Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Jak byście postapiły w tej sytuacji

Polecane posty

Gość gość

Prawie 2 lata temu zmarł mój tata. Moja mama wtedy przyszła do nas. Nocowała i przebywała z nami w ciągu dnia, potem zaczęła chodzić do swojego domu na dzień, ale spać przychodzi do dzisiaj do nas. Odkąd u nas zamieszkała, zaczął się koszmar, niestety. Zaczęło się czepianie, krytykowanie, komentarze. Nie było tygodnia, żeby nie pojawiła się przynajmniej jedna awantura, a po niej ciche dni. Jak wytrzymała do środy, to było dobrze. Ale z reguły od środy to była równia pochyła. Na początku wszystko tolerowałam, bo starałam się rozumieć, ale mijały miesiące, a dużo lepiej nie było. Ile ja łez wylałam, ile nerwów naszarpałam, to moje. Teraz powiedzmy jest spokojniej, ale mnie cała ta sytuacja męczy. Nie ukrywam, że chciałabym, aby moja mama mieszkała już u siebie. Ja bym chciała być w swoim domu, z mężem i dziećmi. Nie wiem, czy jestem egoistką? Ale nie znam drugiej takiej sytuacji jak nasza. Męczy mnie to. Moja mama jest trudna we współżyciu, marudna, krytyczna, wszyscy ją denerwują, wszystkich i wszystkiego się czepia, negatywnie ocenia. Co sądzicie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zapytaj wprost kiedy ma zamiar zacząć nocować u siebie. Powiedz ze juz minęło sporo czasu od śmierci i czas najwyższy wrócić do normalności ze taka sytuacja nie moze wiecznie trwać. Masz tez swoja rodzine,męża dzieci a wieczne kłótnie nie wpływaja dobrze na wasze relacje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Powiem szczerze: boję się takiego pytania postawić. Po prostu. Bo wg niej okażę się wstrętną, wyrodną córką. Zastanawiam się, czy nie pójść do jakiegoś psychologa czy księdza i nie porozmawiać. Nie chcę jej wyganiać, ale sytuacja jest mecząca. Od kilku dni na przykład się do nas prawie nie odzywa, tylko jakieś półsłówka łaskawie odpowie, to ja też już się przestałam odzywać, bo ileż można. Jak wchodzi do mieszkania, to ani dzień dobry, ani pocałuj w dupę za przeproszeniem. Zrobiła nam czystą patologię i chyba nie zdaje sobie z tego sprawy. Doszło do tego, że mam ochotę podejść na ulicy do starszej pani jakiejś (np. babci odbierającej ze szkoły wnuka) i zapytać, czy mieszka sama i co powoduje, że jest zadowolona, że chce się jej żyć. Wiem, wyjdę na idiotkę, ale sama z tym sobie nie radzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Współczuję sytuacji. Szkoda ze twojej mamie brakuje wyczucia. Ale najbardziej szkoda mi twojego męża, bo to typowa sytuacja kiedy teściowa z piekła rodem niszczy jego domowy spokój i poczucie komfortu. Może wymyslcie jakieś nowe przeznaczenie dla pokoju w którym ona nocuje. Zaplanujcie tam remont. Tak żeby nie mieć możliwości gościć jej codzień. No chyba ze potraficie się z mężem zdobyć na szczerość i spytać kiedy upora się z żałoba i znów stanie się samodzielna bo się o nią martwicie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To ja napiszę jak kto wygląda ze strony męża i dzieci. Ważniejsza jest twoja matka niż twoja rodzina, za którą jest odpowiedzialna. Matce udzieliłaś pomocy. Powinnaś w odpowiednim momencie po śmierci ojca ustanowić z matką pewne warunki waszej wspólnej egzystencji. Jeżeli potrzebuje spania u was, a wy się na