Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość aida intel

Bardzo trudny temat. Małżeństwo, dzieci, wypalenie.

Polecane posty

Gość aida intel

Mam męża, jesteśmy razem 13 lat. Mamy dwoje dzieci, jedno w wieku szkolnym, drugie to przedszkolak. Starszy syn jest moim dzieckiem z innego związku. Nigdy nie dogadywał się jakoś specjalnie dobrze z moim obecnym mężem. Ścierali się zawsze, traktowali się wzajemnie niemiło, raczej bez sympatii. Oczywiście nie cały czas. Ale jakbym miała podsumować te kilkanaście lat naszej rodziny - to tak właśnie wyglądało. Syn jest, zawsze był trudnym dzieckiem, mój mąż też ma mocny charakter, po prostu się ze sobą nie dogadali. Nigdy nie było jakiegoś obrażania się, przemocy, nie. Ale nie było też między nimi czułości, prawdziwej miłości. Starszy syn jest mocno emocjonalnie związany ze mną i ze swoim młodszym bratem, bardzo się kochają. Wszyscy uważają nas za super rodzinę, świetną parę, zgraną drużynę. Nawet te relacje między mężem a starszym synem nie rzucają się nikomu w oczy, zresztą oni oboje przed dalszą rodziną nigdy nie pokazywali niechęci do siebie. Minęło tyle lat.. Kochałam swojego męża. Nie wiem natomiast czy kocham go nadal. Jest fantastycznym, wspaniałym ojcem dla naszego młodszego dziecka. Dogaduje się z nim świetnie, spędza z nim masę czasu, z autentyczną radością bawi się z nim. Między nami też zawsze układało się dobrze, nawet bardzo dobrze. Całe życie mnie wspierał, zawsze mogłam na niego liczyć, nigdy nie dał plamy. Ale jest jedno ale. Czasem jak pomyślę o relacji męża ze starszym synem to mam wielki żal. Żal do męża. Że jednak nie starał się może do końca dotrzeć do syna. Że może mógł parę rzeczy odpuścić, przełknąć, nie zareagować. Może to by coś dało, może to ociepliłoby ich relację. Mam też żal do siebie, że unieszczęśliwiłam syna. On mi nigdy tego nie powiedział, nigdy nie było tych tekstów jak z filmów w stylu "nienawidzę cię" czy "to nie jest mój ojciec" (swojego biol. ojca syn nie zna, wyjechał zagranicę tuż przed jego narodzinami). Pytałam go kiedyś czy nie wolałby, żebyśmy byli sami, powiedział, że nie. W każdym razie.. Jak pomyślę o tych 13 latach wiecznej walki, nawet takiej nie-wprost między synem a mężem.. To czuję się zmęczona, wypalona, jest mi niedobrze samej ze sobą, że do tego dopuściłam. Czasem mam ochotę odejść. Ale patrzę wtedy na młodsze dziecko i myślę sobie, że nie mogę pozbawić swojego drugiego dziecka dobrego, naprawdę fantastycznego ojca.. Nie wiem czego od was oczekuję.. może komentarza, może obiektywnej sugestii.. Nikomu o tym nie mówiłam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
cos Ci powiem z innej perspektywy Moj ojciec mial nas dwoje, swoich biologicznych dzieci. Moj straszy brat zawsze byl, jak to napisalas, trudnym dzieckiem. Ojciec walczył z nim ........... mioscia, spokojem, tolerancja. Wiesz jak sie skonczylo ? moj brat pije polowe swojego zycia, jest agresywny i n ajbardziej wyzywa sie na rodzicach, dreczy ich psychicznie, ojca fizycznie i mozna powiedziec, ze jest bezkarny.... ciesz sie wiec, ze Twoj maz nie byl nigdy poblazliwy dla Twojego dziecka. Myslisz typowo sercem matki ale zastanów sie racjonalnie. Dzis to jest maly chlopiec a za chwile bedzie doroslym facetem i zobaczysz wtedy czy rzeczywiscie zostal przz kogos skrzywdzony

