Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

dlaczego nie adoptujecie

Polecane posty

Gość gość
Adopcja to strasznie trudna sprawa, człowiek z natury jest egoistą i ciężko mu się zarówno do kogoś "dopasować" jak i kogoś bezinteresownie pokochać, kochamy biologicznie obcych nam ludzi za coś, nigdy bezinteresownie i często te więzi się zmieniają pod wpływem czasem błahych sytuacji, zmieniamy koleżanki, partnerów itp. a dziecko z adopcji to jest odpowiedzialność, za kogoś OBCEGO, odpowiedzialność przynajmniej do pełnoletności, a przydałoby się i później wsparcie i miłość, mimo wszystko. A to nie są tylko słodkie chwile, ale też problemy, pyskujące dziecko w swoich "okresach" dojrzewania, kaprysy itp. nie wiadomo kim ten mały człowiek się okaże w wieku nastoletnim, biologiczne też nie, ale to właśnie ta biologia często nas przy nim trzyma i wybacza za nas różne rzeczy temu dziecku i pozwala dalej kochać. Człowiek to taka bestia, któa lubi zwalać winę na innych a wsobie rzadko ja widzi, dlatego dziecko adopcyjne w kryzysowych momentach moze być jak "po co ja sobie wzięłąm ten cieżar na głowę? moje może by takie nie było, pewnie to geny, może jakbym adoptował inne byłoby lżej, lepiej..." ja bym sie obawiała takiej swojej reakcji, dlatego nigdy nie wezmę odpowiedzialności za cudze dziecko! Swoje to co innego, nawet jakby było gorsze, chorowało, było niegrzeczne... to ja w połowie, ja je urodziłam, to przeze mnie jest na świecie, opiekuję się nim, jest mi bliskie biologicznie. Człowiek PRAWIE zawsze obcych biologicznie ludzi kocha, lubi, toleruje dopóki tamten nie sprawia problemów, chyba, że przeprosi i spróbuje się zmienić, wyjątkiem może być mąż bo tutaj znowu - przysięga małżeńska, ale też do pewnego stopnia... są i samarytanki, ale to mniejszość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość testticcountti1970ygdvk
A ja adoptowałam. I urodziłam swoje. I coś Wam napiszę z autopsji. Kiedy byłam w ciąży czekałam oczywiście na dziecko, kochałam je od momentu, kiedy dowiedziałam się, że istnieje. Przy adopcji, również czekałam na dziecko i również kochałam je od momentu, kiedy zdecydowałam się iść tą drogą. Mowa o genach wzbudza we mnie pewien rodzaj buntu, ale nie będę tu wnikać. Kobieta pragnąca dziecka musi przede wszystkim odpowiedzieć sobie na pytanie, czy dziecko adopcyjne będzie JEJ, czy pokocha je bezwarunkowo i uzna za SWOJE. To inteligencja emocjonalna pozwala nam na pełną akceptację sytuacji. I moje dziecko adopcyjne jest MOJE, ja je wychowuję, uczę zasad moralnych i kształtuję. Tak samo jak biologiczne. I akceptuję je takim jakie jest - bez względu na wszystko. Nigdy, przenigdy nie przyszło mi na myśl, że biologiczne było lepsze/ładniejsze/mądrzejsze/ zdrowsze itp. Nie generalizujcie proszę, bo nie wszystkie dzieci mają RAD ani FAS. A jeśli kobieta idzie drogą adopcji i mówi o dziecku "cudze" to moim zdaniem pomyłka. Jasne http://dnld.us/u

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
balabym sie obciazen genetycznych, bo teraz nie ma sierot, jak kiedys - wojennych np. oddaje dzieci i głownie patologia. Dzieci oczywiscie niewinne, ale ja sie nie czulabym na silach. Uwazam, ze zbyt lekko mowi sie - urodz i oddaj, tyle ludzi czeka. Przeciez to dla biologicznej matki, jesli ma sumienie, trauma i niepokoj do konca zycia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko a dlaczego ty nie adoptujesz dzieci??? jesli masz swoje to i tak nic nie stoi na przeszkodzie zeby adoptowac cudze...dlaczego nie adoptujesz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie można przekonywać ludzi do adopcji. Tego same one muszą chcieć. Nie da się naprawić całego zła na tym świecie. Człowiek, który adoptuje dziecko musi się nad tym dobrze zastanowić, zaakceptować to i zrozumieć co się