Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Między młotem a kowadłem. Co byście zrobiły na moim miejscu?

Polecane posty

Gość gość

Mam, a raczej miałam przyjaciółkę. Bardzo dobrą, serdeczną, lojalną, kilka ładnych lat. Przyjaźniliśmy się ja, mój mąż i ona, jej mąż był trochę wycofany ale człowiek też ok. Dziewczyna ma bardzo zaborczy, trudny, ciężki charakter, lubiła wtrącać wszędzie swoje trzy grosze, była momentami męcząca, typ "dobrej rady" która np nie ma dzieci, ale daje jedyne słuszne rady nt ich wychowywania, karmienia itd (to tylko przykład) Ale jak wspomniałam - przyjaciółka świetna, na którą zawsze można liczyć, z sercem na dłoni. Doszło 2 lata temu do bardzo nieprzyjemnej sytuacji (nieważne jakiej), padło mnóstwo przykrych słów, zwłaszcza między nią a moim mężem, ale ja także wyraziłam o niej swoją opinię (i w temacie konkretnego zdarzenia, w którym zachowała się bardzo egoistycznie, nie na miejscu i nielojalnie ale także - przy okazji - na temat jej charakteru i tego, jak jej zaborczość rujnuje relacje z ludźmi). To było coś takiego, że czara goryczy się przelała i zostało powiedziane wszystko to, co do tej pory było tylko w myślach. Koniec końców kontakt został zerwany. Do tej pory, a minęły dwa lata, myślę o niej bardzo często. Z jednej strony nie żałuję tego co powiedziałam wtedy (nie przesadziłam, to wiem na pewno), ale z drugiej wiem, że nigdy w życiu nie trafi mi się już taki przyjaciel. Dręczy mnie to. Wiem też, że jeśli spróbowałabym do niej napisać, zadzwonić - ona chciałaby wznowienia kontaktów, byłaby nachalna i zdeterminowana (to też jej charakter właśnie). Mąż absolutnie nie chce mieć z nią już nic wspólnego. Czuję się między młotem a kowadłem. Jakaś taka niedokończona jest ta sprawa. Niby wiem, że wznowienie tej przyjaźni wiązałoby się najpewniej z powtórką z rozrywki (czyli ze znoszeniem jej wtrącania się w nasze życie, te dobre rady, inwazyjność itd), wiem też, że mąż nie tolerowałby tego w najmniejszym nawet stopniu. Co byście zrobiły na moim miejscu? Uważałybyście taką znajomość za skończoną? Mam mętlik w głowie i nie wiem co robić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Uważałabym tę znajomość za skończoną

