Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

do matek eko i interesujących się zdrową żywnością, naturalnym leczeniem

Polecane posty

Gość gość

Jakie strony w internecie, publikacje itd. polecacie z ważnymi i przydatnymi informacjami? Chodzi mi nie tylko o jedzenie, ale też naturalne leczenie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Blog Klaudyny Hebdy - masa wiedzy o ziołach, olejkach etc. i tym, co z nich robić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ukryte Terapie cz. 1 i cz. 2 to są akurat książki ale Jerzy Zięba ma tez swoja strone w necie i na FB (warto tam zajrzeć!!!) Polecam też https://martabrzoza.pl/ - skarbnica wiedzy!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś WYPAD z tym OSZOŁOMEM~!!! :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Akademia witalnosci to dla mnie podstawa a czasem dla rozrywki czytam pepsieliot

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Sama jestes oszołom. Miałam zaawansowanego raka i wyszłam z niego bez chemii dzięki lekarzowi który stosował metody przytaczane przez Ziębę, a które są na porzadku dziennym w państwowych klinikach w Niemczech i Izraelu więc żadne czary mary to nie są. Facet pisze jak polaczków się robi w bambuko. Jaki to jest oszołom skoro PRAWDZIWI i NORMALNI lekarze w Polsce (choc jest ich niewielu) stosuja te metody? Oszołom, bo napisał jak wygląda leczenie raka w cywilizowanych krajach? tylko w polandowie cebulandowie stosuje się jako obowiązek te średniowieczne tortury jako leczenie raka :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zgadzam się z wpisem wyżej. Mieszkam w CH i tu jest pełno lekarzy antropozofów, do których masowo chodzą ludzie jako do internistów i pediatrów. Leczą tylko homeo, domowymi sposobami i bezpiecznymi suplementami - zero chemii z grubej rury! Zamiast klasycznych aptek jest tu pełno aptek typu Reform czyli sprzedających zioła i homeo. W marketach w działach z lekami i suplemantami pełno kropli homeo na wszystko łącznie ze stresem, typu Bach itp. W działach z rzeczami dla dzieci zamiast np. żeli na ząbkowanie są naszyjniki z bursztynu, a obok gryzaków korzenie irysu. W DE i AT jest bardzo podobnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A co do polskich portali dla rodziców o takiej orientacji polecam str. "Dzieci są ważne"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeszcze mała prośba: mogłabyś dać namiary na tego lekarza (jeśli jest z okolic woj. mazowieckiego)? Mój ojciec czyta Ziębę i stosuje jego metody na własną rękę, ale mam wrażenie że przydałby mu się taki przewodnik.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś zgadza się jeździłam po takie gotowe wlewy kroplówkowe do Niemiec dla mojej mamy, bo mieszkam pod granicą. Bez recepty w każdej aptece można to kupić, żadne ceregiele to nie są i tanie to jak barszcz. Moja mama powiedziała, że woli umrzeć niż wić się w boleściach, rzygać, łysieć i robić pod siebie za przeproszeniem ale na te wlewy się zgodziła do tego doszły odpowiednie suplementy i rozcieńczony adepend do postaci naltrexonu (sama to robiłam tylko musiałam zdobyć receptę na adepend od zaprzyjaźnionego lekarza ;) ) i co? Po miesiącu RAK TRZUSTKI stanął, a po trzech zaczął się cofać,. Lekarze przecierali oczy ze zdumienia u nas w przychodni rodzinnej, a kiedy moja mama po pół roku od diagnozy pojechała na kontrolę zupełnie zdrowa z super wynikami to usłyszała"TO PANI ŻYJE"?? 'a no żyję, bo leczyłam się prawdziwą medycyną, a nie korzystałam z waszego utylizowania pacjentów wy imbecyle" - tak moja mama powiedziała docentowi w Poznaniu :D bo jak zdiagnozowano u niej raka to już było praktycznie środkowe stadium a więc w przypadku trzustki - kaplica, a u proszę :D Zleciało się stado tych kretynów w kitlach, mama powiedziała co i jak oni się dziwili, pytali o wszystko ale generalnie wrócili do UTYLIZOWANIA ludzi naświetlaniami i chemią - takich mamy w cebulandii lekarzyków :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dajcie namiary na tych lekarzy! Jakie to wlewy? Jak się nazywają? Może uda mi się kupić u siebie. Co to za suplementy? Amigdalina, kwas pangamowy i enzym?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
