Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

KleinesKaninchen

Rzucić studia ?

Polecane posty

Cześć wszystkim, na początek zaznaczę, że nie chcę się nad sobą rozczulać, ale potrzebuję pomocy. Już sam fakt, że radzę się nieznajomych w internecie jest dla mnie desperackim krokiem, bo moje najbliższe osoby zwyczajnie mnie nie rozumieją i nie mam od nich samego wsparcia. Czuję się samotna i bardzo zagubiona, ale przechodzę do sedna sprawy. Studiuję filologię germańską. Obecnie jestem na II roku, który powtarzam. Nie radzę sobie. Poszłam na te studia za namową mamy i chłopaka, przecież tak dobrze znam język, w liceum same piątki! I się zaczęło... Pierwszy rok to był nieustający płacz i bezradność. Nic nie rozumiałam, 3/4 grupy to Niemcy albo kujony, które od zawsze chciały iść na ten kierunek, zwyczajnie odstawałam i czułam się gorsza. Wykładowcy na każdym kroku zresztą dawali mi to odczuć. Mimo starań, ledwo wszystko zaliczałam, nie chciałam nikogo zawieść, zawsze marzyłam o dobrym wykształceniu dla samej siebie ale czułam mimo sympatii do j. niemieckiego, że te studia nie są dla mnie. Jakoś przepychałam się na 3, poprawkach do przodu, na II roku nie zdałam warunku z egzaminu praktycznego i musiałam powtarzać rok. Moi znajomi kończą w tym momencie studia a ja mam sytuację praktycznie bez wyjścia. Mam kilka poprawek, warunek z literatury, nerwicę i prawie depresję. To nie tak, że nie chciało mi się uczyć, po prostu dla mnie to wręcz nie do przeskoczenia, wciąż jestem gorsza, odstaję od reszty, większość wykładowców mi mówi, że moja mowa jest na poziomie gimnazjum, żebym wyjechała, że nie dam rady napisać pracy licencjackiej, a ja mimo tego, że się uczyłam, nie potrafiłam się nawet wysłowić po niemiecku, do tego dochodzi nieśmiałość i paniczny strach przed odezwaniem się w języku obcym. Mam już dosyć tych studiów, straciłam 3 lata, walczyłam, nie mam do siebie żalu i nie chcę tego kontynuować, bo zwyczajnie psychicznie czuję się zdeptana. Wszyscy dookoła mnie nie rozumieją, przecież jak można rzucić takie dobre studia, nie chciało Ci się uczyć, zawaliłaś, jak mogłaś! to twoja wina! Słyszę tylko to, nawet mój chłopak, który nie raz widział jak płaczę po nocach ze stresu mi ostatnio powiedział, że to mój największy błąd życia, że chcę rzucić te studia, co ja sobie wyobrażam, że będę studiować całe życie? Nie uczyłam się, zawaliłam, to moja wina, wygarnął mi w taki sposób, że do teraz się nie mogę uspokoić, tak to przeżywam, a dodam, że sam skończył zaocznie liceum i za moją namową szkołę policealną logistyczną, więc wykształceniem nie grzeszy. Matka natomiast się drze, że tyle pieniędzy na marne, jestem dorosła mam sobie radzić sama, mój wybór. Każdy się na mnie wypiął. Nikt mnie nie zrozumie, jak to jest studiować język obcy, nie znając go, nie wiedziałam co mnie czeka na tych studiach. Wiem, że nawet jakbym podjęła walkę we wrześniu, to nie ukończę tych studiów bo zaraz znowu sesja zimowa, pisanie pracy, nie chcę przeżywać tego stresu od nowa i co ja wtedy zrobię jak mi 4 lata przelecą? Lubię niemiecki ale te studia to dla mnie mega wyzwanie, są ponad moje siły, uczę dzieci w domu niemieckiego i uwielbiam tą pracę i język ale studia są dla mnie koszmarem. Od zawsze chciałam pracować ze zwierzętami, albo studiować psychologię lub kosmetologię. Na to nie było pieniędzy, bo najbliższe studia