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja mialam ojczyma, tez mnie i siostry nie lubil, bo mialysmy innego ojca. My zawsze bylysmy przyglupy a jego coreczka geniusz. Dopiero jak do szkoly poszla i zobaczyl ze ledwo daje rade, najgorzej sie uczy z calej naszeh trojki to sie ode mnie i siostry odwalil. Wspolczuje twojemy synowi starszemu to bardzo niezdrowe dorastac w takim domu, ja mam nerwice. Powinnas cos z tyn zrobic juz dawno, skoro sie nie dogadywali trzeba bylo w pore ingerowac poki mlodszego nie bylo i mozna sie bylo ewentualnie rozstac, jesli nie udalo by sie naprawic relacji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aida intel
LenkaMarlenka.. I tak i nie. Tzn nigdy nie odważyłam się wprost powiedzieć, że moim zdaniem nie dał z siebie stu procent. A do tych stu procent brakowało tego, żeby odpuścił, żeby ustąpił, żeby wykazał się mądrością rodzicielską. Zastanawiam się, czy w ogóle miałam prawo kiedykolwiek tego od niego wymagać, on nigdy wcześniej nie miał dzieci. Dopiero kiedy na świecie pojawiło się drugie dziecko zobaczyłam, że on poczuł rodzicielstwo. Zobaczyłam jego prawdziwą troskę o dziecko, miłość do dziecka, ustępliwość wobec dziecka. Nigdy wcześniej u niego tego nie widziałam. Szczerze mówiąc, przez moment liczyłam na to, że skoro na własnej skórze przekonał się czym jest prawdziwa, ojcowska miłość, teraz będzie mógł przenieść ją, albo chociaż jakąś jej część na starszego syna, wdrożyć w życie to, o czym do tej pory sam nie miał pojęcia, mam na myśli te pokłady miłości, jakie obudziły się w nim po narodzinach młodszego dziecka. Ale tak się nie stało i nie łudzę się już, że to się zmieni. Wracając do Twojego pytania - mówiłam mu, rozmawialiśmy zresztą oboje, że nasze relacje z synem, jego wychowanie jest raczej naszą porażką, jest czymś, co można było zrobić o wiele lepiej. Ja ujmuję to w naszych rozmowach dyplomatycznie, używam sformułowań "my", "mogliśmy", "nie zrobiliśmy". Nigdy nie powiedziałam wprost, że uważam, że to mąż miał tu największe pole do popisu. Wiem, że on nie dopuściłby do siebie takiej teorii, zawsze mówił, że z tym dzieckiem nie da się dogadać, nie da się pracować, nie da się wspólnie spędzać czasu, że choćbyśmy stawali na rzęsach, on i tak nie byłby zadowolony (po części tak jest, to fakt). I tak samo byłoby, gdybym mu powiedziała o tym, co tak naprawdę uważam. Nie wiem czy ja mogę mieć do niego pretensje. Bo ja sama czuję się równie winna temu wszystkiemu, że w ogóle doprowadziłam do takiej sytuacji, że pozwoliłam na to, żeby taka relacja między nimi zaistniała. Nie owijając w bawełnę: zastanawiam się czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy przez te wszystkie lata byli sami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jest dobrze, dlaczego chcesz coś zmieniać? Ideałów nie ma w relacjach rodzinnych, no chyba, że w reklamach, gdzie wszyscy wszystkich rozumieją, kochają, dogadują się idealnie w każdej kwestii... http://walkonvogue.com/sukienki-Victorias-Secret

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aida pentel
gość 9:54 No właśnie tego się boję. Że syn tego nie mówi na głos (to już jest nastolatek, nie jest małym dzieckiem) ale tak się właśnie czuje. Chociaż odkąd pojawiło się drugie dziecko, nigdy tego młodszego nie faworyzowaliśmy, nigdy mąż nie dał odczuć starszemu, że to młodsze jest jego, a ten starszy jego nie jest. Ale nie wiem, czy syn to poczuł, możliwe, że jest tak, jak było u Ciebie. Czas pokaże.. To prawda, że ja się może trochę nad synem rozczulam, bo on nie jest aniołem, ma dużo za uszami, jest krnąbrny, nieposłuszny, zawsze mieliśmy z nim problemy wychowawcze (trochę tak, jak opisał to