Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość YQwalsky

Fantazja dla Beaty albo Ritty36

Polecane posty

Gość YQwalsky

Jakiś czas temu obiecałem, że opiszę Twoją fantazję. Trochę to trwało, ale tekst już jest gotowy. Oto początek: Beata biegała regularnie i fakt, że była na wakacjach, niewiele zmieniał. Lubiła ruch, bo dzięki temu mogła zadbać o figurę, no i podobało się jej to zmęczenie, jakie następowało po wysiłku. Gdzieś przeczytała, że wydzielają się wtedy endorfiny, zwane hormonami szczęścia, i bez wątpienia coś w tym było. Pewne zmiany jednak były. Przede wszystkim przed wyjazdem biegała nieco szybciej i dłużej niż obecnie, aby zlikwidować niepotrzebne fałdki tu i tam. Generalnie bowiem, jak większość kobiet – tu uczyniła zastrzeżenie w myślach: poza takimi, którym nie chce się dbać o siebie – nie przepadała za sytuacją, kiedy gumka w majtkach od kostiumu wpija się odrobinę w zbyt miękkie ciało. I udało się jej, teraz wyglądała naprawdę dobrze. Natura dała jej długie nogi, była także wysoka, a długie ciemne włosy przyciągały spojrzenia. Nawet wtedy, kiedy nasilała się jej tendencja do przybierania na wadze, z którą walczyła bieganiem. Teraz, dzięki zwiększonemu wysiłkowi przed wyjazdem, udało się jej zapanować nad skłonnością do zaokrąglania się. Teraz już nie musiała spalać tyle kalorii co wcześniej i tak mocno się pocić. Była bardziej wspaniałomyślna dla siebie i czasem, gdy miała ochotę, zwalniała do powolnego truchtu albo wręcz przechodziła do nieśpiesznego chodu. Robiła tak przy dłuższych trasach, a dzisiejsza właśnie taka była. Wyprawa na półwysep Lisi Ogon zajęła jej więcej czasu niż się spodziewała i pochłonęła sporo energii. No właśnie – zmieniło się także miejsce. Na co dzień biegała po swoim Trójmieście, znanymi uliczkami i ścieżkami w parku. Jako że tras dla biegaczy nie było aż tak wiele, z czasem poznała je wszystkie tak dobrze, że często pędziła na pamięć. Tutaj jednak wszystko dookoła było nowe, a na dodatek Beata za każdym razem wybierała inną drogę. To dodatkowo ją spowalniało, jako że ciągle rozglądała się wokół, chcąc nasycić oczy mazurskimi krajobrazami i nacieszyć się tym pierwszym od chyba 10 lat urlopem. Potem opowiadała mężowi o miejscach, do których mogliby się wybrać, ale on, jak zwykle pochylony nad laptopem, tylko kiwał głową. Na początku jeszcze wyrażał obawę, żeby nie trafiła na jakiegoś zboczeńca czy dzikie zwierzę, ale później przestał. Najwyraźniej uznał, że skoro zawsze wracała z biegania w Trójmieście, będzie wracać i tutaj. Zastanawiała się, czy powiedzieć mu o półwyspie? Kiedy zdecydowała się na tę trasę, miała nadzieję, że droga będzie biegła albo brzegiem jeziora, albo przynajmniej na tyle blisko, że poprzez pnie będzie można dostrzec niebieską taflę. Tymczasem praktycznie przez cały czas podążała poprzez zwarty las, w którym już powoli zaczynało zmierzchać. Kiedy ze dwa razy wybiegła na jakąś łąkę czy polanę, była wręcz zaskoczona, że jest tam tak jasno. Potem, gdy droga znowu zbaczała do lasu, żegnała złote światło z żalem i lekką obawą. Chyba w każdym człowieku tkwi ukryty strach przed ciemnym lasem. To atawizm, pochodzący z czasów, kiedy puszcze były ogromne i pełne dzikich, niebezpiecznych zwierząt. W nocnym czy nawet wieczornym lesie nawet faceci czują się niepewnie, a Beata była kobietą. Dla niej zagrożeniem były nie tylko zwierzęta. Nawet w Trójmieście, gdy biegała, czasem – choć na szczęście rzadko – łapała spojrzenia, od których robiło się jej zimno. Wtedy najczęściej rezygnowała z dalszego wysiłku i najkrótszą, o ile prowadziła przez ludne ulice, trasą wracała do domu. Tutaj jednak wokół nie było nikogo, więc gdyby trafił się ktoś bardzo nieprzyjemny, nie mogłaby liczyć na żadną pomoc. Wszystko zależałoby tylko od jej szybkości i wytrzymałości. Mimo to odkąd tu przyjechała, wybierała