Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
EmmaBovary19

Odpuścić sobie przyjaciółkę?

Polecane posty

Witajcie. Chodzi o relacje z moją dotychczasową przyjaciółką. J i ja poznałyśmy się w pierwszej klasie gimnazjum. . Mam naturę samotniczki, której niełatwo otworzyć się w pełni na innych ludzi, dlatego też ciężko było mi wtedy znaleźć sobie towarzyszkę w nowej szkole. Przez jakiś czas tułałam się nieudolnie od jednej koleżanki do drugiej, aż tu nagle BUM. I J przepisuje się do naszej klasy. Poznała mnie tam jako pierwszą, ponieważ jak sama później mówiła: " Wyglądałam na miłą i samotną". Zabrzmi to może dziwnie, ale gdy ją zobaczyłam pomyślałam sobie. że to ta osoba, z którą nawiążę głębszy kontakt. Na początku jednak nie było łatwo. Ja byłam poważna, zdystansowana jak zwykle, ona wesoła i otwarta. Rozeszłyśmy się na jakiś czas, ona znalazła sobie koleżankę, ale szybko znów dałyśmy sobie szansę. Stałam się mniej zaborcza, pozwoliłam jej się oswoić, jednym słowem wyluzowałam, obdarzyłam ją zaufaniem. Okazało się, że stałyśmy się typowymi nierozłączkami. Zdarzały się nam dramaty, dziecinne zazdrości, ale na krótko. Nagle, ni stad, ni zowąd, powiedziała mi, że jej przyjaciółka ze szkoły podstawowej chce przepisać się do naszej klasy. Opowiedziała mi, jakimi bliskimi osobami były dla siebie, że ona i jej koleżanka ( również J ), pierwotnie miały iść razem do gimnazjum, ale z niewiadomego mi powodu plan się nie powiódł i los je rozdzielił. Wpadłam w panikę. Dopiero co zyskałam bratnią duszę, a za kilka miesięcy ktoś miałby mi to odebrać? Czułam się okropnie. J. uspokajała mnie. Mówiła, że nic się między nami nie zmieni, że jej przyjaciółka na pewno też sobie kogoś znajdzie (?), żebym się nie bała. Nadeszły wakacje. Moja przyjaciółka i ja nie widziałyśmy się przez bite dwa miesiące ( J siedziała u swojej babci), jednak w miarę możliwośc***isałyśmy, rozmawiałyśmy przez telefon- było świetnie. Odetchnęłam z ulgą, gdy J oznajmiła mi, że jej koleżanka zmieniła zdanie. Znalazła sobie fajne koleżanki, została w swoim gimnazjum. Widziałam, że moja przyjaciółka jest zawiedziona, co mnie trochę dotknęło, ale później nie wracałyśmy już do tej sprawy. Druga klasa, zdawałoby się, była jeszcze bardziej wspaniała niż poprzednia. Dogadywałyśmy się wspaniale. Nie widziałyśmy nikogo poza sobą. J powoli wchodziła w mój świat. Nadmienię tutaj, że mam zupełnie inne zainteresowania i priorytety niż moi rówieśnicy, może dlatego ciężko mi było znaleźć z kimkolwiek wspólny język. Zaczęłyśmy rozmawiać na moje tematy. Książki, filmy, poezja, pisarze, literatura, język polski. J. umiała mnie zrozumieć, śmiać się z tego co mnie śmieszy. Wydawałoby się, że jej również się to podoba. Aż do momentu, gdy poczułam, że pomiędzy nami zaczyna się psuć. J, jak wiem od niej samej, zaczęła czuć się gorsza ode mnie. Padały pretensje, że ja się lepiej uczę, że mam osiągnięcia, że olimpiady, konkursy, a ona nie. Nie mogłam nic na to poradzić, przecież nie porzucę swoich ambicji dla przyjaciółki. Starałam się więc jak mogłam podwyższać jej ego, wspierać, mówić o jej wspaniałości i jak bardzo jest dla mnie ważna. Martwiłam się o nią, bo widziałam, że ma problemy. Chciałam jej pomóc, pokazać, że jest dla mnie ważna. Zaczęła uprawiać własną twórczość literacką. Moim zdaniem, bez rewelacji. Gdy nie rozpływałam się w zachwytach na jej temat, obrażała się na mnie. Mówiła, że kiedy czyta coś mojego, ma ochotę się zabić przez to porównywanie. Zaczęła się zwierzać, że kiedyś obu nam zależało, starałyśmy się dla siebie, a teraz wszystko stało się zwykłe i normalne. Twierdziła, że nasza przyjaźń się rozpadnie, że zawsze tak jest. Zapewniałam ją, że w tym przypadku nie ma prawa, że z nikim nie czuję się lepiej niż z nią. Mówiła, że " tonuję jej życie na szaro", że robi się w nim nudno i dopada je monotonia. Zdążyłam się na niej zawieźć dobrych kilka razy. Nie przychodziła na umówione spotkania,wystawiała mnie w imię innych lub swoich wymimaginowanych zajęć. Olewała mnie, kiedy potrzebowałam od niej pożyczyć coś bardzo ważnego. Nigdy nie oddawała pieniędzy z komentarzem " PRZECIEŻ TO TYLKO 5 ZŁ. Kiedy na wycieczce klasowej nie chciałam iść na imprezę, bo imprez po prostu nie