gość z 9:53). Prawdę mówiąc ani konsekwencja męża ani moja czułość nie dały żadnego efektu. Może jest tak, że niezależnie od naszej sytuacji rodzinnej, naszego układu, relacji, i tak byłoby tak, jak jest. Ale pytań roi się w mojej głowie mnóstwo,człowiek zawsze zastanawia się co zrobił źle, gdzie popełnił błąd, czy w ogóle go popełnił. Nie wiem co robić dalej. Nie wiem czy chcę być z mężem. Czasami mam wrażenie, że ten mur urósł już tak wysoko, że jest nie do przeskoczenia, że już zawsze będę miała żal o syna i to będzie dla mnie granica nie do przełamania. A czasami jednak o tym zapominam i jest tak, jak między idealnym, kochającym się małżeństwem. Mam taki bałagan w głowie, że nie da się tego opisać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aida pentel
LenkaMarlenka, miał rok jak zaczęliśmy się spotykać, cztery lata jak wzięliśmy ślub, 10 jak pojawiło się jego rodzeństwo. Mąż jest z nami właściwie od zawsze, przynajmniej z perspektywy syna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
moze lepiej docen meza, ze zaakceptował Ciebie z dzieckiem, ze wspolnie podjał trud wychowania synów, mimo ze moze mu nie do konca wychodzi. Moze docen , ze nie bije, nie poniza straszego/..bo roznie mogło byc. Myslisz, ze osobno bedzie Ci lepiej?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie chcę oceniać - ale mam wrażenie, że sporo tutaj jest i Twojej winy i winy Twojego męża. On wiedział, że związał się z kobietą z dzieckiem. A to dziecko było ... małe! Więc mógł nawiązać z nim nić porozumienia. Twoją zaś rolą było pomóc mężowi. Napisz mi proszę - czy Twój mąż zanim został Twoim mężem - bawił się z Twoim synem? Jak spędzali wspólnie czas? Czy kopał razem z nim w piłkę, układał klocki, bawił się autkami? Aha! Jaka jest różnica wieku między Tobą a Twoim mężem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aida pentel
Między nami jest 5 lat różnicy, mąż jest starszy. Od małego mąż zajmował się dzieckiem - karmił go, kąpał, ubierał, zaprowadzał do przedszkola, bawił się z nim. Wszystko zaczęło się komplikować kiedy syn poszedł do przedszkola i zaczął pokazywać swój charakterek. Mąż próbował wtedy intensywniej zawiązać z nim jakąś nić porozumienia - pamiętam, jak zabierał go ze sobą na siatkówkę, wychodzili tylko we dwoje do kina, do lasu. Ale już na tamtym etapie (potem była już tylko kontynuacja takich zachowań) syn szybko, bardzo szybko się zniechęcał, tupał nogą, nic mu się nie podobało, słowem (wiem jak to zabrzmi, ale tak jest do tej pory) - kompletnie nie doceniał tego, jak się mąż starał i zabiegał o uwagę i sympatię syna. O ile można to było jakoś tłumaczyć w przypadku dwu-trzy-catero latka, tak później, włącznie z dzisiejszym, nastoletnim wiekiem syna, nie da się tego tłumaczyć dziecinnością czy nieświadomością tego, że olewa się najbliższych. Mniej więcej kiedy syn miał 5-6 lat, mąż stał się wobec niego obojętny, stwierdził, że skoro synowi i tak lata koło nosa to, co dla niego robimy, to w takim razie mąż nie będzie robił nic. I faktycznie, w temacie wspólnego spędzania czasu czy typowo męskich spraw, tutaj jest jedno, wielkie, okrągłe zero. Syn po III klasie zaczął się bardzo mocno opuszczać w nauce (wagary, jedynki, wezwania wychowawczyni do szkoły). Mąż bardzo pilnował tej dyscypliny w temacie szkoły - dosłownie wisiał z nim nad matematyką, fizyką, chemią, tym, z czym syn miał/ma największe problemy. Sprawdzał czy wagaruje, uprawiał z nim pogadanki, tłumaczył, czemu edukacja, sprawy szkolne są