Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość gość

Pokochać nie swoje dziecko

Polecane posty

Gość gość

Czy są tu rodzice którym udało się pokochać dziecko partnera/partnerki? Moja historia zaczęła sie 3,5 to roku temu. Kiedy go poznałam czułam sie taka bezpieczna, może nie chciałam by moje dziecko mówili tato ale myślałam ze będzie dla niej dobry. Byl.... Czasem lepszy czasem ja ignorował. Ale odkąd jestem w ciąży ich relacj***ardzo się pogorszyły. Czy on udawał?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

W normalnych "warunkach" nikt nie pokocha dziecka partnera. Może je co najwyżej polubić chociaż i z tym czasem ciężko. Dziecko partnera będzie postrzegane jako przeszkoda i kula u nogi. Taka prawda i mimo, że ludzie się zapierają, że to nie prawda tak władnie jest i nic tego nie zmieni. Dlaczego? Po pierwsze mamy jakieś plany z partnerem a dziecko je rujnuje np wypad na weekend podczas gdy trzeba zostać bo dziecko ma trudną pracę domową. Albo sex- jest klimat ale wchodzi dziecko i czar prysł. Dwa to obciążenie finansowe. Moglibyśmy zmienić np samochód na lepszy ale pewna kwota idzie na dziecko i zakup trzeba odłożyć. Każda taka sytuacja oddala i zniechęca do siebie partnerów jeśli dziecko nie jest wspólne. 

Wyjątkiem może być wdowa lub wdowiec. Jest dziecko i druga osoba traktuje je jak swoje. 

Jestem w związku z facetem z dzieckiem i nie ukrywam, że mimo że dziecko lubię wolałabym aby go nie było. Dlatego też nie chce ślubu, którego chce mój partner. Zostawiam sobie otwarta furtkę na wypadek gdyby dziecko zaczęło mi przeszkadzać np zbyt często u nas bywać, rujnować plany itp. Wtedy odejdę.

  • Like 2

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

jeśli dziecko ma prawdziwego ojca który żyje to pokochanie cudzego dziecka przez kolejnego partnera nie wchodzi w grę. Takie są prawa natury i hipergamii. Facet może twierdzić że jest inaczej a prawda jest taka że jak znajdzie inną lepszą to zniknie. Zanim kobieta zajdzie w ciąże musi się 100 razy zastanowić z kim. 

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

a dlaczego ma kochac nie swoje dziecko? Tutaj pokochanie nie swojego dziecka jest trudne, bo jest konflikt interesow. Ludzie oczekuja ze dorosły ma sie poswiecac dla obcego dzieciaka, ale z jakiej racji ? To nie jest takie proste podporzadowywanie sie i poswiecanie dla obcej osoby, dzielenie kasy, i spedzanie czasu z kims z kim sie nie chce. Jeszcze te oczekiwania, że niby paertner ma jakies obowiazki wzgledem czyjegos dziecka. Jakby czlowiek wiedzial z iloma problemami wiaze sie taki zwiazek to samotni rodzice nadal by byli samotni. 

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Można pokochać nie swoje dziecko tylko że to i tak nigdy nie będzie miłość taka jak do swojego dziecka. Niestety często jest tak że partner zbliża się do dziecka żeby zdobyć kobietę która kocha. I on jakby udaje że kocha to dziecko a tak naprawdę jedynie toleruje i może troszkę lubi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 15.05.2023 o 12:40, destiny37 napisał:

jeśli dziecko ma prawdziwego ojca który żyje to pokochanie cudzego dziecka przez kolejnego partnera nie wchodzi w grę. Takie są prawa natury i hipergamii. Facet może twierdzić że jest inaczej a prawda jest taka że jak znajdzie inną lepszą to zniknie. Zanim kobieta zajdzie w ciąże musi się 100 razy zastanowić z kim. 