(Nie tylko u nas tak jest. Najgorzej jest w Stanach i Kanadzie. Tam to jest raj dla firm farmaceutycznych.)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Gość z dziś Skąd czerpalyscie wiedze? Moglaby Pani podrzucić literaturę lub strony internetowe?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pamiętacie opowieść o ludziach pijących naftę, mocz i wybielacz, by wyleczyć się z urojonych robali? Na pewno pamiętacie, tego nie można łatwo zapomnieć. Po napisaniu tamtej notki miałem wrażenie, że dotarłem do dna ludzkiej kreatywności w dziedzinie altmedu. Że nic dziwaczniejszego i smutniejszego nie da się wymyślić. To uczucie towarzyszyło mi podczas pisania następnej altmedowej notki, poświęconej Józefowi Słoneckiemu — ot, taki sympatyczny lajcik na odtrucie po nafcie. Po nafcie wszystko będzie już lajcikiem. Ale uczucie wypalenia zniknęło, gdy usłyszałem o jednym ormiańskim doktorze z Ameryki, który namawia chorych na raka do samookaleczeń i skaryfikacji za pomocą nasion roślin strączkowych. A zaczęło się w 1943 r. od przypalonego jogurtu. Mały Ormianin George Ashkar miał przygotować mleko na jogurt — zagotować je, a następnie schłodzić (potem do takiego mleka dodaje się dwie łyżki „starego” jogurtu, bakterie mnożą się w nowej pożywce i po nocy w średnio ciepłym miejscu garniec jogurtu gotowy). Nieuważny George przypalił mleko, a ponieważ był nie tylko nieostrożny, ale i trochę leniwy, zrezygnował z gotowania nowej porcji mleka i przyrządził jogurt z przypalonego. Następnego ranka okazało się, że jogurt z wierzchu smakuje normalnie — cała spalenizna zgromadziła się w jego dolnej, wodnistej części. Mały George zamyślił się głeboko i… Eureka! Ponieważ wszystkie złe cząsteczki zgromadziły się w wodnistej części mleka, zapewne i w ludzkim organizmie chorobotwórcze toksyny (bo to toksyny powodują wszystkie choroby, każde dziecko przecież wie) gromadzą się w wodnistej części krwi. Aby uleczyć człowieka, wystarczy ową wodnistą część jakoś odsączyć. Swoją podróż ku uszczęśliwieniu ludzkości mały George postanowił rozpocząć od uleczenia własnej matki z reumatyzmu. W tym celu przypalił jej papierosem skórę na nodze. Nie ma większej miłości niż matczyna, powiadam. Powstał bąbel, wypełniła go przezroczysta surowica. To w niej, „wodnistej części krwi”, dokładnie tak jak w wodnistej części jogurtu, znajdowały się toksyny powodujące maminy reumatyzm. Ciach! Mały George przeciął bąbel, popłynął syf. Pęcherz był gotowy i ja musiałem przeciąć martwą skórę aby opróżnić zawartą surowicę więc to zrobiłem — kiedy surowica wyciekła z pęcherza moja mama powiedziała mi , że poczuła ulgę w bólu — to była pierwsza oznaka, że leczenie zadziała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Metoda przypalania i nacinania nie zadowalała małego George’a. Wiedział, że to prowizorka i że musi wymyślić jakiś sposób, by efektywniej usuwać toksyny. Mały George postanowił jeszcze raz uciec się do sprawdzonych gastronomicznych analogii… Ja wiem z mojego kuchennego doświadczenia, że przed gotowaniem grochu (fasoli) i groszku włoskiego (chick peas) trzymamy je w wodzie przez noc aby można je było szybciej ugotować, ponieważ groch i groszek włoski maja zdolność absorpcji wody co powoduje łatwiejsze gotowanie. George Ashkar wcisnął więc matce w ranę nasiono ciecierzycy, popularnie (choć niewłaściwie) zwane