z tym wiąże. Ja od kiedy byłam nastolatką żyję z myślą, że kiedyś zaadoptuje dzieciaka (jeśli warunki mi na to pozwolą), ale nie każdy się do tego nadaje. Boję się jednego, jak już wejdę do tego domu dziecka i zobaczę je tam wszystkie to będzie mi cholernie przykro, że nie mogę wziąć ich wszystkich. Każdy człowiek zasługuje na miłość rodziców, nie ważne czy biologicznych czy nie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Adoptowałam. Kocham moją córkę jakbym ją urodziła. Jest bystra, zdolna i podobna do mnie:) Miała 4 lata w momencie adopcji więc już pewne sprawy były wiadome (ewentualne wady wrodzone, autyzm itp). Jest nasza, moja, męża i całej rodziny. Straciłam ciąże wczesne i w 32 tc. Nie chciałam już ryzykować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
moja siostra tez adoptowała z meżem maleńkie dziecko. skarb ten scalił całą naszą rodzinę i dał nam tyle radości , ze nie macie pojecia. jest to chyba najbardziej kochane dziecko na świecie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
napiszcie jak wygląda proces adopcyjny co jest w nim takiego strasznego czemu ludzie się tego boją i co to znaczy że jest restrykcyjny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ogóle nie wspominam procesu adopcyjnego jako restrykcyjnego, przeciwnie. Cały proces od zgłoszenia do pozwania małej trwał rok i 3 miesiące, potem po miesiącu była już w domu. Najpierw masa dokumentów, spotkania z pedagogiem, psychologie, testy, wizyta domowa i kwalifikacje na szkolenie - 3 miesiące - potem kwalifikacje do adopcji. Miła atmosfera, wszystkie pary dostały kwalifikacje, 3 już mają maluchy, dwie jeszcze czekają. W końcu mamy dziecko i jesteśmy mega szczęsliwi (pisałam o utratach ciąży wyżej). Niczego bym nie cofnęła i nie zmieniła w córeczce, jest moja, nasza i całej rodziny. Wie, że jest adoptowana ( na swój sposób) co może nieco ułatwia sprawę. Nikogo nie zachęcam ale i nie zniechęcam, po prostu po naszych bardzo trudnych i bolesnych przejściach ten temat był prosty i niezwykle łatwy do zaakceptowania. Ps. nie wykluczamy kolejnej adopcji. nie wykluczany ciązy:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mnie się wydaje, że proces formalny jako taki nie jest ani restrykcyjny, ani uciążliwy. Trzeba zebrać trochę zaświadczeń, przejść testy psychologiczne i postaw rodzicielskich. Ale dla normalnego, zdrowego psychicznie człowieka to pestka. Problem jest w niektórych wymaganiach niektórych ośrodków. Bo tak naprawdę warunki do bycia rodzicem adopcyjnym to: - minimum 21 lat i maximum 40 lat w przypadku adopcji niemowlaka (różnica między dzieckiem a rodzicem musi być max 40 lat) - stałe dochody - odpowiednie warunki mieszkaniowe przy czym niekoniecznie osobny pokój dla dziecka musi być - brak nałogów - brak chorób uniemożliwiających opiekę nad dzieckiem, w tym psychicznych - może być osoba samotna lub małżeństwo Tylko że ośrodki wprowadzają własne kryteria, np. minimum 5 lat stażu małżeńskiego (związek może trwać 15 lat, ale jak nie ma 5 lat małżeństwa to wypad), maksymalnie 34 lata w przypadku niemowlaka, minimalne dochody 2000 na osobę w rodzinie po adopcji (czyli minimum 6000 na 3 osoby, 8000 na 4 osoby, itd), osobny pokój dla każdego dziecka, itd, itp. Są przypadki, że odmawiano ludziom kwalifikacji, bo np. jedno z małżonków miało ojca alkoholika. To nic, że oboje nie piją, są fajnym małżeństwem i porządnymi ludźmi. Ale ojciec alkoholik i wypad. Albo przypadek że ludzi odrzucili, ponieważ członkowie rodziny byli niechętni adopcji. Albo ludzie chcieli adoptować, ale nadal leczyli niepłodność. Tak że nie jest to kwestia samej procedury, ale wymysłów pań z ośrodków. Przy czym panie z ośrodków dość często mijają się z prawdą w zakresie zdrowia proponowanego dziecka i zatajają informacje np. o