Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Nienawidzi mnie ktoś kogo kocham i nie mogę przestać

Polecane posty

Gość gość

Może nie nienawidzi. Wtedy coś by czuł, a tak jestem mu po prostu obojetna. Nie jestem aniołem. Wiele mam na sumieniu. Nie zdrady, ale chwiejność emocjonalną i owszem. Z potulnej w sekundę zmieniałam się w diablicę, by za chwilę żałować. Mnie samej nie było lekko, co dopiero jemu. Nic mi nie obiecywał. Nawet powtarzał, że to tylko seks. Ale to trwało kilka lat. Mówił o mnie "moja dziewczyna", przywiązywał, zapraszał na imprezy rodzinne, na które nie chodziłam. Czemu? Sama nie znam odpowiedzi, bałam się? Być może. Nie czułam się jego kobietą? I tak i nie. Żyliśmy jak para, niemal mieszkaliśmy razem. Codzienne spotkania, noclegi to u mnie, to u niego. Zdarzyły się nawet wyznania miłości z jego strony. Nie brałam ich do końca na poważnie, bo nie wydawał się zdolny do takich uczuć. Seks często i wszędzie. Fakt, to nasilniej nas łączyło. A poza tym, spedzaliśmy mnóstwo czasu razem. Jezdzilismy na wycieczki w mieście, poza mistem. Na urlop, w odwiedziny do rodziny, znajomych...niemal każdego dnia razem. Żyliśmy jak para, nazywając się czule "kochanie" całując na powitanie i do widzenia. Kłocilismy się równie mocno. padały mocne slowa. Dwa ogromne temperamenty, dwie dominujące osobowości, moja nazbyt emocjonalna, jego chłodna. Nie był mi też wierny, choc o tym dowiadywałam się z reguły przypadkiem. To wtedy były te awantury, nie umiałam ufać, on niby obiecywał, ale nie robił nic by te zaufanie zdobyć. W końcu po wielu dramatach miedzy nami- rozstanie. Uciekłam. Wyjechałam z miasta. Ale nie mogłam znieść życia bez niego, choć ten pieprzył co się rusza. Wrociłam. Do miasta, nie do niego. Spotykalismy się jako nieokreślone coś, przynajmniej z mojej strony, z jego, jako koledzy. Nie spaliśmy od tamtej pory ze sobą. Aż pewnego dnia zajrzałam w jego telefon. Ta! Po takim czasie, zajrzałam. I wszystkie rzeczy, które mi mówił, wszystkie kłamstwa którymi mnie karmił, obietnice, których nie otrzymał wyszly na jaw. Byliśmy po winie. Wbiegłam do niego rzucając z miejsca w niego telefonem. Bezprawnie, ale tak smutna i rozczarowana, że nie umiałam inaczej. Wywiązala się kłotnia. Nie byłam bierna, ale moja siła była niczym w porównaniu do jego. Przewrócił mnie na ziemię, kopał. Długo mnie kopał. Potem po prostu połozył się spać. Obmyłam się z krwi i uciekłam. Z wściekłości wychodzą rzuciłam czymś o należało do niego. Zemsta? Nie wiem, złośc, rozczarowanie, wściekłośc. To mną przemawialo. Następnego dnia wydzwaniał. Nie chciałam rozmawiać. W końcu przyjechał. Najpierw skruszony, twierdził, że nic nie pamięta. Potem czymś w****iony zemolował mi mieszanie. W życiu nie bylam bardziej bezradna jak wtedy. tylko stalam i patrzyłam. Nie zatrzymywałam go, na odchodne rzucił, ze kiedyś mnie kochał. Ale nie kochał. Odwołał to kilka dni pozniej. Minęło pół roku. On zyje, pieprzy co się rusza, a ja? Ja się właśnie nie ruszam. Żyję w odrętwieniu, wciąż nie wierząc do czego doprowadziliśmy. Nie wierzę, że uda mi się z kimkolwiek, tym bardziej, ze mam już magiczne 3 z przodu. Czuję się winna, czuję się nikim. Obwiniam się o wszystko. Za chwilę i wy mnie obwinicie. Spotka mnie zapewne fala hejtu. chciałam tylko się wygadać, a może nwet nikt tego nie przeczyta...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mimo wszystko podniosę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×