to godzicie, to na waszych warunkach. Matka nie ma prawa rządzić w waszym domu. Jeżeli pozwoliłaś na takie zachowanie i rozwój sytuacji to niestety coś z tobą nie jest w porządku. Typowe zachowanie dda, osoby, która doznawała w dzieciństwie przemocy np. psychicznej. Sama pomyśl dlaczego się tak zachowujesz. Dlaczego masz wyrzuty sumienia wobec matki. Piszesz, że będziesz wyrodną córką jak powiesz matce, żeby zaczęła mieszkać u siebie. A nie obawiasz się, że dla swoich dzieci staniesz się wyrodną matką? A mąż? Z kim tworzysz najbliższą rodzinę?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ciężka sytuacja .. ..ja na twoim miejscu bym włożyła wszelkie starania żeby stworzyć dobra atmosferę wyciągnij w to męża zaproś mamę na niedzielny obiad ciasto a później na spokojnie z nią porozmawiaj mąż niech wyjdzie gdzieś z dzieciakami żebyście mogły spokojnie porozmawiać albo niech się trzyma gdzieś z boku w razie gdyby zaszła potrzeba żeby cię poparł .Wiem ze to może być trudne ale musicie zrobić to na spokojnie co czy mama krzyczała ty bądź opanowana jako argument możesz podać jej zachowanie złośliwości itp.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
okropna sytuacja autorko racja jest po twojej stronie, to nie jest normalna sytuacja. Matka twoją rodziną wypełniła swoje życie.... nie widząc że przy okazji uprzykrza wam je. Nie macie innej rodziny? może jakaś jej siostra by z nią pogadała. A nie może twoja matka iść do jakiejś pracy? może hdzieś do sklepu, jakieś sprząatnie, opieka nad dziekciem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To ja napiszę jak kto wygląda ze strony męża i dzieci. Ważniejsza jest twoja matka niż twoja rodzina, za którą jest odpowiedzialna. Matce udzieliłaś pomocy. Powinnaś w odpowiednim momencie po śmierci ojca ustanowić z matką pewne warunki waszej wspólnej egzystencji. Jeżeli potrzebuje spania u was, a wy się na to godzicie, to na waszych warunkach. Matka nie ma prawa rządzić w waszym domu. Jeżeli pozwoliłaś na takie zachowanie i rozwój sytuacji to niestety coś z tobą nie jest w porządku. Typowe zachowanie dda, osoby, która doznawała w dzieciństwie przemocy np. psychicznej. Sama pomyśl dlaczego się tak zachowujesz. Dlaczego masz wyrzuty sumienia wobec matki. Piszesz, że będziesz wyrodną córką jak powiesz matce, żeby zaczęła mieszkać u siebie. A nie obawiasz się, że dla swoich dzieci staniesz się wyrodną matką? A mąż? Z kim tworzysz najbliższą rodzinę? x POPIERAM nie da sie tej sytuacji rozwiązać bez bólu. musisz postawić sprawę jasno. matka musi sama wziąć sie za swoje życie, nikt za nią tego nie zrobi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moja mama nie zjadła z nami przy wspólnym stole od kilku lat już. Zaraz po śmierci ojca wyjechaliśmy razem na wakacje, pamietam pierwsze śniadanie zrobiłam dla wszystkich i jakoś zjadła, następnego dnia już powiedziała, żeby robić dzieciom, że ona sobie przygotuje i usiadła na kanapie z boku, nie z nami przy stole. Także niestety pomysł z niedzielnym obiadem nie przejdzie. Jak ostatnio jedno z dzieci miało urodziny i śpiewaliśmy sto lat to myślicie, że śpiewała z nami? na sofie siedziała, a my przy stole z tortem. Nie mogę muzyki włączyć, jak ona jest w domu, bo nie jest w stanie słuchać itd. Nawet jak coś je, to często nie przy stole, tylko na sofie właśnie. Nie bierze pod uwagę, że nakruszy na dywan czy coś, nie szanuje w ogóle praw naszego domu. A gdybym jej zwróciła uwagę, że nabrudziła, to obraza by była ze 2 tygodnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
