Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Poród, depresja poporodowa, stres pourazowy :(

Polecane posty

Gość gość

W ciążę zaszłam w wieku 23 lat, dzisiaj dobijam do 40-tki i traumę mam do dzisiaj. Przed ciążą byłam bardzo szupła, ważyłam 45 kg, ale ciąża przebiegała dobrze, nie miałam wiekszych problemów. W ostateczności moje dziecko się urodziło z wagą 3800 kg. Dzień porodu bym najlepiej wymazała z pamięci i właściwie tak się poniekąd stało. Na początku jakieś tam skurcze jak przy okresie, praktycznie mało dokuczliwe, wtedy jeszcze miałam pozytywne nastawienie. Nagle mi odeszły wody i żarty się skończyły, bo wtedy to dopiero poczułam co to jest prawdziwy skurcz. To było ok 18, dziecko urodziłam po 22, mimo, że położna straszyła mnie, że wcześniej jak nad ranem nie urodzę i to dopiero sam początek. Miałam wrażenie, że mówiła to specjalnie, wręcz złośliwie, by mnie nastraszyć. Co się działo pomiędzy praktycznie nie pamiętam, mam tylko przebłyski. Straszna trauma, pamiętam jedynie ogromny ból i krzyki położnej, nie wiem czy płakałam, nie wiem czy krzyczałam, nie wiem czy dawali mi jakieś leki. Pamiętam tylko wydawane komunikaty, wręcz rozkazy jak w wojsku, choć co dokładnie mówili też nie pamiętam, traktowanie jak mięso na taśmie, jak zwierzę w rzeźni. Prosiłam o jakieś znieczulenie, o cesarkę, o cokolwiek, to słyszałam odpowiedź "poród musi boleć". Lekarz narzekał, że za wolno mi idzie, a zaraz się mecz zaczyna, który on chce obejrzeć - to akurat pamiętam. Nikogo nie obchodziło co czuję, nikt o to nie pytał, nikt nie słuchał co mówię. Pamiętam też, że były problemy z dzieckiem, że gubiło się tętno, po porodzie się okazało, że miało podwójnie szyję owiniętą pępowiną i prawie się udusiło. Byłam w takim stanie, że chyba to wtedy do mnie nie docierało do końca. Nie słyszałam pierwszego krzyku, dziecko od razu zabrali, przyniesiono mi je dopiero po jakimś czasie. Gdy je zważyli byli w szoku, jakim cudem ja je urodziłam. Na końcu źle mnie zszyli, a było co szyć... Nie potrafiłam chodzić, siedzieć, wizyta w toalecie to był koszmar, myślałam, że tak ma być. Po tygodniu poszłam zdjąć szwy do własnego ginekologa. On jak to zobaczył to ręce załamał. Jakieś zakażenie mi się wdało, szwy się rozłaziły. Miesiąc wycięty z życiorysu. Blizne mam do dzisiaj. Życie intymne po porodzie praktycznie się skończyło. Na początku oficjalnie z powodu tego, że rana mi się nie goiła, a potem nie miałam w ogóle ochoty. Nie potrafiłam zaakceptować jak moje ciało się zmieniło, czułam się pokiereszowana, kompletnie nieatrakcyjna, wstydziłam się tego. Mąż był przy porodzie, ale nigdy na ten temat nie rozmawialiśmy, ani nie wracaliśmy do tego dnia. Nie miałam odwagi zapytać nawet o tam się działo, on sam chyba miał traumę po tym czego był świadkiem. W międzyczasie do domu po porodzie przychodziła położna środowiskowa, robiła mi uwagi czemu jestem w szlafroku, że mam się ubrać, poczesać i umalować dla męża, podczas gdy ja nie potrafiłam z jednego do drugiego pokoju przejść. Nie miałam siły się zajmować dzieckiem, nie umiałam się z nim bawić, býłam szczęśliwa gdy spało, bym też mogła spać razem z nim. Miałam poważną depresję poporodową, ale wtedy o tym nikt nie mówił, internet dopiero raczkował, sama nie zdawałam sobie