Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość Miro123456

Moja historia, prośba o radę co powinienem zrobić

Polecane posty

Gość Miro123456

Chciałbym serdecznie powitać wszystkich forumowiczów, z racji tego, że jest to mój pierwszy post na tym forum, więc Witam :). Zanim przedstawię swój problem, chciałbym co nieco o sobie opowiedzieć. Dzisiaj jestem już 26-letnim mężczyzną, programista-fizykiem i elektronikiem na moje nieszczęście bardzo uczuciowym, nieradzącym sobie z samotnością. Lata młodości: Pierwszych parę lat życia spędziłem schorowany w szpitalu (bylem za mlody, żeby to teraz pamiętać), ponieważ przez niewłaściwie podane leki miałem uszkodzony układ trawienny (do tego miałem mieć amputacje nogi, ale na szczęście pozostałem symetryczny :) ). Gdy poszedłem do szkoły zawsze pasjonowałem się naukami ścisłymi, chciałem być takim szalonym naukowcem, wiec całkiem nieźle się uczyłem, pasja do takich przedmiotów i chęci zostały mi po dzis dzień. Rodzice niestety nigdy nie mieli dla mnie zbyt dużo czasu, bo ciągle pracowali. Wychowywała mnie siostra, która zawsze chciała mnie wspierać, jest trochę apodyktyczna (jak większość mojej rodziny i traktuje mnie dalej jak gówniarza, któremu trzeba ciągle pomagać). W szkole byłem raczej lubiany, bardzo lubiłem pomagać innym, co zazwyczaj było, lekko mówiąc nadużywane, do dzisiaj zresztą jest. Ale już tak mam, że prędzej pomogę komuś niż samemu sobie. Nieobecność w domu rodzice probowali mi zrekompensować prezentami i innymi pierdołami, których tak na prawdę chyba nie potrzebowałem. Mama zawsze wmuszała we mnie jedzenie, twierdząc, że marnie wyglądam, wiec w podstawówce, gimnazjum i liceum bylem bardzo gruby, przez co miałem spore kompleksy, chciałem przestać jeść i zacząć ćwiczyć, ale z drugiej strony nie chciałem zrobić mamie przykrości, ze nie zjadłem. Dopiero później nauczyłem sie jej trochę odmawiać. Kiedy mama ciężko zachorowała tatko zaczął pic, przez co dzisiaj ma stwierdzony alkoholizm. Raz zdarzyło się ze oberwałem od niego w twarz, kiedy się na mnie zdenerwował po pijaku, miał przez to wyrzuty sumienia i było mi go szkoda, cierpiał z tego powodu bardziej niż ja. W liceum mimo najszczerszych chęci nie mogłem znaleźć się w grupie, pierwszy rok wspominam bardzo złe, powiedziałbym nawet, że to był istny koszmar. Cały rok przesiedziałem sam w ławce, a na przerwach zamiast rozmawiać innymi po prostu zacząłem czytać książki żeby się czymś zająć, nie miałem kolegów ani koleżanek (bylem wówczas bardzo nieśmiały jeśli chodzi o kobiety), a była ich u mnie w klasie zdecydowana większość, a z kolegami tez nie mogłem porozmawiać, bo jakoś nie mogłem znaleźć wspólnego języka, wydawali mi się jacyś dziecinni, wiecie imprezki, dziewczynki, papieroski, szpan i inne tego typu rzeczy. Ja już wtedy zaczynałem powoli marzyć o ułożeniu sobie życia z jakąś dziewczyną, która by mnie po prostu zrozumiała i akceptowała takiego, jakim jestem. Snułem plany na przyszłość o założeniu rodziny, chciałbym mieć żonę, dzieci, osoby, dla których mógłbym żyć, bo sam dla siebie to chyba nie potrafię. Uczyłem się potrzebnych mi rzeczy, nie tych, które uczy się w szkole (nie twierdze że nie sa potrzebne, ale jednak trochę mniej ważne), które zapewniłyby mi dobrze płatną pracę, abym kiedyś postawił dom i zapewnił byt mojej przyszłej żonie i dzieciom. To komiczne, ale przez to, że tyle się uczyłem miałem dosyć mierne oceny w szkole, bo zawsze uczyłem się akurat tego, co nie było mi w klasie