło .Ja miałam gorszą matkę bo całe życie mnie winiła ,że nie urodziłam się pierworodnym synem a dziurą i Ona przez mnie nosi krzyż pański .Zyczyła mi bym dostała za męża pijaka by mnie lał ,a jak dostałam dobrego to mnie ponizała w jego oczach az mnie zostawił Ja nie biadoliłam nie latałam po głupich psychologach ,którzy sami ze swoimi problemami nie radzą Tylko za kase innych zwodzą .Majac 49lat poszłam do szkoły średniej zrobiłam kurs wolontariuszki Hospicyjnej i do dziś pomagam .Tym którzy nie wiedzą co zrobić albo szukają problemów Autorko zostaw psychologów obejrzyj się w około żyj i daj żyć innym Jeśli nie kochasz swego faceta ,to odejdź dziś ,bo jutro będzie za późno .Człowiek jest tyle wart ile jest w stanie pomóc drugiemu .Żeby zbudować dom ,nie musisz widzieć schodów wystarczy zrobić pierwszy krok. Mój mail dla tych co szukają pomocy. niejestesam@vp.pl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×