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja też autorko. Skoro babbka jest dorosła, ukształtowana i ma taki a nie inny charakter i sama piszesz, że pewnie znów byłoby to samo - po co ci to? Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Jeżeli jej charakter uniemożliwia funkcjonowanie normalnej, zdrowej przyjaźni bo czujesz się uciśnięta to bez sensu, to nie jest prawdziwa przyjaźń. Nawet jeśli ona jest faktycznie dobrym człowiekiem i nie robi tego ze złej woli, jej się wydaje że robi wszystko jak należy. Trochę sytuacja podobna do mojej mamy i jej siostry, ciotka też szczerozłote serce miała ale tak wściubiała nos w nieswoje sprawy, że cała rodzina miała jej dość aż się od niej wszyscy odwrócili. A pomagała bezdomnym, psom, nigdy w rodzinie nikomu też pomocy nie odmówiła jak trzeba było coś załatwić, kogoś przenocować, gdzieś kogoś zawieźć itd. Ale co z tego jak każdego obgadywała, każdemu dawała milion rad i obrażała się (dosłownie) kiedy ktoś z nich nie korzystał twierdząc, że ona taka pomocna, a ty ją ignorujesz. no nie da się czasami, trudno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Opisałaś w taki sposób tą przyjaciółkę, że szczerze się zastanawiam co w niej takiego wspaniałego jest, ze była taką lojalna przyjaciółką? Cyt. ''ma bardzo zaborczy, trudny, ciężki charakter, lubiła wtrącać wszędzie swoje trzy grosze, była momentami męcząca, typ "dobrej rady" która np nie ma dzieci, ale daje jedyne słuszne rady nt ich wychowywania, karmienia'', ''w którym zachowała się bardzo egoistycznie, nie na miejscu i nielojalnie ale także - przy okazji - na temat jej charakteru i tego, jak jej zaborczość rujnuje relacje z ludźmi'', ''byłaby nachalna i zdeterminowana'', ''ze znoszeniem jej wtrącania się w nasze życie, te dobre rady, inwazyjność itd''.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Daj sobie spokój, sytuacja sie powtórzy jej wtrącanie) i znów będziesz miała jej dość. Poza tym jeżeli mąż nie chce pogodzenia to po co do tego wracać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
14:57 Chodzi mi o to, że zawsze można było na nią liczyć, trochę jak gosć wyżej o tej swojej cioc***isał, taki typ. Że musi swoje powiedzieć, musi wyrazić swoją opinię, uważa się za najmądrzejszą - to jedno, ale też nigdy nie zawiodła, choćby się waliło i paliło, można było walić do niej jak w dym bez względu na okoliczności. Chociaż... Jak to napisałam tutaj, słowo po słowie i sama siebie czytam - faktycznie, obiektywnie rzecz ujmując chyba więcej musiałam w tej relacji "znosić" niż faktycznie było z niej satysfakcji i radości... A może to po prostu sentyment? Eh.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Masz co najmniej dziwną definicję przyjaźni. Albo przyjaciółka cierpi na rozdwonienie jaźni. Najpierw piszesz, że jest dobra, serdeczna, lojalna - za chwilę, ze jest zaborcza, egoistyczna, toksyczna i nielojalna. Cóż - jak dla mnie to przykład toksycznej relacji, a nie przyjaźni. Chęć pomocy może wcale nie wynikać z dobroci charakteru ale z chęci zawłaszczenia życia innych osób. Są osoby, które pomagają - nie żeby tobie było lepiej, tylko żeby samemu bardziej błyszczeć i tworzyć wokół siebie aurę niezastąpionej. Zastanów się nad tym jakie były motywacje tej osoby.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Gościu 15:03 - no to teraz dałaś mi do myślenia. Zdaje się, że dużo prawdy w tym, co napisałaś. Dziękuję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Aha, okropna, ale można było na nią liczyć. Czyli inaczej mówiąc odpowiadałoby ci, gdyby się do ciebie nie odzywała, a w razie czego jak będziesz w tarapatach zrobi dla ciebie wszystko. Ty nie potrzebujesz przyjaciela, ty potrzebujesz naiwnego. Tak nawiasem, podejrzewam, że zwierzałaś się jej ze wszystkiego i płakałaś w rękaw, a potem się dziwiłaś, że ona się wtrąca np w twoje małżeństwo. Bo niby jaki był powód tego, że twój maż nie wytrzymał i jej nawrzucał?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No akurat trafiłaś jak kulą w płot. Bo z nas dwóch to ona zwierzała mi się ze swoich problemów i to ona wypłakiwała się w rękaw - ja szczęśliwie (odpukać) nie miałam żadnych poważnych problemów ani w małżeństwie ani w pracy ani w innych, ważnych sferach życia. W przeciwieństwie do niej. I też zawsze byłam przy niej kiedy tego potrzebowała, bo byłam jej jedyną przyjaciółką i zdawałam sobie sprawę z tego, że albo będzie ze mną, albo sama, jak wtedy kiedy np rozstała się na 2 miesiące z mężem i była w tak fatalnej kondycji psychicznej, że prawie z nią zamieszkałam, tak często u niej bywałam, żeby się nią zająć, ugotować jej, posprzątać, zrobić zakupy i zmusić ją do umycia się czy wyjścia do sklepu. Nie jestem z tych, którzy chcieliby mieć wszystko, a nie dawać z siebie nic. Cały twój komentarz jest więc, delikatnie mówiąc, kompletnie z palca wyssany. A powód, dla którego mój mąż wybuchł nie ma tu żadnego, powarzam: ŻADNEGO znaczenia. Po prostu był to któryś raz z kolei, kiedy wsadziła nos w nieswoje sprawy doszczętnie rujnując swoją interwencją coś, co mąż budował i o co się starał kilka ładnych miesięcy, a co po jej działaniu, o którym nam nie powiedziała, legło po prostu w gruzach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko a ty nie masz sobie nic do zarzucenia? Skoro ona nie odezwala sie do ciebie przez 2 lata to moze ty jej tez coś zrobiłaś? Kazdy kijma 2 końce. ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No to na pewno, wygarnela jej co o niej mysli a dla tak toksycznych ludzi to jak policzek w twarz. Mialam taka przyjaciolke a w zasadzie wampira energetycznego przy sobie. Kazda krytyka w jej kierunku byl jak policzek w twarz a jednoczesnie ona byla pierwsza do wygarniania innym ich bledow i wad. Nasza przyjazn skonczyla sie w chwili kiedy urodzilam dziecko a ona stara, zaborcza panna z ktora kazdy facet zrywal znajomosc po chwili, wytykala mi na kazdym kroku ze na pewno tak.cukierkowo zyc nie bede jak do tej pory. Robila wszystko zeby mi uprzykrzyc najpiekniejsze chwile a to wszystko pod przykrywka troski, ze ona chce mnie uprzedzic zebym nie byla rozczarowana, ze martwi sie o mnie itd. i wtedy miarka sie przebrala.Tak jak napisal ktos wyzej - tacy ludzie chca blyszczec i czuc sie potrzebnymi, waznymi, wiwdziec ze cos maja pod kontrola, ze ktos nie moze zyc bez nich i ich rad. To toksyczne i trzeba stronic od takich ludzi autorko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie wierzę autorko. Mógłby to być moją ręką pisany topik. Mam niemalże identyczną sytuację. Identyczny problem. Nawet 2 lata minie czasu i te same mam rozterki. Jedyne co sie nie zgadza to to że ja nie wygarnęłam całej prawdy a jedynie znalazłam pretekst do kłótni dotyczącej pojedynczej sytuacji natomiast problem był szerszy. Mam w planie by wznowić tę znajomość, chociaż zwlekam z tym od roku, bo nie mam siły na te naloty niespodziewane, natarczywe pytania, wymądrzanie się i rady. Z drugiej strony wiem że była to dobra osoba, która szczerze troszczyła sie o mnie i można było na nią liczyć i spędzać fajnie czas na rozmowach przy winie. Tyle że u mnie wiem że choć przywrócenie tej znajomości jest mozliwe to nie tak od razu wskoczyłybyśmy w dawną zażyłość ponieważ widze po niej choć nie mówi tego wprost (dwa razy sie przypadkiem spotkałyśmy) widze po jej twarzy przebijający się autentyczny żal do mnie. Ja tez czuję się bardzo niezręcznie całą tą sytuacją. Padła nieśmiała propozycja na temat spotkania nawet bardziej ode mnie, ale nadal nie doszło do konkretnych ustaleń kiedy dokładnie itp. Nadal zwlekam gdyż nie mam tyle czasu i energii na dawną częstotliwośc spotkań towarzyskich (no i cierpliwość, bo rady są natarczywsze odkąd urodziłam dziecko)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×