Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

co zrobić gdy cudze dziecko mnie okrada ?

Polecane posty

Gość gość

witam. Mam problem. Proszę powiedzcie co myślicie. Mieszkamy z mężem w domu, od kilku lat przychodzi do nas i do naszych dzieci córka sąsiadki - ma 10 lat. Bawi się z naszymi dziećmi, często u nas przebywała, gdy jej mama była w pracy itp. Traktowaliśmy ją jak członka rodziny. Właśnie TRAKTOWALIŚMY. Od samego początku mieliśmy problem z nauczeniem jej, że gdy przychodzi do nas to ma pukać, dzwonić do drzwi ... nie robiła tego, wchodziła sobie kiedy chciała - sama. Mieszkamy w domu i często drzwi były otwarte na oścież np. w lato, żeby pies mógł swobodnie wychodzić. Okolicę mamy raczej bezpieczną, więc na klucz dom zamykany był tylko gdy nadchodził wieczór czy gdy gdzieś wychodziliśmy. Mieszka z nami teściowa. Ale do rzeczy. Jakiś czas temu z portfela zginęło mi 100 zł. Poukładałam fakty, że torba leżała w przedpokoju, córka sąsiadki - nazwijmy ją "Ania" była u moich chłopców - bawili się w chowanego i Ania za każdym razem chowając się udawała się do przedpokoju zamykając za sobą drzwi ... tego samego dnia zorientowałam się, że zginęły mi pieniądze. Gdy powiedziałam mężowi, że przypuszczam, że to Ania - powiedział że chyba oszalałam. Następnego dnia przyniosła moim chłopcom 30 paczek naklejek, pełno słodyczy. Mąż dalej nie wierzył, że to ona. Ale ja stwierdziłam, że trzeba coś z tym zrobić i byłam przekonana że to Ania. Poszłam do jej mamy. Powiedziałam o całej sytuacji. Powiedziała, że porozmawia ze swoją córką. Wspomniała również że jakiś czas temu Ania ukradła swojej kuzynce jakąś kwotę pieniędzy. Ania oczywiście się nie przyznała. A jej mama stwierdziła, że sprawa zakończona i nie poczuwała się ani do przeprosin ani do oddania pieniędzy. Sama porozmawiałam z Anią, wytłumaczyłam że źle zrobiła, mimo że się nie przyznała. jakiś czas Ania do nas nie przychodziła. Później znów zaczęła się pojawiać. W sobotę 12 grudnia robiłam z dziećmi pierniki. Przyszła do nas Ania. Na ręku miałam 2 bransoletki, które przeszkadzały mi w wyrabianiu ciasta - śmiałyśmy się że ciastka będą miały szlaczki od bransoletek. Zdjęłam je i na jej oczach położyłam na blacie w kuchni. W poniedziałek rano zanim poszłam do pracy chciałam je założyć, ale nie mogłam sobie poradzić z zapięciem, a mąż spał, więc stwierdziłam, że po powrocie z pracy mi je założy. Po powrocie z pracy zapomniałam o nich i gdy chciałam je założyć we wtorek po pracy już ich nie było. Pierwsze co pomyślałam, że to moje dzieci. Ale one powiedziały, że nie. Są jeszcze "głupiutkimi" dziećmi - w sensie mają 4 lata i gdy coś przełożą zawsze mówią gdzie coś schowali, zresztą po co im bransoletki ? ponadto powiedziałam, że jeśli znajdą bransoletki dostaną super wielkie auta. Powiedzieli, że nie brali. Później zrobiłam mini eksperyment i położyłam inne bransoletki w tym samym miejscu, chciałam żeby dzieci je sięgnęły - moje dzieci nawet nie dosięgną do tego miejsca. Wzięłam 2 dni urlopu, przeszukałam cały dom. Nigdzie ich nie znalazłam. Zaczęłam analizować. I znowu wszystko zaczęło wskazywać na Anię. po 1. widziała, że je odkładałam, po 2. wchodziła do nas kiedy chciała nie pukając, nie dzwoniąc. Teściowa ją 2 razy przyłapała u nas na piętrze, gdy nas nie było w domu, po 3. wcześniejsza historia z pieniędzmi. Powiedziałam o wszystkim mężowi, mąż znowu powiedział, że oszalałam. Bransoletki warte ok 1200 zł. Długo się zastanawiałam czy iść do matki dziewczynki. W końcu za rękę jej nie złapałam. Ale bransoletki nie dość że kosztowały nie małą dla mnie kwotę to jeszcze miały ogromną wartość sentymentalną. Poszłam. Reakcja sąsiadki ... oczywiście niedowierzanie. Powiedziała, że przeszuka pokój Ani i porozmawia z nią. Powiedziałam, że to nie są już żarty i że ja tego tak nie zostawię. Dałam czas - 3 dni. Nadszedł 3 dzień i tak jak myślałam ze strony sąsiadki żadnej informacji, pewnie dla niej nie ma sprawy. Poszłam. Wściekła. Wściekła również na sąsiadkę za jej podejście. Oczywiście usłyszałam, że Ania tego nie zrobiła, nie przyznała się, przeszukała jej pokój i nic nie znalazła. Więc pytam co dalej? Wzruszyła ramionami. Więc powiedziałam, że w takim razie idę złożyć zawiadomienie na policję. Wiem, straszne ! ale co robić ? nie można tak tego zostawić, przecież tu chodzi również o przyszłość tego dziecka !!! na to sąsiadka mnie zatrzymała i powiedziała, żebym najpierw zadzwoniła po znajomego policjanta - by przyjechał w mundurze - porozmawiał z małą, przestraszył ją, wyjaśnił