sprawy, że na to cierpię. Mówiłam lekarzowi, że jestem cały czas zmęczona, słaba, nie mam energi, na nic nie mam siły, najlepiej bym spała cały dzień. Odpowiedział mi żartem, że jemu się też nic nie chce. Wysłał jedynie na badania krwi, a że wyszły dobrze, to stwierdził, że nic mi nie jest. Nawet nie wpadł na to, żeby mnie wysłać do psychologa, bo ewidentnie zmagałam się wtedy ze stresem pourazowym i depresją poporodową. Ja nie miałam wtedy pojęcia o takich zaburzeniach, byłam młoda, niedoświadczona, ale on jako lekarz to powinien rozpoznać. Nie pomógł mi nikt. Totalna porażka. W miarę do siebie doszłam dopiero, gdy dziecko skończyło mniej więcej 3 lata i poszło do przedszkola a ja wróciłam do pracy po wychowawczym. W między czasie w domu ciągłe awantury, że jestem złą żoną, złą matką, że nie posprzątane, że z dzieckiem z domu nie wychodzę na spacery jak inne matki, wszystko robiłam źle i wiecznie za mało. Czułam się tak źle, że miałam wręcz myśli samobójcze, nie chcialo mi się żyć. Jego niemowlęctwo, pierwsze kroki, karmienie piersią, ząbkowanie - wszystko pamiętam wyłącznie przez mgłę. W między czasie zmarł mój ojciec, jego śmierci też nie umiałam odpowiednio przeżyć, byłam jakby wyzbyta z uczuć, działałam jak automat. Praktycznie nigdzie nie wychodziłam, z nikim się nie widywałam. Dzisiaj wiem już, że byłam po prostu chora i nie dostałam pomocy. Miałam wtedy wrażenie, że wszyscy uważają, że jestem leniwa, wszystko olewam i obgadują mnie za plecami. Sama też tak o sobie myślałam wtedy, bo skoro lekarz powiedział, że nic mi nie jest.... Powiedziłam raz teściowej, że bardzo źle się czuję, na nic nie mam siły to usłyszałam jedynie "A wiesz jak ja miałam ciężko z trójką dzieci? A wszystko w domu sama robiłam. Takie jest życie, nikt nie mówił, że będzie lekko, a mój mąż to jeszcze pijany wracał i nic mi nie pomagał". Mamie w ogóle nie zawracałam głowy, bo opiekowała się dziennie babcią chorą na altzheimera i już wtedy chorującym ojcem. Rzadko mnie odwiedziała, nie zauważyła, że coś jest nie tak. Od męża też często słyszałam, że kobiety kiedyś po 6-8 dzieci miały, wszystko same robiły i nie narzekały, a ja z jednym sobie dać rady nie mogę, co ze mnie za kobieta, co za matka. Do dnia dzisiejszego nie potrafię się pogodzić z tym , że zostałam na tej porodówce potraktowana jak zwierzę w rzeźni, odarta z godności, jakiegoś człowieczeństwa. Gdyby mój poród wyglądał inaczej moje życie też inaczej by się potoczyło. Dziś jestem po rozwodzie, który miał miejsce zaraz po tym, jak wróciłam do pracy po wychowawczym. Poszło szybko, powiedziałam, że już dłużej nie zniosę awantur, że skoro jestem taka, siaka i owaka, to niech się wyprowadzi i lepszą znajdzie. Tak też zrobił i w końcu nastał spokój, trochę odetchnęłam psychicznie. Zabierał dziecko na weekendy. Ja miałam czas się w końcu zebrać do kupy i jakoś ruszyć z miejsca. Jestem w nowym związku od kilku lat, ale o drugim dziecku nie ma mowy, bo obawa, że ten koszmar się powtórzy jest nie do przeskoczenia. Całe lata nie rozmawiałam o tym z nikim. Najbliższa mi przyjaciółka powiedziała kiedyś "ciesz się że dziecko jest całe i zdrowe, nie myśl o tym wszystkim, wszystko się dobrze skończyło, a niektóre kobiety z powodu komplikacji przy porodzie wychowują dzieci