Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Moja obserwacja polskiej rodziny mowiacej do dzieci

Polecane posty

Gość gość
Dziecko niezależnie gdzie mieszka czy czy jest 100% Polakiem czy tylko 50% musi znać język polski, bo inaczej nie będzie miało relacji rodzinnych z polskimi krewnymi (dziadkami, kuzynami), a te kontakty się w życiu przydają, tylko się tego nie docenia czasem za młodu. Sama mam w rodzinie takie rodzeństwo, gdzie jedna z sióstr uczyła się od małego polskiego i dziś jako dorosła kobieta utrzymuje bliskie stosunki z polską rodziną, a młodsza nie chciała się uczyć i dopiero teraz zaczęła żałować i robi kursy, ale ciężej jej niż gdyby zaczęła jak była dzieckiem, bo polska matka już nie żyje, siostra ma swoją rodzinę, a ona sama nie ma nawet z kim ćwiczyć. Rodziny od strony lokalnego ojca nie mają, bo był jedynakiem z drugiego małżeństwa, za to w PL mają ogromna rodzinę od strony matki i bardzo otwartą i serdeczną. Otrząsnęła się kiedy zobaczyła po przyjeździe w rodzinne strony matki, że siostra ze wszystkimi rozmawia i wszystko rozumie, a tamta siedzi jak kołek i nie wie co ze sobą zrobić, bo pokolenie ciotek i wujków nie mówi przecież po angielsku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wy chyba mylicie 2 rzeczy. Naukę języka - wtedy rozmowa jest potrzebna i nie jest istotne na jakim jest poziomie, i NAUCZANIE języka - wtedy poprawność jest istotna. Nauka - JA SIĘ UCZĘ, nauczanie - UCZĘ KOGOŚ. Dosc spora różnica, co? x Chciałybyście by nauczyciel mówił "me is your teacher. Me name are Sandra. Me is from Poland" Bo przeciez wazny jest komunikat, co? No właśnie. A rodzic dla dziecka jest nauczycielem i w tym rzecz. x A mieszkając powyżej roku w danym kraju nie jest filozofią wyjść w danym języku na poziom powyżej komunikatywnego. I to też inna sprawa, że ktoś latami mieszka w UK, porusza się w polskich dzielnicach, kupuje w polskich sklepach, pracuje z Polakami i potem szok bo urodzone dziecko będzie dwujęzyczne i jak tu teraz się zachować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Szwedzi mówią też w obcych językach ze swoim akcentem. Nawet jeśli mówią biegle po angielsku, mają certyfikaty, to i tak słychać szwedzki akcent i melodię. One tak jakby przebijają. To samo słyszę o Niemców, Holendrów itd. Polacy robią dokładnie to samo, nawet bardzo się starając.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie powinno się uczyć dzieci mówić z błędami, bo te błędy się utrwalają i ciężko jest je później w szkole wykorzenić. Naraża się w ten sposób dziecko na pośmiewisko, bo np. używa dziwnych słów i zwrotów w nieodpowiednich okolicznościach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To najwyraźniej popełniłam tragiczny, godny potępienia błąd prowadząc rozmówki angielskie z dzieckiem, sama nie znając tego języka płynnie... komunikuję się, aczkolwiek moja składnia, gramatyka pozostawiają wiele do życzenia, a słownictwo często gęsto jest zbyt ubogie. A czemu mówiłam? Bo jechaliśmy na wakacje do obcego kraju, mały podłapał trochę angielskiego w przedszkolu i chciałam żeby się przyzwyczaił do tego że można tak z innymi rozmawiać, w zwykłej sytuacji kiedy czegoś potrzebuje. Nauczył się rozumieć chociaż o tyle że czegoś nie wolno, zwrotów typu "idź do mamy" albo "wracaj" czy "nie dotykaj", nauczył się pytać czy może, gdzie jest mama, mówić nie chcę, nie mogę, poproszę, dziękuję... Dało to efekty, na ile mógł, komunikował się, odpowiadał automatycznie w angielskim kiedy ktoś do niego mówił w tym języku, potrafił o coś zapytać czy choćby sam kupić sobie np. coś słodkiego na straganie. Nikt nie czepiał się naszego języka, bo dla nich to też jednak język obcy, a jak ktoś słusznie zwrócił uwagę- język służy do komunikacji. Uśmiechali się też od ucha do ucha jak po pewnym czasie podłapaliśmy chociaż zwroty grzecznościowe w tamtejszym języku dodatkowo, miło reagowali na nasze próby zakupów czy zamawiania jedzenia "po ichniemu". Miałam w Polsce do czynienia z turystami nieraz, i też mi było