Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość kaaaaalaaka

on sie wypalil... a ja kocham!

Polecane posty

Gość kaaaaalaaka

Witam. Z moim partnerem byłam od dwóch lat, półtorej roku mieszkaliśmy razem. Tydzień temu zostałam poinformowana,że to koniec... Telefonicznie ale to akurat dlatego ze sama postawiłam tak sprawę,że jak się nie dowiem to nie wrócę z wyjazdu. Nasz związek uwazam za bardzo szczęśliwy i udany, faktycznie jestem osobą która czasami potrafi znaleźć problem tam gdzie go nie ma i tak się na niego zafiksowac,że później nawet trudno mi wyjaśnić o co chodzi.... Staram się nad tym od jakiegoś czasu panować i pracować,ale wracając do tematu... Mój partner od ponad miesiąca nie miał pracy, siedział w domu, nudził się przez co chodizl nerwowy. Ja również miałam ciężki okres ze względów zdrowotnych i niezadowolenia z pracy. Stało się tak,że bardzo zapetlilismy się w swoich własnych problemach i przestaliśmy tak prawdziwie rozmawiac. Mieliśmy założyć wspólnie firmę, ale w tym samym czasie mój ojciec zaproponował mu bardzo dobra pracę,ale musiałby na poczatke wyjechać na dwa miesiące, później tydzień w miesiącu. Zgodził się, wtedy ja stwierdzilam że skoro on bd miał coś swojego to firma ma być dla mnie... Zapomniałam tylko o tym,że on to uwielbiał... Tak byłam zapatrzona w to,że ja też chce... Mimo że mojemu partnerowi wychodziło to znacznie lepiej i się w tym spełniał. Dodam,że sprzęt na którym pracowalismy był mojego ojca. Zaczęła się jakaś chora walka o to... Nawet nie wiedziałam,że mój były miał w planach założenie własnej działalności w tym kierunku i dodatkowo powrotu do dawnej pracy. Podobno bal się ze mną o tym pogadać. Grudzień miał wiele niemilych chwil dla nas ,ale nie tylko... Na początku miesacac byliśmy na wycieczce,za wyjątkiem pierwszego dni kiedy dałam popis było super, naprawdę czułam się kochana i to samo ja czułam do niego, a to było miesiąc temu. Po powrocie było coraz gorzej. Sam jego widok przez jakieś trzy dni doprowadzal mnie do szalu,ale po bardzo dużej kłótni przeszło, wiadomo święta, prezenty... Przez moje problemy zdrowotne o których już wczesnjej pisałam,a mój partner o nich zapomniał i stąd wzięła się niechęć do niego wpadłam w wir zakupochilizmu. Nie kupowałam tylko sobie,ale i jemu na poprawę humoru. Tych prezentów było naprawdę duzo w ciągu ostatnich dwóch miesięcy kiedy to mój były miał problemy finansowe o których wiedzzialam, ale nie miałam pojecia,że sięgały aż tak bardzo dlatego po pewnym czasie zaczelo być mi przykro,że mój partner się nie stara. A on zwyczajnie, nie miał na to kasy. Często o tym mówiłam,że jest sknera,że jest mu szkoda kasy na mnie. W łóżku dogadywalismy się bardzo dobrze i było super, nawet w tym popierdzielonym grudniu było mnóstwo fajnych chwil o których on zapomniał. Swieta... Wigilia... Każdy u siebie. Pierwsze święto razem, wieczorem dwie h rozmów w aucie i myślałam,że właśnie to bd początek nowego początku... Myliłam się. Rano w drugie święto wyjezdzalam z rodzicami i miałam wrócić za dwa dni! Czułam się źle jadąc tam sama. Wieczorem kiedy on spędzał drugi dzień świta ze swoją rodziną i zzobaczył swojego brata z dziewczyna jak do siebie wzdychaja zaczął myśleć... Ze u nas tak już nie jest, że nie pokazuejemy sobie uczuć ( co nie jest prawdą) że on nie wiem czy mnie kocha... Ze sie wyprowadza, prosiłam żeby tego nie robił. Szybko wracałam pociagiem do domu. Był tam w stanie tragicznym. Nie jadł i nie spał dwa dni. Przez pierwszą godzinę nie dało się z nim normalnie pogadać. Później poczulam,że do niego dochodzę. Gadalismy kilka godzin o nas o tym o czym