chorobach dziedzicznych, chorobach psychicznych rodziców biologicznych, faktycznym stanie dziecka. Jakby chciały na siłę upchnąć dziecko w rodzinie. Upchną, adopcja przyklepana, one swoją robotę skończyły, teraz rodzice adopcyjni niech się martwią. A ludzie nieprzygotowani, szok, niedowierzanie, często trauma i zamiast szczęścia zniszczone życie rodziców i dziecka. Poza tym w większości ludziom ciężko pokochać "cudze geny". I zawsze czai się ta myśl - ono kiedyś znajdzie swoją biologiczną rodzinę i powie, że nie jestem "prawdziwą mamą", "prawdziwym tatą". Ogólnie adopcja jest bardzo trudną decyzją i tak naprawdę niewiele osób jest na nią rzeczywiście gotowych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wspolczuje kobietom (parom), ktore z przyczyn zdrowotnych nie moga miec wlasnych dzieci. To ich decyzja : starac sie o ciaze z duzym nakladem sil i srodkow, starac sie o adopcje - kazda opcja to okreslone trudnosci, korzysci, ryzyka, koszty. Co do kosztow jednak : w sytuacji gdy NFOZ nie ma pieniedzy na wiele niezbednych, ratujacych zycie lekow czy zabiegow - czy sluszne jest pomaganie w zajsciu w ciaze za spoleczne pieniadze ? Jest to choroba ktora nalezy leczyc (za pieniadze NFOZ) czy zdrowotne utrudnienie zycia, osiagniecia wlasnych celow ? Operacje kosmetyczne, tabletki na potencje - to wszystko jest dostepne, ale za wlasne pieniadze. Gdzie nalezy umiescic tu chec zajscia w ciaze, ktore to zyczenie niestety ze wzgledow zdrowotnych nie spelnia sie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Co do kosztow jednak : w sytuacji gdy NFOZ nie ma pieniedzy na wiele niezbednych, ratujacych zycie lekow czy zabiegow - czy sluszne jest pomaganie w zajsciu w ciaze za spoleczne pieniadze ? Jest to choroba ktora nalezy leczyc (za pieniadze NFOZ) czy zdrowotne utrudnienie zycia, osiagniecia wlasnych celow ? xxxxxxxxx Jako osob, która nie może mieć dzieci biologicznych, a więc nie stojąca z boku tylko ktoś, kto bardzo dokładnie wie jak to jest i jak to boli, jestem PRZECIWKO refundacji kosztów wszelkich zabiegów typu in vitro, inseminacja, leków, itp. Przykro mi, ale za te pieniądze można ratować życie i zdrowie ludzi (w tym dzieci!) już będących na świecie. Polska jest biednym krajem, więc pieniądze przeznaczone na dofinansowanie leczenia niepłodności oraz in vitro są tak naprawdę pieniędzmi odebranymi np. hematologii dziecięcej, kardiologii, onkologii, itd. Doskonale rozumiem ból osób, które nie mogą mieć dzieci choć bardzo chcą. Ale niestety, z punktu widzenia ogółu społeczeństwa, ważniejsze są inne wydatki. Kiedy będziemy tak bogatym krajem jak Norwegia czy choćby Niemcy, proszę bardzo, refundacja in vitro dla każdego. Na dziś - nie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jestem szczera
A ja nie chcę dziecka po pijakach, ćpunach i tu nie chodzi o geny tylko o tryb życia biologicznych rodziców. Nie wierzcie w ściemy o dzieciach studentek i zamożnych karierowiczek które zmuszone sytuacją życiową lub wygodą oddały dzieci. To jest bujda na resorach. Dzieci z domów dziecka to są dzieci trudne, z problemami, schorzeniami. To jest ciężka praca. Dzieci te mają poważne problemy z podstawową nauką i skupianiem się, już nie mówię o innych brakach. No niestety takie dzieci to kłopot, a rodzice adopcyjni zostają sami sobie i nikt im nie pomaga. Podziwiam innych ale sama się na to nie piszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Adopcja to nie bułka z masłem. Uważam, że powinno się ją lepiej propagować, ułatwiać, pomagać rodzicom, którzy się na nią decydują. Doskonale rozumiem pragnienie posiadania własnego biologicznego dziecka - jest podobne do rodziców, nikt nie sprawdza czy dana kobieta i mężczyzna nadają się na rodziców tego dziecka, nie przeprowadza skomplikowanych i często upokarzających