cieciorką. Żeby zbierać w nie toksyny — nie dlatego, że był złym człowiekiem. Kiedy cieciorka nasiąkła, Ashkar wymienił ją na nową, suchą. I tak przez pół roku. Potem bowiem jej reumatyzm ustąpił i „ona zmarła w roku 1970 z przyczyn naturalnych” (szczerze mówiąc, mnie po sześciu miesiącach takich zabaw ustąpiłoby wszystko, tylko PRZESTAŃ JUŻ MNIE TORTUROWAĆ, SYNUŚ). W międzyczasie George Ashkar udoskonalił swoją metodę, zastępując przypalanie papierosem nacieraniem czosnkiem. Nazwał swoją terapię metodą absorpcji neutralnej infekcji (NIA). Wkrótce miało okazać się, że leczy ona nie tylko z reumatyzmu, ale praktycznie ze wszystkiego — i to ze stuprocentową skutecznością. O tym wszystkim, jeśli mi nie wierzycie (przyznaję, macie prawo), możecie przeczytać w autobiograficznej notce doktora Ashkara na jego stronie zatytułowanej skromnie „Lekarstwo na raka”. Możecie też przeczytać o tym w książce wydanej przez naszych starych znajomych z kaliskiego wydawnictwa Idea Contact. To ci, co wydali w Polsce „Szczepienia — niebezpieczne, ukrywane fakty” — zbiór bredni, nad którym pastwiłem się w notce „Kłamcy i polio”. Mają jeszcze tylko jedną, trzecią książkę na składzie: „Oleje kluczem do zdrowia” o diecie doktor Budwig. Pewnie też byłby z niej sympatyczny materiał na notkę. Na stronę wydawcy warto zajrzeć, bo opublikowany na niej wstęp do polskiego wydania to arcydzieło altmedowego bełkotu: maksymy o pięknej i prostej prawdzie, porównywanie Ashkara do Kopernika i Jezusa, opowieści o tajemniczych chińskich klinikach, w których Europejczycy i Amerykanie za grubą kasę leczą się z nieuleczalnych nowotworów (Ashkarowi doklejono „ponowne odkrycie starożytnej chińskiej metody”, widać opowieść o jogurcie nawet altmedowcom wydała się zbyt niezwykle zabawna) oraz zwyczajowa teoria o BigPharmie uciskającej Ashkara, bo metoda jest za tania. Lecznicze działanie wypełnionej warzywem rany w nodze wydaje się nieprawdopodobne — a jednak! Sam doktor Ashkar jest żywym przykładem na skuteczność swojej metody. Warto wspomnieć przy okazji, że George Ashkar nie jest lekarzem: ma tytuł doktora fizyki zdobyty na Uniwersytecie Łomonosowa w Moskwie. Ponieważ taki doktor to nie doktór, w USA Ashkar został skazany na grzywnę i karę więzienia w zawieszeniu za praktykowanie medycyny bez licencji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Już mówię Trzeba znaleźć otwartego lekarza mnie pomógł lekarz internista Jan Pokrywka z Kłodzka. Ta pani niżej pisze o generowaniu naltrexonu z adependu dla mamy natomiast Pokrywka zleca robienie naltrexonu w aptece, kupujesz już gotowy i nic nie trzeba się babrać :) ja też to brałam na raka. Najwięcej dowiedziałam się generalnie z Ukrytych Terapii i po przeczytaniu polubiłam różne tematyczne grupy, a także profil Zięby i tam dowiedziałam się wielu rzeczy. Te wlewy o ktorych pisała osoba niżej to wystarczy że powiesz że chcesz kroplówkę na raka to jest jakaś mieszanina magnezu witaminy c i czegoś tam jeszcze też słyszałam że to standard. Ja nie korzystałam z takich gotowców tylko naprzemiennie przyjmowałam różne różności które zalecił lekarz i jeszcze jedno! uważaj na lekarzy oszustów, bo oni za byle wlewy z wit c potrafią kasować 300-500 zł - od takich uciekaj. Znajdź profil Zięby na fb i tam szukaj ludzi, którzy są na bieżąco z leczeniem i lekarzami, bo ja się leczyłam 6 lat temu już. Oglądaj Niezależną telewizję na YT tam też występują lekarze leczący w ten sposób i z nimi się kontaktuj. Nikt cię nie zostawi bez pomocy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Większość z moich czytelników pewnie kojarzy, jakimi uczuciami darzę Pana Jerzego Ziębę. Dla tych, którzy nie wiedzą, kim jest JZ szybkie podsumowanie. Jest on hipnoterapeutą – to taki rodzaj czarodzieja, co niby