Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Samotność mnie wykańcza

Polecane posty

Gość nita89
gość dziś a co jest zlego w wakacjach samej. spokoj, luz , blues ] cyt/cyt To mam na codzień ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
autorka tematu - osoba wyżej słusznie stwierdziła - w samotnych wakacjach, wyjściach najgorsze jest to, że nie masz z kim podzielić się wrażeniami. Ja aż kipię czasami, mam tyle do opowiedzenia o czymś co widziałam, czytałam, usłyszałam. A nie mam komu. Mam siostrę, która ma małe dziecko. Ona naprawdę nie ma czasu na słuchanie mnie. Ma męża, z którym dzieli życie a nie mnie. Owszem czasem poświęca mi swój czas, Ale to jest właśnie to czasem. Nie mam z kim pogadać o wokalistach, których słucham, filmach, które chociaż chciałabym obejrzeć w kinie (nie oglądam bo nie mam z kim iść). Brakuje zwykłego czyjegoś zainteresowania mną. Jak ja się cieszę, gdy słyszę dźwięk przychodzącego sms-a :) może ktoś sobie o mnie przypomniał. Zazwyczaj niestety przychodzą reklamy lub piszą koleżanki , które pytają o sprawy służbowe. Ostatnio robię sobie frajdę i przynajmniej piszę na fb, dokładnie na funpag'u artysty, którego lubię. Szkoda, że w realu nie ma nikogo, z kim możnaby o tym pogadać, pojechać wspólnie na koncert itp. A życie leci.... Już czuję się za stara na takie przyjemności :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hetman8888
Ja mam 25 lat i nigdy nie byłem w związku, autorkę rozumiem doskonale, bo jest to kopia moich spostrzeżeń czyli: moje życie to tylko praca, nie mam się do kogo odezwać, w pracy rozmowy tylko o pracy. Często mam ochotę coś zrobić - nie mam z kim. Wakacje? Nie mam z kim. Ty przynajmniej masz tego syna, miałaś jakieś życie, a ja? Pewnie będę starym kawalerem. Kobiety twierdzą że jestem przystojny, rodzina twierdzi że będę dobrym mężem. A moje życie jest beznadziejne, samotne i do niczego nie prowadzi, pracuje by przetrwać w oczekiwaniu na śmierć. To jest moje życie, żałosne. Sam siebie czytam i nie moge w to uwierzyć jakim jestem kretynem. Noc nie jedną przepłakałem. Przez zbieg kilku niefortunnych wydarzeń w moim życiu jestem tym kim jestem dzisiaj. Nawet nie mam z kim pogadać, nawet wymienić maila, kilka razy szukałem na forach, nie ma chętnych. Piszę na babskim forum. Jestem żałosny :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko pozwole sobie zaspamować troszkę https://www.youtube.com/watch?v=rM213vh295M jesteś jesteś jeszcze młodą osobą w najlepszym wieku kobiety (w pozytywnym sensie) ja jestem prawie 10 lat po rozwodzie dzieci już dorosłe ,przechodziłem różne etapy samotności raz dobre raz złe dołujące ,ale właśnie tu poznałem większość przyjaciół z niektórym mam ciągły kontakt i spotkania jedyny minus to ten że mieszkają daleko . Pytasz jak zmienić swoje życie by być szczęśliwą na to nikt nie zna odpowiedzi ,ja nie znalazłem ale wiem jak się uśmiechać ile radości daje spotkanie i nawet samo planowanie spotkania z przyjaciółmi ,rozmowy do późna w nocy , tego nie mam na co dzień ,mam znajomych ale to rodziny lub imprezowicze . to na początek ,jak naprawdę chcesz znajdziesz nawet na kafe odpowiedni temat i grupę ludzi w podobnej sytuacji w róznym wieku. pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