w Poznaniu, utrzymywała mnie matka. Boję się, co teraz postanowić. Chciałabym rozpocząć jakiś nowy etap w życiu, ale nie mam u nikogo wsparcia. Boję się, że sobie nie poradzę, ciągle słyszę, jakim jestem nieudacznikiem, nieodpowiedzialną i niedojrzałą dziewczyną. Nie mogę spać ze stresu, boli mnie żołądek i mam głupie myśli. Czuję się z tym wszystkim sama. Chciałabym coś dla siebie zrobić, rozwijać się, ale mieć z tego też jakąś radość, szansę a ja czuję się już przegrana. Bardzo proszę o pomoc, jeśli przeczytasz ten post, wyraź swoją opinię, być może ktoś wyciągnie do mnie rękę, może to ja już wymyślam, nie wiem... Wiem tylko na pewno, że dłużej już tak nie wytrzymam, czuję się sama, na dodatek zaciągam z chłopakiem kredyt na mieszkanie bo babcia wyrzuciła nas z domu, nie wiem czy będę miała z czego żyć, za dużo mam negatywnych myśli. Boję się o swoją przyszłość. Proszę o pomoc, może ktoś miał/ma podobną sytuację, wskaże mi jakąś drogę?? Bardzo na to liczę... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Może poszukaj pracy w jakiejś firmie gdzie liczy się znajomość języka niemieckiego tylko niekoniecznie studia -germanistyka tylko kursy itp ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rzuć studia, znajdź pracę i zacznij zaocznie kierunek, w którym chciałabyś pracować zawodowo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Szkoda tych 3 lat- rzeczywiście. Zawsze mi się wydawało, ze jak ktoś wkłada choć trochę wysiłku w naukę to jakoś jest w stanie przebrnąć przez wszystkie egzaminy. Ale jeśli jestes przekonana, ze nie dasz sobie rady (nie są to jakieś irracjonalne odczucia) to nie słuchaj innych, tylko dbaj o swoją kondycje psychiczną. Może wyjściem byłoby szukanie jakiejś pracy i studia zaoczne na innym kierunku? Tyle, ze praca i studiowanie jednocześnie to już trudna sprawa i wiele osób szybko się poddaje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"zaciągam z chłopakiem kredyt na mieszkanie" od kiedy kredyt mieszkaniowy udziela się bezrobotnym? Zaciągasz czy zaciągnęłaś?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To przykre swoją drogą,że rodzina Cię nie wspiera, ale czy powiedziałaś im to samo co tutaj? Może oni są przekonani,że tobie się po prostu NIE CHCE UCZYĆ,że to jakaś kolejna fanaberia. Nie zdają sobie sprawy,że Ciebie to wykańcza psychicznie i aż tak źle Ci idzie. Wiedzą,że miałaś poprawki i tak dalej?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie biorę póki co pod uwagę pracy mając kontakt z j. niemieckim, bo nie potrafię się płynnie wysłowić, paraliżuje mnie poczucie lęku i ośmieszenia, nie poradziłabym sobie w ten sposób. Moja rodzina i chłopak wiedzą o tych wszystkich poprawkach i moich niepowodzeniach, mimo wszystko twierdzą, że jakbym się wzięła za naukę to bym zdała, przecież jakoś inni dają radę ;] Nie przetłumaczę, że bez komunikacji nie zdaję 3/4 zaliczeń, egzaminów, wszystko rozumiem, bez problemu czytam czy oglądam tv po niemiecku ale nie potrafię mówić. Nie widzę się już na tych studiach, mimo to chciałabym kiedyś rozwijać niemiecki ale w inny sposób, bez presji i przymusu. Co do kredytu, mój chłopak bierze go na siebie, bo pracuje, a jestem owszem bezrobotna ale jestem współwnioskodawcą kredytu, czyli obowiązek płacenia rat dzielimy między sobą na połowę. Obecnie utrzymuję się z udzielania korepetycji, ale to nie jest pewna 