procedur weryfikacyjnych. Znam dwie pary, które zdecydowały się na adopcję. Pierwsi czekali 2 lata na to, żeby dziecko zamieszkało z nimi, dziewczynka pomimo tego, że jest mała nabawiła się już różnych zaburzeń z powodu przebywania w ośrodku. Druga para miała więcej szczęścia - po roku zabrali małą do domu. Wcześniej mogli ją odwiedzać i oswajać ze sobą. Znajomi wspominają schody, kłody i ogólne załamanie związane z procedurą adopcyjną (ośrodki argumentują, że jeżeli komuś naprawdę zależy na dziecku może wiele znieść ( niestety mniej odporne osoby mogą się załamać i zniechęcić, choć mogli by być dobrymi rodzicami...))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jeżeli od chcących adoptować Państwo wymaga 2 tys. na osobę w rodzinie i osobnego pokoju dla każdego dziecka, to niech Państwo nie robi z gęby cholewy, będzie konsekwentne i dopłaci nam wszystkim, abyśmy mieli po te 2 tys. na głowę i wyrówna warunki mieszkaniowe! czyli jeżeli ja mam mieszkanie 2 pokojowe i zarabiam łącznie z mężem 4 tys., to nie mam prawa urodzić dziecka? bo nie mam 3 pokoi i 6 tys. dochodu. Ok, to dlaczego mops pomaga tylko tym mającym poniżej 572 zł na osobę???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jeżeli od chcących adoptować Państwo wymaga 2 tys. na osobę w rodzinie i osobnego pokoju dla każdego dziecka, to niech Państwo nie robi z gęby cholewy, będzie konsekwentne i dopłaci nam wszystkim, abyśmy mieli po te 2 tys. na głowę i wyrówna warunki mieszkaniowe! czyli jeżeli ja mam mieszkanie 2 pokojowe i zarabiam łącznie z mężem 4 tys., to nie mam prawa urodzić dziecka? bo nie mam 3 pokoi i 6 tys. dochodu. Ok, to dlaczego mops pomaga tylko tym mającym poniżej 572 zł na osobę??? Całkowicie się zgadzam z tą opinią. Skoro Państwo uważa, że na wychowanie dziecka adopcyjnego potrzeba 2 tys. miesięcznie, to jednocześnie uważa, ze dzieci nieadopcyjne, żyjące za mniejszą kwotę, są gorsze od adopcyjnych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jak to możliwe, ze urzedniczki z osrodka adopcyjnego mogą zataić choroby dziecka? czy ja nie mam wglądu w jego dokumentację medyczna? Przecież mam być matką i ma prawo znać choroby dziecka!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
osoby wyżej maja rację, ukrywanie stanu zdrowia dziecka ewidentnie wygląda na wciskanie kota w worku. Niby wymagają odpowiednich dochodów, a nikt mnie nie pyta, czy mi wystarczy jeszcze na kosztowne terapie. Mam wziąć dziecko i radzić sobie sama, a może założyć fundację...Co innego, jeśli świadomie chcę chore dziecko i znam koszty leczenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Na temat ukrywania przez ośrodki adopcyjne chorób i problemów dzieci: panie urzędniczki w ośrodkach często wychodzą z założenia, że jak ktoś chce mieć dziecko, a nie może mieć biologicznego, powinien przyjąć JAKIEKOLWIEK dziecko. argumentacja jest taka, że jak się rodzi to się też nie wie. opakowane pięknie w prawa dziecka do opieki, w otwartość rodziców adopcyjnych, która jest miarą gotowości do adopcji, bla bla bla A tak naprawdę chodzi o to, ze panie są rozliczane przeprowadzonych adopcji. Łatwo policzyć ich "pracę". Jeśli w Polsce przeprowadza się ROCZNIE 2500-3300 adopcji (dane różne, zależne od źródła), a pani dyrektor OA chwali się w prasie " W zeszłym roku udało nam się przeprowadzić aż 44 adopcje, a naszej filii w T. 33"... Zastanówmy się. 44 adopcje W CIĄGU ROKU to dla pani kierownik AŻ. Czyli to 3-4 adopcje MIESIĘCZNIE. Jaja sobie robią? W OA pracuje co najmniej 4 osoby - psycholog, pedagog, kierownik, sekretarka. Każda z nich pracuje 40 godzin tygodniowo, łącznie 160 godzin tygodniowo, czyli jakieś 600 godzin miesięcznie. I w czasie tych 600 godzin max 4 adopcje? Tak się składa, że przeszłam szkolenie, mam adoptowane dziecko i powiem