Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Przebaczyłam mężowi zdradę a on okazał sie szują

Polecane posty

Gość gość

Cztery lata temu dowiedziałam się, że mąż ma romans. Z młodszą koleżanką z pracy. Szok był ogromny bo nie sądziłam że on kiedykolwiek byłby w stanie zrobić mi coś takiego. Nic nie zmieniło się w jego zachowaniu, a może ja nie widziałam, mieliśmy wówczas absorbującego niemowlaka w domu. Kochanka wiedziała o mnie, ale bajerował ją że mnie nie kocha, że jest tylko dla dziecka, że jestem wiedźmą a on taki biedny. Kochanka to dziewczę zaraz po liceum, podejrzewam że nie trzeba było dużo żeby jej namieszać w głowie. Gdy zdrada wyszła długo nie mogłam dojść do siebie, nienawidziłam kochanki, na męża nie byłam w stanie patrzeć. Ale jakoś nie mogłam podjąć decyzji o rozstaniu, nasz syn miał wówczas 8 miesięcy. Mąż mnie przepraszał, zapewniał że to był tylko głupi skok w bok, że nie zniósł presji ojcostwa itp. Cała rodzina naciskała na to by nie rozbijać małżeństwa, żeby odpuścić, bo "chłopy takie są"... Przebaczyłam. Po miesiącu ponownie wspólnego życia przyznał się, że kochanka jest w ciąży. Znów przepłakałam kilka tygodni ale przebaczyłam znów. Gdy dziecko się urodziło miałam duży problem z zaakceptowaniem spotkań męża z nią, ale wiedzialam, że tak trzeba, że to nie o mnie czy o nią a o dziecko chodzi. Jakby nie było to dziecko to siostra mojego syna. Mąż się starał. Przez pierwsze 1,5? może 2 lata. Co prawda niepokoiło mnie to że kompletnie olewał córkę kochanki, SWOJĄ córkę ale myślałam że to jakiś dziwny sposób okazywania mi oddania. Doszło do takiego paradoksu, że to ja się kontaktowałam z kochanką, ona bywała u nas w domu, nasze dzieci się ze sobą bawiły. Na początku bolało jak na nią patrzyłam ale im bardziej ją poznawałam tym bardziej widziałam że to tylko młoda naiwna dziewczyna i ona sama (oraz jej córka) również zostały skrzywdzone przez męża. Zaakceptowałam ją, jej córkę, nie chciałam żeby przez mój ból nasze dzieci były sobie obce. Po jakimś czasie mężowi zaczęło wszystko przeszkadzać. Już nie był potulny i przepraszający za skok w bok ale dominujący i roszczeniowy. Zaczęło mi przeszkadzać w jaki sposób mówi o swojej córce i jej matce. Miałam wrażenie że przeszkadza mu to, że wzięłam na bary jego problemy, że wolałby żebyśmy wyrzucili ze swojego życia kochankę i jej córkę. Coraz częściej się kłóciliśmy, poniżał mnie. Myślałam że to z poczucia winy, ale nie, niee Okazało się, że to poczucie winy ma na imię Asia :) Tak, miał kogoś na boku. Gdy doszło do konfrontacji zarzucił mi, że to przeze mnie, że ma większe potrzeby, że sporowadzam mu bękarta do domu którego on nie chce. Ogólnie, że to moja wina. Co ja wtedy przeżyłam. Wyprowadziłam się do rodziców, ale oni kazali mi wracać (oboj***ardzo wierzący, dla nich mąż to mąż, nie ważne czy pije bije czy zalicza co popadnie, przysięga przed ołtarzem to świętość). Przygarnęła mnie kochanka męża (ta z którą ma córkę) a w zasadzie jej rodzice. Nie pomieszkałam tam długo, teściowa gdy się dowiedziała co jej synek wyprawia wyrzuciła go z mieszkania (mieszkaliśmy w mieszkaniu tesciów) i przepisała mieszkanie na naszego syna. Zdziwiło mnie to bardzo bo z teściami miałam dość słabe relacje, mieszkają poza granicami PL, naszego syna widzieli dwa razy, a tak to kontakt był przez telefon/skype. Ale jak się teściowa dowiedziała to wsiadła w samolot, przeleciała pół świata i - nie dość że mi pomogła - to poznała swoją wnuczkę o której nie wiedziała (a mąż zapewniał że im powiedział, tylko oni o "bękarcie" nie chcą słyszeć). Dziś mój syn ma prawie 5 a jego siostra za chwile skończy 4 lata. Powodzi mi się dobrze, randkuję z pewnym miłym panem, może coś z tego będzie. Siostra mojego syna oraz jej matka chwilę z nami mieszkały, w listopadzie przeprowadziły się do narzeczonego "kochanki". Dziwne ale mimo że przyjaciółkami nigdy nie będziemy jakoś w tym nieszczęściu się wspierałyśmy, wspieramy i wspierać będziemy. I obu nam zależy żeby nasze dzieci się znały. Nam zależy, bo tatuś prócz alimentów (nie zawsze regularnych) nie istnieje w życiu swoich pociech. No i tyle z wybaczania niewiernym mężom... Nie musicie tego czytać, pewnie wyszło bardzo długo, po prostu musiałam to z sobie wyrzucić. Jest we mnie tyle żalu, bólu, niezagojonych ran. Myślałam że sobie to wszystko poukładałam, ale gdy dziś dowiedziałam się że mój mężuś będzie miał kolejne dziecko (nie, nie z tą dziewczyną, przez którą się rozstaliśmy, ona z nim zerwała po naszym rozstaniu, jeszcze z inną:) ) mimo iż nie powinno bardzo mnie zabolało. Przez głupotę jednego człowieka już zawsze będę "naznaczona":(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Że też ci się chciało tę bajkę pisać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jesli to prawdziwa historia, to pierwszej (ktora zapewne z nim zaciazyla i o ktorej sie dowiedzialas) "kochance", mozesz podziekowac, bo tak zylabys w klamstwie, uludzie, takim matriksie i marnowala zycie u boku socjopatycznego kretacza. Smutne w tym wszystkim jest to ze twoi rodzice w tym wszystkim okazali sie takimi szujami jak i twoj maz. Wychodzi na to ze w tesciach i "kochance" mialas wieksze wsparcie i prawdziwych przyjaciol w przeciwienstwie do wlasnych rodzicow i meza. Coz, zycie, ono pisze najbardziej zaskakujace scenariusze :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przeczytałam. wiem że było ci ciężko ale finalni wszystko dobrze się skończyło. życze ci powodzenia i znalezienia prawdziwej miłości