tak ważne. Jedno chcę wyjaśnić, bo może wyżej to źle zabrzmiało. Kiedy syn miał te 5 czy 6 lat, mąż stał się obojętny na sprawianie przyjemności synowi, bo tamten i tak miał to gdzieś. Ale o naszych relacjach rodzinnych, o tym, czemu to tak ważne, o rodzeństwie, o tym jak mogłoby być fajnie, co zrobić (w kontekśćie nas wszystkich, nie tylko syna) abyśmy byli fajną, kochającą się rodziną, rozmawialiśmy we 3 bardzo często. I najczęściej to były rozmowy inicjowane przez męża. Nie tłumaczę go czy nie staram się teraz przedstawić w lepszym świetle - tak po prostu było. Ale syn nigdy nie brał do siebie takich gadek, było ok przez 2 czy 3 dni, a potem znów to samo, czyli wielki olew na wszystko. Ja doceniam to, że podjął trud wychowania ze mną syna, że związał się ze mną, że nie uciekł, nie wystraszył się. Wiem, że w głębi duszy on też czuje (rozmawialiśmy o tym), że odniósł porażkę wychowawczą, że dał ciała i nie sprawdził sie tu jako facet. Może podświadomie nie chcę mu dokopywać? Nie wiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że w tym wszystkim też jest dużo mojej winy. Absolutnie się tego nie wypieram i w żadnym razie nie jest tak, że chcę wszystko przerzucić na męża. Chyba wszyscy troje daliśmy ciała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
czy naprawde jedyne co kobieta polska chce osiagnac to ssanie penisa faceta i bycie jego sluzaco czy nie ma innych aspiracji i zainteresowan 333 www.youtube.com/watch?v=aNC-LLh2dn4

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A nie zauwazylas,ze ta przepasc poglebils sie po narodzinach mlodszego,przez co starszy poczul sie odrzucony przez meza.Tylko zebys mnie dobrze zrozumiala,nie chodzi o to,ze faktycznie zostal odrzucony,bo przeciez na pewno tak nie bylo,ale o to,co mogl czuc syn...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aida pentel
Tak, syn ma 14 lat. Nasze relacje są.. Sama nie wiem jakie, nie wiem jak je określić. Bliskie - chyba nie, bo nie jest tak, że się przytulamy, non stop rozmawiamy, uwielbiamy spędzać ze sobą czas. No niestety. Ale: Wie, że zawsze może ze mną pogadać, z mężem też, ale to do mnie przychodzi jak ma problem (czasem gadamy sobie na luzie o "życiu"). Odnosi się do mnie z szacunkiem. Czasami ma jakieś przebłyski, że przyjdzie, przytuli się, powie mi coś miłego (ale to b. rzadko, zazwyczaj ma w tym jakiś interes). Do męża zresztą tak samo. Ale moje prośby, uwagi czy nakazy na raczej w nosie, po grubszej interwencji (porządnym ochrzanie, jakimś szlabanie czy zabraniu gadżetów) jest spokój przez 2-3 dni, a potem znowu młyn. Umówmy się, że chodzi przede wszystkim o szkołę i zachowanie w domu (utrzymywanie porządku, pomaganie w domowych obowiązkach, szanowanie swoich rzeczy, pakowanie się do szkoły - ma dużo jedynek i nieprzygotowań, bo czegoś zapomniał, nie wziął, nie przygotował, nie spakował-) Jedyną sferą, w których można na niego liczyć na 200% jest opieka na bratem. Zawsze mówimy mu, że jest fantastycznym bratem i że każde dziecko chciałoby mieć takie rodzeństwo. Pokazujemy mu, że jak jest się w coś zaangażowanym, jak się o coś stara, to zawsze to zauważamy i chwalimy, zawsze to doceniamy. Ale zdaje się, że nie ma to na niego żadnego wpływu. Odbiegliśmy od tematu trochę :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aida pentel