niepełnosprawne". Wiem, że miała rację, ja się cieszę bardzo, że jest zdrowe, ale do dzisiaj mi żal jak patrzę na młode matki na placach zabaw, na te zdjęcia uśmiechniętych, szczęśliwych matek z dziećmi na instagramie, że moje dziecko nie miało wczesnego dzieciństwa takiego jak powinno i żal mi, że tak mało je pamiętam, nawet zdjęć niewiele mam z tego okresu, bo wiecznie w piżamke, szlafroku, czy jakimś rozciągnietym T-shircie. Wygładam jak ostatnie nieszczęście, wiecznie smutna, zmęczona. Dziś syn to już nastolatek, mam z nim bardzo bliski kontakt, ale tego straconego czasu wyciętego z życiorysu nie wróci nam nikt i co gorsza nie wiem okogo o to winić, czy siebie, czy lekarzy, czy męża, że mi nie pomógł, czy po prostu los, że to na mnie trafiło. Nigdy już nie byłam tą samą osobą co przed porodem, coś się we mnie zmieniło bezpowrotnie. Jak słyszę w TV historie ludzi, którzy mówią, że po tym jak padli ofiarą jakiegoś, gwałtu, pobicia czy wypadku i ich życie się zmieniło bezpowrotnie, to ja czuję coś podobnego. Mam wielką nadzieję, że po tych kilkunastu latach porodówki w Polsce wyglądają już zupełnie inaczej, a kobiety są dużo lepiej traktowane przy porodzie niż kiedyś, bo inaczej żadne 500+ nie przekona ich do rodzenia dzieci w takich warunkach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
wspólczuje, mam te same przemyslenia. jeszcze do tego dziecko niepelnosrpawne po tym wszystkim. jakby szło ujsc bezkarnie to... nie będe pisac co.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dla mnie nie do wytrzymania jest po prostu zjawisko skrajnego braku empatii u ludzi. Płakac sie po prostu chce. Mam wrazenie, ze ludzie to zywe g****a. Dzisiaj np. zmarł Hawking, i niektóre teksty wysmiewajace go w skrajnie obrzydliwy sposób i to jeszcze w dzien smierci. Napisałam komentarz, ze Hitler miał racje, ze uwazał, ze powinnismy byc narodem pasterskim. Dalczego na tym swiecie jest tyle chamstwa, bezrozumnej, bezdennej głupoty? Ja sie czułam podobnie jak ty, tylko to jeszcze u mnie trwało w nieskończonosc. nie wiem jak inni ludzie wytrzymuja, moze maja wiecej szczescia, albo mnie wrazliwi. Mam ochote sie zamknac w jakiejs pieczarze ostatnio coraz bardziej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dobrze ze nie mam dzieła :( z chęcią też bym do pieczary zeszła i wyszła za rok z niej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mnie jedyne co pociesza czasem w takich sytuacjach, to jak pomysle, ze mozna miec jeszcze gorzej. Moze te połozne były takie, bo zarabiały 1400 za 8 h pracy równiez w nocy, a jak przychodziły do domu, to maz je przykładnie lał po ryju? Mam nadzieje, ze tak było. Wiekszosc ludzi ma rózne problemy, frustracje, nienormalna prace, umieraja w wypadkach, na raka w strasznych męczarniach, albo ląduja na bruku, mimo ze nawet pracowali x lat. CZasem jak sobie tak mysle, to mi lepiej. :( moze jestem zła osobą. Ale mam to w d.u.pie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ale o co chodzi? Przecież poród sn taki cudowny jest! Najlepszy dla dziecka, dla matki i w ogóle dla wszystkich! Boże jak się cieszę, że załatwiłam sobie cc.. nie muszę nic teraz rozpamiętywać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja myślę, że to jakieś komunistyczne pozostałości po dawnych