Wam, że oni w tych ośrodkach siedzą i pierdzą w fotele. Praca im spada z nieba, dosłownie. Informacje o dzieciach do adopcji DOSTAJĄ. Ludzie chcący adoptować sami przychodzą. A urzędnicy siedzą i czują się bogami. Jakość ich pracy widać w ilości adopcji, w ilości nieudanych adopcji (ale o tym się nie mówi). Od 2010 roku działa koalicja OA. Lobby, które chce na przykład zakazać przeprowadzania adopcji ze wskazaniem. Dlaczego? Ano dlatego, że: - takich adopcji nie może sobie w swoje statystyki wrzucić, - to są niemowlaki, przeważnie zdrowe, na które u nich (w OA) ludzie czekają w kolejkach latami, a oni tym ludziom nie mają co zaproponować, bo skoro para pisze, że chce dziecko do 12 miesięcy, a w DD same starszaki, to co mają ludziom powiedzieć? A ponieważ dzieci rodzi się coraz mniej... Wciskają ludziom kity o dzieciach, ukrywają problemy, w nadziei, że nawet jak się ludzie dowiedzą (w DD, od rodziny zastępczej) to po spotkaniu z dzieckiem będzie im głupio powiedzieć "rezygnujemy" albo/oraz przestraszą się, że się "panie obrażą" i już więcej żadnego dziecka nie zaproponują. To nie przepisy prawa są złe i głupie, ale niektórzy ludzie pracujący w OA. Nie bez powodu niektóre kraje wolą zrezygnowały z umów adopcyjnych z Polską. Np. Norwegia nie prowadzi adopcji z Polski, ponieważ jakość procedur (czyli np. wiedza o dzieciach) absolutnie nie spełnia kryteriów. Za to np. adoptują tam dzieci z Filipin. Bo tamtejsze ośrodki adopcyjne działają jak należy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
znam rodzinę, najpierw adoptowali jedno dziecko, po kilku latach drugie a kiedy kobieta była sporo po 40 zaszła przypadkowo w ciążę :) czytałam kiedyś książkę pewnego naukowca, wychowywał się z rodzeństwem tak jak on adoptowanym, jak i tym, które narodziło się tej parze, twierdził, że kochał tak samo rodziców jak i siostry, chciał poznać swoich biologicznych rodziców i biologiczne rodzeństwo /też siostra/ bo miał taką wewnętrzną potrzebę, Udało mu się to, gdy był już dorosły. Nie zmieniło natomiast to tego, że najważniejsi byli ci co go wychowywali, ich najbardziej kochał. W życiu można obdarować miłością wiele osób, nie należy być też zazdrosnym. Zawsze wzruszają mnie historie ludzi, którzy naprawdę potrafią pokochać innych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
czy to prawda z tymi 2 tys. na osobę? jeśli taki jest prawnie usankcjonowany koszt utrzymania dziecka, to czemu Państwo nie dopłaca do KAŻDEGO dziecka???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czy Wy potraficie czytać? Zostało napisane że w NIEKTÓRYCH ośrodkach pracownicy WYMYŚLAJĄ dodatkowe kryteria które NIE SĄ ZAPISANE w żadnej ustawie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aramintham1973kzdui
Ja kuedyś myślałam o adopcji dziecka, choć mam biologiczne. Niestety 90% z nich ma FAS, a praktycznie 100% RAD. Nie wiem, czy potrafiłabym pokochać cudze dziecko z takimi problemami . Co innego jak problemy się ptrzytrafią z rodzonym dzieckiem, a co innego pakować się świadomie w dziecko z dużymi problemami. Jasne http://rkt.us/d

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość congyouramoun1973rbhdm
Trudna sprawa . Ludzie rozpaczliwie chcą swojego . Ponadto boją sie niewdzięczności adopcyjnych tego że moga być z patologii. Jasne http://irclnk.it/31

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja też chciałam swojego, tak rozpaczliwie, jak to ktoś napisał przede mna. Tylko z tej rozpaczy nic nie było poza wizytami lekarskimi, utratami ciąż, rozpacz goniła rozpacz.... A teraz się usmiecham ja, mąż, cała rodzina i nasza pannica. Nie wiem co przyniesie przyszłość ale kiedy budzę się z uśmiechem i widzę radośc naszej rodziny i małej - wiem, że było warto.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×