10:39 No właśnie nie :( Bo gdyby tak było, natychmiast byśmy oboje zareagowali. Te relacje kompletnie się nie zmieniły (syn miał 10 lat kiedy urodził się jego brat), wcześniej i później było tak samo. Zresztą my bardzo oboje dbaliśmy o to, żeby syn był zaangażowany w opiekę, pielęgnację, zabawę z bratem. Najpierw go zachęcaliśmy delikatnie, tak, żeby się nie zorientował, ale potem sam wyrywał się do tego z ochotą. Tak jest do tej pory. Jak wychodzę np na zakupy większe i zaczynam ubierać małego, starszy syn proponuje mi, że on z nim zostanie jak chcę. Wychodzi z nim na podwórko, czasami pyta, czy może go zabrać do swojego bliskiego kolegi (tam też jest taki maluch, bawią się u nich). Także jedyne co mogę wykluczyć i czego jestem pewna na sto procent to zazdrość o drugie dziecko i poczucie odepchnięcia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Powiem Ci, ze w wielu domach ojcowie lub matki faworyzują jedno z dzieci. To, że u Ciebie tak jest, niekoniecznie wynika z sytuacji, że syn nie jest prawdzowym synem twojego męża. W wielu domach wyróżnia się jedno dziecko. Spotkałam się z tym nie jeden raz. Wszędzie wtapia się rytuna. Czy dotyczy partnera czy dzieci, domu czy pracy, kariery. W końcu zaczyna być szara codzienność. Każdy ją przechodzi. Dobrze, że syn ma oparcie w Tobie. Skoro nigdy nie użył złych słów o Twoim męzu wychowałaś go bardzo dobrze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko z tego co piszesz (a piszesz bardzo szczegółowo, panujesz nad sobą i wydajesz się być wyważona i racjonalna) to ja mam takie odczucie, że ty chyba nie dopuszczasz do świadomości tego, że to starszy syn tak wam utrudnia te dobre relacje. I mąż chyba niewiele ma tutaj do gadania, nie ma pola manewru. Ale tak jak piszę - takie jest moje subiektywne odczucie. Smarkacz zrobił sobie z domu pole wojenne, poustawiał wasze relacje tak, że po tylu latach Ty się zastanawiasz czy nie byłoby lepiej rozstać się z mężem. A jesteś do końca pewna, że to wina męża? Że to jego WIĘKSZA wina? Bo mnie się wydaje, że to syn wam napsuł krwi, wyssał z energii rodzicielskiej i doprowadził do takich Twoich rozkminek. I szczerze mówiąc zdaje mi się, że młodsze dziecko nie ma tu nic do rzeczy. Bo skoro maż zajmował się Twoim synem od samego początku, tak jak piszesz- pielęgnował go, zaprowadzał do przedszkola, chciał więź nawiązać, tzn, że miał dobre zamiary, dobre intencje,że chciał, starał się. Chodzi mi o to że gdyby był gburem bez serca, to by to od początku olewał. A sama piszesz, że spasował dopiero po jakimś czasie, po wielu porażkach, bo mu ręce opadły i skończyła się energia. I ja myślę ,zę drugie dziecko pokazało ile on CHCIAŁ dać twojemu synowi. Nie ile mógł, ile nie dał, ile miał, a poskąpił. Tylko właśnie ile CHCIAŁ a syn nie dał mu takiej szansy. To jest moje zdanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A co sie dziwisz, skoro starszy syn nie jest jego biologicznym dzieckiem? Mozna akceptowac takie nie swoje dziecko, darzyc je sympatia, ale naprawde bardzo trudno je pokochac jak swoje. I nie ma to nic wspolnego z dojrzaloscia faceta, bo facet moze kochac cie ponad wszystko, Wasze wspolne dziecko tez, ale niestety z obcym dla niego dzieckiem moze byc roznie. Do tego Twoj syn wkracza w etap buntu, moze byc ciezko. Moze wypomniec przy kazdej okazji dla niego niekomfortowej, ze Twoj maz nie jest jego ojcem. A to trudne. Koles tyle lat wychowuje i lozy na nie swoje dziecko. Co zrobisz jak syn wypnie sie na Twojego meza, bo przeciez ten nie jest jego ojcem? Dalej bedziesz bronic syna i skreslac meza?