obyczajach. Np. mówienie za dwoje albo w ogóle bezosobowo "usiądzie, wstanie, zegnie rękę, podpisze, poczeka". Do dzisiaj w przychodniach pielęgniarki starej daty tak się zwracają do pacjentów. Słowa proszę nie znają, chyba by im korona z głowy spadła jakby miały powiedzieć "proszę usiąść". Gdy któregoś dnia w 7 miesiącu pojechałam do szpitala, bo dostałam skurczy i mnie to przestraszyło, to też miałam akcję na 102. Wyszłam z domu w tym co miałam na sobie, a miałam spodnie z dresu i zwykły T-shirt, który z powodu dużego brzucha był mi już trochę przykrótki i kawałek brzucha mi wystawał. Stara p***a na izbie przyjęć tak się oburzyła na ten widok, że mi powiedziała "co to teraz za moda z brzuchem na wierzchu łazić, a nie boi się, że w ten brzuch ją osa ugryzie?" Wtedy mnie po prostu zatkało, że można się czepiać stroju w jakim się przyjechało do szpitala w przypadku zagrożenia wcześniejszym porodem. Dzisiaj bym tą starą krowę zjechała z góry na dół nie przebierając w słowach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko, czy wiesz, że człowiek jest odpowiedzialny za swoje emocje? To znaczy, że Ty wybierasz jak zareagujesz w danej sytuacji - po którą emocję w danej chwili sięgniesz? Piszesz o żalu. Czy wiesz, ze żal jest uczuciem rzekomym i to słowo nie powinno funkcjonować w słowniku jp? Dlaczego? Dlatego, że jak mówisz, że masz żal do osoby x, to tak naprawdę wskazujesz tą osobę jako winną swojego stanu uczuć - a przecież to z Ty jesteś za niego odpowiedzialna. Uczucie żalu zamyka cię e błędnym kole, a może się mylę? Całym sercem czytałam, to co napisałaś. To, co z kolei na napisałam wyżej wynika z mojej chęci wsparcia i współczucia i przekazania pewnej wiedzy nt. uczuć. Co myślisz o tym co napisałam na początku?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziś [05:12 o co chodzi w tym bełkocie? Czyli jak ktos cie np. zgwałci, to ty wybierasz, czy powinnas go za to kochac, czy nienawidzic? i mozna wybrac miłosc, zaproponowac slub zamiast miec zal do gwłaciciela? o czym ty bredzisz kretynko?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a jak komus dziecko umrze, to sie wybiera swoje emocje? mozna sie cieszyc zamiast płakac? Jak cie zgnoja, zwyzywaja, odra z godnosci, to masz nie miec zalu, tylko sie cieszyc? Co za bełkot, zmien dealera

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
5:30, 5:34 Chodzi o wybór wyrazu danej emocji, a nie o samą emocję :). Każdą emocję trzeba przeżyć (oprócz uczuć rzekomych). Np. czujesz złość i teraz od ciebie zależy czy przy pieprzysz komuś czy zrobisz coś innego. Rozumiecie teraz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Psychologiczny bełkot, który nie ma pokrycia w rzeczywistości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
6:56 Jeżeli wolisz żyć w świecie, w którym nie masz wpływu na siebie - twoja sprawa. Nie musimy się zgadzać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Położna miała pretensje o szlafrok. Ja bym taką za wsiarz i won z domu i jeszcze skargę napisała. Kobitki musimy umieć czasem się postawić!