Dokładnie. Patrząc na dziecko widzi się tego drugiego rodzica, którego zazwyczaj się nie lubi. Dlatego sympatia do dziecka to tylko takie udawanie. Może gdyby tego dziecka się nie widywało gdyby to było okazjonalnie to byłoby inaczej. A jeśli dziecko spotyka się regularnie to niestety nie ma szans. Generalnie czy się to komuś podoba czy nie to prawda jest taka, że dziecko z poprzedniego związku nigdy nie będzie nikim ważnym dla partnera/ki jego rodzica. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się w zupełności z Kirsche28. Na początku związku patrzy się odrobinę przez „różowe okulary”, więc nieco łatwiej o sympatię czy chociażby dobre chęci zbudowania poprawnej relacji z dzieckiem partnera, ale z czasem zawsze przychodzi frustracja - tym większa, im bardziej się dziecku partnera „nadskakiwało” dla dobra związku. W momencie kiedy człowiek przestaje „żyć miłością”, a szuka miejsca na realizację swoich potrzeb, celów i marzeń w związku, dziecko partnera zazwyczaj staje się przysłowiową „kulą u nogi”, utrudniającą wygospodarowanie wspólnego czasu, zaplanowanie ważnych okazji czy ustalenie domowego budżetu i zgromadzenie oszczędności na wspólne sprawy. Kiedy „na scenie” pojawia się wspólne dziecko, ta niechęć do nieswojego potomstwa jest wręcz uwarunkowana biologicznie. Ja na przykład dzieci nie lubię i nie planuję ich mieć, popełniłam duży błąd próbując na początku związku „wkupić się w łaski” dziecka partnera. Efekt jest taki, że w moim mieszkaniu, które kupiłam w zeszłym roku z myślą przede wszystkim o własnym komforcie córka partnera ma swój pokój, mimo że bywa u nas 4 dni w miesiącu, a mi brakuje przestrzeni na własne „biuro” i tułam się z rzeczami poupychanymi w kartonach po pozostałych pomieszczeniach, których niestety nie ma wiele, bo oczywiście pokój młodej to nienaruszalne sanktuarium. Wiecznie ma w nim chlew, nie umie wynieść po dobie talerza z resztkami jedzenia do kuchni czy brudnej bielizny do łazienki. Nikt nie konsultuje ze mną terminów jej odwiedzin, jeśli są jakieś roszady w stałym harmonogramie. W domu nie robi nic, ojciec nie wyznacza jej żadnych granic, a ja nie mam prawa się odezwać. Do tego młoda weszła w tzw „trudny wiek”, jest humorzasta i krzywi się na wszystko, łącznie z jedzeniem, nie onieszkając przy tym subtelnie sugerować, że u mamy wszystko jest lepsze. Partner jak foka cyrkowa skacze wokół niej, próbując organizować jej atrakcje i wciągać do rozmowy, ona go, podobnie jak zresztą mnie kompletnie olewa, przypominając sobie o nim tylko jak czegoś chce - tzn zwykle jak potrzebuje pieniędzy. W innym wypadku nawet do niego nie zadzwoni, nie odbierze telefonu czy nie odpisze na smsa pomiędzy „widzeniami”. Doszło do tego, że we własnym domu nie czuje się komfortowo i żałuję, że nie postawiłam wcześniej granic, bo teraz coraz trudniej mi będzie wykrzesać do tego dziecka jakąkolwiek sympatię i zarazem ustalić nowe zasady. 

