Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Gość Gosia 2

Huśtawka emocjonalna

Polecane posty

Gość Gość Gosia 2

Cześć, chciałabym poprosić o radę osoby postronne. Może do sedna, nie do końca jestem ok w tej sytuacji którą opiszę, wiem o tym, ale niedługo zwariuje. Dziewczyny, ratunku... Od 13 lat jestem w bardzo bardzo luźnym związku, tzn, chłopaka posiadam formalnie oficjalnie, związek jeszcze z podstawówki... ale nie jesteśmy małżeństwem ani narzeczeństwem, nie mieszkamy razem, na chwile obecną nie mamy wspólnych planów na przyszłość, ślub, wspólne mieszkanie. Widujemy się może raz, dwa razy w tygodniu, a nieraz raz na dwa tygodnie? Jesteśmy z sobą bardzo zżyci, w sensie takim że mamy wspólne zainteresowania, łączą nas znajomi, hobby itp, poza tym 13 lat (w tej chwili mam lat 25) to praktycznie ponad połowa mojego życia :O tylko ja się boję że to chyba przyzwyczajenie, a już nie miłość. I tu jest problem nr jeden, czy warto według Was drogie czytelniczki ciągnąć coś tak długi czas? W sensie, tyle lat być ciągle na etapie dziewczyna-chłopak? Czy z tego ma szansę cokolwiek być, mam na myśli normalną rodzinę, dzieci? Chciałabym ułożyć sobie w końcu życie na serio, tzn małżeństwo mam na myśli, bo jeszcze trochę i mój zegar biologiczny zacznie tykać... no może nie już teraz, ale ile mam jeszcze czekać? 7 lat do okrągłej 20? nie chciałabym zostać starą panną bez dzieci :( Możliwe że to moja wina, bo jestem typem kobiety bardzo skupionej na szkole, pracy itp. ale z drugiej strony przecież szkoła i praca to inwestycja w przyszłość więc facet powinien to docenić... Aha, odrazu też napisze że rozmawialiśmy czy wręcz kłóciliśmy się na ten temat, i między innymi ze względów finansowych na chwile obecną nie widzimy wyjścia z sytuacji. Tzn, ja mam jakieś pomysły, na wspólne mieszkanie i ślub, nie koniecznie na bobasa już teraz zaraz, ale chłopak większość neguje... Czy może być tak, że skoro jesteśmy tyle czasu razem to on już mnie traktuje jak żonę i nie potrzebuje formalności, czy według Was jest to raczej przyzwyczajenie i takie coś jak oświadczyny nigdy nie nastąpi, choćbym czekała do siedemdziesiątki...? No ad pracy pojawia się drugi problem. Mam w pracy kolegę, którego zachowanie koleżanki odbierają tak, jak by był mną zainteresowany. Piszę koleżanki, bo ja sama mam mnóstwo wątpliwości a one nie wiedzą wszystkiego. No i wiadomo jak to jest z babami, lubią poplotkować, zeswatać kogoś, wtykać nos w nie swoje sprawy. Bez dwóch zdań, lubię faceta, podobał mi się, uczciwie się przyznam, pewno każda z Was wie jak to jest czasami. Z kolei kolega jest po przejściach, tzn po rozwodzie, oczywiście ma dzieci. Ja obawiam się, że albo to może być typ flirciarza, albo że może się kręcić koło mnie tylko po to, żeby np wszyscy o nas plotkowali i żeby wzbudzić w ten sposób zazdrość u eks. Wprawdzie z żoną rozszedł się już 4 lata temu bo jest ode mnie starczy, ale nie jestem pewna, czy na pewno mu przeszło. Z tego co wiem, ze względu na dzieci utrzymuje kontakt z eks. Dodam, że mam wrażenie że kolega "lata" za mną w pracy, dosłownie lata, co chwila mnie zagaduje, kręci się w pobliżu, łazi za mną, jakimś dziwnym trafem często jest "w okolicy", a nawet wiem od jego kolegów że na mnie zerka jak nie widzę. To powoduje dziwną, dwuznaczną sytuacje, natomiast w stosunku do mnie - tak w cztery oczy - nie sprawia wrażenia zakochanego czy coś takiego, wręcz przeciwnie. Jak z nim rozmawiałam to mówi że bardzo kocha byłą żonę, że to najlepsza kobieta jaka mu się w życiu trafiła, ideał, że wiele ich łączyło itp itd. A w stosunku do mnie zachowuje się albo normalnie, albo... koszmarnie: raz jest ok, a innym razem np dokucza mi, krytykuje. Np. powiedział kiedyś koleżance że nie jestem w jego typie i że mamy bardzo różne osobowiści. Raz nawet mnie kiedyś obgadali z kolegą i obśmiali i przez kilka miesięcy traktowaliśmy się jak powietrze. W sensie obraziłam się, bo miałam o co. Później mnie przeprosił i gadaliśmy jak człowiek z