'praca'. Chciałabym podjąć dobrą i przede wszystkim swoją decyzję, a nie słuchać, że szkoda tych lat, tyle razy się udawało to może i teraz, nie... wiem, że już dla mnie brama się zamknęła. W końcu sobie uświadomiłam, że cudem się ślizgałam, choć nie chciałam tam studiować, bo inni mnie popychali do działania. A swojego chłopaka bardzo kocham, mamy wspólne plany itp i szczerze nie spodziewałam się po nim takich słów, bardzo mnie to zabolało. Być może martwi się o mój los, ale nie będę już nikomu nic tłumaczyć, bo to jak do ściany...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Psychoterapia i to już

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Co do kredytu, mój chłopak bierze go na siebie, bo pracuje, a jestem owszem bezrobotna ale jestem współwnioskodawcą kredytu, czyli obowiązek płacenia rat dzielimy między sobą na połowę. " jeżeli jeszcze nie wzięliście tego kredytu to się wycofaj, to bardzo naiwne z twojej strony. P.S.: Czy wyobrażasz sobie życie z facetem, który zamiast Cię wspierać, wyzywa od leni?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie traktuj tego jako sugestię, bo musi to być Twoja decyzja. Ale powiem Ci, jak to było u mnie. Zaczęłam studia, które wybrałam w zasadzie metodą eliminacji. Nie byłam przekonana, że to jest akurat to, co chcę studiować, ale nie widziałam też dla siebie nic innego. Od początku czułam się gorsza niż inni. Nikt mi tego nie wmawiał i nie uważałam się za głupszą, ale zwyczajnie nie mogłam się odnaleźć (nigdy nie nawiązywałam łatwo kontaktów, a na moim kierunku byłam sama - nikogo znajomego). To też nie ułatwiało sprawy. Nie powiem, żebym zakuwała jak głupia, bo to nie byłaby prawda. Ale nie było też tak, że nie uczyłam się wcale. Poza tym nigdy nie miałam tzw. szczęścia - niektórzy mieli wszystko głęboko w d...e, a zdawali na 4. A ja po prostu wysiadałam psychicznie. Zdarzało mi się nie pójść na zajęcia czy kolokwium ze stresu. Zwyczajnie mnie paraliżował i nie potrafiłam wyjść z domu... Prześlizgiwałam się jakoś na 3 i poprawkach tak jak Ty przez 3 semestry, przy czym po 3 nie dałam rady z jednym przedmiotem. Miałam większość egzaminów ustnych, a z nerwów nie potrafiłam sobie przypomnieć nic, czego się nauczyłam... Na pisemnych było trochę lepiej, ale ich miałam mniej. W każdym razie po 3 semestrze musiałam wziąć warunek z jednego przedmiotu. A po 4 znowu jeden przedmiot położyłam... Zdawałam komisyjnie, ale niestety nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa - może to się wydać niewiarygodne, ale byłam tak sparaliżowana, że nie potrafiłam wymówić własnego nazwiska. Słowa utworzyły gulę w gardle, która mnie jakby dusiła... Serio, takie miałam odczucie. Skończyło się na powtarzaniu roku. Ale już po wakacjach jakoś nie miałam zupełnie ani siły, ani motywacji, żeby dalej chodzić na zajęcia. Wiem, że rodzice mieli do mnie żal, kasę też trochę wypominali, tłumaczyli, żebym próbowała dalej, ale bardziej z troski o moją przyszłość. A ja się uparłam, że to moje życie, moja decyzja i nie będę się męczyć. Chociaż zdaję sobie sprawę, że ciągnięcie tego dalej mogłoby się różnie skończyć... Poszłam do pracy - najpierw do jakiejś knajpy, na czarno. Potem znalazłam coś innego, potem zupełnie sensowną pracę i podobne rzeczy robię do dziś (czyli już ponad 6 lat). Więc w sumie nie skończyło się dla mnie to źle. Mam jakąś tam pozycję