bardzo miło kiedy słyszałam nawet bardzo kulawe "czy pan powie gdzie kupic woda", do tej pory pamiętam jak mi się buźka śmiała jak na pożegnanie od gadających po angielsku Japończyków usłyszałam "do widzenia, piękna kobieta". Tak samo rodzic- turysta uczący swojego malucha "say: dżekuje" wzbudza sympatię. Autorka z jednej krótkiej scenki wysnuła od razu teorię o Polakach-emigrantach zapominających o swoich korzeniach i zgrywających "lepszych". Może dziecko lekcje z przedszkola powtarzało a mama pomagała ile umiała? Albo dzieciaki miały poznać nową ciocię mówiącą po angielsku i rodzice również z nimi chcieli cokolwiek poćwiczyć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś Ja nie wiem, Wy tak celowo wszystko wyolbrzmiacie i dramatyzujecie? To jest chyba jakaś polska przypadłość bo wiecznie jakieś skrajności, wiecznie rozrywanie szat. ktoś napisze "nie powinno się dawać słodkiego" to inne ironicznie :och ja wyrodna matka, dałam kiedyś jogurt, zabijcie mnie" x Utrwalenie błędów nie zajdzie na jednych wakacjach. I prosta komunikacja jest czyms innym niz błędna komunikacja. Owszem, jeśli chciałabyś mieć dziecko 2języczne, które autentycznie ma 2 języki dobrze opanowane, to sama musiałabyś wziąć dupę w troki by się języka porządnie nauczyć. Ale jesli chciałaś nauczyć dzieko kilku podstawowych zwrotów to w czym problem? Czy Twoja znajomość nie pozwalała na poprawną wymowę tego? Zakładam, że pozwalała, wiec nie przesadzaj.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ależ ja wiem że dziecka poprawnie nie nauczę, natomiast skoro moja znajomość pozwala na jako taką swobodną komunikację, to jestem w stanie i jemu tyle przekazać. Chodziło mi tylko o to że autorka czepia się nie znając sytuacji. "Nie wyobrazam sobie, jak mozna do wlasnych dzieci mowiac w jezyku, ktory ledwo sie zna i robi bledy gramatyczne??" "Czy to rodzice nie zdaja sobie sprawy co robia? Czy moze wydaje im sie, ze to jest takie cool?" To z jej pierwszego posta. Dlatego piszę, że owszem- rodzice mogą sobie doskonale zdawać sprawę z własnej, słabej znajomości języka, a bez znajomości sytuacji nie ma co potępiać. Jeśli na wakacje- to dzieciom to nie zaszkodzi, jeśli nawet wyjeżdżają na stałe- to może dzieci na początek po prostu się oswajały, a cała rodzina przyswoi sobie lepiej język później.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tu autorka, kolejka do zdania bagazu byla dluga i przez ten czas przysluchiwalam sie rodzinie przede mna. Nie jechali na wakacje, tylko wracali do UK, jezyk mieli tragiczny, az mi sie zal tych dzieci zrobilo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Skoro wiesz, że tych rzeczy nie umiesz poprawnie co Ci szkodzi się dokształcić? Bo ja tego trochę nie rozumiem "wiem, ze popełniam błąd, ale go powielam". Przecież to nie zajmie dużo czasu, można naprawdę używać prostych zdań i zwrotów, ale poprawnych. Uczyłam języka angielskiego - a wcale nie znam go biegle, taka była konieczność i byłam jedyną osobą, która miała na tyle umiejętności by to robić. Tyle stresu co miałam na początku to az nie chce mi się myśleć. I mimo, że w dłuższej i bardziej złożonej rozmowie popełnię błędy, nie będę super elokwentna, jak mnie ktoś wyrwie nagle to i w błahej sprawie mnie zatka itd to spokojnie byłam w stanie nauczyć kilka osób podstaw. I żeby nie było - ich nie cisnęłam z gramatyki, ale siebie już tak - by miały wzór najlepszy na jaki mnie było stać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jej autorko ale jesteś z******ta...