hej tu samotny kawaler chetnie poznam Pania -czekam na kontakt od samotnych .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jak ma się dziecko to nie tak trudno o nowe znajomosci. Dzieci w przedszkolu albo na placu zabaw poznają nowych kolegów i z ich matkami mozna łatwo nawiązać kontakt. Potem dzieci chca się odwiedzać nawzajem zeby się pobawić i wtedy mamy mogą sobie razem kawę wypić. Naprawde takie znajomości nawiązanie przez dzieci są częste. A potem mogą zostac na dłużej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A teraz parę zdań subiektywnym okiem faceta po trzydziestce, który jest sam. Dlaczego? Sam nie wiem. Myślę, że złożyło się na to wiele czynników. Szczególnie przystojny nigdy nie byłem- ale nie byłem najbrzydszy. Miałem jednak w życiu poważny problem- kłopoty ze wzrokiem, które dysklasyfikowały mnie między innymi jako kierowcę, i były źródłem innych problemów. Dobrze wiem co kobiety myślą o mężczyznach bez prawa jazdy i niepełnosprawnych- dla nich to zwykli nieudacznicy. To poczucie, że dla żadnej kobiety nie będę nikim wartościowym mnie bardzo dołowało. Do swojej pierwszej licealnej miłości nawet nie miałem odwagi podejść. A potem studia- pomny wcześniejszych doświadczeń zbliżyłem się do jednej dziewczyny. Wydawało mi się, że jest nam ze sobą dobrze. Po roku rzuciła mnie- dla mojego kolegi- przystojny, zdrowy, i z bogatego domu- na odchodnym powiedziała mi, że nigdy nie zwiąże się z takim nemokiem jak ja. Po latach dowiedziałem się, że pięć lat po ślubie porzucił ją z dwójką dzieci. Ta sytuacja na długo zaważyła na moich relacjach z kobietami. Myślę, że wtedy straciłem wiarę w miłość i uczucia. Wprawdzie przez jakiś czas przełykałem gulę, będąc na ślubach i weselach moich znajomych. Ale u takich osób jak ja często pojawia się syndrom "ja wam jeszcze pokażę!". Doszedłem do wniosku, że skoro nigdy nie założę rodziny muszę osiągnąć sukces zawodowy. Postawiłem wszystko na pracę. Mając trzydziestkę na karku prowadziłem własną firmę (wykonuję wolny zawód). Milionerem wprawdzie nie jestem (moja niepełnosprawność nie ułatwia mi pracy) ale zarabiam nie najgorzej. Z jednej strony ratowało to poczucie mojej wartości- wprawdzie nie mam rodziny ale tutaj odniosłem jako taki sukces. Z drugiej strony ten stan rzeczy dodatkowo zredukował moje szanse na poznanie kogoś (czasu dla siebie miałem naprawdę mało, nie mówiąc o spotkaniu z kimś). Mnie jednak taka sytuacja odpowiadała- przestałem wierzyć w miłość i uczucia, i straciłem potrzebę wejścia w jakiś związek. Ale kiedy miałem 32 lata sytuacja się zmieniła. Poznałem (oczywiście w pracy) wyjątkową kobietę- Barbarę. Nie chodzi o to, że była ładna. Ona była wobec mnie po prostu miła i sympatyczna. Przywróciła mi moje poczucie wartości- w sferze innej niż praca. Dla niej nie byłem tylko pracującym całą dobę nemokiem, któremu z uwagi na chorobę wszystko zajmuje więcej czasu. Była jedną z nielicznych osób które chciały porozmawiać ze mną na tematy poza zawodowe, i dla której moja samotność i niepełnosprawność nie były tematem do żartów typu „chodź tu, babę zobaczysz”. Poczułem wobec niej to czego nie czułem wobec kobiet przez wiele lat. Był jeden problem- była już zaręczona. Wiem, że kochała kogoś innego, i że nie zerwie z nim- tu byłem bez szans. Zaprosiła mnie nawet na swoje wesele, z którego musiałem się wykręcić. Dlaczego- bałem się, że swoim smutkiem zepsuję jej całą imprezę. W noc w którą odbywało się to wesele coś we mnie pękło- przepłakałem dobrych parę godzin. Pomimo, że był to dla mnie kolejny bolesny zawód, coś we mnie pękło. Przypomniałem sobie co znaczy być zakochanym- nawet jeśli nieszczęśliwie. Ożyły też przykre wspomnienia. Trochę czasu zajęło mi, zanim nie wyleczyłem się z tego uczucia- do dzisiaj pracujemy razem. Zacząłem zastanawiać się dlaczego właściwie jestem sam, przed czym uciekam w pracę. Teraz moja sytuacja była inna niż 10 lat temu. Nie byłem tym samym gołym studentem nemokiem, ale kimś kto osiągnął w jakimś stopniu przynajmniej sukces zawodowy, kto już coś miał (poza samochodem- z oczywistych względów). Trochę pomogła mi moja zawiedziona miłość. Myślę, że na pewnym etapie domyśliła się o co chodzi, i próbowała mi uświadomić, że dla wielu z kobiet potrafię być wartościowy (wystarczy, że poza kasą będą patrzeć na inne wartości takie jak uczciwość, lojalność, pracowitość, czy poczucie humoru). Zaprosiła mnie na