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przyjęli mnie na patologię ciąży pod koniec. Przyszłą taka jedna rodem z PRLu i mnie opierdzieliła, że za wolno się przekręcam na łóżku i jestem za gruba. To wstałam powoli, wyszłam z sali i poszłam prosto pod gabinet kierowniczki położnych i płakałam na głos. Wyszła kierowniczka, powiedziałam, że nie mogę oddychać i przestać płakać, że ta i ta tak mnie potraktowała, a mój wujek ordynator ginekologii nie obiera (kłamstwo nie znałam faceta, ale wiedziałam że na urlopie). Położna dostała taki opierdziel, że przez następny tydzień myślałam, że mi w tyłek wejdzie, musiała rozpowiedzieć innym, też jak księżniczkę mnie traktowały. Minęło parę lat, a ja zawsze robię research na kogo się powołać, żeby było mi lżej i mnie lepiej traktowali.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kobieto dobijasz do 40-stki. Niedługo menopauza. Poród odbył się dawno temu. Z tego co opisujesz to twój poród był krótki. Nie wiem co sprawiło, że tak ostro zareagowałaś, czy to jakaś wrodzona wrażliwość, jednak większość kobiet morduje się w czasie porodu podobnie i wspomina podobnie czyli jako koszmar. Nikt się o tym nie wypowiada pozytywnie. Większość jest zaskoczona wielkością cierpienia i tuż po to żadna nie chce więcej rodzi,ć ale po prostu z każdym miesiącem pamięć o tym zdarzeniu u większości blednie, a radość z dziecka jest taką pozytywną przeciwwagą dla całej reszty mimo tego, że jest ciężko. Zachowanie personelu jest ważne i tam sie nie popisali profesjonalizmem. A co do rodziny, otoczenia to ludzie nie lubią słuchać o tym, że ktoś ma depresje, bo to tak jakby ktoś umniejszał wysiłek jaki sami muszą wkładać we własne życie, co nie zmienia faktu, że depresja jako stan psychiczny istnieje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"Ja sie czułam podobnie jak ty, tylko to jeszcze u mnie trwało w nieskończonosc. nie wiem jak inni ludzie wytrzymuja, moze maja wiecej szczescia, albo mnie wrazliwi." Jak to "jak wytrzymują"? Co to w ogóle za głupie pytanie. Mam ci objaśnić ? Nie wytrzymują tylko znoszą. BO NIE MAJĄ INNEGO WYJŚCIA. Jednak nie wszyscy mają ochotę zamęczać innych swoim narzekaniem. Zachowują sobie swoje cierpienie dla siebie. Wbrew temu co wkręcacie to wam samym brak jest empatii do ludzi. Myślicie, ze tylko wy cierpiałyście prawdziwie ? że tylko wy odczuwałyście potworny ból ? że wszyscy inni mają lekko i nic im nie było ? To jest bardzo nie fair. Zachowujecie się wobec innych dokładnie tak samo jak krytykujecie i gardzicie. Umniejszacie totalnie przeżycia innych. Nie znoszę takich ludzi. W przeszłości ludzie i nadal przeżywają koszmarne, niewyobrażalne cierpienia, tortury, śmierć w mękach przez cudze sadystyczne upodobania. Czy to, że nie usłyszałyście opisu ich przeżyć z większymi szczegółami lub nie usłyszałyście wcale to znaczy, że ich nie było ? Kurde dla mnie już sam fakt porodu świadczy o tym, że każdy się omordował i już czuję współczucie. To że ktoś nic nie mówi to nie znaczy, że miał klawy poród. Zachowujecie się mocno nie fair. Nie znoszę takich ludzi którzy widzą tylko własne problemy. Albo inaczej. Znosiłabym ich gdyby nie zamęczali innych swoimi żalami lub mogliby nawet zamęczać, ale żeby chociaż rozumieli, chcieli wysłuchać, zrozumieć problemy też innych, żeby była w tej relacji jakaś wymiana wzajemnej empatii, ale większość takich narzekaczek to mają po prostu w d***e innych. Są egocentryczkami. Umniejszają problemy, cierpienia, zmagania