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ale ja nie muszę być dla dziecka wzorem i mentorem we wszystkich dziedzinach życia. Wielokrotnie widział jak sięgałam po słownik bo nie znałam słówa o które pytał. Wie że mówię słabo, wie że mąż angielski zna dużo lepiej (chociaż mąż głównie w piśmie, bez problemu czyta fachowe artykuły po angielsku). Mam zdolności językowe i jeśli będzie taka potrzeba, nie będę miała trudności z opanowaniem sprawnie języka- ale takiej potrzeby nie ma. Zwłascza że wyjeżdżam, albo całą rodziną wyjeżdżamy, jednak nie do anglojęzycznych krajów. I znowu co do tej rodziny na lotnisku- naprawdę uważasz autorko że rodzice tym dzieciom jakąś krzywdę robili? Dzieci, jeśli tam mieszkają, bardzo szybko przyswoją angielski w szkole, przedszkolu, na podwórku, a jeśli są nieśmiałe- rodzice w ten sposób oswoją je po prostu z komunikacją w obcym języku, i głównie o to chodzi. Nie wierzę że takimi domowymi rozmówkami wypaczą ich naukę języka i utrwalą błędy nie do naprawienia, skoro dzieci na co dzień będą miały kontakt z żywym językiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
13:09 Tak mysle, ze robia krzywde, bo nie dosc, ze dzieci nie beda potrafily sie porozumiewac po polsku to jeszcze naucza sie angielskiego z glupimi bledami .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"Ale ja nie muszę być dla dziecka wzorem i mentorem we wszystkich dziedzinach życia. " Niestety - ale decydując sie na dziecko zdecydowałaś się, że będziesz wzorem. Bo tak to działa - dziecko wzoruje sie na tym co ma dostępne i z czym jest związane - więc w większości wypadków to są rodzice. Ale no Twoje życie, dla mnie po prostu jest dziwne by mając świadomość błędów w drobnych*sprawach nie chcieć ich naprawić. *podkreślam drobnych bo za moment wyjdzie, że powiedziałam, że każdy musi mieć certyfikat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dla mnie poprawne (automatycznie) stosowanie odpowiednich czasów w obcym języku już nie jest "drobne"- drobną sprawą jest znajomość- powiedzmy- kolorów, pojazdów, zwierząt, tego czego potrzebowało moje dziecko. W ramach komunikacji- zapytanie czy coś mogę, co muszę, poinformowanie czego potrzebuję. To tak jakbym zwracała uwagę że ktoś pomylił triceratopsa z pentaceratopsem, albo nie widział różnicy między mgławicą a galaktyką. To że dziecko się wzoruje na mnie, nie oznacza że uznaje mnie za autorytet we wszystkich dziedzinach- ma świadomość że mama po angielsku powie czego potrzebuje, ale nie do końca poprawnie, i że jeżeli chce mówić lepiej, trzeba się dokształcić. To niech będzie dla niego wzorem- to że człowiek ma świadomość własnych braków, i wie w jaki sposób zdobywać wiedzę jeśli ma takie chęci. Nie udaję wszechwiedzącej, chociaż wiedzę ogólną, plus z paru specyficznych dziedzin, mam sporą. Wielokrotnie przy różnych okazjach widziałam jak rodzice mający powierzchowną wiedzę przekazują błędne informacje dzieciom- ale nie uważałam nigdy że je w ten sposób krzywdzą. Ważniejsze jest że taki rodzic gdzieś dziecko zabiera, coś mu pokazuje- a jeśli dziecko samo się zaangażuje, zdobędzie wszelkie potrzebne mu informacje, naprawdę, czy to wypytując- rodzice mają nieograniczony dostęp do informacji, czy ogladając film dokumentalny, czy w końcu samemu sięgając po książki i grzebiąc w internecie. Wracając do rodzinki z lotniska- powtórzę, nie wierzę że rodzice wyrządzą w ten sposób krzywdę dzieciom które poprawny język i tak poznają w naturalnych warunkach, a dzięki rozmowie z kimś znajomym, kto je pochwali i zachęci, ośmielą się do tego żeby spróbować rozmawiać z dzieckiem na podwórku. A co do tego jak dzieci będą mówiły po polsku- a, to już faktycznie zależy od rodziców (chociaż później i od samych dzieci). Ale jedna sytuacja na lotnisku to za mało żeby wyciągać daleko idące wnioski, bo może w domu jednak na co dzień ten polski w rodzinie jest?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dzieci i tak naucza sie angielskiego w przedszkolu, na podworku itd Byc moze za 15 lat beda zalowac, ze rodzice ich nie nauczyli jezyka polskiego. Tego nie wiemy. W Polsce maja dziadkow, ciocie i kuzynow, wiec nie wyobrazam sobie, ze taki dziadek musialby sie specjalnie uczyc angielskiego, zeby porozmawiac z takim dzieciakiem... Na wakacjach w Polsce, moze i beda znaly podstawy, ale nie beda nigdy mowic biegle po polsku. W UK sa szkoly j.polskiego w soboty, zaloze sie, ze tacy rodzice nawet nie pomysla o wyslaniu tam dzieci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×