człowiekiem np o pracy, o jego dzieciach, o aucie jakie chciałby kupić, taka zwykła koleżeńska gadka. Chciałam, żeby w pracy panowała dobra atmosfera, dlatego nie chciałam się obrażać w nieskończoność, praca to praca, to nie przedszkole. I np jeszcze jedno mnie dziwi, fakt że wspomniany kolega jest bardzo wesoły, bardzo uczynny, wzorowy pracownik i świetny kolega... w stosunku do każdego poza mną. Ja to widzę w ten sposób że chciałabym żebyśmy byli koleżeństwem. Natomiast kolega doprowadza mnie dosłownie do nerwicy, raz mnie lubi, raz mnie nie lubi. Raz się szczerzy w pracy na mój widok, bo np widzę, a innym razem wybiera okrężną drogę żeby na mnie nie wpaść. Np jak jest na imprezie z kolegą to sobie o mnie przypomina i wypisuje sms, oczywiście te takie odważne smsy po %, a za tydzień rzuca tekstem żebyśmy od siebie odpoczęli. Jak byłam obrażona to dosłownie dobijał się telefonicznie i biegał za mną i przepraszał, a np. tydzień temu powiedział że przepraszał mnie tylko dlatego żebym jemu i jego kumplowi problemów nie robiła - sprawa była dość poważna i nawet jego przełożony interweniował w mojej obronie, a ja wtedy nie chciałam facetowi robić problemów w pracy ze względu na jego dzieci. I podsumowując nic z tego nie wiem. Rozmawiać normalnie, próbować ratować tą znajomość, czy olać, czy zachowywać się chłodno i obojętnie? Nie chce robić krzywdy facetowi po przejściach i "kopać go w d", żeby nie wyszło że najpierw żona go wykopała a teraz inne laski też go skreślają nawet jako kumpla. W sensie, nie lubię skreślać ludzi i zrywać kontaktu definitywnie. Z drugiej strony jestem nerwowo wykończona tą huśtawką, przeszkadza mi to w normalnym funkcjonowaniu, bo raz jest dobrze, raz jest niedobrze, zamiast skupić się np. na kursie językowym ja siedzę na kanapie i rozkminiam, o co mu chodzi. Nie wiem czy to ze mną jest coś nie tak, czy z nim? To jest normalne, jakaś burza hormonów, rozchwianie emocjonalne, lubi mnie w końcu czy mnie nie lubi? Czy może to jest wręcz chore i znęca się nade mną? Jakieś końskie zaloty, czy może on mnie nie lubi a tylko dla jaj się kręci koło mnie żeby w odwecie na eks dokopać jakiejś innej lasce która się napatoczy, słyszałam że niektórzy faceci tak robią, chcą się na pierwszej lepszej dziewczynie odkuć bo eks ich skrzywdziła? A np koleżanki w pracy nie pomagają tylko wręcz podkręcają aferę, jak to baby, jak próbuje żyć normalnie to mnie głupio zagadują "a co tam u Bartka, jak między Wami?" albo "ja na Twoim miejscu bym go olała", totalnie nie pomagają takie teksty :O Mam totalny mętlik w głowie i okropnie mnie to męczy bo nie wiem czy powinnam kontynuować tą znajomość czy się kategorycznie odseparować? Między innymi z jego powodu, jak i ze względu na obietnice awansu planuję nie przedłużać umowy o pracę w obecnej firmie i za miesiąc idę gdzieś indziej, poza tym branża bardziej związana z moją szkołą i zainteresowaniami, tak więc może sytuacja sama się rozwiąże. Martwi mnie tylko, że wyszło tak, że nowe miejsce pracy znajduje się w miejscowości w której kolega mieszka, a w tej chwili oboje dojeżdżamy do innej miejscowości, więc jak się uprze, to i tak możemy na siebię wpadać nawet gdybym chciała jednak zerwać kontakt. Były takie sytuacje, że jak byłam na kolesia obrażona, a on np miał wolne to przychodził do nas do pracy jako interesant... i akurat przychodził do mnie! To jest strasznie pokręcone ;( Psychicznie czuje sie paskudnie na takiej emocjonalnej huśtawce, ludzie, ratunku...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Za długi tekst, skomplikowany jak węzeł gordyjski

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Spytaj swojego chłopaka: o co CI chodzi, chcesz ze mną żyć na poważnie czy wystarczy Ci trzymanie się za rączki jak w gimnazjum A do faceta z pracy powiedz: to nie gimnazjum, zacznij zachowywać się jak dorosły człowiek, bo męczą mnie Twoje nastroje jak u panienki w ciąży. Albo nic nie rób - jak dotychczas.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×