potrzebne, a nawet zdarzało się, że uciekałem ze szkoły i chodziłem do pizzeri na kawę, aby tylko poczytać coś o elektronice, programowaniu, czy fizyce kwantowej. Takie postępowanie prawie zapewniło mi powtarzanie klasy, ale na szczęście udało się wszystko zdać. Codziennie zasypiałem z myślą o tym, że kładę się obok kogoś, wtulam się i zasypiam, a rano przychodziło to rozczarowanie, że jednak to tylko marzenia i jakoś niema zbytnio nikogo, kto by mnie zechciał, ale wcale się nie dziwie, byłem mało atrakcyjny, raczej zamknięty w sobie, totalnie niepewny siebie. Całe życie szukam tej jednej jedynej, która by mnie prawdziwie pokochała, bez względu na wszystko. Którą mógłbym obdarzyć takim samym, albo i nawet większym uczuciem, którą bym wspierał i pomagał. Tak minął mi pierwszy rok liceum, w samotności, na drugim na szczęście doszła do naszej klasy dziewczyna, z którą prawie od razu znalazłem wspólny język, przyjaźnimy się do dzisiaj, niestety tylko na odległość, bo mieszkamy w różnych miastach. Na początku myślałem, że może mogłaby zostać moją dziewczyną, tą jedną, jedyną, ale szybko dałem sobie spokój i pozostawiłem ja w sferach przyjaciół, nie pasowalibyśmy do siebie zbytnio. Drugi i trzeci rok liceum dzięki niej mijał już całkiem znośnie, w końcu miałem z kim pogadać i usiąść w ławce, a i opiernicz za czytanie książek i wspólną naukę do matury zbieraliśmy razem :). Na drugim roku zacząłem się przyjaźnić ze szkolna panią psycholog, gdzie poznałem dziewczynę która do niej uczęszczała (nazwijmy ją Asią), pamiętam na początku jak przyszło to jakoś wpadł mi w oko, ale niestety bylem zbyt nieśmiały żeby z nią normalnie rozmawiać, Ona zreszta tez do odważnych nie należała, ale mimo to był jakiś tam kontakt. Rzecz się zmieniła, kiedy pewnego dnia spytała, czy poszedłbym z Nią na studniówkę. Zgodziłem się od razu, myślałem "taka atrakcyjna dziewczyna, czemu akurat mnie zaprasza?". To było mniej więcej około roku odkąd ją pierwszy raz zobaczyłem. Od tej pory pisaliśmy ze sobą, jeszcze wtedy na naszej klasie, która była jeszcze wtedy dosyć popularna. Między szkołą, nauką do matury, musiałem wiec znajdować czas, który poświęcałem jej, przez codziennie sypiałem po 3, 4 godziny, byłem wtedy tak zmęczony, że potrafiłem usnąć na siedząco podczas rozmowy. Prawie od razu powiedziałem, że jest wyjątkową i się zakochałem, wiem, że nie powinienem, ale nie mogłem się powstrzymać, ona utrzymywała mnie w niepewności aż do nowego roku (schudłem z nerwów przez to jakieś 10 kg. Znajomość się rozwijała, byłem w niej tak ślepo zakochany, chciałem żeby poznała moja rodzinę i tak tez się stało. To był pierwszy zgrzyt, siostra próbowała mi pokazać, że coś jest z nią nie w porządku, ale ja nie słuchałem, nie widziałem świata poza nią. Potrafiła mi powiedzieć, że jestem za gruby i inne rzeczy, przez które robiło mi się przykro. Moje stosunki z rodziną mocno podupadły, bo mocno jej broniłem nie widząc tego, co się szykuje. Tak mi minęło liceum, zdałem maturę jako jeden z najlepszych w szkole, przez co z dostaniem sie na studia nie miałem problemów. Asia (już wtedy moja dziewczyna próbowała mnie odwieźć od zamiaru pójścia na studia, powiedziała ze sama chce zacząć studiować, a dzieliła nas roczna różnica, chciala, żebym na nią poczekał i żebyśmy poszli razem, nie podobało mi się to, bo chciałem jak najwcześniej skończyć studia i iść do dobrej pracy, żeby zacząć zarabiać i iść na swoje, ale i tak prawie jej uległem, na szczęście rodzina odwiodła mnie od tego