jakąś imprezę, na której poznałem jej przyjaciółkę- Anię. To nie było uczucie od pierwszego wrażenia- właściwie to trochę ją zignorowałem. Ogólnie kiepsko się bawiłem. Po imprezie moja zawiedziona miłość zrobiła mi awanturę- że nie jestem jedynym człowiekiem z problemami, i chyba sam chcę sobie zapracować na swoją samotność (moi rodzice już nie żyli), a moimi kompleksami powinien zająć się psycholog. Według niej powinienem porozmawiać z jej koleżanką, którą zignorowałem. Niebawem znowu, spotkałem się z Anią. Nawiązaliśmy dobry kontakt. Też była po trzydziestce, z problemami i po przejściach. To był nasz wspólny mianownik. Myślę, że Barbara zdawała sobie sprawę z tego, że przypadniemy sobie do gustu. Aktualnie jestem z Anią- myślę że jesteśmy szczęśliwi. Dlaczego to piszę- po to żeby żaden kretyn nie miał odwagi napisać, że jeśli mężczyzna jest sam w wieku 30 lat, to jest skazany na samotność.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
23-17 naprawde bardzo wartościowo przedstawiona sytuacja w jakiej autor sie spotkał,z trafną puentą o kretynach co jest faktem!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gucio66
Po pierwsze sama, czy samotna ? Często ludzie w związkach też są samotni więc Ty już masz przewagę, bo masz dziecko :-) To skarb największy i spotkałem się juz ze stwierdzeniem, że dziecku nie należy za bardzo się poświęcać, że trzeba myśleć o sobie, bo dziecko wyrośnie i dalej zostaje się samemu. Nic bardziej bzdurnego i mylnego ! To właśnie od Ciebie zależy, ile czasu poświęcisz dziecku, jak go wychowasz i pózniej takie zbierzesz plony. A tęsknota za znajomymi ? Pewnie jest, jaku każdego. Znajomi może singla żadziej zapraszają, by czasami nie być obiektem pożądania przez któregoś z partnerów - takie obawy są w większości przypadków. Szkoda, że nie jesteś z Opolszczyzny, czy Dolnośląskiego. Chętnie bym się wybrał z Tobą na spacer, czy kawę :-) Głowa do góry, uśmiech na twarz i zobaczysz, że spotkasz kogoś szybciej, jak się może komukolwiek wydawać, bo to właśnie uśmiech jest magnesem :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja tak tylko się wtrącę co do wypowiedzi Pana z wczoraj 23:17 nie dla każdej kobiety mężczyzna bez prawa jazdy jest nieudacznikiem. mój mąż nie ma prawa jazdy, mimo że ma świetny wzrok. po prostu nie ma, bo nigdy nie chcial mieć (ja też nie mam, oboje troszkę po 30-stce). pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gucio66ość
Do gość 2017.04.03 Jesteś dobrym przykładem tego, co dzieje się z nami w chwili najmniejszego zwątpienia i utraty wiary w siebie i pewności siebie. Ty sobie nawet niezle poradziłeś i za to należy Ci się szacunek. Teraz to Ty możesz z podniesioną głową spojrzeć w oczy tej, dla której liczyła się kasa i wygląd, a to akurat jest czymś, co najszybciej traci na wartosci :-) Ty pokazałeś klasę i wartość. Myślę, że nie jedna dziewczyna czytając, co napisałeś zagryzłą wargi z zazdrości, że nie mogą mieć Ciebie przy sobie. Niestety spora część kobiet liczy jedynie na pieniądze. Sam nie tak dawno zostałem opierdzielony za to, że nie wspomniałem ani słowa, że jestem współwłaścicielem, a to spowodowało, że też wybrała innego, który chwalił się majatkiem i to było argumentem przy jej wyborze. Tak więc głowa do góry, bo życie przed Toba i nawet nie wiesz, jakie miłe niespodzianki przed Tobą, czego Ci zyczę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do gość 2017.04.03 . Wszystko super i fajnie, ale...., musisz mieć ciężki charakter. Nie ma w Tobie optymizmu, jest ciężko, jakaś lekka zawiść do ludzi, zrobiłeś ze swoje życia męczeństwo i ciężką sprawę... A można było te wszystkie sytuacje normalnie odbierać? Dziewczyny nie rzucają na studiach? Nie mają prawa? I na odwrót, faceci tak samo wtedy przebierają. Zwykła kolej rzeczy. Pozniej znów się poznaje innych i