do biegania właśnie takie, bardziej odludne okolice. I choć czasem czuła jakąś lekką obawę, trzymała się tej zasady. Oficjalnie dlatego, że dzięki temu zwiedzała tę część Mazur, ale tak naprawdę Beata lubiła ryzyko. Nie jakieś ogromne, o nie, lubiła ryzyko dopuszczalne, powiedzmy, parę kropel potrzebnych do tego, aby życie miało bardziej wyrazisty smak. Takie ryzyko jak to teraz, kiedy truchtem przebijała się przez coraz ciemniejszy las. Być może gdzieś tam, między drzewami, krył się ktoś, kto przyglądał się jej teraz i zastanawiał… Beata zerknęła w lewo. To było jedno z tych spojrzeń, które kieruje się ku miejscu, gdzie ktoś patrzy. Takie przynajmniej miała wrażenie, choć oczywiście nie dostrzegła nikogo pomiędzy ciemnoszarymi pniami i prawie czarnymi zaroślami. Odwróciła głowę i spojrzała przed siebie – jasna plama na końcu tunelu stworzonego przez rozrośnięte drzewa oznaczała, że za chwilę znajdzie się na polanie czy też łączce. O ile dobrze pamiętała, to była ostatnie takie odkryte miejsce przed Grzybowem, do którego wracała. Później jeszcze kawałeczek przez las i wkrótce znajdzie się w domku, w którym spędzali wakacje. Przyspieszyła, aby oddalić się od miejsca, gdzie opadło ją to dziwne wrażenie, że jest obserwowana. Kolejne metry lasu pozostawały za nią i już miała wypaść na łąkę, kiedy coś przed nią przykuło jej wzrok. Było to ciemne, z tej odległości wydawało się całkiem małe, i chyba zbliżało się ku niej. Po kilkunastu metrach zorientowała się, że widzi psa, który wybrał tę samą drogę co ona, i poczuła ulgę. Oczywiście, choć Grzybowo było miejscowością pełną domów i domków dla wczasowiczów, mieszkali tam także i miejscowi. I jak to bywało na wsi, tylko niewielu z nich dbało o to, aby psy nie kręciły się poza obejściem. Pies stanął, jakby zaskoczony jej widokiem, a później chyba warknął. Raczej zobaczyła to niż usłyszała, odległość miedzy nią a zwierzęciem była nadal znaczna, ale coś w zachowaniu czworonoga skłoniło ją do zwolnienia. Po paru metrach przeszła do chodu, a później stanęła. Spoglądali na siebie – ona na psa, pies na nią – przez minutę, może dłużej, a później czarne zwierzę powoli, z wyszczerzonymi kłami, ruszyło ku Beacie. Zastygła. Ktoś jej kiedyś powiedział, że ataku psa można uniknąć, jeśli pozostaje się w bezruchu, i dlatego znieruchomiała. Możliwe, że po prostu przestraszyła się. Czasem dochodziły do niej informacje z telewizji o dzieciach i dorosłych, pokąsanych przez psy, i teraz sobie o nich przypomniała. Byłoby fatalnie, gdyby jej umięśnione nogi zaczęły szpecić blizny po pogryzieniu. Ale brak ruchu wcale nie pomagał. Czarne, chyba pękate, chyba nabite twardymi mięśniami zwierzę zbliżało się, szczerząc coraz większe kły. Perspektywa – pomyślała Beata – płata figle. To, co z oddala wydaje się niewielkie i nawet sympatyczne, z bliska ogromnieje. Powiedzenie, że strach ma wielkie oczy, jest nieprawdziwe, bo w rzeczywistości ma ogromne zęby. Wtedy Beata usłyszała coś za sobą. I tak była napięta do granic wytrzymałości ścięgien, ale świadomość, że coś albo ktoś jest za nią, jeszcze wzmocniła ten efekt. Nie spodziewała się, że można tak boleśnie poczuć całe ciało. A i tak to był przedsmak tego, co poczuła chwilę później. Usłyszała bowiem kolejny szelest, już wyraźniejszy, a później coś za nią zawarczało. Bardziej wściekle, a przede wszystkim mocniej. To, co miała za plecami, musiało być większe niż zwierzę przed nią. Całość znajdziesz na blogu Brzydkie opowieści Mam nadzieję, że ta wiadomość do Ciebie dotrze. Adres mailowy okazał się bowiem nieaktualny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość YQwalsky
adres to brzydkieopowiesci blogspot com

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie zrozumiałam - to jest opowiadanie dla kogoś? No i gdzie tu erotyka?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×