pomysłu i wyjechałem studiować do innego miasta. Dorosłość: Dopiero gdy wyjechałem i zmniejszyłem kontakt z Asią, widywaliśmy się tylko na weekend, jej rodzice pozwalali mi u niej nocować, codziennie do siebie dzwoniliśmy, bardzo wtedy zaniedbałem stosunki z moja rodzina, bo cały czas wolny poświęcałem albo nauce, albo Asi. Zobaczyłem że coś w tym związku jest nie w porządku, potrzebowałem tylko spojrzeć na to z perspektywy. Zauważyłem, że probuje mnie mocno kontrolować, przyznała, że nie chce żebym skończył studia, bo nie chce czuć się głupsza. Nieraz mi zresztą powtarzała że jestem do niczego i znam się tylko na tej, jak to podkreślała głupiej fizyce i elektronice, dzięki poznaniu na studiach nowych ludzi i zobaczeniu swojej wartości (bylem najlepszy na roku i ostro wyprzedzałem materiał) poczułem się trochę pewniejszy siebie, Asi się to nie podobało i cały czas próbowała mi wmówić, że jestem do niczego, pewnie dzięki temu czuła się pewniej, nie chciała żebym od niej odszedł, wcale zresztą wtedy nie zamierzałem tego robić, mimo ze widziałem jaka jest niedojrzała i zachowuje się jak typowa księżniczka. Chciałem dla niej jak najlepiej, myślałem ze z czasem dorośnie i się zmieni. Przez okres studiów ten związek miał swoje wzloty i upadki, przetrwał tyle czasu (6 lat) chyba tylko dlatego, ze ciągle był tylko na odległość, poza wakacjami, które były dla mnie mordęga, chciała żebym codziennie siedział z nią, od rana do wieczora, nie rozumiała tego, ze muszę pomóc trochę w domu, ze rodzice mi za wszystko płacą (nie miałem pracy, bo nie miałem na nią już czasu), wiec chce się im odwdzięczyć. Bardzo balem się zostać wtedy sam, wiec znosiłem wszystko, co sobie wymyślała, mówiła że bardzo mnie kocha, a mimo to strasznie mnie krzywdziła, zdarzały się sytuacje, że po prawie nieprzespanej nocy, zamiast kłaść się spać szedłem do sklepu, żeby kupić jej paczki, bo wiedziałem ze bardzo lubi, niestety zamiast podziękowania, zazwyczaj słyszałem, że chce żeby była gruba, niepotrzebnie to robiłem, albo strzelała focha, że nie kupiłem mleka, a ona lubi paczki tylko z mlekiem. Starałem się jak mogłem, najgorsze były jednak święta, chciała żebym spędzał je u niej w domu, a nie ze swoja rodzina. Zawsze chciałem najpierw pojechać do mnie, a potem do niej, jednak moja rodzina ostro jej nie trawiła. Czułem od moich bliskich taki wyrzut, ze ciągle z nią jestem, dalej często się o to kłóciliśmy. Nie mogłem tego znieść, wiec po 3 latach w związku z Asią, okłamałem moja rodzinę że zerwaliśmy, żeby tylko dali mi święty spokój. Związek z Asią był bardzo dziwny, niby mnie kochała, ale chyba nie pociągałem jej fizycznie, pierwszy stosunek mieliśmy dopiero po 3 latach związku czułem się wtedy okropnie, bo czułem, że ja do tego zmusiłem, rzadko chciała mnie całować, mówiła, ze to przez chorobę (leczyła się psychiatrycznie) i nie potrzebuje seksu. Gdy skończyłem studia jako inżynier (z bardzo dobrym wynikiem, kilkoma wyjazdami naukowymi na koncie nie mogłem znaleźć pracy w rodzimym mieście, ani w okolicy, wiec wyjechałem jeszcze dalej. Wówczas z moja rodzina nie miałem już prawie w ogóle kontaktu. Jej rodzice bardzo mi pomagali finansowo i zadłużyłem się u nich na kolo 11000 zl. W mojej pracy spędziłem prawie rok czasu, szkoląc się do zawodu, dostając głodową pensję, Asia wcale nie ułatwiała mi sprawy, chciała, żebym co weekend do niej jeździł, bo tęskni, a jak mówiłem, że chce, żeby to ona do mnie przyjechała to się obrażała i mówiła, ze nie będzie spala