nie potrafiliśmy pogadać przez ostatni czas. Poprosił o kilka dni na ogarniecie się z tym, bo stwierdził że te myśli, te złe myśli tak sam sobie wbił do głowy ze nie potrafi się ich pozbyć. Wyszłam... Na drugi dzień wróciłam po parę rzeczy, byl znowu gadalismy ja płakałam on tez... Przytulil sie... Widzilaam że walczy sam ze soba,zabrałam parę rzeczy o po trzech przegadanych godzinach znowu wyszłam. Przewartosciowalo mi się całe życie, zobaczyłam ze naprawdę się zakrecilam ostatnio i gdyby nie jego decyzja nie widzialabym moich bledow, jego oczywiście tez. Wróciłam znowu w środę i znowu gadalismy. Spedzilsimy razem Sylwestera. Posprzatal, przygotowal. Obiecalismy sobie,że nie bd o nas gadać w ten wieczór. Siedzieliśmy graliśmy na karty, gadalismy było super naprawdę. O 24 ja złapałam doła bo nie byliśmy niby razem, nie mogłam go pocałować chciałam wracać do rodziców, ale stweordzil że przecież jest późno i ze nam zostać w naszym mieszkaniu. Polozylismy się razem do łóżka, w nocy nawet nie wiedział że się przytulil tak jak zawsze wtedy pierwszy raz od kilku dni poczułam się bezpiecznie. Nad ranem chciałam wyjsc,ale też poprosił żebym została zapytałam czy się może przytulić, uczyłam jego bicie serca, jak mu walilo i zasnelismy razem. Tak spokojne. Jak wstalismy to przyzal się ze ma mega probekm z tą kasa,że nic mu już w sumie nie zostało. Widizalm ten jego ból,ale pomóc sobie nie dal. Wstalsimy, ja złapałam doła że muszę wyjść więc zaczęłam się pakować, narastala we mnie złość i pakowalam coraz więcej tych rzeczy. Przyszedł poprosił zebym się z nim położyła i przytulila. Powiedział,że jest mu teraz tak dobrze,że bardzo chciał to wieczorem zrobić Ale się bał. Lezelismy tak Pol godziny w końcu trzeba było się pozbierać. Prosił mnie żebym się nie wyprowadzala,że on też tego nie zrobił zebym wzięła tylko najpotrzebniejsze rzeczy i dała mu czas poczuć ze za mną tak cholernie teski i mnie potrzebuje. Poplakalam się i wyszłam z wieloma rzeczami Ale po kilku sekundach wróciłam i powiedziałam,ze wcale tego nie chce wynosic. Pocalowalam go on odwzajemnil pocałunek i powiedział że tak dobrze całuje,i on nawet ostatnio tego chciał a ja nie i ze mu przykro bylo,że albo on nie chciał czegoś albo ja... Przed wyjściem powiedziałam ze bardzo chce zostać... Ale musiałam iść. Miał mieć tydzień na podjęcie decyzji Ale w niedzielę stwierdzialam że się wykończe i jadę do naszego domu powiedzieć mu ze ja tam wracam. Weszłam i zobaczyłam ze podjął decyzję... Ale nie taka jak myslalam. On chce zmieniać swoje życie, jest teraz innym człowiekiem i odchodzi. Wyprowadza się do rodziców. Prosiłam o miesiąc, że przecież ten tydzień pokazal,że potrafimy ze wiele rzeczy się wyjaśniło. Próbowałam go pocałować na nic mi nie pozwalał. I do tego był taki zimny!!! Przynioslam że sobą list, w którym pisałam o tym że jeszcze tak niedawno było dobrze,że nie czuł się nieszczęśliwy,że mnie kochał... Zacisnal pięść i czytał i stwierdził że dużo w tym prawdy,ale tak bd lepiej. Teraz niż za pół roku bo i tak nic się nie zmieni. Ze on się wypalił... Z honorem i dumą pozegnalam się juz dawno Ale myslalam,że warto. Powiedziałam zaplakana tylko ze ma się jaknaszybciej wyprowadzić. Nie wiem czy dałam mu kilka dni czy nie Ale jeszcze wczoraj Wieczorem tam był. W niedzielę gadał z rodzicami czy może się do nich wprowadzić, dostał zgodę a jego mama napisała mi,że prawdopodobnie w czwartek do nich się wprowadza. Po co mu tych kilka dni? Nie potrafię myśleć i funkcjonować. Bardzo go kocham i chciałabym walczyć Ale on już podjął decyzję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×