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja w to wierzę. Mężczyźni tacy są. I wiem że jak raz zadzie kłamać, raz uderzy, raz zdradzi to będzie to robił więc mojemu nie wybaczyłam po pierwszym razie choć wszyscy mnie namawiali. Ja się nie łudziłam wiedziałam że będzie drugi raz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
tu autorka Niestety to nie bajka :) Co prawda pewne szczegóły zmieniłam, bo wolałabym być anonimowa ale ogólny ogląd został. Na rodzicach też się zawiodłam, owszem, chociaż w sumie wiele więcej się nie spodziewałam. Teściowa, była teściowa to w porządku kobieta, ma swoje wady, ale chce dobrze. Bardzo przeżywa zachowanie syna, to jej jedyne dziecko. A wiecie co jest najzabawniejsze? Mój były to nie jest jakiś menel, nie jesteśmy rodziną z marginesu. Ja mam dobrą pracę, on jeszcze lepszą, szanowany w swoim środowisku. Do tego bardzo grzeczny, szarmancki, na pierwszy rzut oka człowiek z sercem na dłoni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko, czytajac twoja historie nawet przez chwile nie pomyslalam, ze maz to jakas patologia, tzn nie taka o jakiej ty myslisz (bezrobotny lub z kiepska praca, slabe wyksztalcenie, waskie horyzonty, malo inteligentny). Pamietaj, ze patologia to cos jak dysfunkcja, a on zyje dysfunkcyjnie. Wlasnie czesto ludzie dobrze usytuowani (praca, wyksztalcenie) i bardzo inteligentni, blyskotliwi sa czesciej socjopatami i psychopatami. Twoj maz to socjopata, czyli czlowiek niezdolny do empatii, dzialajacy tylko tak zeby jemu bylo dobrze, czyli po trupach do celu. Tacy ludzie nie angazuja sie emocjonalnie, bo nie potrafia, natomiast pieknie przybieraja maske i sa mistrzami pozorow. Stad latwo nabrac im innych, i zawsze znajda sie kolejne ofiary jego dzialan. Socjopaci czesto tez nadaja sie na agentow, szpiegow, bo ich cale zycie to tylko gra. Gra w ktorej oni sa rozgrywajacymi, a ludzie po drodze i relacje z nimi to tylko pionki i zadania do zaliczenia podczas przechodzenia prz e z plansze, stad bez zalu zostawiaja przeszlosc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wszystkiego dobrego autorko. :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
tu autorka Oj tak, jest socjopatą. Nawet nie wiecie jak się cieszę, że się od niego uwolniłam. Wiecie kiedy miałam pierwszy przebłysk, że on nie jest normalny? Nie kiedy dowiedziałam się że zdradza, cała masa ludzi się zdradza. Wówczas gdy opowiadał mi o kochance (tej od córki), jeszcze zanim ją poznałam. O tym jak go uwiodła, jaka to była zimna wyrachowana kobieta, jak go omotała. A potem ją poznałam. Ot takie zapłakane dziewczątko. Dziecko prawie, ledwie po liceum, która całym swoim istnieniem wzbudzała współczucie. Taki typ "przepraszam, że żyję". Ale według byłego to ona była "tą złą" Ech kobiety, nie bądźcie takie głupie jak ja, jak coś którejś nie pasuje w facecie to kopnijcie w tyłek. Jest mi teraz sto razy lepiej niż było!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×