moja jest taka sama:o tyle, że ja nie mam meza i dzieci i mieszkam z nia wciaz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja AUTORKA
Rodzeństwa nie mam, niestety. Natomiast moja mama wywodzi się z bardzo duzej rodziny, ale co z tego. CZesc zmarła, z jedna siostra, ktora mieszka kilka ulic dalej, nie utrzymuje kontaktu. Druga jest 200 km stąd. Moja mama nie lubi ludzi. Gdyby chciała, miałaby i koleżanki, i do bratowej ojca mogłaby zadzwonić, mieszka w innej dzielnicy. Ale jej nikt nie pasuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Niestety, Twoja mama to egoistka. Nie ma jakis swoich zainteresowan? Moja mama np. chodzi do kina, na wystawy, czyta duzo ksiazek, lubi gotowac i po prostu ogladac tv wieczorami - jakies dobre filmy na ale kino itp. Ma mnostwo kolezanek, odwiedzaja sie, plotkuja przez telefon. Ani ja ani ona nie wyobrazamy sobie mieszkac razem.. A Twoja zwala Ci sie na glowe i niszczy zycie. Bez pojecia baba!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Twoja mamą,nie jedyną w takiej sytuacji! Z ciebie jest dupa wołowa! Ja bym powiedziała wprost, że czas najwyższy by mama wróciła do siebie,zachowanie jest jej karygodne! Tym bardziej bym powiedziała! Nie doroslas do bycia żoną i matką!....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No taka toksyczna osoba po prostu. Nie ma co sie wyzywac na autorce. to jej mama i ja kocha. W kazdym razie - musisz to rozwiazac bo zwariujesz, trzeba po prostu powiedziec mamie - kocham Cie ale musisz zrozumiec, ze ta sytuacja nie moze trwac wiecznie, ze te codzienne wizyty rozwalaja wasze zycie, ze bedziecie w ciaglym kontakcie, w weekendy obiady, spacery, bedziesz wpadac na herbatki kawki, pogawedki. Zapewnic ja, ze nie bedzie sama. Ona po prostu boi sie spac sama w domu? W sensie samotnosci?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko przepraszam za szczerosc ale jestes glupia! Nie rozumiem jak mozna do takuej sytuacji dopuscic! Czy Twoja matka jest chora psychicznie, fizycznie czy cos innego Jej dolega? Czy potrzebuje opieki innych osob? Bo jak nie to jest zwyczajna egoistka a Ty meczennica. Rozumiem, ze zaloba jest ogromnie ciezkim przezyciem ale pasozytowanie na cudzej dobroci przez ponad 700dni !!! Dobra, 2-7dni jeszcze mozna zniesc ale ku#wa nie 2lata!!! Nie wiem jaki jest Twoj maz ale nawet gdyby byl najorsza p / i / z / d / a to w koncu szlag go trafi i pojdzie w sina dal. Zostaniesz sama z matka wariatka (!) I dziecmi. Postaw sprawe jasno. "Mamo mamy Cie dosc. Chcemy spokoju. Zaloba sie skonczyla, masz swoje mieszkanie, swoje lozko i tam wracaj. Ja mam teraz swoja rodzine i na niej mi najbardziej zalezy." Tyle. Jak mozna tak dlugo nic z tym nie robic?! No nie pojmuje! Ja i 95% ludzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Po prostu mi jest mojej mamy żal. Zawsze troszczyłam sie o nią i to był błąd chyba. Zamaist myśleć o sobie, o swojej rodzinie, zawracałam też sobie głowę nią, Jak wyjechałam na wakacje, dzwoniłam po kilka razy w ciągu dnia, bo może im się nudzi bez nas. No ale to być może są skutki tego, że właśnie moja mama nie ma w sobie powera, zainteresowań, tylko na innych skupiona. Cholera, nie wiem, co mam robić. Dzięki za Wasze wypowiedzi, cieszę się, ze jesteście jednomyślne, co się nieczęsto na kafe zdarza, oznacza to, ze mam rację, tak jak czułam od początku, tylko jakoś cieżko jest powiedzieć własnej matce wyjdź.