w obecnej pracy, jestem uważana raczej za osobę, która zna się na rzeczy (doświadczenie, nie to co przez te 2 lata studiów wyniosłam), poza tym za całkiem inteligentną. A jak ja to widzę? Czy żałuję? Nie - na pewno nie żałuję, że podjęłam taką decyzję. Jakoś się wszystko ułożyło. Być może jakbym skończyła studia, moje życie zawodowe wyglądałoby inaczej, lepiej. Ale tego nie wiem, a teraz też nie jest źle. A ciągnięcie tego mogło się też skończyć niezbyt dobrze... Jest tylko jedna rzecz, jakiej żałuję - że nie skończyłam ŻADNYCH studiów, że nie mam tego g******ego papierka zwanego dyplomem i trzech liter przed nazwiskiem. Żałuję to nawet złe słowo, po prostu mam trochę kompleksy z tego powodu... Dlaczego nie poszłam na jakieś zaoczne studia? Jakoś tak od kiedy pracuję brak mi motywacji, samozaparcia i nadal siły psychicznej (chociaż pracując i tak wypracowałam w sobie dużo zmian). Zbieram się w sobie i dojrzewam do tej myśli, ale na razie wspomnienia tego jak było mnie blokują i nie mogę się zebrać... Wiem, rozpisałam się, ale chciałam Ci pokazać, jak to wyglądało u mnie. Też długi czas się zastanawiałam co zrobić, wahałam, rozważałam różne możliwości... Wszystko można sobie poukładać. Najważniejsze to podjąć taką decyzję, która będzie naprawdę w zgodzie z Tobą. Wiem, że ciężko się przeciwstawić otoczeniu, ale to uwalnia w człowieku sporo siły. A tej potrzeba, bez względu na to, co zdecydujesz. To co teraz napiszę może wyglądać jak pomysł z mojej strony, ale nie musisz tego tak odbierać. Po prostu chcę pokazać, że i taka możliwość istnieje. Jeśli zdecydowałabyś się zrezygnować ze studiów zrobisz to z racji tego, że to nie jest po prostu kierunek dla Ciebie. Sama piszesz, że masz inne pomysły. Dlaczego by nie znaleźć pracy i pójść na studia zaoczne czy wieczorowe? Na pewno nie będzie łatwo, wiem to - studia kosztują, życie kosztuje, a zarobki niekoniecznie będą powalające - ale na pewno jest to do zrobienia. Życzę Ci przede wszystkim podjęcia dobrej decyzji, której będziesz pewna (na pewno nie w 100%, bo tak się nie da, ale będziesz miała przekonanie, że tak należało postąpić).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Sprawa jest w trakcie, nie mogę się wycofać, mam ciężką sytuację, na razie mieszkam u swojej mamy ale widzę, że i to powoli zaczyna być problemem. Nie chcę się z nim rozstawać, choć macie rację, nie wiem co nim kieruje tak bardzo teraz potrzebuję wsparcia, nawet jeśli ktoś mnie nie popiera to pomoże mi zwykłą rozmową a nie osądzaniem i wytykaniem błędów, mogłaś tak, a po co to zrobiłaś itp. Błędem było, że poszłam na te studia, ale mając 19 lat i ograniczone możliwości nie mogłam generalnie decydować rozsądnie. Teraz tego żałuję, wiem, że teraz za to płacę ale mam nadzieję, że jeszcze wszystko jakoś się poukłada i wyjdę na prostą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Długo pisałam swoją "opowieść", dlatego dopiero teraz przeczytałam pozostałe komentarze. I zastanawiam się, dlaczego czepiacie się tematu faceta? Przecież nie tego dotyczy problem, a jeszcze bardziej dziewczynie namieszacie w głowie... To, że wyraził swoje zdanie, być może zwyczajnie w sensie troski o jej/wspólną przyszłość nie znaczy, że jej nie szanuje. On po prostu nie rozumie. A jak ktoś czegoś takiego sam nie przeżył, to nigdy nie zrozumie... A że szkoda 3 lat? Oczywiście, że szkoda. Mi