potrafi wprowadzić człowieka w trans. Kiedy patrzę na to, jak wpłynął na tysiące Polaków, to akurat wierzę mu, że zna się na tej robocie. Nie ma on żadnego wykształcenia medycznego, a w każdym razie nigdzie się tym nie chwali. Chwali się natomiast tym, że przetłumaczył książkę „Cholesterol – naukowe kłamstwo”, która już w tytule zawiera nieprawdziwą tezę. Nie jest jednak tak, że z medycyną JZ nie ma nic wspólnego. Z jednego z filmów wynika, że studiował kierunek lekarski w Australii, skąd prawdopodobnie go wyrzucili. Co najważniejsze, jest on autorem książki „Ukryte Terapie”, która pełna jest pseudomedycznych, potencjalnie bardzo szkodliwych i nieprzebadanych metod leczenia, które oparte są o wysokie dawki suplementów. Jakby tego było mało, JZ został wypromowany przez kanał na YouTube Niezależna.TV. Kanał ten nie tylko promuje Jerzego Ziębę, ale też treści antyszczepionkowe oraz porusza ważne kwestie wizyt… kosmitów na ziemi. Polecam sprawdzić TUTAJ, nawet prowadzącym program (Janusz Zagórski) jest ten sam człowiek, który rozmawia z JZ. Wracając do JZ, książkę „Ukryte Terapie” można oczywiście przeanalizować od góry do dołu i wypunktować nieprawdy. Nie widzę takiej potrzeby, bo ktoś już to zrobił. Mogę za to udowodnić, że JZ myli się na bardzo podstawowych poziomach, kiedy chodzi o samo rozumienie świata nauki. W książce możemy przeczytać zdanie: „Kiedy brałem udział w konferencji organizowanej przez Cancer Control Society w Los Angeles, obecni tam lekarze, szczególnie onkolodzy, całkiem otwarcie mówili, że najlepsze prace jakie czytali, to takie, które cenzorzy PubMed odrzucili.”

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pogrubienie moje. CENZORZY PUBMED… To wyrażenie dzwoni mi w uszach przez kilka chwil za każdy razem, jak je przeczytam. Dlaczego? Bo nie ma czegoś takiego jak cenzorzy PubMed, a używanie takiego stwierdzenia świadczy albo o braku znajomości funkcjonowania PM, albo o próbie wywołania określonego wrażenia w czytelniku – naukowcy to cenzorująco-spiskujące gnomy! Skupmy się na tym, czym jest PM. Jest to baza abstraktów artykułów naukowych z dziedzin biomedycznych, prowadzona przez US National Lib rary of Medicine. PM zwykle linkuje do pełnej treści, ale w większości przypadków na nim znajdziesz tylko maksymalnie skróconą wersję artykułu, czyli właśnie abstrakt. Nie wszystkie artykuły naukowe na świecie znajdują się w PM, jest tam tylko ich pewna część. Najważniejsze jednak, że PM nie odrzuca pojedynczych artykułów, bo byłoby to zwyczajnie niemożliwe. Raz w tygodniu baza jest aktualizowana i trafia do niej około 8000 artykułów. Nikt nie byłby w stanie tego przeczytać, a przecież nie może tego przeczytać byle kto. Musi to zrobić osoba, która jest specjalistą w danej dziedzinie. Fizycznie niemożliwym jest, żeby którykolwiek z pracowników PM cenzurował to, co ma się tam znaleźć. Decydujące o tym, czy praca pokaże się na PM jest miejsce, w którym została opublikowana. Co do zasady: prace z renomowanych czasopism ukazują się w PM, te z bardzo kiepskich nie. Taki system nie jest idealny, ale gwarantuje przyzwoitą jakość artykułów. Piszę przyzwoitą, bo na PB ukazują się i naukowe arcydzieła, i kompletne gnioty. Warto też zauważyć, że prace na PB nie są zgodne z jedną myślą. Często jedno wyszukiwanie dostarcza prac przedstawiających kompletnie różne punkty widzenia. Czasem jest to wynik bzdur plecionych przez niezbyt rozgarniętych naukowców, a czasem normalnych w nauce różnic poglądów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wydaje mi się, że JZ ma jakiś problem z PubMedem i traktuje go jak jedyne źródło badań naukowych, a tak absolutnie nie jest. PM jest popularny wśród laików, bo jest darmowy i łatwo dostępny. Jednak profesjonaliści nie korzystają z niego aż tak