innych, czyli nie są empatyczne wobec innych, ale od innych wymagają jednostronnej empatii dla siebie i gdy jej nie otrzymują to wyzywają ludzi jako podgatunek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"W miarę do siebie doszłam dopiero, gdy dziecko skończyło mniej więcej 3 lata i poszło do przedszkola a ja wróciłam do pracy po wychowawczym. W między czasie w domu ciągłe awantury, że jestem złą żoną, złą matką, że nie posprzątane, że z dzieckiem z domu nie wychodzę na spacery jak inne matki, wszystko robiłam źle i wiecznie za mało." Autorko zaskoczę cię. Większość kobiet mężatek po urodzeniu dziecka dochodzi do takiego etapu w swoim małżeństwie. Nie tylko ty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Opiszę Ci mój poród, to dopiero był hicior. Nauczył mnie tego, że trzeba umiec bronić siebie i swojego JA, chociaż wtedy, mając 20 lat, zachowałam się jak du/pa wołowa i zero reakcji poza poczuciem przykrości. Pierwsze skurcze zaczęły się ok. 6:00 rano, kazali chodzić po korytarzu. Potem ok. 12:00 odeszły wody, w sumie w trakcie badania, więc już mnie przewieźli na porodówkę, posadzili na tego kozła i powiedzieli, że dopóki nie urodze to nie wstanę. Dziecko wyszło o 17:00. więc 5 godzin lezałam. W międzyczasie skurcze były juz nawet co 3,5 minuty a trwały 1,5 minuty. Na sali wisiał duży zegar i z dokładnościa co do sekundy tez skurcze trwały, a ja nie mogłam się ruszyc. W dodatku byłam tam SAMA, bo w tym dniu trwało 7 porodów naraz, wszyscy gdzieś byli. W tym całym amoku cały czas w ręce miała telefon komórkowy taki mały, na klawisze, bo to początki telefonów były. Zadzwoniłam do rodziny, która stała przed porodówką i próbowałam się czegoś dowiedzieć. Co jakiś czas wpadała na chwilę jakas pielęgniarka z doskoku, patrzyła mówiła: a ok i odchodziła. I nagle ok. 16:30 do pokoju wpadło tyle osób naraz, że nie wiedziałam co się dzieje. Jedna złapała mnie za rękę i zaczęła wkładać wenflon, druga próbowała badać, podłaczali jakies rzeczy, mało pamiętam, poza zgiełkiem i wrzawą. Co chwilę ktoś mi mówił, czy zgadzam się na poród rodzinny(wtedy sie płaciło), cały czas mówiłam, ze nie. W penym momencie ktoś zaczął mi na siłę wkładac cewnik, ból czuję do dzisiaj jak sobie przypomnę. I usłyszałam- cesarka. Wywieźli mnie do innego pomieszczenia, gdzie czekał ordynator, lekarze, STUDENCI, kupa ludzi. I się zaczęło. Dodam, że całe życie jestem gruba, ale to co się nasłuchałam wtedy to masakra. ordynator nie potrafił wbić mi igły, więc komentował na głos. No tak, najlepiej to się utuc, a teraz ty się człowieku męcz, jak ja mam tutaj coś wbić, sam tłuszcz, nic nie widać, nie no takiej grubej to ja jeszcze nie widziałem (ja widziałam, no ale co z tego). Po wielu obelgach znieczulił mnie od pasa w dól, a góra przytomna, więc słuchałam dalej, ile to mam tłuszczu, jaka gruba i w ogole. Jak wyciągnęli dziecko i pokazali mi, to spłynęła mi łza radości, na co komentarz ordynatora, no i co ryczysz? Po porodzie gdy już dotarłam na sale dla matek, kazali mi sie podnieść. Poprosiłam pielegniarkę, żeby mi podała rękę, bo nie było żadnego uchwytu, na co ona - a co pani myśli, że ja taka gruba podniosę? Przywieźli dziecko w tym wózeczku, zostawili i kazali mi sobie wstać. No to wstałam, a jak wstałam to się rozlało