też było szkoda. Ale fakt, że robiło się coś przez kilka lat i przynosiło to jedynie problemy nie znaczy, że trzeba to robić dalej. W życiu każdy moment jest dobry na zmiany, jeśli tej zmiany potrzebujemy. To trochę tak jakby pracować od kilku lat w jakiejś firmie, wyrobić sobie jakąś pozycję, przejść awanse, ale czuć się w niej fatalnie i robić coś, czego się nie lubi i co rodzi frustrację. A potem powiedzieć sobie "nie zmienię pracy, bo szkoda mi tych lat i nie chcę w innej firmie zaczynać od nowa".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeżeli weźmiesz kredyt, to spieprzysz sobie resztę życia!!! Znajdź pracę, wynajmij pokój w mieszkaniu lub pokój w akademiku. Nawet przy najniższej krajowej, da się. Idź na zaoczne. Nie mówię że masz zrywać z chłopakiem, ale gdy weźmiesz z nim kredyt, to nie będziesz miała odwrotu, kajdanki do konca życia w twoim przypadku. A jak pisałam wcześniej on nie zachowuje się jak kochający mężczyzna. Nie ceń siebie tak nisko, zasługujesz na szacunek, miłość i dobre traktowanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziękuję Ci za miłe słowa. Rzeczywiście nie było Ci łatwo i w pełni Cię rozumiem, strach, ten paraliżujący jest najgorszy. Chcesz coś powiedzieć, pokazać, że coś potrafisz, spróbować i nic... chcesz uciec, poddać się, nie czuć tych politowanych spojrzeń, że ZNOWU nic nie umie! A to nie tak, ale takie osoby jak MY tylko to zrozumieją, które to przeżyły. W mieście, w którym studiuję ma być prawdopodobnie utworzony nowy kierunek, właśnie psychologia, czekam i sprawdzam, kiedy rekrutacja ale to nic pewnego. Być może 1 krok, to złożenie dokumentów. Wiem, że stać mnie na wiele, byłam silną kobietą ale teraz czuję się jak mała dziewczynka, która błaga o to, żeby ktoś poprowadził ja za rękę. Zwyczajnie sobie nie radzę, wiem jedno, że chcę studiować i że żałowałabym tak jak Ty braku wykształcenia. Czuję, że to mi wyjdzie na dobre, boli mnie gadanie ludzi, że w tym wieku znowu zaczynać od początku? A kiedy pójdziesz do pracy? Ludzie, mam dopiero 23 lata!!! Jeszcze chyba nie jest dla mnie za późno, mam chęci ale chwilowo się załamałam, potrzebuję pomocy, życzliwej duszy, która mi pomoże przetrwać ten jakże ciężki dla mnie okres. Ale obecnie jestem bardzo podatna na krytykę i wszystko analizuję i szukam w sobie winy, nie potrafię obiektywnie ocenić sytuacji. Może rzeczywiście jestem szalona i niedojrzała, że chcę rzucić studia po 3 latach męki? Przecież zawsze jakoś się 'udawało'.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie wiem, dlaczego każdy się wypowiada w temacie faceta i kredytu... Chociaż też mnie jedna rzecz zastanawia - dlaczego przystępujesz do tego kredytu razem z nim? Nie jesteście małżeństwem, więc nie musisz tego robić. Ponadto nie masz dochodu, więc nie zwiększasz zdolności kredytowej (a wręcz ją obniżasz, jako osoba będąca na utrzymaniu partnera w rozumieniu banku). Czy tylko po to, żeby być współwłaścicielem nieruchomości? Bo do tego nie trzeba przystępować jako współkredytobiorca, wystarczy wyrazić zgodę na obciążenie hipoteką wspólnej (po zakupie) własności.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Poza tym co to za kolejność, nawet nie jesteście małżeństwem ale kredyt mieszkaniowy masz za niego poręczać i wspólnie spłacać? No to są jakieś żarty, chyba nie jesteś aż tak głupia?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