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Opowiadasz autorko o matce. A ktoś wcześniej zapytał o męża i dzieci. Wobec nich nie masz wyrzutów sumienia, że taka sytuacja jest w domu? Mąż dobrze się w z tym czuje? PS. Albo jesteś uzależniona od matki i masz taką niską samoocenę i tutaj wizyta u psychologa, albo jest druga opcja, jesteście coś winni matce? Za coś wdzięczni? I nie chodzi mi o wychowanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja cie rozumiem może twoja mama potrzebuje pomocy psychologa może po prostu nie daje rade przejść przez żałobę .Ale musisz to przerwać bo to szkodzi i jej i wam -dla mnie byłoby niedopuszczalne żeby nie jadła z wami przy stole rozumiem miesiąc po śmierci męża ale później bym powiedziała ze u nas je się przy stole i konirc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak, myślę ze boi się spać sama, w ogóle nie umie być sama. Wiele łez przez nią wylałam, nawet ostatnio na wakacjach, maż musiał pracować, wiec pojechała z nami, z poł pobytu sie do mnie nie odzywała, bo sie obraziła. Domek w środku lasu, nudy na resorach, tylko kolonie jakieś, ja z dziećmi i moja matka, ktora traktowała mnie jak powietrze. Muszę cos z tym zrobić, bo dłuzej nie wytrzymam. Nie można patologii uważać za normę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
I za chwile bedziesz sie zalic na kafe "moj maz mnie zostawil przez matke" No dziewczyno co Ty robisz?! Wez pokaz gdzie sa drzwi i juz. Ja tez mina matke koch baaardzo mocno ale pomaganie i dobra wola konczy sie wtedy gdy czlowiek staje sie wykorzystywany a Ty, Twoj maz i Twoje dzieci jestescie wykorzystywanie w najbardziej chamski sposob! Bo to jest gra uczuc, "matce nie pomozesz?" Tak, ale nie kosztem tylu lat meki i niszczenia swojego zycia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czy jesteśmy coś mojej matce winni? Nie. Pomaga nam przy dzieciach - odprowadza córkę do szkoły, ale jesteśmy w stanie się bez tego obejsc. Ja bardziej to robię dla niej, by czuła się potrzebna, by miała jakieś obowiazki. Prawda jest taka, że w dzieciństwie byłyśmy bardzo ze sobą zwiazane. To ze mną mama wszedzie chodziła, ojciec żył trochę własnym życiem. Po czym i tak niedawno sie dowiedzialam, że ona jest teraz sama, nie ma NIKOGO, nie ma po co życ itd... jak jej powiedzialam, że ja zawsze przy niej stalam, ze krzywdzi mnie taka gadka, to uslyszalam, że moglam nie stać :-O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