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, Misty Day napisał:

Zgadzam się w zupełności z Kirsche28. Na początku związku patrzy się odrobinę przez „różowe okulary”, więc nieco łatwiej o sympatię czy chociażby dobre chęci zbudowania poprawnej relacji z dzieckiem partnera, ale z czasem zawsze przychodzi frustracja - tym większa, im bardziej się dziecku partnera „nadskakiwało” dla dobra związku. W momencie kiedy człowiek przestaje „żyć miłością”, a szuka miejsca na realizację swoich potrzeb, celów i marzeń w związku, dziecko partnera zazwyczaj staje się przysłowiową „kulą u nogi”, utrudniającą wygospodarowanie wspólnego czasu, zaplanowanie ważnych okazji czy ustalenie domowego budżetu i zgromadzenie oszczędności na wspólne sprawy. Kiedy „na scenie” pojawia się wspólne dziecko, ta niechęć do nieswojego potomstwa jest wręcz uwarunkowana biologicznie. Ja na przykład dzieci nie lubię i nie planuję ich mieć, popełniłam duży błąd próbując na początku związku „wkupić się w łaski” dziecka partnera. Efekt jest taki, że w moim mieszkaniu, które kupiłam w zeszłym roku z myślą przede wszystkim o własnym komforcie córka partnera ma swój pokój, mimo że bywa u nas 4 dni w miesiącu, a mi brakuje przestrzeni na własne „biuro” i tułam się z rzeczami poupychanymi w kartonach po pozostałych pomieszczeniach, których niestety nie ma wiele, bo oczywiście pokój młodej to nienaruszalne sanktuarium. Wiecznie ma w nim chlew, nie umie wynieść po dobie talerza z resztkami jedzenia do kuchni czy brudnej bielizny do łazienki. Nikt nie konsultuje ze mną terminów jej odwiedzin, jeśli są jakieś roszady w stałym harmonogramie. W domu nie robi nic, ojciec nie wyznacza jej żadnych granic, a ja nie mam prawa się odezwać. Do tego młoda weszła w tzw „trudny wiek”, jest humorzasta i krzywi się na wszystko, łącznie z jedzeniem, nie onieszkając przy tym subtelnie sugerować, że u mamy wszystko jest lepsze. Partner jak foka cyrkowa skacze wokół niej, próbując organizować jej atrakcje i wciągać do rozmowy, ona go, podobnie jak zresztą mnie kompletnie olewa, przypominając sobie o nim tylko jak czegoś chce - tzn zwykle jak potrzebuje pieniędzy. W innym wypadku nawet do niego nie zadzwoni, nie odbierze telefonu czy nie odpisze na smsa pomiędzy „widzeniami”. Doszło do tego, że we własnym domu nie czuje się komfortowo i żałuję, że nie postawiłam wcześniej granic, bo teraz coraz trudniej mi będzie wykrzesać do tego dziecka jakąkolwiek sympatię i zarazem ustalić nowe zasady. 

Kobieto zmień to czym prędzej. W TWOIM domu dziecko partnera ma pokój? 🙉☹️. Ty się wogóle nie tłumacz tylko zagospodaruj ten pokój dla siebie a jak dziecko przyjedzie to daj jej materac. No chyba, że w zagospodarowanym pokoju przewidujesz łóżko to ok, niech dalej tam śpi. Zasugeruj, że ma po sobie sprzątać i zachowywać się normalnie bo jeśli nie to niestety nie będzie mogła dalej do Was przyjeżdżać. Postaw taki warunek ojcu i jej a jeśli nie to zabroń jej wstępu do swojego domu. Niech się spotykają na mieście, u matki dziecka lub gdzie tam chcą. 

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
10 godzin temu, kirsche28 napisał:

Kobieto zmień to czym prędzej. W TWOIM domu dziecko partnera ma pokój? 🙉☹️. Ty się wogóle nie tłumacz tylko zagospodaruj ten pokój dla siebie a jak dziecko przyjedzie to daj jej materac. No chyba, że w zagospodarowanym pokoju przewidujesz łóżko to ok, niech dalej tam śpi. Zasugeruj, że ma po sobie sprzątać i zachowywać się normalnie bo jeśli nie to niestety nie będzie mogła dalej do Was przyjeżdżać. Postaw taki warunek ojcu i jej a jeśli nie to zabroń jej wstępu do swojego domu. Niech się spotykają na mieście, u matki dziecka lub gdzie tam chcą. 