wydaje mi się, że powinnaś przede wszystkim odpocząć, odstresować się. Na studiach kombinować, może uda ci się załatwić tok indywidualny, jakieś zaświadczenie od psychiatry ? Albo pisać podania do dziekana przed sesją o jej przedłużenie, ja tak robiłam po pobytach w szpitalu. Radziłabym Ci jakoś skończyć licencjat. To tylko rok. A magisterkę 2 - letnią zrobić z tego, co cię interesuje. Ja tak zrobiłam. Mam inżyniera i na podbudowie tych studiów zrobiłam 2 letnie uzup. mgr z ekonomii.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja_bez_dyplomu
Wiesz, jak Cię czytam, to tak jakbym ja sama to pisała... Ja żałuję (braku papieru, nie podjętej decyzji), a tak jak napisałam brak mi samozaparcia, żeby zacząć jakieś inne studia... Ale to, że rzucisz jedne studia nie znaczy, że nie możesz skończyć innych. To nie jest decyzja zamykająca wszystkie możliwe ścieżki wykształcenia, a kierunek jest tylko jednym z wielu. Ustawiłam sobie nick tymczasowy, żeby było wiadomo, że to ja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Studia można w każdej chwili rzucić, kredytu nie można rzucić przez kolejne 20-40 lat życia, dlatego poruszam ten temat, chyba mądrze co nie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Co do studiów, to wielu ludzi rzuca studia, stwierdza że to nie to i zaczynają inne, niektórzy stwierdzają że to nie to ale konczą dla papierka. W twoim przypadku jednak 1. opcja wydaje się sensowniejsza, bo Ty nie tyle, że nie chcesz pracować w tym zawodzie, Ty się tam męczysz i wykańczasz psychicznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja_bez_dyplomu
Owszem, mądrze. Ale Autorka ma ciężki orzech do zgryzienia, który nie dotyczy tematu kredytu. Nie mieszajmy jej w głowie odnośnie decyzji, które już zostały podjęte. Tym bardziej, że nie mamy pełnego obrazu sytuacji dotyczącej akurat tej sprawy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja_bez_dyplomu - co do kredytu - widać, że decyzja ta nie jest przemyślana, naiwna pod wpływem konieczności wyniesienia się z domu, bez żadnej analizy sytuacji a przecież jest wiele opcji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Głównie chodzi o bycie współwłaścicielem mieszkania, chcemy, żeby było wspólne. Mam małą rentę rodzinną po zmarłym ojcu, więc to jest powiedzmy jakiś mój maleńki stały dochód. Uznaliśmy, że biorąc to na siebie obojga będzie uczciwie. Wiążę z nim naprawdę dobre plany na przyszłość, bardzo cieszę się na te mieszkanie i choć jak ktoś tu już trafnie zaznaczył, że jak ktoś nie jest w takiej sytuacji bądź nie studiował nie rozumie (bo tak faktycznie jest), zależy mi na nim. Jest bardzo poukładany, przemyśli wszystko po 100 razy, ja jestem zaś rozchwiana emocjonalnie, boję się zmian i strasznie się przejmuję opinią innych osób. To mnie gubi. Te studia to moje tortury, też tak miałam, że bałam się czasami iść na zajęcia, bo niektórzy profesorowie pytali na ćwiczeniach, kazali się wypowiadać a wtedy wszystkie zawistne twarze z litością i pogardą patrzyły się w moją stronę, co ona jeszcze tu robi? Uwierzcie lub nie, ale tak było. w tym mieście germa uznawana jest za prestiżowy kierunek a wykładowcy to już się tak noszą i takie osoby jak ja, które mimo starań nie dorównują poziomem najlepszym są traktowane jak powietrze, naprawdę nie przesadzam, raczej nie będzie się zmotywowanym kiedy słyszy się ciągle źle! znowu nie umiesz! co a akcent, może Pani zmieni kierunek? Nie mogłabym się przeprowadzić do akademika itp., ponieważ mam dwa zwierzaki, psa i kota dosyć spore, są tylko moje, ja się nimi opiekuję i finansuję, bardzo je kocham i nie ma mowy o rozłące z nimi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja_bez_dyplomu
