Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Taka sytuacyjka z koleżanką uzależnioną od imprez.

Polecane posty

Gość gość

Długa to powiastka. Rok temu poznałam dziewczynę w dość przypadkowy sposób, która okazała się fanką klubów. Uwielbia imprezy i kiedy faceci komplementują ją drinkiem. Jest ładna, wysoka i szczupła. Ja nie wstydzę się swojego wyglądu, ale jestem zdecydowanie niższa (co w tej wesołej powiastce okaże się ważne później). Parę miesięcy wcześniej zerwałam kontakt z inną koleżanką, która też lubiła się zabawić, ale również pójść na zakupy, do kina, pogadać przy piwku bez parcia na imprezy. Bo i o to parcie chodzi. Owa dziewczyna ma gigantyczne pokłady energii. Gdybym ja miała tyle energii, to chyba już bym była prezydentem tego państwa. :P Uwielbia te energię spalać w tańcu, na rowerze, na rolkach, generalnie to chyba ma autentycznie nadaktywność psychoruchową. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie fakt, że zmuszała mnie do tańca w klubie. Bo i do klubów wszelkiego rodzaju chodziłyśmy mniej więcej co dwa tygodnie. Najprawdopodobniej chodziłybyśmy częściej, gdyby nie moja rosnąca niechęć do następujących rzeczy: - Przed imprezą tradycją stały się pogadanki trwające dwie godziny przy żarciu, winie i piwie. Tę część najbardziej lubiłam, nawet jeśli głównie chodziło o to, by ona się wygadała. Nigdy jednak nie mogło to potrwać chwilę dłużej, bo zawsze trzeba było iść do klubu, co stawało się przymusem, bo... - "Dance, dance, dance" Murakamiego. Dziewczyna ma literalnie obsesję na tym punkcie i - co najgorsze - nie chciała tańczyć sama. Musiałam być przy tym obowiązkowo obecna. I tu jest kwestia wzrostu. Jako że jestem niewysoka, noszę potężne obcasy. Nieważne jak wygodne by były, po około godzinie ciągłego ruszania się, chodzenia, tańczenia, skakania jak małpa i kuszącego wywijania się w najróżniejsze skręty, skłony i szpagaty przychodzi czas na ból. Wyrażenie "chodzenie jak po igłach" nie jest bynajmniej przesadą. Ból był absolutnie koszmarny, alkohol nieco go zagłuszał, ale tylko nieco. Z tego powodu moją ulubioną rozrywką stawały się ucieczki do toalety albo najbliższą kanapę, by doznać ulgi pod byle jakim pretekstem. Często dosiadali się faceci, którzy potrafili ze mną prowadzić całkiem ciekawe konwersacje. Ona była o to zła, bo wolała się ruszać, ale z jakiegoś powodu nie chciała sama. Ktoś mógłby powiedzieć, że mogłabym w klubie po prostu tańczyć na płaskich butach - próbowałam, serio. Wyglądam wtedy i czuję się jak krasnoludek pośród topoli dziewcząt, które albo opanowały sztukę tańczenia w szpilkach bez bólu, albo były naćpane, albo miały protezy od kolana. W grę wchodziły również opcje łączone. Ochroniarze klubów również patrzyli z pewną niechęcią na moje płaskie butki, zaś mężczyźni z drinkami mnie starannie unikali. - Alkohol. Prawie nie ma złotego środka - nie upijam się, jestem według owej dziewczyny za sztywna, upijam się - wychodzi ze mnie rozrabiaka albo śpioch. Częściej jednak rozrabiaka, która robi się agresywna i ma urwanie filmu. Nie będę przytaczać wszystkich moich wyczynów (brak w nich rozwiązłości - wręcz przeciwnie, wychodzi ze mnie prawdziwa Amazonka), ważne, że po odpowiedniej dawce, którą prawie zawsze przekraczam, nawet jeśli bardzo nie chcę, wychodzi ze mnie diabeł, który raz został wyrzucony i zbanowany z klubu. Do owego klubu powróciłam, ale moja przeszłość piekli i tak. Koleżanka wyraźnie wstydziła się moich przemian. Próbowałam różnych sposobów na to, by im zapobiec, wszystkie równie bezskuteczne. - Alkohol w wykonaniu dziewczyny. O ile ja się staję Furią, o tyle owa koleżanka w krótkich chwilach swego pijaństwa (bardzo szybko spala alkohol) stawała się