Granice wolności

Moja TŻ i ja spieramy się w pewnej kwestii. Kto ma rację? Sytuacja : w pracy u mojej TŻ postanowiono urządzić wieczór integracyjny. Wyjście na kręgle + jakieś piwko na miejscu. Gdy była na tych kręglach rozmawialiśmy chwilę przez tel, prosiłem żeby nie zasiedziała się za długo bo czekam na nią, a chcę się położyć.Rozłączyła się, nie odpowiadając. Od tej pory nie można już się było do niej dodzwonić. Ok 22.30 przyszedł sms, że idą zgraną paczką na domówkę do koleżanki i będzie w nocy. Ok. 1.00 przyszedł sms, że będzie rano. Rano jej nie było.Wróciła dopiero po pracy. Muszę dodać jeszcze, że na imprezie był też kolega, o którego toczymy spór od ponad 3 miesięcy, ponieważ spędza z nim sporo czasu, zwierza się i niezbyt podoba mi się ich kontakt.Ona twierdzi, że to tylko fajny kolega i absolutnie nic.Ja czuję niepokój i zazdrość. Jej ocena : miała do tego prawo, chciała się "zresetować", nie zrobiła tam nic złego, nawet nie piła za wiele.Sytuacja mieści się w normie. Moja ocena: naruszyła elementarne zasady w związku, tak się nie postępuje, sprawiła mi dużą przykrość. Jak oceniacie tę sytuację? 1- akceptowalna, jest ok 2- trochę słabe, ale można przymknąć oko, nic strasznego 3- no nie, nie powinna tak postępować 4- zdecydowanie nie, naruszyła podstawowe zasady

2

Wkurzyłabym się, gdybyś mi kazał wracać do domu, bo chcesz się położyć, kto Ci bronił? Wychodzi tak co weekend? Nie ma prawa bez Ciebie wyjść z znajomymi z pracy?

Widać że to zazdrosna baba pisała

Czemu baba? Facetów też takich nie brakuje, którzy chętnie swoje TŻ widzą w roli niewolnic a jak już taka niewolnicą się stanie to.... "hulaj dusza, piekła nie ma!"