No właśnie niesamowicie żałuję, że się dałam wmanewrować w taki niekorzystny układ. Jesteśmy z partnerem z różnych miast, początkowo on wynajmował 2-pokojowe umeblowane mieszkanie (jeden pokój był tam przeznaczony dla córki). Potem razem postanowiliśmy coś wynająć, trafiła się korzystna okazja wynajmu mieszkania 3-pokojowego bez umeblowania jednego pokoju. Wtedy po jakimś czasie zapadła decyzja zakupu mebli dla córki partnera (ja sfinansowałam ten zakup w ramach pożyczki 🙈). Z upływem czasu uznałam, że pora na coś własnego, jako że moje zarobki były dobre, zdecydowałam się sprzedać swoje mieszkanie w innym mieście i kupić mieszkanie w mieście partnera. Wydawało mi się wówczas przestronne i odpowiednie dla naszych potrzeb, ale rodzina partnera najwyraźniej zaplanowała już przestrzen za mnie bo„przecież meble trzeba gdzieś przewiezc i zrobić małej pokój”, a ja myśląc ze „jakoś to będzie” zgodziłam się. No i niestety „w praniu” okazało się, że tej przestrzeni jednak brakuje i szkoda mi nieco tego jednego pomieszczenia, które jest użytkowane 4 dni w miesiącu + ewentualnie jakieś wyznaczone dni w ferie/wakacje, a nie mogę go na co dzień wykorzystać do czegokolwiek innego. Podjęłam niedawno ten temat z partnerem, że córka mogła by przecież spać w gościnnym pokoju, bo ja potrzebuję tego pomieszczenia, jednak skończyło się kłótnią i wielką obrazą majestatu, bo w tatusiu obudził się duch rycerza. Mieszkanie było kupione i w całości wyposażone za moje pieniądze, partner za to je w całości samodzielnie wykończył. Uczestniczy również w codziennych kosztach utrzymania. Generalnie jestem zmęczona tym wszystkim, kiedy zbliża się weekend widzenia to chodzę smutna, przybita, podenerwowana, czuję się skrępowana i spięta przez cały czas jej pobytów. Z reguły też dowiaduje się na ostatnią chwilę o wszelkich zmianach w widzeniach, co również jest dla mnie niekomfortowe w przypadku kiedy coś planowałam, a jestem stawiana przed faktem dokonanym, że weekendy zostały zamienione np.  Z dużym zainteresowaniem śledziłam Twój temat Kirsche odnośnie wizyt dziecka partnera w Twoim mieszkaniu, jednak niestety temat zniknął. Też uwazam, ze najlepiej by było gdyby widzenia odbywały się poza domem, jako że młoda również nie darzy mnie sympatią, bo atmosfera w domu jest naprawdę nieciekawa podczas jej wizyt. Oni tu mają całą, liczną rodzinę, natomiast ja nie mam tu nikogo, bo się tu sprowadziłam dla partnera, więc ciężko, żebym na te weekendy opuszczała własny dom i przenosiła się do hotelu, za który oczywiście sama zapłacę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Tak niewygodne tematy znikają, pewnie adminem jest matka która wzięła rozwód z ojcem dziecka 🤣

Musisz się postawić i wyznaczyć warunki i granicę. Nie jesteś w tym związku za karę. Każdy popełnia błędy, naszym błędem jest związek z dzieciatym. Ale nie musimy za ten błąd wiecznie płacić. Pokuta to już sam fakt, że dziecko jest, że ponoszone są koszty i czas który ojciec poświeca dziecku mógłby nam. Więcej ie musimy. Nie musimy się do niczego zmuszać i z niczego rezygnować. Pamiętaj, że nie jesteś mniej ważna od dziecka. Jesteś id niego ważniejsza. Skoro rozstał się z matka dziecka i wszedł w związek tzn, że wybrał Ciebie. 

Czym prędzej zmień ta sytuację bo się rozchorujesz. Nie warto poświęcać siebie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×