oj wiem co czujesz. i wspolczuje.moja mama ma niestety podobny charakter, obraza sie jak dziecko o wszystko, nieopatrznie wypowiedziane slowo moze wrocic do czlowieka rykoszetem, a nawet wypowiedziane w dobrej wierze gdy trafi na zly nastroj bedzie przeinaczone i wyolbrzymione...zawsze tak bylo, teraz z wiekiem sie to nasila... moj ojciec tez juz kilka lat nie zyje.ale ich zwiazek nie byll jakos mocno scementowany aby bardzo rozpaczala.ot po prostu byl jej mezem a moim ojcem(choc nie wiem co siedzi w jej glowie naprawde). po jego smierci kilka dni mieszkala z nami-ja sama chcialam,zeby nie czula sie samotna,tym bardziej ze zmarl w domu.po kilku dniach sama stwierdzila ze chce wrocic bo to i tak nieuniknione... ok, choc dziwilam sie ze tak szybko. niedlugo jednak potem zaczelo sie dziwnie dziac. na kilka dni przed swietami zlapala ją rwa kulszowa.(ja bylam we wczesnej ciazy, jeszcze nic nikomu nie mowilam bo bedac po przejsciach nie chcialam zapeszac...) zabrałam ją do siebie, gdyz pracujac nie dalam rady na codzienne dojazdy przed praca i po zeby cos ugotowac, zrobic sniadanie czy zakupy. na rzesach stawałam aby w wigilie ja przetransportowac do mnie.... i jeszcze sama byłam chora (38.5 st goraczki, 12tydzien ciazy) dochodzily do tego ciazowe mdlosci i strach zeby znow nie poronic.a zanim ja zabralam staralam sie jak moglam, ale jej wiecznie bylo zle. nawet jak w ciagu dnia tylko raz zadzwonilam to wykrzyczala mi z placzem ze jestem wyrodna, nie dbam o nia i chocby zdechła w brudzie to ja bym nie wiedziala(zaznaczam wykonalam 1 telefon, po pracy mialam jechac do niej). bedac u nas podczas tej rwy myslalam ze oszaleje. nie wsyawala z lozka bo ją bolalo, ok, nosilam sniadania obiady kolacje, kiedy pytalam ile zje mowil np 2 kromki,tyle zrobilam,zazwyczja zladla 1,druga na talerzu lezała ze niby zje pozniej..zazwyczaj wyrzucalam...a potem mowila ze ją slabo karmie. pytalam zawsze z czym chce mowila"obojetnie" staralam sie urozmaicac,ale zawsze cos jej nie pasowalo; a to serek za slony, a to za malo, a to ser nie taki, a chleb nie smakuje..oszalec mozna bylo,serio. pracowalam do 16ej, o 17bylam w domu niestety w tym czasie musiala byc sama, maz pracowal do 18ej... tez miala pretensje. co bym nie zrobila na obiad-zle. a ze my jemy pozno z racji powrrotu z pracy musiala jesc o naszych porach,tez fochy. nie mam rodzenstwa ani zadnej rodziny w moim miescie do pomocy. zrobilam herbate podalam do lozka a ona nie wypila a potem pretensje ze musi pic zimna i ze jak ona nie poprosi to ja jej nie zrobie. a ja jej zawsze mowilam-jak masz na cos ochote to wołaj(byla w naszej sypialni, my w duzym na sofie spalismy. w domu wieczny balagan, wszedzie leki, zastrzyki i krzatajace sie pielegniarki. w koncu zalatwilam jej masazyste kregaza pojechalam po niego jakies 40 km dalej i przywiozlam do domu. juz po drodze stwierdzil ze z opisu jaki mu przedstawilam obstawia ze to raczej zwracanie na siebie uwagi, jakas forma/reakcja na smierc ojca kilka mcy wczesniej. przyszedl, ponastawial, wstala kilka minut pozniej, nagle stała sie funkcjonujaca osoba...dziwne... moze i facet ma fach w reku ale jakos potrafila sie zmusic, wczesniej nie chcialo jej sie nawet isc do lazienki,wiem ze to bol okropny ale.... ktoregos dnia po kolejnych docinkach i klotni ktora sie wywiazała po tym (moj maz juz mial dosc totalnie) wykrzyczalam jej w totalnym rozczarowaniu i zmeczeniu ze jestem w ciazy, ze mam dosc, ze kazdego dnia z trudem zwlekam sie z lozka, dodatkowo opieka nad nia nie jest latwa, a ona nic niee docenia, i chocby jej miodem d**e smarowali to jej zle... uspokoila sie troche. powiedzialam jej ze wrozka nie jestem,nie bede