tak dalej. A ta Barbara, chłopie, ona była już zajęta a ty się wkręcałeś. Bo okazała Ci sympatię i traktowała cię jak normalnego człowieka? Dlatego się w niej zabujałeś? Zobacz jaką ty musisz mieć niską samoocenę. Cięzki masz charakter, trudno się z tobą przez życie pewnie idzie, bo zawsze albo za mało, albo ktoś inny ma lepiej. A można inaczej na to wszystko spojrzeć. Dużo pozytywnego nastawienia życzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No niestety, jakaś część kobiet to typowe materialistki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Alex za granicą
Co prawda mam rodzine, ale tak naprawde to raczej nie mam już znajomych, jeśli chce ktoś popisać to na początek spróbujmy GG, podajcie nr i się odezwe. Co prawda nie mieszkam w Polsce już od dawna ale jeśli odległość nie stanowi dla was problemu to chętnie popisze z kimś kto chce i lubi pisać. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Otwieram swoje serce na miłość. Otwieram swoje serce na bliskość z drugą osobą. Coraz pełniej uświadamiam sobie jak to pięknie jest mieć obok siebie bliską ukochaną osobę i razem z nią dzielić się szczęściem i miłością. Dlatego juz teraz otwieram się na miłość. Otwieram swoje serce na wspaniały związek z idealnym dla mnie partnerem, związek pełen miłości i ciepła. Otwieram się na związek, ktory słuzy najwyzszemu dobru mojemu i innych. Z zachwytem uświadamiam sobie, Ze zasługuję na najwyzszej jakości związek przewyzszający moje najśmielsze marzenia. Zasługuję na szczęście oraz miłość najwyzszej jakości. Dlatego juz teraz przebaczam wszystko moim byłym partnerom. Wiem, ze teraz Bog ma dla mnie coś znacznie lepszego od tego co było wcześniej. Uwalniam się od zalu. Uświadamiam sobie, ze wszystkie dotychczasowe doświadczenia były mi potrzebne po to, by coś zrozumieć i pojść dalej. Juz teraz pozwalam sobie doświadczać wolności, swobody i spontaniczności w związku i daję je mojemu partnerowi. Wolność, swoboda i spontaniczność słuzą nam, są dla nas korzystne i bezpieczne. Wiem, ze najbardziej atrakcyjny dla mojego partnera jestem właśnie wtedy, kiedy jestem sobą, dlatego z łatwością i przyjemnością przejawiam się w moim związku. Z radością uświadamiam sobie, ze pozwalając sobie na związek nie muszę z niczego rezygnować. W moim związku czuję się spokojnie, bo wiem, ze moj partner jest dla mnie zyczliwy i jest po mojej stronie. Jestem doskonale bezpieczny, kiedy jestem z moim partnerem. Wiem, ze zawsze jestem przez niego chciany i kochany. Pozwalam sobie, by był przy mnie partner, ktory w pełni ze mną harmonizuje. Uświadamiam sobie, ze i ja jestem idealnym partnerem dla mojego ukochanego partnera. Z zachwytem odkrywam, ze jestem jego spełnionym marzeniem. Kocham mojego partnera i cieszę się z tego jaki jest. Nie czuję w sobie zadnej presji, by go zmieniać. Akceptuję go w pełni takim jaki jest i juz teraz uwalniam się od wszelkich oczekiwań, zalow i pretensji wobec mojego partnera.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witaj mam tak samo bardzo podobna sytuacja do Ciebie czasami mam dosc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Buahaha co przyglupy placza za przyjaznia w plu. A przeciez kazdy wie ze w tym syfie kazdy kazdemu doopsko obrabia za plecami. Kto normalny chcialby takich znajomych czy przyjaciol. Sram wam do ryjow swinie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Napiscie do mnie to porozmawiamy na wszystkie tematy. hamster46@tlen.pl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
uwaga na hamstera