chętnie i jest kilka ku temu powodów. PM jest momentami bardzo archaiczny i trudny w obsłudze. Czasem proste logowanie sprawia problem, a dodanie zwyczajnego alertu (powiadomienia), jest wyjątkowo nieintuicyjne. Dodatkowo większość uczelni zapewnia swoim pracownikom i studentom komercyjne silniki wyszukiwania. Te zawsze przeszukują zasoby PM, ale też inne miejsca oraz zapewniają dodatkowe funkcjonalności (np. natychmiastowe pobranie płatnej wersji artykułu). Nawet dostępny dla każdego G00gle Scholar może służyć do wyszukiwania artykułów spoza PM. Krótko mówiąc, świat nauki ani nie kończy się, ani nie zaczyna na PubMedzie, a to że artykuł się tam nie pojawia, nie jest żadną naukową banicją. W rzeczywistości nawet najgłupszy artykuł naukowy, wcześniej czy później, przy odrobinie uporu uda się opublikować. Raczej nie w poczytnym, często cytowanym czasopiśmie, ale gdzieś zostanie przyjęty do druku. W związku z tym jest duża szansa że trafi na PM, a już na pewno będzie do znalezienie przez inne wyszukiwarki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dlatego uważam, że nie można ufać człowiekowi, który nie rozumie (lub udaje, że nie rozumie) najbanalniejszych elementów funkcjonowania świata nauki. Zauważcie też ile tekstu musiałem napisać, żeby wykazać, że jedno wyrażenie (dwa słowa!) są bzdurą. Wyobraźcie sobie ile tekstu i pracy kosztowałby krytyczne przeanalizowanie „Ukrytych terapii”. Swoją drogą wiecie, czym jest Cancer C0ntrol S0ciety, o którym piszę JZ? Jest to organizacja promująca alternatywne metody leczenia nowotworów, głównie pod hasłem raka można wyleczyć naturą. Posiadają prześliczną stronę internetową, polecam zajrzeć . Polecam przeczytać też wpis na blogu To tylko teoria o wątpliwościach wokół wykształcenia i finansów JZ

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Według autora korzystne dla niego badania są cenzurowane. W swojej książce pisze, że „Kiedy brałem udział w konferencji organizowanej przez Cancer Control Society w Los Angeles, obecni tam lekarze, szczególnie onkolodzy, całkiem otwarcie mówili, że najlepsze prace jakie czytali, to takie, które cenzorzy PubMed odrzucili”. Pubmed to baza danych, w której znajdziemy publikacje naukowe, informacje dotyczące DNA czy białek. Nie ma tam żadnych cenzorów, czy mówiąc po ludzku – recenzentów. Do Pubmedu trafiają zarówno publikacje z Nature (czołowe czasopismo naukowe), jak i z czasopism dotyczących medycyny chińskiej. Czy można ufać komuś, kto wypowiada się o Pubmedzie, nie wiedząc, czym ta baza danych jest?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak, na pewno raka trzustki można wyleczyć... Czymkolwiek. To jest bardzo agresywny nowotwór, nie reagujący na leczenie. Szkoda gadać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Od Budwig to ty się odwal, bo mnie z potwornego zapalenia stawów lniany wyprowadził w kilka miesięcy, a nie mogłam klamek otwierać dłońmi tak mnie palce bolały i ledwo chodziłam przez ból pięt. Ktoś chrzani głupoty, a ty łykasz jak pelikan i kopiujesz. A Ashkara robił mój ojciec i nic mu to nie zaszkodziło. Fakt, że ma niewielką bliznę wielkości cieciorki na łydce, ale poza tym nie narzeka. Placebo czy nie placebo, mówi że się po tym dobrze czuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
