Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Głupia20

Miłość czy koszmar?

Polecane posty

Gość Głupia20

Hej :) Mam 20 lat. Wiele jest tu osób doświadczonych i wierzę, że ktoś mądrze mi doradzi. Przez 7 miesięcy byłam z pewnym chłopakiem i był to nasz pierwszy w życiu związek. Chłopak kierował się dziwnymi zasadami. Chodziliśmy razem do szkoły, tam też się poznaliśmy i on... nie przyznawał się do mnie ! Nie byliśmy prawdziwą parą. Nawet na fb nie mieliśmy ustawione, że jesteśmy razem. Nasz związek zaczął się na wakacjach i po powrocie na studia zachowywał się tak, jakbyśmy tylko byli znajomymi. Wcześniej gdy były wakacje i zaczynaliśmy się poznawać bardzo się starał. Przedstawił mnie rodzinie i byłam u niego częstym gościem. On również często bywał u mnie. Bardzo rzadko wychodziliśmy razem (mam tu na myśli takie miejsca jak kino, kawiarnia, wyjścia ze znajomymi). Coraz bardziej mi tego brakowało. Za to razem gotowaliśmy, oglądaliśmy filmy i chodziliśmy czasem na spacery. Ja w międzyczasie ciężko pracowałam w restauracji (czasem nawet do 10 h dziennie). Ale i tak każdą wolną chwilę poświęcałam dla niego. Po prostu spędzaliśmy razem wakacje. Wtedy nie widziałam w tym zupełnie nic złego. Pewnie dlatego, że moje doświadczenie z chłopakami było ubogie. Przez te 3 miesiące bardzo go pokochałam i on również ciągle zapewniał, że jestem miłością jego życia i że jestem dla niego najważniejsza na świecie. Czułam się jak w bajce. Owszem zdarzały się sprzeczki i większe kłótnie ale nie jest to przecież nic niepokojącego. Problemy zaczęły się gdy po wakacjach wróciliśmy na studia. Już przed wakacjami mówił że bardzo się boi tego powrotu, że ludzie będą robić głupie uwagi, czepiać się nas a on jest wstydliwy i tego nie zniesie. Zaczęło mnie to okropnie irytować. Czułam, że przecież prawdziwa miłość jest ponad takie bzdury i że ukochana osoba jest najważniejsza. Kiedy wróciliśmy do szkoły zaczął się prawdziwy dramat dla mnie. Chłopak zachowywał się strasznie, okrutnie. Nie zwracał na mnie uwagi, nawet nie mówił mi czasem "cześć". Wszystkie wolne chwile spędzał tam z kolegami na paleniu fajek albo rozmowach. Czułam się koszmarnie. Poza uczelnią zachowywał się "normalnie". Spotykaliśmy się codziennie. Zapewniał, że mnie kocha, że po prostu jest wstydliwy i że to z nim jest problem. Do mnie to nie docierało. Nie mogłam tego znieść. Z każdym dniem płakałam coraz więcej i czułam coraz większą złość, po każdej kłótni groziłam mu, że jeśli się nie ogarnie to odejdę od niego. Jednak on zawsze przepraszał i obiecywał, że się poprawi. I tak w kółko. Poprawa jednak nigdy nie nadchodziła. Wciąż kochałam go i wierzyłam, że się zmieni. W takim koszmarze przetrzymałam kilka miesięcy. To były najgorsze chwile mojego życia. Chwile gdy mijał mnie bez słowa, a dzień wcześniej zapewniał o miłości. I w końcu ocknęłam się. Zrozumiałam, że marnuje sobie życie i odeszłam. Ze szkoły również. Jednak ta druga decyzja nie była spowodowana sytuacją z chłopakiem. Zaczęłam nowe życie bez niego i przygotowania na moje wymarzone studia. Niestety chłopak nie dał za wygraną. Choć od rozstania minął miesiąc on wciąż wydzwania, pisze sms-y, chodzi za mną, nawet przychodzi do mnie do domu! Nie może pogodzić się z tym, że odeszłam ale w ogóle nie dostrzega swojej winy. Grozi, że zaśnie i więcej się nie obudzi! Błaga żebym wróciła. Mówi, że umiera beze mnie. Dziś znów przyszedł z różą i w złości zniszczył ją na moich oczach. Potem przepraszał w smsie. I obiecywał, że już odejdzie i da mi spokój. Ale mówi to już nie pierwszy raz i próby przekonania mnie do powrotu ciągle się powtarzają. Moja rodzina i przyjaciele mają o nim bardzo złe zdanie, gdyż byli świadkami cierpienia które mi wyrządził.Sądzę, że mają rację. Wszystko byłoby bardzo proste gdyby nie to, że ja wciąż bardzo kocham tego chłopaka. Kocham, ale wiem że jeśli z nim będę to nic dobrego mnie nie czeka. Wciąż o nim myślę. Są takie dni, kiedy wcale go nie kocham, czuję wręcz wstręt do niego i siebie i cieszę się, że go nie ma. Ale są też takie, gdy płaczę za nim i potwornie tęsknie. Nie pomaga mi też fakt, że on wciąż pisze, prosi o spotkanie, mówi że umiera beze mnie. Jest mi go tak bardzo szkoda czasem, że aż czuję ogromną gulę w gardle i nie mogę znaleźć sobie miejsca. Mam do niego bardzo ambiwalentny stosunek. Z jednej strony pragnę go przytulać, być obok, z drugiej czuję wstręt do niego. Bliscy go nie cierpią i utrzymują w przekonaniu, że to zły człowiek, nie kocha mnie i chce tylko wykorzystać. A jego zachowanie to tylko manipulacja. Bardzo często czuję, że mają rację, choć i tak jest we mnie nadzieja, że to dobry chłopak. Wiem, że to moje życie i nikt za mnie go nie przeżyje. Ale ja naprawdę czuję jakbym straciła rozum zupełnie, bo nie wiem co robić. Z jednej strony bardzo tęsknie, kocham go, z drugiej nie chce go już więcej znać. To najcięższy dylemat jaki kiedykolwiek miałam w życiu. Czuję się niepewnie. Nie wiem co zrobić, by postąpić właściwie. Proszę o porady :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fiara
Odetnij się od niego i przestań się przejmować. To jedyna rada. Tylko przygotuj się na długą batalię, mój ex chodził za mną 14 miesięcy po rozstaniu. Pisał, dzwonił, chciał wrócić, potem próbował mnie publicznie upokorzyć, potem znów prosił i błagał i tak w kółko przez rok. A tym, że chce się zabić, w ogóle się nie przejmuj. Jakby chciał, to już by to zrobił, a tak ma Cię w garści.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
niech udowodni,niech zabierze Cie jako swoją babę do znajomych,dowody że już nie tchórz ,niech się zrahabilituje i wybaczysz,tylko nie wiesz że młode gnojki koledzy mówią okropne rzeczy i naprawdę lepiej się nie przyznawać że ktoś jest ,młode osły to prymitywne ciulki z mordami do obicia.Twoj jest inny ,nieśmiały,nie skreślaj go

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×