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Hm....no to nie wiem....chcialabym pomoc,ale niestety nic nie przychodzi mi do glowy.Zopisu wyglada na to,ze jest ok,a nie jest...szkoda tylko,ze szkole tak zawala...nie wiem,co Ci poradzic.U mnie syt.byla podobna,ale chodzilo wlasnie o zazdrosc o mlodsze rodzenstwo,stad moje przypuszczenia.Ale u mnie starszy absolutnue nie xhcial zajmowac sie mlodszym,teraz jest poprawnie,nie ma juz tego zywego ognia,ale duzo nas wszystkixh to kosztowalo,no,ale to nie o mnie temat.Dodam tylko,ze chyba nie ma znaczenia,czy ojciec biol.czy nie.U nas relacje ojciec- syn,jak na ostrzu noza byly,i krew z krwi :-o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie wiedzę tu winy twojego męża. Starał się, ale mu nie wyszło. Z twojego opisu wnoszę, ze twój syn jest obrażalskim uparciuchem. Muszę przyznać, ze sama nie trawię takich ludzi. Pewnie u swojego dziecka to nie przeszkadza, ale u innego drażni. Wiem, że od dziecka nie można wymagać tyle, ile od dorosłego, ale widzę to tak, że twój mąż stawał na głowie, aby być ojcem dla twojego syna, a on to miał gdzieś, wiecznie obrażony i niezadowolony. Każdy w pewnym momencie dałby sobie spokój. Czasu już nie cofniesz i nigdy się nie dowiesz czy twój syn byłby bezproblemowy, gdybyś wychowywała go sama. Mimo wszystko dałaś mu ukochanego brata, to bardzo dużo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
KObieto Twoj syn ma trudny charakter i gdyby nawet byl z Toba jego ojciev, mialabys podobne problemy . Twoj obecny maz stanal na wysokosci zadania i nie mozesz powiedziec, ze sie nie staral. Nie mozesz wybierac miedzy mezem a dzieckiem, skoro dziecku zadna krzywda sie nie dzieje. Pomijam juz nawet fakt, ze jako nastolatek ma siano w glowie i kilka kolejnych lat bedzie Wam pokazywal, ze was nienawidzi ... Meza masz na cale zycie, dzieci za chwile podrosna, odejda. A meza masz dobrego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Gosc z 10.57 ma calkowita racje ! Bronisz synalka, w mezu widzisz zlo. Ty kochasz tego meza? Dzieciaki sa swietnymi manipulantami i synalek wie, ze mamunia murem za nim stanie. Ile mozna sie starac, ile czasu poswiecac i to nie swojemu dziecku a potem dostac od smarkacza i matki takie podziekowanie? Nie boj sie, synus ma juz swoje lata i dobrze wie, jak sie ustawic i jak napisal gosc wyzej, jeszcze wypomni Twojemu mezowi, ze nie jest jego ojcem, gdy tylko cos nie bedzie po jego mysli, zobaczysz, wspomnisz moje slowa !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Twoj maz olal 6latka bo mial humorki? Nic dziwnego, ze tam nie ma wiezi, ja sie ze swoim biologicznym ojcem w ogole nie dogadywalam bo na moj ciezki charakter reagowal ignorowanien albo karami, po prostu nie wiedzial jak sobie z takim dzieckiem upartym radzic. Ja zaczelam go wtedy traktowac jak lokatora w domu i musialo minac ponad 10lat zanim znowu zaczelam z nim rozmawiac. Nie bylo wrogosci, tylko zwyczajnie niespecjalnie interesowalo mnie co mowi, zwykle, zimne relacje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wspolczuje mezowi. Syn dorasta, wchodzi w etap buntu, niejedno Wam pokaze jeszcze, a Ty zamiast sie wziac za prostowanie jego charakterku, wine za postepowanie dzieciaka zwalasz na meza !