lubię, powiedziała, że wychodzi na przysłowiową chwilkę, a w rzeczywistości zostawiła mnie samą w pokoju bez klucza na 4 godziny i zastanawiała się, dlaczego powitałam ją słowem soczystym jak pomarańcza. Pod koniec roku zaczęłyśmy się kłócić. Przestała być ze mną szczera, ciągle ją coś gryzło, ale nie chciała mi nic powiedzieć. Kiedy chciałam z nią popisać choćby na messangerze, nie odpisywała na żadną wiadomość, chociaż każdą po kolei wyświetlała. Miałam tego po dziurki w nosie. Przestałam do niej pisać. Co jakiś czas wysyłała mi jakąś wiadomość pełną pustoty bądź z pretensjonalnym pytaniem " Dlaczego się do mnie nie odzywasz?" A gdy odzywać się zaczęłam, znów wracało dokładnie to samo. " " Dlaczego mi nie odpisujesz?" " SORRY, OGLĄDAM MECZ" Emocje wzięły górę, nagadałam jej i kategorycznie przestałam się odzywać. J. podejmowała ciche próby skontaktowania się ze mną. Próbowała wywołać we mnie zazdrość wstawiając piękne zdjęcia z ww przyjaciółką z sp. Minęły dwa tygodnie. Będąc na wyjeździe ( z moją koleżanką zresztą) wstawiłam nowe zdjęcie profilowe. I wtedy J. przeprosiła mnie. Ale gdzie? POD ZDJĘCIEM. Uznałam, że jest po prostu żałosna i na początku nie chciałam na to reagować, ale, że serce mi się skroiło na pół po jej późniejszych osobistych przeprosinach, wybaczyłam. Przez jakiś czas się uspokoiło, zdarzały się tylko małe niesnaski, które starałyśmy się puścić mimo uszu. Pewnego dnia przypadek pozwolił mi poznać ów przyjaciółkę J. Spędziłyśmy razem dzień w towarzystwie kilku innych osób. Cieszyłam się, że nareszcie wiem, o kim dane mi było tyle słyszeć. Z przykrością musiałam stwierdzić, że nie widzę w tej dziewczynie nic ciekawego. Ot, gimnazjalistka, niby miła, ale bez zainteresowań, a jej jedynym celem jest spędzanie czasu latając po dworze. ( Poniekąd jak moja J., która jednak jest o niebo inteligentniejsza). Kiedy wróciłam do domu powiedziałam przyjaciółce o wszystkim. Kiedy to usłyszała odebrało jej mowę. A gdy wyznałam jej o moim zamiarze zapisania się do pewnego klubu mieszczącego się na jej osiedlu wygarnęła: WCHODZISZ Z BUTAMI NA MOJE PODWÓRKO I JESZCZE ZABIERASZ MI ZNAJOMYCH. Nawet nie wiedziałam co to miało znaczyć. Potem w rozmowie wyszło, że bała się stracić zarówno i mnie, jak i jej przyjaciółkę i obawiała się, że za bardzo przypadniemy sobie do gustu. Dzikie kłótnie trwały przez całe wakacje, przebłyski zgody były nikłe. Padały przykre słowa, niewytłumaczalne żale. Żadna z nas nie wiedziała o co chodzi drugiej. Ona mówiła, że jej już na mnie nie zależy tak jak kiedyś. I ja to czułam. Starałam się być szczera, mówiłam co mi leży na sercu. Nie widziałam w niej zrozumienia. Uważała, że nie czuje tej przyjaźni, że szuka wciąż tej idealnej relacji, którą sobie wyśniła. Zaczęła się spotykać z nowymi koleżankami. Dla mnie są raczej puste i lalusiowate, ale ona widzi w nich towarzystwo rozrywkowe, nie takie jak ja. Czuje się przez to naturalnie odrzucona. Od paru miesięcy lata za chłopakiem, który jest zaszufladkowany jako klasyczny d**ek, a ona naiwnie daje się mu wykorzystywać. Zmieniła się, albo ja nie widziałam jaka jest? Płakałam kilka dni przez jej obojętność. Zaczęłam na powrót zadawać się z koleżankami z klasy, z którymi zerwałam praktycznie kontakt, bo ONA TAK CHCIAŁA. Nie chciałam zepsuć sobie tego, co stworzyłam z nią. ULTIMATUM: albo ona albo ja. Wybrałam ją. Z i N poszły w odstawkę. Poświęciłam inne klasowe znajomości dla niej. Dziękowałam N, która pocieszała mnie i rozmawiała ze mną, gdy nie musiałam porozmawiać z żywą duszą. Stwierdziłam, że ja i J już się nie przyjaźnimy. Za parę dni J znów napisała. Chyba próbuje walczyć. Nie chcę zostawiać N, która mi pomogła, żeby poczuła się wykorzystana. A co jeśli moja relacja z J ma jeszcze jakąś przyszłość? Jestem rozdarta i niczego niepewna. Być może mój wywód jest typowym wywodem nastoletniej osoby przeżywającej swoje " tego kwiatu jest pół światu", ale chciałabym, żeby jakaś dorosła, bardziej doświadczona osoba zerknęła neutralnym okiem na tę sprawę i dała mi jej obiektywny obraz i jakąś konstruktywną radę. Głupio mi, że moja wypowiedź jest taka chaotyczna, ale nie sposób mówić o emocjach ze stoickim ładem i składem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×