sie domyslac czy chce herbaty cz nie, ze boli ją noga a nie jezyk i ma otworzyc usta i powiedziec czego potrebuje. ze w*****a mnie to zostawianie jedzenia i mowienie potem jak to "na moim marnym wikcie" schudła"... czasem jeszcze po tym jak juz wrocila do zdrowia w klotni wypominala mi to...wkur/wia mnie jej zachowanie i ten zje/ba/ny charakter, jest trudna w obyciu, uparta, tylko ona chce miec racje. mysle ze twoja mama ma podobnie. bedzie ciezko, na twoim miejscu poczekalabym do najblizszej scysji i w nerwch (wcesniej uloz to sobie w glowie) wykrzyczala jej ze czas wrocic do siebie, ze masz zdezorganizowane zycie i wasze malzenstwo cierpi i sie sypie. a tego nie chcesz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Psycholog to jest potrzebny nie mamie, a autorce. Pomogły zrozumieć z czego wynika autorki bierność, bezsilność i strach. Teraz masz poczucie, że jeśli podejmiesz jakies kroki to sprawisz matce ból. Psycholog pomoże ci poukładać myśli, co nieco przewartosciowac w głowie i pomoc wyjść mamie z tej sytuacji bez zbędnego cierpienia i bez poczucia odrzucenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
O boze wspolczuje mamy........ Widzicie o to skutki nie posiadania wlasnego zycia, zycia zyciem innych osob.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
to ja od mamy z rwą kulszowa w urodziny corki(1 urodzinki) tez cos zaczela widziwiac, ze czuje sie niepotrzebna, ze nikt sie nia nie interesuje, zje/bała mi wytedy humor na maksa. ona nie ma zadnych kolezanek,nikogo, ciagle ktos jej nie pasuje,ma wiecne fochy i uprzedzenia a ona nieskazitelna i najlepsza...moj maz jak sie czasem poklocimy o nią to mi wypomina ze ona jest dzika, ze nikogo nie lubi, nikt jej nie lubi,na wsyztskich sie obraza, i ze to dziwne zeby ani 1 kolezanki nie miala. ja jej bronie bo wiem ze zycie ja doswiadczylo,miala trudne dziecinstwo i matke zołze ale wiem ze on ma niestety duuuzo racji. ona odcina sie od przeszlosci,mowi ze nie chce byc taka jak matka(moja babka-nie znalam jej, ale mam wrazenie ze sa bardzo do siebie podobne, moja matka to lzejszy przypadek).... czasem jak opowiada o tym jak matka ja traktowala to widze w tym ze ona zachowuje sie podobnie. jak ojciec chorowal i byl w domu to łez wyplakalam wiecej niz ma litrow morze czerwone. ciagle miala pretensje,ze jej nie pomagam,ze nie dzownie...a ja nie dosc ze bylam w zalobie po stracie kolejnej ciazy to pracujac nie moglam siedziec z nimi caly dzien,kredytu nikt mi nie splaci,zwolnic sie nie moglam, ojciec mogl chorowac miesiac a moze i kilka lat... ale codziennie przez 2 mce jezdzilam po pracy z wywalonym jęzorem zeby troche z nim pobyc, pomoc jej go umyc, przebrac, no i jej dodac otuchy. po 2 mcach wymieklam, dom moj wygladal jakby nikt tam nie sprzatał od lat, maz wiecznie w pracy padał na pysk ja podobnie, wychodzilam z domu o 6.30 wraclalam o 19-20gotowalam obiad i szlam spac. zycie malzenskie nie istanialo. bylismy wykonczeni. postanowilam ze bede jezdzic co 2 dni bo sie wykoncze. tez mnie zrypała ze nie mam serca,ze ona jest sama z problemem. to jej powiedzialam zaplac mi kredyt to sie zwolnie albo pojde na L4 i bede tu z wami siedziec i plakac. ktoregos dnia przyjechal brat ojca w odwiedziny do niego- torche dziwny czlowiek, od lat