konsekwencje - narazie nieoficjalnie. Zaprosiłam Anie do siebie i Najpierw sama porozmawiałam z nią. Oczywiście się nie przyznała. Tłumaczyłam, że szkodzi sobie, że będzie miała problemy. Wypierała się. Gdy usłyszałam jak mówi, ze ona nawet nie wie, że ja zdjęłam te bransoletki wiedziałam już że ewidentnie kłamie. Powiedziałam, że w takim razie dzwonię na policję. Poszła do domu i po chwili przyniosła mi 50 zł mówiąc że oddaje mi za tamte 100 zł, a drugą część odda mi po świętach. Czyli przyznała się do kradzieży tamtych 100 zł co do których wypierała się prawie pół roku. Dla mnie to był jasny sygnał, że w takim razie bransoletki również wzięła. Zadzwoniłam po kolegę, opowiedziałam wszystko. Przyszłą do nas Ania ze swoją mamą. Na początku się wypierała, później gdy usłyszała jakie będą konsekwencje, gdy zgłoszę sprawę oficjalnie na policję zaczęła mięknąć. Nie przyznała się. Stwierdziła, że potrzebuje czasu by wszystko przemyśleć. Ale co przemyśleć ? nasuwa mi się jedynie : jak je odzyskać bo komuś je dała albo co będzie lepsze przyznać się czy iść dalej w zaparte? po tych słowach mama Ani powiedziała, że jest już pewna, ze jej córka wzięła te bransoletki, policjant powiedział dokładnie to samo. Ania ma czas do jutra. Jeśli się nie przyzna nie wiem co mam robić ? z jednej strony nie chcę iść na policję, bo będzie miała niemałe problemy, sąd, kurator, w szkole problemy ale z drugiej strony to tak naprawdę dla jej dobra, przecież ktoś musi jej pomóc, by za jakiś czas nie okradła np. sklepu !! jest mi strasznie przykro, bo traktowaliśmy Anie jak członka rodziny ! Zaufaliśmy jej a ona nas okradała. do tego jestem wściekła na mamę Ani. za jej podejście. Jeśli nie zgłoszę sprawy na policję to ona nic z tym nie zrobi, nie pomoże swojemu dziecku. Zapomni o całej sprawie. Ewidentnie nie radzi sobie z wychowaniem swoich dzieci (ma ich trójkę). W głowie mi się nie mieści nawet fakt, że byłam u niej w piątek - dałam jej 3 dni na zrobienie czegoś a ona nawet nie raczyła mnie poinformować w wyznaczonym dniu co ustaliła. Gdyby moje dziecko coś takiego zrobiło to już pierwszego dnia był przetrzepała mieszkanie, porozmawiała ze swoim dzieckiem i to tak porządnie, a nie czekałabym cały weekend ! Przyszłabym do osoby okradzionej i chciałabym jakoś wspólnie znaleźć wyjście z sytuacji, ale z jej strony nie ma jak widać takiej potrzeby ! Pewnie nawet nie myśli, by oddać mi równowartość pieniędzy za bransoletki jeśli się nie znajdą. Proszę powiedzcie co zrobiły byście na moim miejscu ?? Jutro ma przyjechać mój kolega policjant - Ania ma przyjść z mamą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Trudna sprawą. Ja bym sprawy nie zgłaszała pod warunkiem,że matka odda kasę. I nigdy już bym jej nie wpuściła do domu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nawet jeżeli to prawda to masz pretensje do sasiadki ze jako matka nie traktuje swojego dziecka jak zlodzieja na twoje żądanie, bo ty to byś przeleciala dom i wyznaczonym trzecim.dniu stawila sie na komende i żądanie sasiadki, za reke nie zlapalas nie osadzaj prawda stara jak swiat, jak jestes taka mądra i pozjadalas wszystkie rozumy to sprowokuj taka sytuacje zebys mogla Mala zlapac na goracym uczynki zebys miala pewmosc a nie chodzisz po ludziach i im z córki robisz złodziejke bez dowodów w dodatku 10 letnia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
do kradzieży 100 zł też się nie przyznawała przez pół roku, a teraz się przyznała, to chyba o czymś świadczy ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a pozatym gdybym nie była pewna to nie osądzałabym kogoś bezpodstawnie ! za kogo mnie Pan/Pani ma ?? nie jestem nienormalna i nie oskarżam kogoś bez praktycznie 100% pewności. Myśli Pan/pani że to dla mnie łatwe ???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
wara polska k***o od dziecka! ono ma swoje europejskie prawa!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zachowanie matki - niepojęte. Niestety należałoby dokończyć sprawę, w sensie zgłoszenia - inaczej dzieciak będzie przekonany, ze sprawa zawsze "rozejdzie się po kościach". Zresztą - sprawę zawsze możesz wycofać później, chodzi o to, żeby napędzić jej solidnego stracha, a rodzicom - żeby zaczęli działać. Choćby z pomocą psychologa szkolnego. Inaczej to zbagatelizują. Zresztą - to nie kwestia kasy, a sentymentu. I rada dla was - furtkę/drzwi się zamyka, niepojęte jest dla mnie jak można żyć w taki sposób, że do domu wchodzi z ulicy dowolna osoba?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×