Tak, ale mimo wszystko skupiłabym się na temacie studiów...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Autorko, nie dorosłaś do tak poważnych decyzji jak kredyt z facetem (bo to oznacza w przypadku biednych ludzi czyli ciebie) związek do śmierci. A co zrobisz jak Wam nie wyjdzie? Dobrze Wam życzę, ale Ty jesteś kompletnie niesamodzielna, nie potrafisz nawet myśleć samodzielnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja_bez_dyplomu
Dla mnie jeszcze dodatkowo pogrążające było to, że pomimo zupełnej blokady, niemożności wypowiedzenia się, a czasem nawet wyjścia z domu, wyrzucałam sama sobie, że nie potrafię sobie z tym poradzić. Serio, nie potrzebowałam do tego innych. Sama siebie pognębiałam, że jestem do niczego i nie potrafię się zebrać w sobie... W tej chwili czytając to, co napisałam można odnieść wrażenie, że się cały czas użalałam nad sobą. Ale tak nie było, wręcz przeciwnie - po każdej porażce, po każdym "wycofaniu się" wyrzucałam sobie, że nie umiem zebrać sił i, jak to się mówi, ogarnąć się i wziąć za siebie. Teraz, patrząc na to z perspektywy czasu, już lepiej byłoby się chyba poużalać nad sobą... Przynajmniej oprócz tego wszystkiego, co przeżywałam, nie doszłyby ciągłe wyrzuty sumienia i poczucie winy za własną nieudolność...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A co do studiów. Albo dostaniesz po dupie i skończysz z tym użalaniem się na d sobą i fobia społeczną albo zapisz się do lekarza specjalisty. Przepraszam za ostre słowa, ale to niezbędne w twoim przypadku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Widzę, że kredyt wywołał spore wzburzenie. Macie rację, ale w pewnym sensie jestem do tego zmuszona, jesteśmy razem prawie 5 lat, kochamy się, najwidoczniej teraz mamy jakiś kryzys, nieporozumienie, który za jakiś czas przejdzie. Ale to nie zmienia faktu, że ja wciąż będę o tych jego słowach pamiętać, to bardzo boli a ja jestem w tym okresie bardzo wrażliwa na wszelką krytykę i uwagę. Łatwo się mówi, dokończ studia, kiedy ja cudem szłam do przodu, teraz już nie ma co liczyć na szczęście, nikt nie da mi już szansy, pisałam Wam, jak jest, nikogo nie obchodzi mój przypadek. Ciężko to zrozumieć, ale jak się nie zna języka to jak można się w nim uczyć, udzielać na zajęciach, inni przygotowywali się od gimnazjum na te studia, ja trafiłam z przypadku, po prostu lubiłam (nie znałam!) niemiecki. A sama chęć tu nie wystarczy, nagle się nie obudzę dziwnie uzdolniona. Cały czas myślę o tej psychologii, jakby była opcja, czy iść na te studia? Tam bym się pewnie odnalazła, wiem, że mnie stać na to, żebym była w czymś dobra, chciałaby coś osiągnąć, ale na germie to niemożliwe. Tego akurat jestem pewna, że nie ma tam już dla mnie miejsca a 3 lat okropnie mi szkoda ale to błędne koło, mam tego świadomość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nic samo nie przejdzie. Ani kryzys w związku ani użalanie sie nad sobą ani niepowodzenia edukacyjne. Trzeba działać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×