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bzdury piszecie. Nie każdy może znaleźć swoją drugą połówkę. Mój przyjaciel ma 32 lata, i żyje sam, bo jest osobą niepełnosprawną. Ma przez to poważne problemy z chodzeniem, nie mówiąc już o wyglądzie. Co tu kryć- niepełnosprawność mężczyzny dyskwalifikuje u każdej kobiety. Próbował związać się z wieloma kobietami, ale nie znalazł takiej która zdecydowała by się na związek z osobą niepełnosprawną. Myślę, że szybko to zrozumiał i pogodził się z tym. Dowartościowywał się ucieczką w pracę. U niego nie chodzi nawet o pieniądze, ale to jest element który takim ludziom jak on potrafi ratować poczucie wartości. Ale przychodzi wieczór, kiedy taki człowiek musi wrócić do pustego domu, przychodzi weekend albo święta, w które niema się do kogo odezwać. Myślę, że już pogodził się z tym, że po prostu tak musi być. Czysty darwinizm- biologia- jednostki słabe muszą odpaść. I to jest odpowiedź na pytanie, dlaczego niektórzy (w szczególności mężczyźni) muszą żyć sami. Wszyscy którzy twierdzą, że każdy ma szansę znaleźć swoją drugą połówkę, nie wiedzą co mówią. Są ludzie (dotyczy to w szczególności mężczyzn) którzy niestety odpadają na przedbiegach zawodów, i tak po prostu musi być.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"Wiem, ze szczęśliwa mama to szczesliwe dziecko" Bzdura. Cicha, posluszna, pracowita, skromna, oddana matka i meski, inteligentny, dominujacy, zaradny ojciec to szczeliwe dziecko. Nieroztropnie rozkraczylas nogi i to w wieku 27 lat. Nie ma zadnych wymowek w takim dojrzalym wieku. Przegralas.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
do 23:33. Sam przegrałeś, bo nie jesteś w stanie rozkraczyć mózgu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wprawdzie jestem starszy od średniej wieku forumowiczów (40 lat), ale chyba mogę wypowiedzieć się na ten temat. Wiem czym jest samotność, ale mogę wam dać nadzieję na jej pokonanie, bo mnie się to udało. Od początku: Zawsze byłem typem mizantropa. Moje grono znajomych było bardzo wąskie, czas wolny z reguły wolałem spędzać sam. Myślę, że duży wpływ na to miały moje kompleksy związane z wyglądem- niski, chorobliwie otyły. Szkoła podstawowa i liceum były moim koszmarem- grupa uczniów wręcz znęcała się nade mną. Miałem dość wyzwisk typu „parówa”. I tak stałem się odludkiem. Już wtedy uciekałem w naukę, a że moi rodzice byli dobrze sytuowani, nigdy nie brakowało mi możliwość i środków żeby pogłębiać wiedzę. Po liceum dostałem się na medycynę- taki rodzaj rodzinnej tradycji. W takcie studiów wprawdzie nikt się nade mną nie znęcał, ale lęk przed kontaktami z ludźmi pozostał. Miałem wprawdzie wąskie grono znajomych, ale wieczorami częściej siedziałem nad książkami, niż imprezowałem. Wszyscy byli już jakoś sprawowani, i zacząłem odczuwać czym jest samotność. Na drugim roku poznałem jednak kobietę- studentkę medycyny Olgę. Też była dziewczyną z problemami. Wiele nas łączyło: oboje byliśmy cichymi, spokojnymi, dość flegmatycznymi, i troszkę nieśmiałymi ludźmi, którzy woleli spędzać czas w bibliotece nad książkami niż na dyskotekach. Nasz związek nie był typowy- na randki umawialiśmy się w bibliotece, a jak już szliśmy do któregoś z nas, to potrafiliśmy po prostu przegadać długie godziny. Dużo razem uczyliśmy się. To nie był szał emocji, tylko związek dwóch cichych, spokojnych ludzi, którzy uciekali w naukę przed swoimi kompleksami, i przede wszystkim jakaś alternatywa dla poczucia samotności. Po jakimś czasie pojawił się między nami rodzaj więzi- po prostu przywiązanie. Jak to mawiają, rozumieliśmy się „bez słów”. Wszystko to skończyło się w jednej chwili. Gdy byliśmy tuż po studiach, na moich oczach Olgę potrącił samochód. Dwa dni później zmarła w szpitalu. Długo nie mogłem przeboleć tego zdarzenia. Znałem tylko jeden sposób- ucieczka w pracę. Mogłem zawsze liczyć na oparcie w rodzicach, bardzo mi wtedy pomogli. Ale summa-summarum zostałem sam. Trzymałem się w kupie, dopóki żyli moi rodzice. Ale kiedy byłem w trakcie specjalizacji, oni też nagle zmarli. Dopiero wtedy poczułem czym jest samotność (jestem jedynakiem). Na nią znałem