niewidziany,nigdy nie mialam z nim jakiegos wielkiego kontaktu.moja matka nawet przy nim zaczela na mnie nadawac ze jej nie pomagam, ze jestem wyrodna itp. poplakalam sie przy nich, wykrzyczalam jej ze jest niesprawiedliwa, ze klamie, ze rani mnie, ze ja żyły wypruwam zby pomoc, ze zaniedbuje meza, dom, psa(ktory caly dzien siedzial sam) zeby jej pomoc. ze nie mam czasu nawet na zalobe po utraconej ciazy(3mc) nie mam czasu na badanie, na dojscie do siebie, ze wpracy szef znajac sytuacje ani razu nie puscil mnie chocby 15min wczensiej zebym zdazyla na dogodniejszy autobus a jak mogl to jeszcze nadgodziny wciskal. a ona ma wieczne pretensje. az wujek stanal w mojej obronie i powiedzial ze po 1 powinna przystopowac,po 2 to wsyztsko bylo w obecnosci ojca ktory w oczach mial łzy(nie mowil bo juz byl w stanie bardzo ciezkim ale widac bylo ze jest mu przykro i poczulsie pewnie wielkim wrzodem na d***e u wszystkich)...ech jak to pisze to placze. nie wiem czemu moja matka jest taka ale wiem ze jakbym wtedy nie postawila sie to zatruwalaby mi dalej zycie,aa ja jestem z tych co sie wsyztskim przejmuja i biora do siebie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Widzisz, ja do mojej ciągle dzwoniłam, jak jeszcze ojciec żył zawsze rano po zaprowadzeniu dzieci do przedszkola, dzwoniłam, potem kontaktowaliśmy się jeszcze w ciągu dnia. Jak ojciec zmarł tak samo, gdy byłam gdzieś "na mieście", ze sklepu, z wycieczki, z wyjazdu, po kilka razy dziennie. A myślisz, ze moja zadzwoni? NIekoniecznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
no do mojej czy zadzwonie raz czy 10 to i tak nie wiem co bedzie. kiedys raz mi sie zdarzylo ze 1 dzien nie zadzwonilam--ot po prostu nie mialam czaus/ochoty/potrzeby bardziej. szalony dzien. wieczorem slysze w telefonie wylewny żal ze jestem wyrodna(doslownie przez łzy) ze sie nie nie interesują jak tydzien dlugi, ze ona moglaby umrzec i przykleic se do lozka i zasmrodzic a ja bym nie zadzwonila...kopara do ziemi a zęby zbierałam u sasiadki pietro nizej. wk/u/r/w/ na maksa mną wstrzasnał. tak ją zjechalam ze nie zycze sobie takich tekstow, ze moze chociaz ra zpomyslalaby o mnie a nie tylko os bie, ze ja pracuje, mam dziecko, obowiazki, i ze rozmawialam z nia niedalej jak dzien wczesniej przed snem wiec o jakim tygodniu ona mowi. ze skoro cos potrzebuje niech dzwoni a nie domaga sie wiecznego nianczenia. o boze. jaka ona jest meczaca. kocham ja ale nie potrafie zrozumiec, nie umiem, choc staram sie. ten jej cholernie trudny charakter...masakra.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rozpsciłaś ją jak dziecko

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie potrafisz szczerze rozmawiać z matką. Czy ona jest osobą niedołężną wymagającą opieki ? Nic takiego nie piszesz. Co to znaczy że po śmierci ojca przyszła do was ? Powiedzieć jej wprost. "Mamo jak masz urządzać awantury w wszczynać kłótnie to idź do siebie do domu". I dopóki sie nie uspokoisz to nie przychodź do nas. Nie jesteś egoistką. Powinnaś dbać o dobrą atmosferę dla męża i dzieci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ty jesteś zaszczuta przez tą kobietę. Powinnaś iść do psychologa żeby nauczył cię jak uderzyć pięścią w stół

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×