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ty wyzej, a co sie robi, gdy dzieciak ma chimery i humorki? Nie reaguje sie, by smark nie wlazl na glowe. co mial zrobic maz autorki-ciumkac nad nim i po d***e calowac? Sama mam dziecko w tym wieku i tez czasem ignoruje histerie jak sie pojawia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Laleczki, same niejednokrotnie nie radzicie sobie z wlasnymi dziecmi, a oczekuje, ze facet bedzie ciumkal i chuchal na nie swojego dzieciaka choc by nie wiem, co dziecko zrobilo? zreszta samotne matki maja wyprane mozgi i swira na punkcie dziecka, na ktore cala milosc przelewaja. Szukaja sobie tylko jelenia jako bankomat i bolec, do tego facet ma bezgranicznie kochac ich dziecko. bo jak nie, to wypad. A znam babke, ktora tez po rozstaniu z mezem na rzesach stawala, by jej corunie mialy wszystko, chcioala im zastapic ojca, nie zwiazala sie z nikim. I co teraz ma? dwie roszczeniowe dorosle d**y, ktore sie na nia wypiely. Babka jest sama, nie wierzy, ze juz kogos znajdzie, bo ma ponad 50 lat. A nieba doslownie gowniarom przychylila zamiast tez pomyslec o sobie i towarzystwie dla siebie, gdy corunie wybeda z domu. Teraz jest samotna a corunie maja ja w powazaniu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
11:12 - oczywiście ty DziECKo miałaś prawo robić syf w swojej rodzinie, a rodzice mieli się temu podporządkować, lataćza tobą, błagać na kolanach i stawać na rzęsach, zeby księżniczne dogodzić, tak? :D :o TY go traktowałaś jak lokatora w domu???? A sama na isebie łozyłaś? Sama się wtedy utrzymywałaś? Nie bądź śmieszna. Reprezentowałaś roszczeniową, gówniarską postawę i jeszcze masz pretensje, że kary dostawałaś i ignorowana byłaś??? 20 lat temu dostałabyś lanie przez dupsko i chodziłabyś jak w zegarku. A ty gówniaro masz jeszcze pretensje, że "karę" dostawałaś. Koniec świata, jaką durną młodzież teraz mamy!!!!!!!! Autorko, zgadzam się. Jako doświadczona, 40letnia matka nastolatków Ci to piszę. Masz dobrego, odpowiedzialnego męża. Nie ma znaczenia, że to nie jego biologiczne dziecko. W innym wypadku nie byłoby tylu nieszczęść, gdyby to geny i krew decydowała o dobrych relacjach rodzinnych. Ktoś tu dobrze napisał: nie ma rodzin idealnych i w żadnej rodzinie relacje nie są idealne. Nie ma nic do tego naszza sytuacja życiowa. Głowa do góry :) Musisz sobie przetłumaczyć, że masz fajnego męża który robił co mógł. I że masz syna - aro i iroganta, który ma postawę roszczeniową, a od siebie nie daje kompletnie nic (z tego co napisałaś). Rachunek jest prosty :) Owszem, jesteśmy rodzicami i powinniśmy kierować się chłodnym rozumem w wychowaniu dziecka, czasem trzeba odpuścić, czasem przycisnąć, trochę jak ze sprzęgłem w aucie ;) Ale jesteśmy też ludźmi. Czasem sytuacja związuje nam ręce i nic się po prostu nie da z tym zrobić. Mam wrażenie, że właśnie Wy jesteście w takiej sytuacji. Skup się na relacji rodzeństwa, pomagajcie im ją pielęgnować. Jeśli syn jest mądrym człowiekiem - wyrośnie z tego wszystkiego i kiedyś doceni Wasze starania, najdzie go refleksja i przemyślenie. Jeśli naprawdę jest niereformowalnym egoistą patrzącym na czubek własnego nosa - nic z tym nie zrobisz. A uwierz - wiem, jak to boli, ale nic z tym nie zrobisz. Nie jest tak źle z tego co piszesz, autorko :) Obiektywnie - nie jest tak źle :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko ja znam naprawde wiele rodzin, gdzie biologiczny ojciec poświęca swemu dziecku mniej czasu niż Twój mąz kiedy syn był mały. Po kilku latach zabiegania o dziecko, kiedy poczuł że maluch olewa go całlkowicie spasował, i nie dziwie się jemu. Ale spójrz gdyby miał calkowicie gdzieś starszego nie pilnowałby go z lekcjami, nie tłumaczyłby mu matmy. A pytałaś kiedyś syna dlaczego tak się zachowuje w stosunku do ojczyma??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×