13:01 Dziękuję! Mój ojciec kupuje wit. C i pije normalnie, a nie jako wlewy dożylne. On czytał Ziębę i Ashkara. O Naltrexone nie słyszałam. - To też jest w "Ukrytych terapiach"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś zainteresuj się pajacu tematem, a potem pierdziel! W Polsce tylko wmawia się ludziom takie głupoty że "nic się nie da" a jakoś w Szwajcarii, Izraelu, Meksyku czy w Niemczech się daje. Mieszkałam 4 lata w Szwajcarii i rok w Izraelu i uwierz mi tam nikt z żadnego raka ceregieli nie robi jak u nas i nie ma żadnej polityki pt walka z rakiem, wojna z rakiem, pokonanie raka, bo tego typu retoryka to zwyczajna tandeta i chwyt koncernów żeby robić z tego coś podniosłego i żeby nabijać im kabzę uwierz mi poznałam w Szwajcarii osobiście dwie osoby które z raka trzustki normalnie wyszły bez chemii. Nie sądzicie że to dziwne, że wszystko w medycynie poszlo do przodu, chirurgia, rehabilitacja, diagnostyka, medycyna interwencyjna i ratunkowa, a choroby przewlekłe i autoimmunologiczne to "jest tak jak jest i tak musi być i nic się nie da zrobić amen amen" od jakichś 60 lat nastąpił magiczny zastój w tej dziedzinie i jedynie się je podlecza objawowo. Serio was to ani trochę nie dziwi? Moja przyjaciółka miała niedoczynność tarczycy którą wyleczono bez tych wszystkich typowych euthyroxów i innych gówien ktore trzeba brać do końca życia i dało się ale wy macie tak zakute łby, że normalne procedury naturalne i bezpieczne nazywacie szarlataństwem i średniowieczem bo tylko koncerny farmaceutyczne chcą wam pomóc, a wszystko inne to zuoooo. W sumie zdychajcie sobie jak jesteście debilami, będzie więcej miejsca dla ludzi świadomych i rozumnych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
picie piciem ale wlewy dożylne to jest podstawa podobnie jak wlewy z wody utlenionej. moja babcia ma zaawansowanego alzheimera i już była na tym etapie, że wodę w kubku ceramicznym na gazie gotowała, nie umiała kanapki zrobić, ubrać się, własnych córek nie poznawała, goownami ściany smarowała, a po wlewach z wody utlenionej normalnie sama się obsługuje, ludzi poznaje tylko czasem jej się imiona pokićkają ale różnica jest kolosalna. Moja mama się babcią opiekuje na co dzień i o mało się przez te cyrki nie wykończyła, była tam non stop, bo babcia świrowala i stwarzała zagrożenie, a teraz tylko raz w tygodniu jej posprząta, upierze i obiad codziennie zaniesie. wiem że na raka też się wodę utlenioną stosuje na pewno w wielu krajach, bo lekarz ktory to babci zlecił powiedział nam to.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mieszkam w Niemczech i tutaj terapia raka wygląda z grubsza podobnie jak w PL. Owszem, jest więcej nowoczesnych leków, więcej dostępnych terapii, homeopatia i inne alternatywne metody leczenia są popularne, ale w szpitalach podstawą jest chemia, więc nie pieprzcie, że leczą tam witaminą C czy wodą utlenioną. Niestety, znam temat z autopsji, gdyż mój partner zmarł tutaj właśnie na raka trzustki i rokowania od początku były niepomyślne. Od diagnozy do śmierci upłynęło 3,5 miesiąca. Dwie podane chemie nawet dawały chwilowo pozytywny skutek, ale co z tego. Z pewnością Wit. C byłaby lepsza...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bergamotki
no widzisz ja też mieszkałam w niemczech i owszem chemia jest ale masz wybór i w podstawowym koszyku świadczeń zdrowotnych masz te wlewy z mieszanek witaminowych. Można je stosować z chemią albo zamiast niej jeżeli masz takie życzenie a u nas lekarze się bronią rękami i nogami przed tymi wlewami jakby to było znachorstwo rodem z XIX wiecznej wsi i tu jest podstawowa różnica między naszymi systemami leczenia raka:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jak wy te wlewy organizujecie od A do Z? Niech mnie ktoś oświeci? Kupujecie gotowe roztwory w profesjonalnych torebkach, czy sami robicie? I gdzie kupujecie resztę zestawu kroplówkowego (igłę motylka i rurkę)? No i najważniejsze: kto wam podłącza te kroplówki i kto się wkuwa w naczynia krwionośne, bo zakładam że nie wy same, prawda? Macie jakieś prywatne pielęgniarki od tego? Mój ojciec wodę utlenioną swego czasu też pił (chyba rozcieńczoną w jakichś proporcjach), ale nie wiem czy jeszcze to robi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×