Rozjaśnianie i zaraz po tym farbowanie

Hej wszystkim :) Sprawa wygląda tak: mój naturalny kolor włosów to najzwyklejszy słomkowy blond. Kolorami brązowymi i czerwonymi bawię się od jakichś 2-3 lat i niestety były to szamponetki z palette... Włosy były koszmarne i wypadały garściami, ale jakoś je odratowałam. Nie farbuję ich już oczywiście tym świństwem od listopada i mam kilkucentymetrowy odrost, ku mojemu zaskoczeniu, wcale nie aż tak widoczny, włosy straciły swoją naturalną jasną barwę (cóż się dziwić, tyle przeszły :P), ale pod światło widać, że mienią się blondem, a reszta mieni się na rudo/brązowo. Mam taki plan, aby wrócić do blondu, choćby po trupach i je zostawić w cholere, niech sobie rosną, może za 10 lat będą w pełni naturalne. Nie umiem patrzeć na ten odcień który mam teraz, ciemny, przygaszony i bez koloru brr. Nie liczę na to, że pigment szamponu się wymyje, bo tam jest więcej niż jedna warstwa (nawet czerwony sprzed 2 lat się przebija). Chcę potraktować je rozjaśniaczem, lekko oczywiście bo mam aktualnie brąz/jasny brąz, odczekać 2-3 dni i nałożyć farbę garnier olia 9.0. Boję się tylko, że po rozjaśnieniu wyjdzie mi coś okropnego, a farba tego nie przykryje. Do fryzjera nie pójdę, bo nie mam na to kasy. To nie ma być radykalne zejście z czerni na platynę tylko z jasnego brązu do blondu i to wcale nie super jasnego. Co mi poradzicie? Sama farba nie pokryje przecież włosów, a tego szamponu nie wypłuczę choćbym chciała. Coś czuję, ze bez rozjaśniacza się nie obejdzie... Co robić :(