pełno krwi, na co pielęgniarka mówi - no tak, teraz jeszcze będe musiała podłogę myć. I tu dopiero powoli zaczęłam odzyskaiwac język, bo mówię jej, że jak mi da wiadro i szmatę to sobie sama umyję, jak to taka ujma dla niej. W szpitalu po cesarce leżałam w sumie 3 dni, zgłosiłam, że wychodze na żądanie jak tylko dziecko będzie gotowe. Na odchodne ordynator mi powiedział, że jak sie rozprują szwy to mam do nich nie wracać. Parę miesięcy pózniej tego ordynatora wywalili z hukiem, między innymi własnie za chamstwo do pacjentek. Ja sama skargi nie pisałam, młoda, niedoświadczona. Ale dzięki temu nauczyłam się, że nikt nie będzie mnie obrażał. Gruba czy nie- tez człowiek i tak samo zasługuję na szacunek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja rodziłam 17 h w mękach prawie zostawiona sama sobie bo położne wychodziły i wracały po jakims czasie a ja leżałam i darlam się jak opętana myślałam ze pogryzie metalowe lozko i z bólu tez mało co pamiętałam szczerze mówiąc. Skończyło się cesarką następnego dnia rano i usłyszałam na stole ze mam się nie drzeć bo to nie porodówka już. Miałam drgawki, podawany tlen i wymiotowałam leżąc na stole operacyjnym kiedy rozcinali mi brzuch. Nie potrafiłam się z wycieńczenia organizmu i psychicznego zajmować swoim dzieckiem praktycznie a jak wróciliśmy do domu w 2 dobie to byłam przerażona bo nie miałam pokarmu w piersiach ani pomocy kogoś doświadczonego. Generalnie bylam w depresji ciagle płakałam razem z dzieckiem które na domiar złego miało kolki, gazy i wcale nie spało a tym samym ja. Teraz ma prawie 5 miesięcy i od 27.10 kiedy o 15:00 odeszły mi wody nie miałam nocy kiedy mogłabym się wyspać ani dnia bo moje dziecko zasypia max na 20-30 min więc nie dam rady usnąć nawet gdybym chciała. Już od jakiegoś czasu nie rozpamiętuję tego strasznego wydarzenia zwanego porodem i szczerze mówiąc gdyby nie to ze mam teraz kochanego synka to chyba dalej bym leżała i przeżywała swój los x) zmotywował mnie ze dla niego warto zapomnieć te chwile natomiast ja już kolejnego dziecka mieć nie będę a już na pewno nie z własnej nieprzymuszonej woli. Moj maz chce drugie dziecko ale mmie po cesarce nadal boli brzuch i czasem jak się dotykam tam myjąc itp to naciąga mnie na wymioty. Druga cesarka to chyba byłoby ciężko....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ps to ja wyżej . Ktoś pisał o cewniku to ja miałam zakładamy dwa razy i dwa razy wbijane igły w kregoslup a ze znieczulenie na mnie jakos nie działało to mi dowalili konskie dawki wszystkiego co tam mieli pod ręką tak ze nie czułam klatki piersiowej i nie mogłam oddychać dlatego ten tlen mi dawali w masce. Generalnie byłam świecie przekonana, ze umrę a moje dziecko zostanie pół sierotą. A jak zrzucali mnie na drugie łóżko żeby mnie wywieźć z sali operacyjnej to zaczepili mi jednym wenflonem (bo miałam dwa) o prześcieradło i prawie wyrwali żywcem z ręki tak ze miałam potem taka twarda gólę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rozwiodłaś sie. Nie każda sobie może pozwolić na rozwód bo ma np. słabą prace i nie utrzyma się sama. Poczytaj sobie topiki ile tu takich jest. Jesteś sprytna baba, kopnęłaś ojca dziecka w tyłek, jesteś niezależna i jeszcze sobie drugiego chłopa wyszukałaś, a robisz z siebie wielką ofiare losu i życia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