w takim mieszkaniu ( mieszkanie rzeczywiście było niskiej klasy, ale na nic więcej nie było mnie stać). Wiec starałem się jeździć do niej przynajmniej raz na 2-3 tygodnie, co jeszcze bardziej wpędzało mnie u jej rodziców w długi. Dopiero parę miesięcy temu wysiłek się opłacił, dostałem dobra i dobrze płatną pracę. Przeprowadziłem się na inne mieszkanie, gdzie poznałem dziewczynę, która przyjechała do kolegi. Od razu się w niej zakochałem (nazwijmy ją Basia), a Ona poczuła też coś do mnie, Asi miałem już strasznie dosyć, nie mogłem znieść jej humorów, seksu raz na dwa miesiące, o ile w ogóle i tego, jak mnie traktuje. Pojechałem do domu, aby się z nią definitywnie rozstać. Szykowałem się na tą rozmowę koło tygodnia. Gdy się spotkaliśmy powiedziałem, że chce zerwać, ale nic sobie zbytnio z tego nie zrobiła (zrywaliśmy ze sobą już kilka razy wcześniej, ale głównie to Ona to robiła, żeby cos na mnie wymusić). Po kilku dniach milczenia z mojej strony zadzwoniła do mnie i spytała się czemu się nie odzywam, że nie wierzy, że ją zastawiam. To było nocą, chciałem nocnym pociągiem wrócić do miasta, w którym pracuje od swojego rodzinnego domu, ale pociąg nie przyjechał, czasami tak się zdarzało. Chciała się spotkać szybko w środku nocy i to wyjasnic, a ja głupi się zgodziłem, stwierdziłem, że jestem jej to winien. Gdy się spotkaliśmy, powiedziałem, żeby wyszła, bo nie chce wchodzić do niej do domu (czułem ze cos jest nie tak) Powiedziałem, ze poznałem kogoś, ze nie mogę znieść już tych humorów i że chce to skończyć definitywnie, dostała ataku histerii i zaczęła krzyczeć. Z domu wyskoczyła jej rodzina (matka, ojciec i siostra), zostałem poturbowany, gdy próbowałem uciekać. Mimo ze wcale do słabeuszy nie należę, to jednak udało im się mnie obezwładnić, a jej matka wyciągnęła nóż i powiedziała, ze mnie zabije. Więzili mnie u niej w domu przez jakieś 4 godziny, przez które słuchałem na swój temat różnych rzeczy, ze jak ja mogę to zrobić, rozkochać kobietę, a potem zostawić, że jestem nic nie wart, ze tego się nie spodziewali, że najmie Ukraińców i mnie dopadną, a potem moją rodzinę, a ja bałem się o swoje życie i co ciekawe, o to, że nigdy nie zobaczę już tej dziewczyny z mieszkania, nie zabrali mi telefonu, wiec udało mi się wysłać SMS-a do moich rodziców z prośbą o pomoc. Rodzice zareagowali, złożyli zawiadomienie na policje, wydzwaniali do moich oprawców, chyba tylko dzięki temu stamtąd wyszedłem, bo nie chcieli mnie wypuścić. Udało mi się wydostać, poszedłem do miejsca spotkania, z moimi rodzicami i siostra. Od siostry od razu dostałem zasłużonego plaskacza w twarz, za te wszystkie kłamstwa z rozstaniem się z Asią i całą resztę. Rodzice jak zwykle mi pomogli i spłacili moje długi, a ja z racji, że teraz dobrze zarabiam i staram się to jak najszybciej spłacić. Niestety te wszystkie zdarzenia odcisnęły na mnie trochę swoje piętno. Nie umiem być normalnym partnerem i byłem do Basi zbyt nachalny, mimo że mnie przestrzegała i instruowała nawet jak mam ją podrywać, to jakoś nie mogłem jej posłuchać, tak bardzo potrzebowałem się wygadać, przytulić, a Ona chyba zwyczajnie się mnie przez to Bała. Tak bardzo się starałem, że robiłem to zbyt nachalnie i straciłem i ją, prawdopodobnie na zawsze, czuje się beznadziejnie i bezwartościowo. Nie potrafię być teraz sam, potrzebuje się wygadać. A nie mam komu. Mam ochotę do Niej zadzwonić, ale nie chce jej sobą zamęczać. Nie wiem co mam zrobić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×