tylko jedną receptę- praca. Zawód medyka daje tutaj nieograniczone wręcz możliwości- można wziąć tyle dyżurów w weekendy, ile dusza zapragnie. Zawsze byłem pierwszy do dyżurowania we wszystkie popularne imieniny oraz święta- co moim kolegom było na rękę. Przez kilka lat każda myśl o związku przywracała mi pamięć o Oldze- to było bardzo bolesne. Po jakimś czasie po prostu pogodziłem się ze swoją samotnością. I tutaj pojawiła się Kinga. Miałem już 35 lat. Poznałem ją w trakcie dyżuru w andrzejki. Wszyscy moi znajomi z pracy poszli się bawić, a ja żeby nie siedzieć samotnie w domu, w ten wieczór wziąłem dyżur. W bufecie zauważyłem siedzącą samotnie lekarkę- znałem ją z widzenia. Przysiadłem się do niej. Obserwując ją, zacząłem sobie wyobrażać Olgę, 10 lat po ukończeniu studiów. Miały wiele cech wspólnych. Obie były spokojne, troszkę nieśmiałe, i wolały siedzieć w książkach (pracy) niż się bawić, i oboje miały swoje problemy. Były też podobne do siebie wizualnie. Szybko znaleźliśmy wspólny język- nad kawą przegadaliśmy ponad godzinę (rozmawialibyśmy do rana, gdybyśmy nie musieli wracać na oddziały). Zaproponowałem jej, że skoro obaj spędzamy dyżury samotnie w gabinetach lekarskich, to może w wolnej chwili wpadnie do mnie na kolejną kawę. W trakcie tego dyżuru nie mieliśmy czasu, ale parę dni później ponownie zauważyłem ją na dyżurze, i ponowiłem zaproszenie. Dyżur był spokojny, i przesiedzieliśmy w pokoju lekarskim praktycznie cały wieczór. Bardzo dobrze nam się rozmawiało, szybko znaleźliśmy wspólny język. Byliśmy swoim wzajemnym lekarstwem na samotne dyżury. Okazało się też, że wiele nas łączy. Ona też była sama (była rozwódką), i także uciekała przed samotnością na dyżury. Zaczęliśmy uzgadniać dni naszych dyżurów, w trakcie których wypiliśmy hektolitry kawy (całe szczęście obaj mamy spokojne specjalizacje). W trakcie wigilijnego dyżuru, Kinga zaproponowała żebym wpadł do niej, w pierwszy dzień świąt bożego narodzenia (obaj mieliśmy pierwotnie spędzić je sami). Trwało to ponad rok. Zaczął się rodzić miedzy nami jakiś rodzaj więzi. Po roku, oboje doszliśmy do wniosku, że nam ze sobą dobrze, więc może zrobić by krok dalej. Zamieszkaliśmy razem- i to był koniec naszej samotności. Jesteśmy razem do tej pory. Pamiętajcie, że na związek nigdy nie jest za późno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
20-25Nic dodać nic ująć. Źycze najlepszego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja też jestem bardzo samotna. Moja samotność trwa prawie 12 lat. Przeżyłam przez to niejeden kryzys psychiczny. Choć szukałam przyjaciół w różnych miejscach, to jednak ich nie znalazłam. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
W dzisiejszych czasach ludzie są interesowni, tzn. chcą się z Tobą zadawać tylko wtedy, gdy coś od Ciebie dostaną. Lepiej być samemu, niż otaczać się fałszywymi osobami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dokładnie ludzie bezinteresownie nic nie zrobią! Mało jest koleźeństwa aby np zadzwonią ot tak zapytać co u Ciebie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Masz dziecko ciesz się :) ja mam 31 lat,nie mam dzieci,moim życiem, i przyjacielem jest mój mąż .Też Nie mam przyjaciół, z koleżankami pisze na necie ład nie mają czasu się spotkać, moje życie to mąż, psy,brat z brtową i siostra ze szwagrem w weekend,dziadkowie umarli,rodzina maleńka i tak to wygląda. Też często żyje wspomnieniami,miałam kiedyś chmare przyjaciół, wszystko się skończyło gdy każdy poszedl do pracy i założył rodzine

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kup sobie pieska zobaczysz ile da ci szczęścia :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
co do pieska potwierdzam- niema lepszego leku na samotność :-). ja swojego wzięłam ze schroniska

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×