Afrodytą. Przymilna, chwiejna i zadziwiająco otwarta na mężczyzn. Nie raz i nie dwa, zanim ja się upiłam (u mnie alkohol działa jak bomba z opóźnionym zapłonem), a także i pod koniec imprezy, musiałam jej pilnować i chronić przed samcami, którym wyjątkowo źle patrzyło z oczu. Nie to, że jestem skrajną feministką, ale śmiem wątpić, że facet, który chce ją odprowadzić do domu i u niej zostać na noc ma szlachetne intencje. Był to jednak pewien problem, gdy radośnie zdradzała im gdzie mieszka, jak się nazywa i że pracuje tak i siak. - Powroty z pola bitwy. Ona mieszka w dobrej lokalizacji, więc wystarczył jeden autobus i już, szast prast, jest w domu. Ja jednak mieszkam dalej i moje powroty trwają około dwóch godzin, włącznie z siedzeniem na zimnych przystankach. To pamiętam najlepiej. Zimno i do domu daleko, stopy pieką, alkohol miesza w głowie, przyczepiają się dziwne typy i, to najgorsze, chce się spać. Nie raz zdarzyło mi się zasnąć w autobusie i impulsywne wysiąść na niewłaściwym przystanku - potem docierało do mnie, że mogłabym po prostu pojechać do końca trasy i z powrotem na odpowiedni przystanek. Ale, wiadomo, alkohol. - Kac. Jeśli szłyśmy na imprezę, to ja praktycznie nie miałam weekendu. Sobota bowiem była dniem zakupów domowych i przygotowywania się na imprezę, a niedziela czystą męką. Ból całego ciała, nieprzyjemna lekkość głowy, wymioty. Prawie zawsze. Chyba tylko raz nie miałam kaca po porządnym piciu i do dziś głowię się, jak to było w ogóle możliwe. Generalnie to żal mi jest tej znajomości, bo to fajna dziewczyna, ale mam też świadomość że poza klubowaniem jej żadna inna forma koleżeństwa nie interesuje. Odczuwam w stosunku do niej pretensje z powodu wyżej wymienionych rzeczy, mam też żal o to, że ostatnio jak się wywinęłam, to powiedziała, że popsułam jej plany. Wiem, że sama nie jestem prosta w obsłudze, zniszczyłam jej po pijaku sporo rzeczy typu puder lub pomadka, czas teraz poświęcam chłopakowi, umiałam go poświęcić i jej, i jemu, ale wolałam być z nim, bo nie czułam tego chorego przymusu. Jest troskliwą dziewczyną, ale jednocześnie zdaje się być nieco dziecinna w swym egoizmie. Też jestem dość egoistyczna, ale wytrzymywałam sporo tych imprez, by była zadowolona. Ja pracuję 5-6 dni w tygodniu, ona 3, więc i inaczej rozkładał nam się czas. Teraz czuję się jedynie narzędziem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czy ktoś czuje się na tyle mężny, by przeczytać tę ścianę i mi coś doradzić? Bo mam dylemat. :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a nie prościej jej to wszystko powiedzieć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
I jaki masz tu dylemat?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jak wspomniałam, jest dosyć...dziecinna. Jeśli jej to powiem, istnieje szansa na to, że jej reakcja będzie taka: jak ci się nie podoba, to sobie idź. Miałam raczej nadzieję na jakieś sprytniejsze rozwiązanie, które widzi ktoś postronny, tak by wilk był syty i owca cała. I nieważne kto wilkiem, a kto owcą. :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeszcze nic nie wymyslilam dla Ciebie,ale pomysle. Ale z ciebie tez od c***a aparatka widze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A co oznacza "aparatka"? :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Alaratka-wesoła dziewczyna

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A. Dzięki. :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przebrnąlem przez tą ściane. Twojej kolezance przydał by sie porządny reguarny seks żeby spożytkowac swoją nadaktywność. Nastepnym razem nierob jej za ochroniarza, niech ją ktoś przeleci porządnie to zobaczysz roznice

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×