20 lat temu też byli psycholodzy. Były psychoterapie. To nie były aż tak zacofane czasy, nie wkręcaj. Też dobiegam 40-stki i wiem jak było. No chyba że jesteś z głębokiej wsi, ale jak opisujesz nastąpienie swobodnego powrotu do pracy po urlopie wychowawczym to nie wydaje mi się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziś 0 nie wiem dziewczyno skąd ty wymysliłas, ze ja umniejszam czyjes cierpienie?? Nie zrozumiałaś ani promila z mojej wypowiedzi. I cała twoja to bełkot, sory ale tak jest. "Nie wiem jak ludzie to wytrzymuja"- to była taka po częsci przenosnia, wiem ze kazda osoba odczuwa indywidualnie próg bólu. Ludzie ze skłonnosciami do depresji maja obnizoną ilosc tego neuroprzekaznika o nazwie serotonina, która odpowiada a odczuwanie bólu, w związku z tym czesc takich osób bedzie przechodzi poród gorzej, moze autorka czy ja tez do nich nalezymy. Ja współczuje kazdej kobiecie co cierpi przez bezduszny personel, i to bardzo. Az sie we mnie gotuje. Ale nie jest tez prawdą, ze kazda kobieta strasznie cierpi rodząc, bo czytałam tu mase opisów, i wiele pisało, ze bół zupełnie do wytrzymania, ze wspominaja dobrze, ja tego nie rozumiem, ale na pewno są ludzie o b duzej odpornosci na ból i przede wszystkim- bywaja lekkie porody, zwłaszcza te krótkie. I nie wiem skad wymysliłas, ze autorka czy ja zamęczamy ludzi narzekaniem, ona przeciez napisała, ze kilkanaście lat juz to dusiła w sobie, nikomu nie opowiadajac. Zrobiła z tego tabu, a ty piszesz o zamęczaniu. Brak ci faktycznie i wrazliwosci, i zdolnosci czytania ze zrozumieniem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
oki matki to teraz przyznajcie sie ktora z was tak namawia na innych tematach na porod sn? hmmm

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To straszne co piszecie. Ja co prawda miałam cesarke nie planowaną. Lekaże i położne byli dla mnie serdeczni łącznie z anestezjologiem który trzymał mnie za rękę . Po wszystkim jak doszło do opieki nad noworodkiem to położna mówiła że cały czas jes do mojej dyspozycji. Dodam że to niewielki państwowy szpital.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
wczoraj oki matki to teraz przyznajcie sie ktora z was tak namawia na innych tematach na porod sn? hmmm x x x dobre i jeszcze ciekawe która dowodziła że cesarka to nie poród

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
40 lat i ciągle dzieciuch,po co to opisywać i straszyc inne.Ja żadnej traumy nie miałam, depresji, a co to jest? Poród normalnie, trochę bolało ; normalne,cięcie, szycie, nawet nie wiedziałam kiedy, od razu było normalnie, a życie intymne jak przed porodem.Czasami ktoś ma pecha i słabą psychikę, a jak się boi to adopcja.Jak można tak rozwodzić się nad tym co było i minęło, mieć na całe życie Depresję, a dziecko w głębokim poważaniu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Debilko skonczona, to nie wiesz ze sa rozne porody? Jedna ma luksus porod. a. druga ma traumatyczny. Ja mialam traume i rzezne na porod owce, moja kuzynka twierdzi że miala fajny porod, z tego wniosek ze roznie to bywa, przeciez zadna z nas nie klamie. Mialas szczescie ze mialas lajt.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×